Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

Z góry dziękuję za tak pozytywny odzew pod moim ostatnim wpisem 🤗. Posiadanie takich cudownych i wyrozumiałych Czytelników to ogromne szczęście🌷😊. Dziękuję, że jesteście 😘❤️.

__________________________________________________________________

Vivian

-Dziękuję za ten wspaniały wieczór, było cudownie. Nigdy wcześniej się tak nie bawiłam.-powiedziałam, kiedy wyszliśmy z lodowiska.

Na dworze było przyjemnie ciepło. Czułam zbliżające się lato, a z latem wakacje. Dalej nie mogę w to uwierzyć, że byłam z Lukiem na lodowisku, które kojarzy mi się z zimą i przerwą świąteczną. To co  przeżyłam, było wspaniałe i już na zawsze pozostanie w mojej głowie. 

-Cieszę się, że ci się podobało, i że się nie zniechęciłaś od razu.-spojrzał na mnie zadowolony.

Odwzajemniłam jego szczery  uśmiech.

Nie zniechęciłam się to prawda, ale co moje to przeżyłam. Mój tyłek jutro będzie cały siny jeżeli już nie jest, ale dla  było warto.

-To co odwiozę cię do domu, widzę, że jesteś już zmęczona.-zauwazył, gdy mimowolnie ziewnęłam.

Nie będę ukrywać, że w ciągu ostatnich dwudziestuczterech godzin prawie nie zmrużyłam oka. Cały czas coś się działo. Niektóre rzeczy nie są godne zapamiętania, ale gdyby nie one nie byłoby mnie tu pewnie teraz z Lukiem. Byłabym w najlepszym wypadku w domu, albo... Nie nawet nie chcę o tym myśleć!

-Tak, poproszę.-przystałam na jego propozycje.

-To chodź.-złapał mnie za rękę, a po moich plecach przeszło mnóstwo dreszczy.

Jego ręka był lodowata przez co świetnie wpasowała się w moją ciepłą.

Kiedy znaleźliśmy się  koło samochodu Luke otworzył mi drzwi od strony pasażera i cierpliwie czekał jak wsiąde, nie powiem ale bardzo mnie to zaskoczyło.

-Jaki szarmancki.-powiedziałam do niego.

-Och, dziękuję bardzo za te słowa. Moje ego rośnie w sile.-odparł zalotnie.

Nie minęła chwila, a Luke siedział już obok mnie. Odpalił auto i po chwili mogliśmy już jechać.

Przez jakiś czas panowała cisza, ale nie taka głucha i niezręczna, wręcz przeciwnie można był się nią delektować.

-Co ty na to, żeby zorganizować takie małe spotkanko. U mnie w środę?-zapytał nagle.

Nie wiem co mu powiedzieć. Impreza w środku tygodnia? 

-No nie wiem. To środek tygodnia,  a co ze szkołą?-spytałam racjonalnie.

-Spokojnie, to nie impreza  tylko kameralne spotkanie z grupką znajomych. Zaproszę moich kumpli, Liama. Jeżeli chcesz możesz przyjść z Lucy.-zaproponował.

Uspokoił mnie tym, że to nie impreza, ale z jego kumplmi!
Wiem w jakim Luke obraca się towarzystwie. Oprócz Liama, nie będę tam nikogo znała. Chyba że zaprosi też Mike, ale nie sądzę, bo przecież są pokłóceni.
A własnie...

-Luke. O  co poszło ci z Mike. Wtedy na stołówce?-spytałam, bo jestem naprawdę ciekawa, a wcześniej nie było jakoś okazji, żeby pogadać z nim o tym.

Chłopak poruszył się niespokojnie i zacinął szczekę tak mocno, że słyszałam jak jego zęby skwierczą.

To musi być dla niego dość drażliwy temat.

W końcu ochrząknął i powiedział:

-Czemu pytasz?

Czemu pytam, wcale nie zrobili cyrku w jadalni...

-Pobiliście się na stołówce, a tego nie robi się dla przyjemności, Luke.-rzekłam, patrząc na niego z pod przymrużonych powiek.

-O Jezu, po prostu zrobił coś czego nie powinien i tyle.-odparł wzruszając ramionami.

Jednak mówiąc to był poddenerwowany, wskazuje to na to, że mnie okłamuje. I to co powiedział nie jest prawdą, przynajmniej częściowo.

-Luke...?-próbowałam pociągnąć go jeszcze za język, jednak odpowiedział mi głuchą ciszą.

To się czegoś dowiedziałam. Super...

Stwierdziłam, że nie mam siły już się z nim sprzeczać, może innym razem uda mi się czegoś dowiedzieć.

-To co z tym spotkaniem?-zmienił temat.

-Yyy...no, a co jeśli twoi znajomi mnie nie polubią. Wiesz ja nie...-nie dane było mi skończyć, bo mi przerwał.

-Mam głęboko w dupie ich zdanie. Niech myślą co chcą. Najważniejsze, że ja cię lubię.-jego policzki zrobiły się czerwone.

O.MÓJ.BOŻE. Czy Luke właśnie się zawstydził? Nie wierzę.

-No dobrze skoro tak myślisz to przyjdę.-zgodziłam się z uśmiechm.

-No i super, Jeszcze cię poinformuję dokładnie co do godziny i tak dalej.-powiedział podekscytowany i ewidentnie zadowolony z mojego wyboru.

-W porządku.-kiwnęłam głową, kiedy wjechał na moją ulicę.

-Czyli ustalone.-stwierdził pewnie, na co przytaknęłam.

Kiedy samochód zatrzymał się pod moim domem wpadłam na pewien pomysł, głupi pomysł, ale co mi tam.

-Może chcesz wejść?-zapytałam.

-Nie ma nikogo.-dodałam szybko, kiedy nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.

Nie ma nikogo w domu, oszalałaś, to zabrzmiało jakbyś chciała z nim coś robić...

Nie, stop. Nie chcę  nim niczego robić. To buyła tylko uprzejma propozycja. Chociaż z drugiej strony faktycznie to mogło źle zabrzmieć.

-Znaczy, chodziło mi o...-zaczęłam, ale znów mi przerwał.

-Spokojnie, wiem o co ci chodziło.-źaśmiał się, a moje poliki zapłonęły czerwienią.

Choroba... czyli jednak nchyba nie wie o co mi chodziło

-To jak?-spytałam już kompletnie zażenowana.

-Nie mogę, kochanie. Przykro mi.-powiedział patrząc mi w oczy.

Nie powiem, zrobiło mi się trochę przykro. W końcu zrobiłam krok w przód, przezwyciężyłam sama siebie, a on odmówił, ale to nic.

-Mam jeszcze coś do załatwienia.-dopowidział, gdy zobaczył moją niezbyt zadowoloną minę.

Ma coś do załatwienia? Naprawdę, czy chce mnie tylko zbyć?

-W porządku.-uśmiechnęłam się do niego smutno.

-Ale nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym skorzystać z twojej propozycji.-wyszeptał do mojego ucha, a jego płatek lekko przygryzł.

Nie wytrzymałam, kiedy po moich plecach po raz kolejny przeszły dreszcze i zapytałam:

-Co ty ze mną robisz Luke?

Chłopak spojrzał na mnie  z błyskiem w oku, jego źrenice rozszerzyły się do tegop stopnia, że nie byłam wstanie określić, gdzie ma tęczówki.

-Mogę zadać ci to samo pytanie.-stwierdził i pocałował mój policzek. 

Nie był to zwykły, krótki całus, wręcz przeciwnie jego usta długo pieściły moją skórę w tym miejscu.

Było mi niewyobrażalnie przyjemnie. 

-Pocałuj mnie, Luke.-powiedziałam do niego odważnie, pragnęłam więcej. Chciałam go całować.

Nie musiałam długo czekać, żeby poczuć jego cudowne wargi na swoich.

On całuje tak dobrze, że cała się rozpływam. Nie jestem w stanie racjonalnie myśleć przy tym chłopaku.

Nasze usta tańczą razem ze sobą jakby zaraz miał nastąpić koniec świata.

-Muszę jechać, Viv.-powiedział między kolejnymi pocałunkami.

Jednak oboje nie byliśmy w stanie oderwać się od siebie.

A może to ja nie byłam w stanie oderwać się od niego?

-Na prawdę muszę.-powtórzył i tym razem skutecznie się ode mnie odsunął.

Poczułam ogromną pustkę, moje wargi były całe opuchnięte i lekko obolałe, ale to był przyjemny ból.

-To co widzimy się w poniedziałek?-zapytał.

-Tak, jasne.-odparłam w stu procentach pewna i świadoma tego co mówię.

Rzadko zdarza się, żeby nie było mnie w szkole.

-To się cieszę.-powiedział zadowolony.

Chwyciłam klamkę i już miałam wyjąć, kiedy coś mnie tknęło.

-Luke, gdzie ty chcesz jechać o jedenastej w nocy? Wszystko jest już dawno zamknięte.-trafnie zauważyłam.

Chłopak spiął się momentalnie. A jego nozdrza zaczęły unosić się delikatnie w górę. To świadczy tylko o jednym jest zdenerwowany, ale czym?

-Wiesz...  Coś od kilku dni stuka mi pod maską, kolegą zaoferował, że wpuści mnie na kanał, jeśli przyjadę pod wieczór. Dla mnie to okej, nie muszę czekać nie wiadomo ile.-zaśmiał się nerwowo.

Coś od kilku dni stuka mu pod maską?
Jakoś jak jechaliśmy nie słyszałam, żeby ten samochód wydawał jakieś dziwne dźwięki.  To co przed chwilą powiedział nie ma kompletnie sensu. Mechanik o dwudziestej trzeciej?
Dobra, może się nie znam.

-No dobrze. W takim razie dobrej nocy. I jeszcze raz dzieki za wieczór.-powiewdziałam uśmiechnięta i wyszłam z samochodu.

Luke odjechał, a ja w dalszym ciągu nie słyszałam stukania.

Mężczyźni...

Zmęczona weszłam do domu z zamiarem jak najszybszego umycia się i pójścia spać. Już dawno nie byłam tak zmęczona i obolała. Naprawdę jeżeli jutro gdziekolwiek się ruszę to będzie jakiś cud.

-Ałć.-powiedziałam sama do siebie, kiedy postawiłam nogę na pierwszym schodzie.

Czuję, że to będzie ciężka przeprawa. Wszystko odmawia mi posłuszeństwa. Nawet po treningach z Mią nie mam takich zakwasów, ewentualne bóli mięśni, a tu proszę byle schodek i już tragedia.

Życie...

Luke

Dzisiejszy wieczór z Vivian spokojnie mogę zaliczyć do jednego z najlepszych w moim życiu. Z tej cichej i szarej myszki, zrobiła się drapieżna lwica. I to dosłownie. Była tak uwodzicielska, a za razem niewinna, że nie mogłem wytrzymać. Zresztą nie tylko ja. Mój kolega w spodniach cierpiał o wiele bardziej.

Nie wiem co ta dziewczyna ze mną robi, ale jedno jest pewne doprowadza mnie do szaleństwa. Jest tak cholernie podniecająca i seksowna, że na samą myśl mam ochotę zawrócić to auto.

Jeszcze ten moment, w którym sama poprosiła mnie o pocałunek. Boże! Nie była w stanie się ode mnie odsunąć, zresztą ja od niej też, ale niestety muszę jechać w pewne miejsce. Gdyby nie to pewnie siedziałbym z nią teraz u niej w pokoju, albo leżał i...

Nie. Stop, Luke. Wystarczy!

Nagle w kieszeni moich spodni rozbrzmiał dobrze mi znany dzwonek telefonu.

Szybko wyjąłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz.

Liam.

Nacisnąłem zielona słuchawkę i przyłożyłem komórkę do ucha.

-Halo?-zaczalem.

-No halo, halo. Jak tam wasze  randez-vous (czyt:randewu)?-zaśmiał się po drugiej stronie.

-Daj spokój Li. To nie była randka. Chyba.-powiedziałem bardziej do siebie niż do niego.

-Była był. Tylko po prostu nie znasz definicji tego słowa. Na urodziny kupię ci słowniki. Nie pozwolę, żebyś został analfabetą w tak młodym wieku.-powiedziqł poważnie, lecz i tak po chwili wybuchł gromkim śmiechem.

-Ha ha ha. Bardzo śmieszne. Tak się składa, że mam już słownik w  domu i drugiego  nie potrzebuje, ale dzięki za twoją troskę.-odparlem ironicznie.

Ten moment kiedy dwóch głupich facetów rozmawia przez telefon...
Tsa...

-Nie no, a tak całkiem serio to gdzie ja zabrałeś?-spytał.

- Na lodowisko.-rzekłem skrępowany.

Akurat w temacie zabierania dziewczyn na te całe "randki" to jestem słaby. Dużo większe doświadczenie ma Liam i boję się, że może mnie wyśmiać czy coś, a raczej wolałbym tego uniknąć.

-Wow stary, ale się postarałeś. No nie spodziewałem się tego po tobie. Szacun.-powiedział z uznaniem.

Czyli rzeczywiście wybrałem oryginalne miejsce. Skoro nawet mój przyjaciel zwraca mi honor.

-Dzięki.-odparłem krótko.

-Luke? Czy ty jedziesz teraz samochodem?-spytał lekko poirytowany.

Od czasu wypadku jest bardzo przewrażliwiony. Wszędzie widzi potencjalne zagrożenie, jeśli tylko znajduję się w pobliżu jakiegoś samochodu, a co gorsza jeśli go prowadzę w jego głowie  od razu pali się ostro czerwona lampka. 

-Tak, prowadzę.-przyznałem i przewróciłem oczami.
 
Uwaga. Zaraz się zacznie. 3,2,1...

-Luke! Oszalałeś! Natychmiast przełącz mnie na głośnik!-krzyczał, a ja myślałem, że bębenki mi popękają.

Ciężlo westchnąłem i powiedziałem żartobliwie:

-Dobrze tato.-wiem, że to go bardzo denerwuje.

-Ugh, cicho! A tak właściwie to gdzie ty jedziesz?-o nie.

Zaczynają się niewygodne pytania.

-Do domu wracam.-skłamałem.

Nikt nie może wiedzieć, gdzie i po co jadę tej nocy.

-Chyba okrężną drogą.-zakpił.

-Co?-zapytałem go.

-No od domu Clark do siebie masz maks dziesięć minut, a rozmawiamy już ponad piętnaście.-zauważył.

-A no tak, wiesz miałem ochotę się przejechać.-odpowiedziałem, a wewnętrznie mocno strzeliłem się w ten głupi łeb.

Rzeczywiście nie przemyślałem tego, że droga powinna być krótsza. Mam nadzieję, że to przejdzie, bo jeśli nie to...

-No niech ci będzie. Dobra, stary kończę. Zdzwonimy się później. Na razie.-pożegnał się.

-Siema.-rozłączyłem połączenie.

Jechałem jeszcze chwilę przez ciemny las, którego końca nie było widać. Nareszcie moim oczom ukazała się stara, opuszczona fabryka, która tak dobrze znam. Zatrzymałem samochod pod samo wejście. Drzwi ledwo co trzymały się na zardzewiałych zawiasach, miałem wrażenie, że zaraz z nich wypadną. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i jak makiem zasiał nastała spokojna cisza. Radio przestało grać. Słyszałem tylko śpiew ptaków i co jakiś czas wycie jakiś tutejszych zwierząt.

Westchnąłem i wyszedłem z samochodu. Na dworzu było ciepło, tak jak lubię. Co jakiś czas zawiał leciutki wiaterek, który skutecznie poruszał korony już zielony drzew.

Pewnie zastanawia Was czemu tu przyjechałem i czemu okłamałem przyjaciela i dziewczynę, na której zaczęło mi zależeć.
Może zabrzmi to dziwnie, ale jestem tu dla niej. Nie chciałem jej mówić prawdy, bo gdyby dowiedziała się, co zamierzam zrobić znienawidziłaby mnie już do reszty. Tym bardziej, że ostatnia nasza kłótnia też była przez moje kłamstwa. Chcę jej tego oszczędzić, wiem jak ciężko to przeżywa.
Jeszcze, gdyby tylko widziała z kim się spotykam... To byłby koniec dlatego nie.
Muszę to załatwić, wtedy on da jej upragniony spokój.

Wszedłem do środka tej śmierdzącej fabryki. Wszędzie walały się puste butelki, a ściany były pomazane od góry do dołu spreyami. Ciszę, która tam panowała od czasu do czasu przerywały biegające szczury. Ich pisk roznosił się głuchym echem.
Teraz zostało mi tylko czekać.

-Witaj Luke.-usłyszałem za swoimi plecami, dobrze znany mi, chropowaty głos, znienawidzony głos, który mam nadzieję dziś usłyszę ostatni raz.

Odwróciłem się przodem do rozmówcy. Jego twarz i oczy były całe czerwone. Widać było, że brał coś niedawno. Ten człowiek jest już zepsuty, nikomu nie będzie go żal.

-Jake...

Hejka Kochani ❤️
Co sądzicie o rozdziale? Koniecznie piszcie w komentarzach. Może macie jakieś przypuszczenia, po co Luke spotkał się z Jakiem i jakie ma wobec niego zamiary? Jestem bardzo ciekawa Waszych pomysłów.

A tym czasem życzę Wam cudownego popołudnia i owocnego tygodnia 😘❤️.

Komentujecie i głosujecie 🤩.
Buziaki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro