Rozdział V
Dziś był ten dzień, w którym powiem wszystko Matt'owi.
Stałam przed szafą i zastanawiałam się co dziś założyć. Wygodnie czy jednak bardziej elegancko.
Co ja pieprzę? Oczywiście, że bluza!
Zastanawiałam się jeszcze nad jednym.
Jak będzie wyglądała nasza rozmowa?
- Cześć Matt, to ja zamknęłam się z Tobą w windzie w szpitalu - wymamrotałam patrząc na lustro, które stało obok mojej szafy. - Słabe.
- Witaj Matthew, to ja jestem kobietą, którą nosiłeś do ubikacji, by ta mogła załatwić swoje sprawy - powiedziałam zarzucając włosami do tyłu. - Kuźwa.
- Seeeeksik - mruknęłam puszczając oczko mojemu odbiciu w lustrze. - Jestem chora.
Beznadziejnie westchnęłam i usiadłam zrozpaczona na ziemii. Niby łatwe, ale jednak trudne.
Dźwięk wibrującego telefonu na mojej szafce nocnej postawił mnie na równe nogi. Podeszłam do łóżka, a z wcześniej wymienionego przedmiotu wzięłam w dłonie telefon. Na ekranie zobaczyłam zdjęcie swojego towarzysza, więc wiedziałam już, że będę miała od niego opieprz.
Odebrałam telefon.
- Kurwa mać __! - wrzasnął David, po drugiej stronie słuchawki.
- O co chodzi księżniczko - wymamrotałam poprawiając swoje włosy.
- Czy ty do jasnej cholery wiesz jaka jest godzina? - zapytał.
- Godzina? - mruknęłam i spojrzałam na zegarek. - Ósma pięćdziesiąt dziewięć.
- Ósma... Ósma... Ósma kurwa pięćdziesiąt dziewięć. - burknął. - Gdzie ty jesteś?
- W domu? Gdzie miałabym być? - wymamrotałam.
- W pracowni dzbanie! - krzyknął. - Czekam na ciebie już godzinę!
- Boże! - wykrzyknęłam. - Myślałam, że mam na dziesiątą!
- Ruszaj dupsko i zasuwaj do pracowni - mruknął już spokojniej. - Oczekuję za takie spóźnienie coś ciekawego.
- Jasne - burknęłam. - Już idę.
~📷~
Wbiegłam do pracowni, a każda para oczu była skierowana w moją stronę.
- Nasza damulka nareszcie zawitała - powiedziała słodko Caroline, lecz można było czuć w jej głosie drwinę i lekkie obrzydzenie.
Wstrzymałam w sobie moją złość i usiadłam do swojego stanowiska pracy. David wpatrywał się we mnie obrażony.
- Zapomniałam - mruknęłam. - Wybacz, więcej razy się nie spóźnię.
Czarnowłosy tylko zadarł głowę do góry, by pokazać jego oburzenie.
Wyjęłam ze swojej torby batona i położyłam go przed David'em.
Chłopak popatrzył się na czekoladową rozkosz, a po chwili zajadał się nim ze smakiem.
- Wybaczam - wymamrotał zadowolony jedząc batona. - I jak? Myślałaś co powiesz?
- Trochę - powiedziałam kładąc moją głowę na biurko. - Jestem beznadziejna w rozmowy.
- Zauważyłem już to - mruknął. - Dobrze, że panujesz nad emocjami, ale... Także ich nie pokazujesz. Ja bym już wygarnął tej suce na dzień dobry.
- Bo ty jesteś mężczyzną i masz na imie David - oznajmiłam załamana sobą.
- Z tobą jest serio źle - wyznał i pogłaskał mnie po plecach. - Chodź, nauczę cię wyrażać więcej emocji.
- Jak chcesz to zrobić? - zapytałam.
- Mam swoje sposoby - powiedział podnosząc moją głowę. - Uwierz mi, __.
- Wierzę.
~📷~
- Popatrz w Matt'a - powiedział, a ja spojrzałam w lustro, które miało oczy, nos, usta oraz kilka małych kropek podających się za piegi. - Teraz zacznij rozmowę.
- Umm, hej - mruknęłam, a David pokręcił niezadowolony głową. - No co?
- To brzmi jakbyś nie chciała z nim rozmawiać - oznajmił.
- Więc... Cześć Matt - zagadałam do lustra.
To jest takie głupie.
- Mów dalej - dodał David, który słuchał mnie uważnie.
- Chciałabym powiedzieć, że - wzięłam mały oddech. - To ja jestem __, którą poznałeś w szpitalu.
- Dodaj jeszcze więcej - oznajmił. - Pamiętasz go, takie sprawy.
- Nie mogłam o tobie zapomnieć od momentu, w którym wyjechałeś z miasta. Pamiętam cię bardzo dobrze. Nadal jesteś słodki, mimo, że minęło kilka lat...
- Dobrze ci idzie - mruknął David.
- I... Nie mogę być kurwa poważna, patrząc na tą krzywą twarz narysowaną markerem na tym lustrze - oznajmiłam, a czarnowłosy, który był przez ten czas poważny zarechotał.
- Masz już jego serce - powiedział. - Jesteś gotowa mu to wyznać.
- Mam nadzieję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro