Rozdział VI
Kiedy dotarłam wraz z Davidem do pracowni byłam przygotowana na wszystko. Mogłabym nawet wyrecytować "Hamleta" czy zaśpiewać "Orki z Majorki".
Mój wzrok przykuła szkaradna twarz Caroline i brak obok niej rudzielca.
Zapewne gdzieś poszedł, ale nie będę się już zastanawiać gdzie.
Usiadłam wraz z czarnowłosym kompanem do miejsca mojej pracy i zauważyłam małą, różową kartkę, która leżała na moim szkicowniku.
Lekko zaskoczona jej bytem, wzięłam ją w dłoń oraz otworzyłam by móc zobaczyć co się na niej znajduje.
"Spotkajmy się obok składzika woźnego.
Wiem, że jesteś moją kochaną __.
~Matt"
Zakryłam zszokowana moje usta dłońmi, które delikatnie drgały z emocji.
Czarnowłosy spojrzał na mnie pytająco.
- Hej, wszystko okej? - mruknął lekko zmartwiony moją reakcją. - Ziemia do __.
Podałam Davidowi kartkę, a ten zaczął ją czytać. Po skończeniu, spojrzał na mnie i chwilę pomyślał.
- Coś mi tu śmierdzi - wymamrotał, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Ty śmierdzisz - burknęłam. - On mnie pamięta!
- Nie za bardzo w to wierzę - powiedział. - Przez ten czas wcale cię nie pamiętał, a tutaj taka akcja.
- Zazdrościsz David! - warknęłam oburzona. - Pójdę tam. Czy ci się to podoba, czy nie!
Czarnowłosy cicho westchnął i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie chcesz mojego szczęścia! - wykrzyczałam, a wszystkie osoby w pracowni popatrzyły na mnie.
- Ja cię tylko ostrzegam, okej? - powiedział obrażony. - Już rób co chcesz.
- Zrobię to - wymamrotałam patrząc na niego. - Nic ci do tego.
Chłopak westchnął.
- Mam cię gdzieś - warknął, a ja podniosłam się ze swojego krzesła.
Bez słowa opuściłam pracownię.
~📷~
Stałam pod składzikiem woźnego czekając na rudowłosego. Byłam szczęśliwa, że w końcu mnie pamięta i będę mogła z nim porozmawiać.
David mocno mnie zdenerwował. Nie mam już ochoty z nim się zadawać. Poza tym, sam ma mnie już gdzieś. Koniec przyjaźni.
Usłyszałam kroki, które zbliżały się w moją stronę. Miałam ochotę już się odwrócić i rzucić się Matt'owi na szyję, lecz poczułam mocne pchnięcie. Nie wiedziałam co się aktualnie dzieje.
Osoba, która była za to odpowiedzialna, momentalnie otworzyła drzwi składziku i wepchnęła mnie do jego środka.
Upadłam na jego twardą podłogę i spojrzałam się na swojego oprawcę.
- Ty suko! - wykrzyczałam patrząc na brunetkę, która szyderczo szczerzyła swoje zęby.
- Wiesz księżniczko...? - mruknęła Caroline powoli podchodząc do mojej osoby. - Twój książę jednak nie przyjdzie.
- Jesteś okropna - warknęłam próbując się podnieść, lecz nie umożliwiała mi tego noga brunetki na moim ciele.
- Buhuhu, jak mi przykro - burknęła Caroline kopiąc mnie mocno w brzuch.
Skuliłam się z bólu trzymając się miejsca, w które dostałam.
- Mówiłam coś, prawda? - zapytała uderzając mnie ponownie. - Kazałam się nie zbliżać, ale ty mnie nie posłuchałaś, kochana.
- Pierdol się - wydusiłam ostatkiem sił i dostałam znowu.
Wyplułam krew z moich ust. Caroline popatrzyła na mnie z góry.
- Dobranoc, malutka - powiedziała i uderzyła mnie kolejny raz.
~📷~
Z trudem otworzyłam zapuchnięte oczy. Leżałam na zimnej podłodze, która była pobrudzona od mojej krwi. Mniej więcej przypomniałam sobie sytuację, jaka działa się... Nie wiem. Straciłam poczucie czasu.
Próbowałam się podnieść, lecz było to bardzo ciężkie, ponieważ ból przypominał mi o sobie.
Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy.
Jak mogłam tak potraktować David'a? Miał on rację, że jest to przekręt. Czemu go nie posłuchałam? Ah, tak... Jestem jebaną idiotką! Nie nadaję się na przyjaciółkę. Nie jestem jego godna, jak i rudowłosego.
Przez moją nieśmiałość nie porozmawialiśmy poważnie na nasz temat. Może w ogóle ma już mnie gdzieś? Cholera.
Jestem najgorszym człowiekiem będącym na tej Ziemii. Nie potrafię rozmawiać, słuchać się innych oraz być dobrą przyjaciółką.
Mam siebie dość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro