Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Rozdział 11 przed Informacją
_____________________________________

Vivian

Nareszcie nadszedł pierwszy dzień tygodnia.
Długo wyczekiwałam tego poniedziałku, naprawdę. Przez cały ten weekend coś się działo począwszy od rzeczy strasznych do bardzo miłych i satysfakcjonujących. Cieszę się, że Lucy zgodziła mi się pomóc. W końcu dzięki niej poznam prawdę. Dowiem się skąd zna się mój obecny przyjaciel z ygh...moim dawnym... przyjacielem. Na samą myśl, aż przechodzą mnie dreszcze.

Właśnie dochodziłam do szkoły dlatego wyjęłam z uszu słuchawki, w których rozbrzmiewała moja ulubiona muzyka.

Umówiłam się z Lucy, że poczeka na mnie w samochodzie pod szkołą, żebyśmy mogły na spokojnie przeanalizować plan działania.

Bożeee, jak to brzmi... Plan działania. Śmieszne.

Nie długo zajęło mi odnalezienie jej auta, jest dość charakterystyczne przez te różne naklejki na bagażniku, które nie okłamujemy się są dość kontrowersyjne. Sama byłam w szoku kiedy pierwszy raz je zobaczyłam.

Podeszłam bliżej pojazdu, po czym bez zbędnych ceregieli wsiadłam do środka.

-Cześć.-przywitałam przyjaciółkę szybkim całusem w policzek.

-Hejka.-odpowiedziała radośnie.

Wow, miłe zaskoczenie po wczorajszym.

-To jak?-zapytałam krótko i być może nie zbyt zrozumiale, ale ona doskonale wie co mam na myśli.

-No...Idziemy do sekretariatu. Ty zagadujesz panią.-wskazała palcem na mnie.

-A jak sprawdzam karty uczniów.-dodała.

- Musi tam coś być. Chociaż adres, dzielnica ewentualnie imiona i nazwiska rodziców, wiesz o co chodzi nie?-zapytała.

Spojrzałam na nią niepewnie.

Stwierdziłyśmy, że nie ma sensu narazie nikogo pytać o Luka, a tym bardziej jego przyjaciół, bo przecież to oczywiste, że mu o tym powiedzą. Wszystko w swoim czasie. Na razie trzeba zacząć od podstaw. Czyli zebrania informacji, które zostały podane przy rekrutacji do szkoły. Na pewno są sprawdzone i szczere, inaczej by go nie przyjęli. Ta placówka sprawdza wszystko co tylko się da o swoich uczniach.

-Yyy. Tak wiem.-odparłam, po chwili, orientując się, że dziewczyna czeka na odpowiedź.

-Haha. Cykasz się, prawda?-zaśmiała się.

Nawet nie wiesz jak bardzo...

-Nie no coś ty.-skłamałam.

-Nie kłam, widzę przecież.-no to mnie ma.

-Okej, okej. Stresuje się bardziej niż przed egzaminami końcowymi.-powoedziałam poważnie.

Spojrzałysmy na siebie. Po czym ona wybuchła śmiechem, a ja zaraz po niej.

No cóż. W sumie to nie wiem, czy to takie śmieszne, ale dobra. W końcu nie codziennie uczennice w tym ja wzorowa kujonka, kradną informacje z archiwum.

Jezu co ja robię? A co jak nas przyłapią?

Sama tego chciałaś, nikt cię do tego nie zmuszał...

Właśnie wiem i zastanawiam się czy to napewno byłam ja. Nigdy wcześniej  nie robiłam takich rzeczy. Wiecie nielegalnych tak jakby.

-No to uzgodnione. Zaczynamy na drugiej przerwie.-oznajmiła.

-Dobra. Może być. Nie ważne jak, ale muszę zdobyć te informacje.-powiedziałam.

-Ej tak właściwie, to co ty się tak nim interesujesz?-zapytała.

Ja?

-Nie wiem o czym mówisz. Dobrze wiesz, że chce wiedzieć w co się wpakował, zadając się z Jakiem. Lepiej chodźmy, bo zaraz będzie dzwonek.-rzekłam.

Ona jedynie zaśmiała się cicho pod nosem. O co chodzi?

Obie wyszłyśmy z auta i poszłyśmy w stronę szkoły, która już zapełniała się uczniami.
Jedni jeszcze palili gdzieś za murkiem, drudzy całowali się namiętnie, a trzeci po prostu stali i gadali.
Moja uwagę przykuła jednak jedna para, która zawzięcie o czym rozmawiali. Dziewczyna mocno gestykulowała widać było, że jest zdenerwowana. Kiedy blondynka, którą okazała się być Betty odsunęła się od rozmówcy moim oczom ukazał się Luke.

Co on tu robi z nią?

A co ci do tego?

Nie mam pojęcia o co im poszło, ale mam wrażenie, że to nie były miłe rozmówki.

Na moją twarz mimowolnie wkradł się olbrzymi uśmiech.

-Ohoo. Groźna Betty zmierza w naszym kierunku.-zauwazyła Lucy.

Że co? Jak to w naszym?

Zdezorientowana podniosłam wzrok ze swoich trampek i spojrzałam przed siebie. I faktycznie dziewczyna szła prosto na nas. Czego ona chcę?
Kiedy była już na tyle blisko nas, żebyśmy ja usłyszały głośno warknęła.

-Pożałujesz tego wredna suko!-i poszła dalej.

Stanęłam jak wryta.

-Jezu co to było?-zapytała zdziwiona Luc.

-Ja...n...ie wiem.-zająkałam się.

-Przecież nic jej nie zrobiłaś, prawda? Matko, wyskakuje z nikąd, drze mordę na ciebie i jak gdyby nigdy nic idzie se dalej. Wez to obyczaj.

Czyli nie widziała tego co ja. Nie widział sprzeczki Luka i jej.

Właśnie Luke. Szybko spojrzałam w stronę gdzie przed chwilą stali razem, lecz jego już tam nie było. Kurczaki o co chodzi?

W końcu udało nam się wejść do szkoły. Pierwszą mam matematykę, a Lucy biologie.

-Druga przerwa, pamiętaj.-powiedziała.

Ja jedynie przytaknełam.

Boże czuję się jakbyśmy robiły napad na bank, co najmniej.

Westchnęłam i ruszyłam pod salę. Nie mogę dać po sobie poznać, że czymś się zamartwiam.

***

-Proszę wykonać zadanie piąte ze strony stotrzydziestej!-krzyknęła nauczycielka w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek, który nie tylko oznaczał przerwę, ale również taka moja godzinę W.

Wyszłam z sali przepychając się przez rozwścieczony tłum nastolatków, którzy nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Ja teraz też nie wiem. Szczerze mówiący dziwnie mi z tym, że szpieguje Luka, ale to jedyne wyjście z sytuacji.

Podeszłam pod pomnik, gdzie czekała już na mnie Lucy.

-To co gotowa?-spytała spokojnie.

Jak ona może być tak opanowana w obliczu takiej sytuacji.

Nie przesadzaj...

-Powiedzmy.-spojrzałam na nią.

-Świetnie. Masz już jakiś plan jak ją wyciągniesz z tego pokoju?-spytała.

-Co?-nie rozumiałam.

-A co ty sobie myślałaś, że będę tego szukać przy niej u boku?-zaśmiała się.

-No nie, ale...-nie dane było mi dokończyć.

-Żadnego ale, najwyżej będziesz improwizować.-poradziła kiedy byłyśmy już przy sekretariacie.

Ale ona nic wcześniej nie mówiła na temat wyciągania sekretarki z pokoju tylko o odwróceniu jej uwagii. O Matko.

-A teraz spokój, uśmiech i jakoś to będzie.-popchbęła mnie w kierunku drzwi.

Zapukałam po czym usłyszałyśmy proszę. Nacisnęłam na klamkę pełna obaw.

Co mam powiedzieć?

-Dzień dobry.-powiedziała Lucy.

-Dzień dobry. Co tam dziewczyny?-zapytała sekretarka.

-My przyszłyśmy...bo tak właśnie to...-spojrzałam szybko na Lucy, która piorunowała mnie spojrzeniem.

No co? Nie moja wina, że nie wiem co powiedzieć. To nie takie proste.

-Zauwazylam...-nie zdążyłam dokończyć, gdyż przerwał mi  dzwoniący telefon sekretarki.

-Przepraszam na chwilę.-powiedziała i odebrała.

Choroba, zaraz nas tu dzwonek zastanie jak tak dalej pójdzie.

-Tak...Nie mam zielonego pojęcia...jak to?... Spadła?... I co z nią?... O Mój Boże... Dobrze, idę. Na razie.-zakończyła rozmowę.

-Yyy dziewczynki, nie mogę teraz pierwszoklasistka spadła ze schodów, prawdopodobnie trzeba będzie wezwać karetkę. Muszę iść.-wstała zza biurka i ruszyła w kierunku wyjścia z gabinetu.

No rewelacja...

-Ty.-zwrociła się do Lucy.

-Pojdziesz ze mną i pomożesz. Ktoś musi zanieść ja do karetki. O Matko, co się narobiło.-lamentowała i pociągnęła za sobą moją przyjaciółkę.

Spanikowana odwróciłam się za nimi. Lucy bezgłośnie usiłowała powiedzieć mi: To musisz być ty. Dasz radę.

Ale jak? Pani kompletnie zapomniała o mojej obecności. Nie wiem dlaczego nie mogła wziąć mnie do tej pomocy,tylko akurat Lucy, która miała być tu i szukać informacji. Nawet nie wiem od czego zacząć.

Ogarnij się Vivian i weź do roboty. Pamiętaj! Nie masz czasu...

Racja... Dobra. Pod biurkiem powinna być szafka z aktami uczniów. Podeszłam do niego i rozejrzałam się. Jest! Złapałam za rączkę, ale nie chciała ustąpić. Co jest? Zamknięta...

A co ty myślałaś, że trzymają takie rzeczy na wierzchu...

Na pewno gdzieś tu jest kluczyk. Tylko gdzie? Rozejrzałam się po biurku. Jedyne co na nim widziałam to puste papierki po cukierkach. Jezu... Nagle moim oczom ukazało się niewielkie pudełeczko. Szybki ruchem chwyciłam je w rękę, otworzyłam i...mam, ale niestety mnóstwo kluczy. Jak mam z tego znaleźć ten właściwy? Wzięłam pierwszy lepszy, był do niego przyczepiony brylok, na którym było napisane: AKTA.
No i super.

Kiedy udało mi się otworzyć szufladę, spostrzegłam, że karty są poukładane alfabetycznie, co dużo mi ułatwia.

Luke Roberts.  R...r

Gdzie ty jesteś?

Mam! Znalazłam! 

Szybko złapałam kartę w swojej dłonie po czym otworzyłam.

Poprzednia szkoła...nie to nie to.

-Dziekuje ci za pomoc, gdyby nie ty... Sama widziałaś, chłopaki tak zaczęli panikować. A tak naprawdę nic się nie stało. Przynajmniej poważnego.-usłyszałam z korytarza dobiegający głos sekretarki.

O nie. Wraca...

-Nie ma za co. O Boże widziała pani, szczur.-krzyknęła Luc, serio szczur. Mogła wymyśleć coś lepszego. Na to to napewno ta kobieta się nie nabierze.

-Co ty mówisz dziecko. Tu nie ma żadnych gryzoni. Chodźmy.-powiedziała, po czym usłyszałam odgłos szpilek na posadzce.

Wyjęłam telefon i w tempie światła zrobiłam zdjęcia tekstu, widniejącego w aktach. Trudno poczytam później. Nie ma czasu. Szybkim ruchem zamknęłam szafkę z powrotem na klucz, który włożyłam do pudełka i starannie odłożyłam na miejsce.

Tylko jak mam się z tąd wydostać?

-Nie idziesz na lekcję?- zapytała się Lucy. Kurczę no to koniec.

Nim Lucy zdążyła jej odpowiedzieć, zostałam zdemaskowana.

Kobieta w szybkim tempie znalazła się przy mnie.

Gdybyście zobaczyli minę sekretarki, kiedy ujrzała mnie pod swoim biurkiem.
Co za kompromitacja.

-Ojeju, co ty tu robisz? Pod moim biurkiem?-zapytała przerażona.

-Yyy...ja... szukałam telefonu. Upadł mi i nie mogłam go znaleźć. Przepraszam.-pomqchałam jej przed twarzą moim smartfonem.

-Hmm, ciekawe. Akurat pod nim się znalazł? Dobrze, wstań.-poprisiła. Chyba uwierzyła w to marne kłamstwo.

Wygramoliłam się i ustawiłam do pionu. Lucy spojrzała na mnie wyczekująco. Machnęłam jej glowau, dając do zrozumienia, że konspiracja się udała. Dziewczyna spuściła głowę w dół i lekko się uśmiechnęłam.

-To my już będzimy szły.-zakomunikowala moja przyjaciółka.

-Jasne, dziękuję jeszcze raz. A. Dziewczynki, o co chodziło. Ta sprawa, z którą przyszłyście?-zapytała.

-A to. Już nie ważne.-machnęłam ręką.

-Do widzenia.-powiedziała Lucy.

-Do widzenia.-odparła sekretarka.

***

-I co znalazłaś co potrzeba?-spytała Lucy, kiedy byłyśmy odpowiednio daleko od gabinetu.

-Tak.-powiedziałam, choć tak naprawdę nie miałam pewności czy jest tam coś co mnie zainteresuje. Muszę to przeczytać.

-To dobrze. Słuchaj, lecę zaraz dzwonek. Opowiesz mi wszystko na lunchu, okej?-zaproponowała.

-Pewnie.-odparłam, lecz teraz sama zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle chce to sprawdzać. Ogarnął mnie lekki stres.

Vivian to nie jest kartoteka więzienna tylko karta ucznia...

-To do zobaczenia.-powiedziała i zniknęła mi z pola widzenia.

Zamyślona poszłam w kierunku sali od geografii, akurat mam okazję powiedzieć pani o tym że będę w stanie udzielać korków Lukowi.

O wilku mowa. Chłopak stoi razem z Mattem obok automatu, zawzięcie o czymś dyskutując. Z racji, że Luke mnie nie zauważył, postanowiłam podejść i usłyszeć o czym rozmawiają.

-Mike cały czas się wypierdala. Nie ma mowy, żebym się z nim pogodził.-krzyczał Luke.

-Stary, nie możecie kłócić się z takich głupich powodów. Czy to jest tego warte?-zapytał Matt.

-Nie, ale psuje mój plan. Nie taka była umowa.-powiedział mój przyjaciel i odszedł.

Psuje mój plan. Jaki plan? Boże za dużo tych sekretów.

Następnym razem spytam Luka dlaczego nie odzywa się z Mikiem. Tworzyli fajny zespół, a teraz co?

Z głośnym westchnieniem weszłam do klasy, w której jak zawsze siedziała nauczycielka.

-Dzień dobry.-przywitałam się.

-O, witaj Vivian. Co cię do mnie sprowadza?-zagadnęła.

-Yyy. Podjęliśmy z Lukiem decyzję i będziemy sobie nawzajem pomagać. Jestem gotowa nauczyć go geografii, a on mnie gry w football.-oznajmiłam.

-Naprawdę?-niedowierzała, na co ja pokiwałam głową.

-To świetnie. Szczerze już myślałam, że się nie dogadacie, ale naprawdę bardzo się cieszę.-uśmiechnęła się radośnie.

-Jakoś nam się udało.-odparłam.

-Dobrze w takim razie, przyjdź po lekcjach do mnie to pokaże ci materiał, z którego go przygotujesz.-powiedziała.

-Oczywiscie.-przytaknęłam.

***

Zaraz po lekcji, wyleciałam z klasy jak szalona. Przez te głupie czterdzieści pięć minut w ogóle nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o zdjęciach, które mam w telefonie. Pierwszy raz nie znałam odpowiedzi na pytanie, które zadała mi pani, nie byłam aktywna na lekcji. Masakra. Stwierdziłam, że najpierw odczytam te akta, a dopiero później pójdę na lunch i tak na razie nie mam co powiedzieć Lucy.

Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni i weszłam w wiadomości.

Do Lucy:
Nie czekaj na mnie. Przyjdę trochę później.

Odpowiedź dostałam momentalnie.

Lucy:
Ok. Coś się stało?

No nie. Ehh.

Do Lucy:
Nie po prostu. Pani od geografii mnie zatrzymała.

Kurde. Nie lubię kłamać. Tym bardziej, że Lucy na to nie zasłużyła.

Lucy:
Oki, czekam😘

Potrzebuję znaleźć jakieś ustronne miejce, w którym nikt mnie nie znajdzie i nie przeszkodzi mi w analizowaniu akt Luka.

Hmm. Może biblioteka? Tak, to będzie najlepszy wybór.

Szybkim krokiem pobedziłam do schodów, a potem na górę.

Nie witając się z panią, która i tak była zajęta, schowałam się za regał.

Weszłam w galerie telefonu i przed oczami miałam wszystko na temat Luka.

Luke Roberts
Urodzony:
4.07.2001r. w Nowym Yorku.
Adres zamieszkania:
Bluestreet 10a.
Imiona rodziców:
Maryl Roberts
Adam Roberts
Rodzeństwo:
Ginny Roberts.

Luke ma siostrę? Nigdy nic o tym nie słyszałam. Ciekawe...

Karany za:
Udział w nielegalnych wyścigach dn. 10.09.2018r.

Co? Jak to? To nie możliwe. Wyścigi?

Telefon z głośnym hukiem upadł mi na podłogę. Sama przerażona tym co przeczytałam schowałam twarz w dłonie.

Jake, również startował w wyścigach...

Hejo Kochani Moi♥️.
Na początku chciałabym Wam bardzo podziękować za pierwszy tysiąc wyświetleń😍🍾. Mam nadzieję, że uda nam się razem dobić kolejnego sukcesu!

A teraz:
Jak sądzicie co Vivian zrobi z faktem, że Luke bierze udział w nielegalnych wyścigach🤔? Koniecznie piszcie w komentarzach. Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał🙂.
Buziaczki 💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro