Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33

Vivian

To takie zadziwiające w jakiej niewiedzy żyjemy. Jesteś na tym świecie, nie raz słyszysz ten wyraz. Nie raz sama go używałaś. Znasz ten stan z bajek, opowieści. Jednak gdy przychodzi co do czego nie jesteś w stanie tego odkryć i pojąć. Myślisz mnie to nie dotyczy, dopóki ktoś trzeci cię nie uświadomi. Ja już wiem co to jest i wiem co czuję, a przede wszystkim do kogo. Ten stan to zakochanie, miłość. Jestem bezgranicznie i dobitnie zakochana w Luke. W końcu to do mnie dotarło, dzięki Lucy. Nigdy wcześniej nie podejrzewałam, że osobą którą obdarzę tak mocnym uczuciem będzie Luke Roberts, szkolny podrywacz i postrach. Ale w głębi duszy wiem, że to inny człowiek. Dobry i kochający swoją małą rodzinę, tylko ukrywa to pod maską złego chłopca. Nie mogę w to uwierzyć. Kocham go, cała sobą.

Patrzę teraz za okno samochodu Lucy, która właśnie odwozi mnie do domu. Jest już ciemno i strasznie późno. Dziś jak nigdy modlę się o to, żeby moja mama szła na wieczorną zmianę do apteki, bo w innym przypadku dostanę moralny wykład. Wiem, jak to było z Bellą. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze.

-Nad czym tak myślisz?-zapytała Lucy.

Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem, widząc jej ogromne skupienie na twarzy. Zawsze strzela dziwne miny, gdy prowadzi.

-Liczę rachunek podobieństwa.-zaśmiałam się.

-Co? Dziewczyno dobrze się czujesz? Chyba masz gorączkę.-stwierdziła i dotknęła ręką mojego czoła.

-Ej, z tą ręką to na kierownice.-odepchnęłam jej dłoń żartobliwie.

-No już, nie panikuj przecież nie wjedziemy na drzewo. Tu ich nie ma.-zauważyła.

Rzeczywiście drzewa występują na tej drodze sporadycznie, natomiast samochody jeżdżą tu niemal zawsze. Do tego droga jest dwukierunkowa, więc... no każdy wie.

-Dobra to jaki rachunek coś tam coś, liczyłaś?-spytała ciekawa.

-Nie coś tam, tylko rachunek podobieństwa. Zastanawiam się jakie są szanse na to, że moja mama jest w pracy.-powiedziałam.

-No co ty, cykasz się? Przecież wcale nie jest tak późno, a poza tym twoja mama jest mega wyluzowana, wiec spoko.-machnęła ręką.

Co?

-Moja mama wyluzowana? To chyba dobrze jej nie znasz. Nie znosi, późnego wracania. Zaraz jest awantura na cały dom.-złapałam się za głowę, wyobrażając sobie mnie i moją mamę, która przez cały wieczór za mną chodzi i prawi mi morały.

Czy ty wiesz ile bandziorów chodzi teraz po ulicy?

Jazda samochodem o tej godzinie?

Jesteś nie odpowiedzialna, tak samo jak twoja siostra.

Myślałam, że masz więcej oleju w głowie.

Już słyszę jej głos, a raczej krzyk.

Co prawda to nie pierwszy raz, kiedy wracam późno. Z Lukiem dość często zdarzało mi się być w domu późnym wieczorem, ale no właśnie wieczorem, a teraz to mamy noc. Gdy spojrzałam na zegarek jeszcze jak byłyśmy u Lucy o mało się nie zakrztusiłam.

Zagadałyśmy się do tego stopnia, że straciłam kompletnie rachubę czasu. Myślałam, że siedziałam u niej może parę godzin, a jest pierwsza w nocy. Nie wiem kiedy to zleciało. Jak nie wiem, boję się reakcji mamy.

Ale przynajmniej wyciągnęłam wszystkie informacje od Lucy, na temat Matta. Moja przyjaciółka jest niesamowicie szczęśliwa. Opowiadała mi jaki to on jest szarmancki i cudowny. Są umówieni w piątek na jakąś imprezę, pomogłam Lucy z tej racji wybrać odpowiednią kreacje, która ma powalić jej ukochanego na kolana i jestem pewna, że tak też się stanie. Mam tylko nadzieję, że Matt jej nie skrzywdzi, ona na prawdę jest w nim zakochana i to już od dłuższego czasu. Jeżeli coś jej zrobi to już będzie miał ze mną do czynienia, ale nawet nie chcę o tym myśleć.

Zauważyłam, że Lucy podjeżdża już na mój podjazd dlatego czym prędzej odpięłam pas bezpieczeństwa.

-No to leć.-powiedziała dziewczyna, gdy zatrzymała pojazd pod moją posesją.

Nie czekając, ani chwili otworzyłam drzwi samochodu, wyszłam z niego i zaczęłam kierować się do drzwi wejściowych.

-Stój!-krzyknęła za mną Lucy, no co spiorunowałam ją wzrokiem.

Jest jakoś po pierwszej, a ta się drze na osiedlu mieszkaniowym, gdzie pełno jest ludzi, którzy pewnie śpią. Do tego w dalszym ciągu istnieje ryzyko, że moja mama jest w domu.

Szybkim krokiem zawróciłam do auta.

-No co jest?-spytałam.

-Zapomniałam o najważniejszym.-powiedziała i strzeliła sobie w czoło ręką.

-O czym zapomniałaś?-dopytywałam z niezrozumieniem.

-Nie wróciłaś na wf, bo źle się poczułaś , dlatego odebrała cię mama.-spojrzała na mnie znacząco, a ja już wiedziałam do czego próbuje nawiązać.

Wagary z Lukiem, miała wymyślić mi jakąś wymówkę.

-Okej, dzięki. Jesteś wielka.- stwierdziłam i wysłałam jej buziaka w powietrzu, zaraz po tym popędziłam z powrotem do domu.

Tak samo jak Lucy po cichu odjechała, ja muszę wejść do domu.

Módlmy sięęę...

Wyjęłam z kieszeni klucze i włożyłam delikatnie w zamek, nie należało to do najłatwiejszych zadań, gdyż wokół mnie było ciemno jak...każdy wie gdzie, a do tego niemiłosiernie trzęsła mi się ręka. Świetnie!

Jednak po kilku próbach w końcu osiągnęłam zamierzony cel. Delikatnie przekręciłam zamek i... jest udało się.

Teraz chwila prawdy.

Weszłam najciszej jak się dało, w środku panował straszny mrok.

Co jest?

Zapaliłam światło i to co zobaczyłam kompletnie zbiło mnie z tropu. Przestraszona krzyknęłam, sama nie wiem dlaczego, z rąk wypadły mi klucze, a serce przyspieszyło bicia.

Na kanapie, leżała moja siostra i Liam, w dość jednoznacznej sytuacji, do tego byli nadzy. Zakrywała ich jedynie cienka narzuta.

Czy oni ze sobą...?

Nie, nie, nie...

Jezu Chryste...dlaczego akurat ja musiałam to zobaczyć.

Bella wyglądała na mocno zestresowaną, jej policzki były całe czerwone, wręcz purpurowe. Za to Liam był czerwony, ale raczej nie ze wstydu, wydawało mi się, że to go bawi.

-Cześć Vivian.-odezwał się jako pierwszy z lekkim uśmiechem, który zaraz potem przerodził się w śmiech,a koniec końców w napad kaszlu.

Tak właśnie kończy się nieudolne, tuszowanie swojego rozbawienia. Mam nadzieję, że się tu nie udusi. Jeszcze tego brakowało by do kompletu.

-Hej.-odparłam zażenowana, dalej stojąc oparta o drzwi z miną, jakby ktoś właśnie powiedział mi, że dwa plus dwa to nie cztery.

O Matko.

-Vivian, co ty tu robisz? Myślałam, że śpisz na górze.-zapytała w końcu Lucy, podciągając bardziej na siebie kawałek materiału.

Świetnie. Moja siostra myślała, że przez ten cały czas byłam w domu i ze świadomością, że śpię baraszkowała się z Liamem.

Dzięki Bell.

-Nie. Byłam u Lucy. Właśnie mnie odwiozła i bałam się, że zastanę wkurzoną mamę...-nie skończyłam mówić, bo w pół zdania przerwała mi moja siostra.

-Mamy nie ma, standardowo nocna zmiana, więc spokojnie.-powiedziała, a ja odetchnęłam z ulgą.

Chociaż tyle dobrego. Choć w obecnej sytuacji już nie wiem, czy nie wolałabym dostać ochrzanu od mamy za późne wracanie. Wiem, że to samobójstwo, ale przynajmniej nie czułabym takiego zażenowania jak teraz.

-Dobrze to ja już może pójdę... na górę.-powiedziałam i wskazałam palcem na piętro.

Boże, ale ja się z tym dziwnie czuje.

Nie czekałam nawet na jakąkolwiek reakcje z ich strony. Od razu popędziłam do swojego pokoju, biegiem. Gdy nareszcie znalazłam się w środku poczułam niesamowitą ulgę. Zjechałam plecami po drzwiach i głośno westchnęłam.

Ja nie mogę w to uwierzyć, przed chwilą byłam świadkiem inicjacji seksualnej mojej siostry.

Dlaczego nie mogę cofnąć tego co widziałam?

Wyjęłam ze spodni moją komórkę, która wskazywała godzinę drugą w nocy.

Dobra, Vivian ogarnij się!

Jutro, a właściwie dziś szkoła. Za niecałe pięć godzin powinnam wstać, a przede mną jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia.

Z tą myślą podniosłam się z chłodnej podłogi i ruszyłam do łazienki. Po drodze zgarnęłam jeszcze swoją piżamę i gumkę do włosów.

Swoją drogą mam nadzieję, że nie przenieśli się na górę...

Chyba nie. Słyszę jak rozmawiają na dole, całe szczęście, inaczej bym oszalała.

Gdy po cichu dostałam się do kibelka, od razu weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Uwielbiam to uczucie, gdy gorąca woda spływa po moim ciele. Wtedy wydaję mi się, że wszystkie moje myśli i zmartwienia znikają. Jestem tylko ja i strumień wody, który kojąco szumi. Bardzo mnie to odpręża. Zazwyczaj biorę długie kąpiele, ale tym razem nie mogę sobie na to pozwolić. Niestety czas mnie goni.

Chwyciłam swój truskawkowy szampon do włosów i rozprowadzałam go po głowie do momentu, gdy dość mocno się spienił. To samo uczyniłam z całym moim ciałem tylko wymieniłam płyn na brzoskwiniowy. A następnie wszystko spłukałam bieżącą wodą. Gdy czułam się już czysta i odświeżona, wyszłam owinięta w brązowy ręcznik. Związałam mokre włosy w niechlujnego koka i zabrałam się za mycie mojego uzębienia . Akurat co jak co, ale mycia zębów bym nigdy nie odpuściła.

Gdy wykonałam już wszystkie czynności związane z moją wieczorną toaletą, wyszłam zadowolona z łazienki i wróciłam do swojego pokoju.

Ku mojemu zaskoczeniu nie byłam sama. Na moim łóżku siedzi jak gdyby nigdy nic Bella.

Uśmiechnęła się do mnie pogodnie, co odwzajemniłam, jednak nadal przed oczami miałam jej obraz z kanapy.

-Przepraszam, za to co widziałaś. Na prawdę sądziłam, że śpisz. Zachowałam się nieodpowiedzialnie.-przyznała ze skruchą, po krótkiej chwili.

-Nic się nie stało. Nie martw się o to.-odparłam i usiadłam przy biurku.

-Niby tak, ale w dalszym ciągu źle się z tym czuję.-stwierdziła przygnębiona.

-Słuchaj, na prawdę nic się nie dzieję. Nikogo nie zabiłaś. Po prostu ja pojawiłam się w nieodpowiednimi miejscu o nie odpowiednim czasie. To prawdą poczułam się zażenowana tym co zobaczyłam, ale to normalny odruch. Nie będę wnikać w to co robisz że swoim przyjacielem.- powiedziałam niepewnie, bo jej relacje z Liamem nie są jasne, każdy widzi że mają się ku sobie, ale oni są uparci.

Bella podeszła do mnie powolnym krokiem. Rozpuściła moje włosy i wzięła z półki szczotkę, nie musiałam długo czekać aby domyślić się, że chce rozczesać mi włosy.

Już zapomniałam jakie to przyjemne uczucie. W dzieciństwie często Bell to robiła. Czesała mnie w różne warkoczyki, kitki i kucyki, ale już z tego wyrosłyśmy obie.

-Chłopakiem.-powiedziała moja siostra.

-Co chłopakiem?-zapytałam bawiąc się gumką do włosów.

Bella odchrzaknęła nerwowo.

-Ja i Liam jesteśmy razem.-powiedziała.

-Co?-krzyknęłam i dość gwałtownie podniosłam się z miejsca przez co szczotka pociągnęła mnie za włosy, ale to absolutnie nie istotne.

Czy Bella właśnie powiedziała, że jest z Liamem.

Chyba się przesłyszałam.

-Powiedziałem, że jesteśmy parą. Ja i Li.-powtórzyła, choć ja usłyszałam to już za pierwszym razem.

-Ja nie mogę.-stwierdziłam oniemiała i rzuciłam się na własne łóżko.

-Tak, myślałam. Nie popierasz naszego związku? Viv, proszę, proszę.-zaczęła panikować.

Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.

-Bell, głupia ty. Popieram, oczywiście, że tak. Tylko czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?-zapytałam i przywaliłam jej w twarz poduszką, która leżała obok mnie.

-Ej. Naprawdę tego chcesz?-zapytała i oddała mi uderzenie.

I tak oto rozpętała się bitwa na poduszki.

-Nie powiedziałam, bo nie miałam kiedy.-powiedziała i sięgnęła po swoją amunicję.

-Tak? Kiedy to było niech zgadnę, wtedy gdy napisałaś mi liścik, że musisz napisać sprawdzian?-zapytałam i rzuciłam w nią moim jaśkiem.

-Tak, umówiliśmy się na spotkanie, ale jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, że będziemy razem, a potem nie było jakoś okazji, żeby ci powiedzieć.-stwierdziła i padła na łóżko zmęczona.

Wiedziałam, że to nie prawda. Śmierdziało mi to na odległość. Za dobrze znam swoją siostrę, żeby nabrać się na takie dyrdymały.

-Poddajesz się?-spytałam stojąc nad nią z kolejnymi poduszkami.

-Tak!-powiedziała i wyrzuciła ręce w górę.

-No i dobrze.-zaśmiałam się i usiadłam obok niej.

-Jestem szczęśliwa Vivian.-odezwała się Bella.

Spojrzałam na nią z uśmiechem.

-Cieszę się. Jeżeli ty jesteś szczęśliwa to ja też.-powiedziałam do niej.

W oczach mojej siostry zebrały się łzy, widział to, jak bardzo się błyszczą.

-Dziękuję. Boże, mam taką cudowną siostrę. Kocham cię i cieszę się, że jesteś. Zawsze mogę znaleźć u ciebie wsparcie, dobre słowo.-wymieniała że wzruszeniem.

-Ja też cieszę, się że cię mam i bardzo ale to bardzo cię kocham.-odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.

-Dziękuję jeszcze raz. Dobra kochana trzeba spać, żeby jutro rano do szkółki wstać.-zaśmiała się i pocałowała mnie w policzek.

Obie podniosłyśmy się z mojego łoża.

To był pełen wrażeń dzień mówię wam, już chyba dziś nic mnie tak nie zaskoczy, jak widok Liama i Bell. Haha. Oj dalej nie mogę uwierzyć, że to widziałam.

Bella z uśmiechem wyszła z mojego pokoju, za to ja podeszłam do mojego plecaka szkolnego.

Muszę jeszcze przepisać lekcje z zeszytu od matematyki, który pożyczył mi Rick.

Wzięłam do ręki torbę i usiadłam z nią na krześle.

Teraz jakimś cudem muszę się dokopać do tego zeszytu, jak zazwyczaj wszędzie mam porządek to w plecak kompletny bałagan.

O jest. To się nazywa. Przepisywanie lekcji o trzeciej w nocy? Jasne, że tak. Vivian Clark nie poleca.

Wyjęłam potrzebną mi rzecz i odłożyłam plecak na swoje miejsce.

Gdy chciałam otworzyć brulion, nagle wypadła z niego mała, czerwona kartka.

Niezdara ze mnie.

Z westchnieciem podniosłam ją z ziemi.

Już miałam włożyć ją z powrotem za okładkę, gdy moją uwagę przykuło jedno zdanie.

-Umówisz się ze mną?-przeczytałam na głos.

A jednak coś jeszcze dziś mnie zaskoczyło i to bardzo...

___________________________________________

Witam Kochani ❤️
Za nami kolejny rozdział. Koniecznie piszcie jak się podobał.

Komentujecie i głosujecie 🤩😘
Do niedzieli ❣️
Buziaki 😘❤️😘




PS. Na prośbę mojej czytelniczki, która również pisze, polecam odwiedzić profil @Sonreir_D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro