Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34

Vivian

Kolejny raz z rzędu się nie wyspałam. Jak tak dalej pójdzie to nie będę w stanie normalnie funkcjonować. Nocne życie jest zdecydowanie nie dla mnie. Ale co mogę poradzić na to, że w ciągu ostatnich dni dzieję się tak dużo. Dalej zastanawiam się nad tą karteczką, która wypadła z zeszytu Ricka. Może ona nie była skierowana do mnie? Może po prostu źle to odebrałam? Nie mam pojęcia. Szczerze mam nadzieję, że to któraś z wymienionych przeze mnie przed chwilą, opcji.

-... Dlatego, nie mam zielonego pojęcia co z tym zrobić. Ej Viv, zaraz wywiercisz dziurę w tym talerzu.-odewała się Lucy, która siedzi na przeciwko mnie.

Współczuję jej, że musi na mnie patrzeć. Przynajmniej teraz, kiedy wyglądam jak trup.

-Byłaś taka głodna, a teraz co? Grzebiesz tam tylko i nic nie jesz.-zaśmiała się.

Spojrzałam na nią niemrawo i powiedziałam:

-Straciłam apetyt.-stwierdziłam.

-No jak sobie chcesz. Ja tam  nie odpuszczę sobie takiego cudownego, pięknego, pyszniutkiego i tylko, mojego hamburgera. Prawda, kto jest moim ślicznym hamburgerkiem?-zapytała kawałek bułki po czym wcisnęła sobie ją do buzi.

Yyy... Czy z nią jest wszystko aby na pewno wszystko dobrze?

-Ajajaj, tylko mój dzidziulek.-powiedziała z pełnymi ustami.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę i popukałam się po czole. 

Z nią nie jest w porządku. Zaczyna mówić do jedzenia, jasna choroba.

-No co?-spytała, a ja tylko wzruszyłam obojętnie ramionami.

-Ty lepiej mów, czy udało ci się wczoraj uniknąć konfrontacji z mamą?-zapytała.

-Tak.-odparłam.

-Ale za to skonfrontowałam się z kimś innym.-dodałam pod nosem, dość cicho.

Luc spojrzała na mnie zainteresowana i zapytała:

-Co? Z kim?

Czy ona ma tak dobry słuch, czy ja powiedziałam to głośniej niż zamierzałam?

-No mów, jestem ciekawa.-ponaglała mnie.

-O Jezu no. Zastałam Belle i Liama w jednoznacznej sytuacji na kanapie w salonie.-powiedziałam bezsilnie.

Gdybym jej nie powiedziała, zamęczyłaby mnie.

-Pieprzyli się?!-krzyknęła.

O. Mój.Boże. 

Już żałuję, że jej powiedziałam.

Szkoda, że nie krzyknęła głośniej, cała stołówka byłaby bardzo zadowolona.

-Lucy!-skarciłam ją w końcu.

-No co? Nazywam rzeczy po imieniu.-stwierdziła, a ja westchnęłam.

-Jasne.-skwitowałam.

-Dobra, mów co oni na to?-dalej wypytywała.

-Eh, no co. Byli zaskoczeni, mnie było niezręcznie im też, więc trochę słabo.-skrzywiłam się na wspomnienie Belli w takim wydaniu.

Chyba nie usiądę na tej kanapie do końca życia...

-No słabo. Ciekawe czy skończyli? Skończyli?-spytała.

-No wiesz co? Nie wiem, nie stałam tam cały czas i się nie przyglądałam. Fuj.-wzdrygnęłam się.

-Ja bym tam chętnie została, na twoim miejscu,-zachichotała.

-Jezu Lucy, nie wiedziałam że z ciebie taka bezbożnica.-udałam przerażenie.

-No widzisz.-mrugnęła okiem. 

-Tak ogólnie to widzę, że Bell też nie jest taka grzeczna na jaką wygląda. Przyjaciele z korzyściami i te sprawy.-poruszyła brwiami.

-Oni są razem.-oznajmiłam.

Lucy była tak zdziwiona, że z wrażenia wypluła cała wodę z ust.

-Co? Od kiedy?-zapytała w szoku i zaczęła wycierać stół.

-No nie? Ja też byłam zdziwiona. Chyba jakoś trzy dni, podobno to było wtedy, kiedy Bell miała pisać rano sprawdzian. A tak na prawdę umówiła się właśnie z Liamem.-wytłumaczyłam jej.

-Grubo.-podsumowała.

-No grubo, grubo.-powtórzyłam po niej.

-Dlatego dziś jesteś taka rozlazła i niewyspana?-spytała.

-Po części.-odparłam.

Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie. Niewiele myśląc wyjęłam z plecaka karteczkę od Ricka i podałam jej.

-Umówisz się ze mną?-przeczytała na głos, a ja pokiwała głową.

-Zwariowałaś Viv, jestem hetero. Sorry.-powiedziała i oddała mi kawałek papieru.

9-Głupia... To od Ricka.-wyjaśniłam.

-Tego od zeszytu, z twojej klasy?-dopytywała.

-Tak.-skinęłam głową.

-Pff. Z nim to tym bardziej się nie umówię. Nie jest w moim typie.-stwierdziła.

Trzymajcie mnie.

-Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie.-westchnęłam zrezygnowana.

-Co? On chce się z tobą umówić?!-znów krzyknęła, tym razem zwracając na siebie uwagę kilku osółb.

Świetnie...

-Nie mam pojęcia. To-wskazałam na kartkę.-wypadło z zeszytu, który mi pożyczył.-powiedziałam.

-A niech spierdala kutafon jeden. Jesteś już zajęta.- pogroziła mi palcem.

-Będziesz to jeszcze jadła?-zapytała.

Ona mnie dzisiaj kompletnie rozbraja tymi swoimi tekstami.

-Lucy, nie jestem pewna czy to do mnie.-zauważyłam.

-I nie nie będę jadła.-odparłam i podsunęłam talerz w jej stronę.

-A do kogo? Chyba nie do misia gogo.-obruszyła się.

-Nie mam pojęcia, myślę że to się jakoś wyjaśni.-powiedziałam.

-No ja mam nadzieję, pamiętaj o Luke.-odpowiedziała pewnie.

-Pamiętam, ale  nie wiem czy on o mnie.-posmutniałam.

-Nie odzywa się, nie było go wczoraj w szkole.-dodałam.

-Oj, Viv. Może miał coś ważnego do załatwienia. Skąd możesz wiedzieć o co chodzi?-zapytała.

-No wiem, wiem.-uśmiechnęłam się do niej pogodnie, co odwzajemniła.

Spojrzałam na ekran telefonu, na którym godzina wskazywała koniec przerwy. Nie trzeba było długo czekać, żeby usłyszeć dzwonek.

Obie z Lucy wstałyśmy ze swoich miejsc i poszłyśmy w kierunku koszy, żeby wywalić odpadki.

-To co, do później?-zaczęła Lucy, gdy byłyśmy przy drzwiach wyjściowych ze stołówki.

-Jasne, na razie.-cmoknęłam ją w policzek i odeszłam w inną stronę niż ona.

Szczerzę trochę szkoda, że Lucy chodzi do innej klasy. Na prawdę bardzo się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy. Choć ona jest zupełnie inna z charakteru w porównaniu do mnie to nie przeszkadzało nam to w złapaniu wspólnego języka. Mam wrażenie, że przez ten krótki okres czasu poznałam ją lepiej niż siebie samą. Zadziwiające, ale bardzo prawdziwe. 

-Cześć Vivian.-powiedział ktoś do mnie.

Jednak byłam na tyle zamyślona, że nawet nie patrząc kto to, odpowiedziałam mechanicznie:

-Cześć.

Dopiero po chwili spojrzałam na swojego rozmówcę, który znacznie się oddalał.

O kurczę to Rick. 

Miałaś dowiedzieć się o co chodzi...

Miałam i zaraz to zrobię.

-Rick!-krzyknęłam za nim.

Odwrócił się niemal od razu. Dzięki temu, że przystanął na chwilę mogłam go łatwo dogonić.

-Hejka.-powiedziałam i od razu skarciłam się w myślach, bo przecież już się z nim witałam.

Nieświadomie, ale witałam.

-Hej.-odparł zdezorientowany.

Super początek Vivian...

-Coś się stało?-zapytał, kiedy ja stałam i wpatrywałam się w niego jak głupia, ale nie wiem jak mam zacząć. 

Nie powiem mu przecież: "Hej, chciałeś się ze mną umówić?"

To tak jakby rzucić się pod pociąg. Marzenie ściętej głowy...

-Ja... chciałam ci oddać zeszyt.-powiedziałam w końcu i zaczęłam szukać przedmiotu w tornistrze.

Gdy udało mi się go w końcu znaleźć od razu mu podałam.

-O dziękuję, ale nie mamy dzisiaj matematyki.-zauważył.

-Tak, ale wolałam oddać ci już dziś, skoro i tak przepisałam wszystkie notatki.-wyjaśniłam.

-A rozumiem, no spoko. Dzięki.-powiedział i chciał już odejść, ale złapałam go za ramię i zatrzymałam.

Rick spojrzał  na miejsce, w którym spoczywa moja ręka, dlatego szybko ją zabrałam.

Co ja robię?

Dobra, muszę spytać.

-Rick jest coś jeszcze.-zaczęłam niepewnie.

-A mianowicie?-dopytywał, nie wiedząc co zamierzam powiedzieć.

-To.-wyciągnęłam z kieszeni, kartkę.

Chłopak ewidentnie się zmieszał i nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Podrapał się po głowie i powiedział:

-Hm, nie wiedziałem jak mógłbym do ciebie zagadać i... napisałem tą kartkę.-wyjaśnił mi.

O nie! Czyli to jednak do mnie...

Co ja mam mu na to powiedzieć?

-Rick, wiesz ja...-przerwał mi.

-Wiem, że to dla ciebie może być zaskoczeniem, ale może jednak dasz mi szanse.-poprosił.

-Nie.-odparłam krótko.

-Dlaczego? Nie podobam ci się?-zapytał z wyrzutem.

-Nie Rick, nie chodzi o to. Podoba mi się ktoś inny, dlatego nie. Ale bardzo mi miło, że mnie lubisz.-uśmiechnęłam się.

-Vivian, to coś więcej niż sympatia.-mówił, a ja zaczęłam się trochę stresować.

Jak to więcej niż sympatia?

-Rick, na prawdę nie. Przepraszam, ale muszę już iść.-odparłam wymijająco i już chciałam odejść, gdy zatrzymał mnie słowami.

-Pożałujesz tego.-wysyczał, a mnie przeszły ciarki.

Przełknęłam ślinę i odeszłam od niego jak najdalej.

Co to miało być?-z tą myślą weszłam do klasy.

-Przepraszam za spóźnienie.-odezwałam się speszona.

Nienawidzę się spóźniać.

-Proszę.-odparła nauczycielka,a ja zajęłam swoje miejsce.

Dalej nie mogę pojąć co stało się przed chwilą.

***

Nareszcie koniec. Mam dość tego dnia. Nie marzę o niczym innym tak bardzo, jak wrócić do domu i położyć się spać. Muszę odespać te dwa ciężkie dni. Reszta lekcji w szkole minęła mi w miarę spokojnie. Nie spotkałam się już z Rickiem, ale nie powiem przeraziły mnie jego słowa. chyba po prostu uraziłam jego męską dumę, nigdy nie zrozumiem facetów. 

Wyszłam ze szkoły i nareszcie odetchnęłam świeżym powietrzem, przymknęłam lekko oczy i delektowałam się ciepłymi promieniami słonecznymi.

-Hej.-usłyszałam cichy szept.

No nie, kto coś znowu ode mnie chce?

Otworzyłam oczy i nie wierzyłam w to co widzę, a raczej powinnam powiedzieć, kogo widzę.

-Luke, co tu robisz?-spytałam zdziwiona.

-Przyjechałem po ciebie.-stwierdził.

-Jak to?-dopytywałam, bo nie za bardzo wiem o co chodzi.

-Choć, obiecałem ci kiedyś, że na pewno poznasz moją siostrę. Dziś jest ten dzień.-dodał wesoło.

Poznać jego siostrę? Ja nie mogę mój mózg nie nadąża... Jeszcze raz.

-Mogę poznać dziś twoją siostrę, dobrze rozumiem?-powtórzyłam pytanie.

-Tak, chodź.-powiedział i pociągnął mnie w kierunku swojego wozu.

Rozejrzałam się dookoła i dopiero teraz spostrzegłam, że wszystkie pary oczu zwrócone są na nas.

-Luke wszyscy się patrzą.-powiedziałam do niego.

-A niech patrzą. Nawet gdybym pocałował cię na środku parkingu nie mają nic do gadania.

Oj lepiej tego nie praktykujmy, przynajmniej tu.

-Wsiadaj.-powiedział, gdy byliśmy już przy samochodzie.

Posłusznie wykonałam jego polecenie.

 Po chwili Luke siedział już obok mnie. Odpalił auto i wyjechał z pod szkolnego parkingu.

-Mam nadzieję, że nie miałaś na dziś planów?-zapytał.

Szkoda, że po fakcie.

-Nie.-odparłam zgodnie z prawdą, bo w sumie nie miałam dziś nic ciekawgo do roboty, oprócz spania.

No tak, miałam odsypiać. No cóż, to będzie musiało poczekać.

-To dobrze.-uśmiechnął się cwaniacko. 

Zaraz, zaraz. Znam ten uśmieszek.

-Luke co ty kombinujesz?-zapytałam.

-Ja. Nic.-odparł zbyt szybko.

Nic? Jeszcze zobaczymy?

-Jasne, a może powiesz mi czemu nie było cię wczoraj w szkole?-spytałam na serio ciekawa.

-A w sumie to obudziłem się o piętnastej i tak jakoś wyszło.-wzruszył ramionami.

-A dziś byłeś, bo nie widziałam cię nigdzie?-zauważyłam.

-Nie też mnie nie było.-odparł, skręcając.

-Luke, nie wygłupiaj się koniec roku za pasem, a ty wagarujesz!-skarciłam go.

-Jutro już będę pani profesor Clark.-zaśmiał się.

Bardzo śmieszne.

-Pamiętaj o korepetycjach.-przypomniałam mu.

-Już nie mogę się doczekać, kiedy zostanę twoim nauczycielem od wf.-mrugnął do mnie, na co przywaliłam mu z łokcia w bok.

-Ał, ja prowadzę.-oburzył się, na co zachichotałam.

-Dobrze ci tak. To ja nie mogę się doczekać, kiedy będę cie torturować z geografii, będzie ci się to śniło po nocach.-spojrzałam na niego złowieszczo.

-Mi śni się co innego.-odparł krótko, a mi zrobiło się gorąco.

-Zaraz będziemy.-oznajmił.

Kurczę powiem szczerzę, że się zestresowałam. W końcu będę pierwszy raz u niego w domu. A co jak będzie tam jego mama? Jezu. A co jak jego siostrzyczka mnie nie polubi? Nie byłam na to gotowa.

-Jesteśmy.-stwierdził.

Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam klasyczny mały domek, podobny do mojego.

-Idziesz?-zapytał Luke.

-Tak.-odparłam i wyszłam z samochodu.

Poszliśmy z Lukiem w kierunku drzwi wejściowych. Serce wali mi jak oszalałe.

Gdy chłopak otworzył drzwi moim oczom ukazało się tradycyjne, dość staromodne wnętrze, które jest urokliwe. Drewniane meble, wypełniały cały salon. W kuchni natomiast królował żółty kolor, stała tam nie duża lodówka i mała kuchenka gazowa.

-Napijesz się czegoś?-zapytał mnie Luke.

-Jasne, poproszę. Obojętne mi co.-dodałam.

Podoba mi się ten dom. Jest tu bardzo przytulnie. 

Usiadłam na krześle przy stole, obok jakiejś różowej lalki. 

Gdy Luke wrócił z powrotem do mnie i podał mi szklankę soku pomarańczowego, zawołał do nas swoją siostrę:

-Ginny!

Jeju nie stresowałam się tak nawet przed egzaminami w zeszłym roku.

-Co tam? O, cześć.-powiedziała dziewczynka dostrzegając mnie.

Muszę przyznać, że Ginny jest kopią Luka, tylko że małą. Ma tak sama ciemne włosy i tak samo nieziemskie, czekoladowe oczy, które za każdym razem hipnotyzują mnie tak samo. 

-Hej, Ginny. Jestem Vivian.-powiedziałam i podałam dziewczynce rękę. 

Od razu pewnie ją chwyciła i uśmiechnęła się szeroko. 

-Wiem, Luke cały czas o tobie gada przez sen.-zachichotała i zakryła usta.

-Miałam tego nie mówić.-przeraziła się.

-No miałaś mały konfidencie.-Luke spojrzał na nią z pod byka, cały czerwony z wstydu. 

Ja natomiast stałam tam z otwartą buzią i nie wiedziałam co mam powiedzieć. 

Luke o mnie śni? 

Jezu... 

-Przepraszam, ale już daj spokój. Idź sobie, zrób obiad czy coś,a ja pokaże Vivian moje lalki i nowe kosmetyki z gazetki Barbie.-powiedziała do Luke i popchnęła mnie w kierunku swojego pokoiku.

Nie powiem mina bruneta była bezcenna, ja za to myślałam, że padnę ze śmiechu.

-No dobrze, tylko nie za długo.-uniósł ostrzegawczo palec.

-Oj, pieszysz i pieszysz.-dziewczynka wybełkotała niezrozumiale.

-Co?-zapytał Luke.

-Piepszysz, no.-krzyknęła zdenerwowana.

O Jezu, Luke to teraz był zdziwiony.

-Gin, znowu Max cię tego nauczył?-zapytał zdenerwowany Luke.

-Tak, bo co?-spytała prowokująco.

-To rzeczywiście z nim porozmawiam.-stwierdził, jak przystało na opiekuńczego brata.-A poza tym mówi się pieprzysz. Przez "rz".-powiedział, a ja zdziwiona na niego spojrzałam.

Najpierw karci dziecko, a później jeszcze uczy jak poprawnie wymawiać wulgaryzm. No nieźle.

-Dzięki teraz już będę wiedziała.-odezwała się Ginny i poszła wraz ze mną do pokoju.

Słyszałam jak Luke krzyczał jeszcze za nami:

-Ginny, nawet się nie waż.

Ale mała nie zwracała uwagi na brata. 

To mnie na prawdę rozbawiło.

Kiedy weszłam do królestwa dziewczynki, standardowo przeważał w nim kolor różu i fioletu. Mogłam się tego spodziewać.

-Siadaj, tu. To miejsce VIP-ów.-zaśmiała się i wysunęła mi krzesełeczko.

-Wow, dzięki. Tylko wiesz, boję się, czy przypadkiem go nie złamię.-zastanawiałam się głośno.

-E tam. Ten grubas Luke na nim siadał jak był księżniczką w koronie i było dobrze, to ty tym bardziej możesz.-zaświergotała.

No, no. Nie widziałam, że Luke bawi się w takie rzeczy. Luke w koronie i jeszcze może różowej sukience.

-No dobrze. A gdzie twoja mama?-spytałam, choć wiem że nie powinnam jej o to pytać, a ugryźć się wcześniej w język.

-W pracy.-powiedziała smutno.

No tak, mogłam się tego spodziewać. Luke mi o tym opowiadał.

-Ale i tak zaraz przychodzi po mnie mama mojej koleżanki, bo...-zaczęła, jednak nie skończyła.

-Bo...?-próbowałam ją jeszcze dopytać.

-Nie mogę powiedzieć, tajemnica.-zaśmiała się.

Co? Tajemnica? 

-No okej.-powiedziałam.

W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

-O której ma być mama tej koleżanki?-spytałam Ginny.

-Jeszcze nie teraz.-odparła intrygująco.

To w takim razie, kto przyszedł...?

___________________________________________

Cześć Kochani ❤️
Przepraszam jeszcze raz, że wczoraj nie było rozdziału, jednak wypadła mi niespodziewana sytuacja ☹️.
Ale już wszystko opanowane.

Jak podobał się rozdział, koniecznie piszcie 😁.

Mam jeszcze takie pytanie. Czy scena inicjacji seksualnej według Was powinna być opisana dokładnie, czy ogólnie?

Dziękuję z góry za odpowiedzi.

Komentujecie, głosujecie 🤩
Widzimy się w czwartek 💞
Buziaki 😘😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro