Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty trzeci


- Skąd ty wszystko wiesz? - zapytał po chwili ciszy.

- A nie oszalejesz? - zapytałam ze śmiechem, a ten pokręcił głową z poważną miną. Chyba był trochę nie w sosie. - No, dobra, ale to moja tajemnica nad tajemnice, jasne? - Spojrzałam na niego znacząco i przytaknął. - Oj, gdzieś już... trzy? Może cztery lata temu... No, to dawno było, ale wracając. Nie urodziłam się w tym wymiarze. - Walnęłam prosto z mostu, a ten spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Nie, ale naprawdę! - Zaśmiałam się. - Żyłam przez siedemnaście lat w świecie bez Iron Mana, Thora, Kapitana Ameryki, ciebie... Lokiego -  mruknęłam ciszej, ponieważ nagle mi się smutno zrobiło z tego powodu nosiciela tego imienia. - W noc przed moimi siedemnastymi urodzinami przyśniło mi się dosłownie wszystko do pewnego momentu, co się dzieje tutaj. Znam przeszłość, teraźniejszość i trochę przyszłość niektórych ludzi, w tym ciebie.

- Ale jak się tu znalazłaś? - spytał zaintrygowany.

- Chyba w przed dzień twojego przybycia, nie wiadomo skąd, pojawił się staruszek. Nie kojarzyłam gościa, ale z tej rozmowy wynikło, że to jego sprawka. A po tym zniknął tak nagle, jak się pojawił. Dosłownie PUFF i nima go.

- Ale dlaczego?

- Podobno nie pamiętam. Wiesz... Naprawdę mam wrażenie, że zapomniałam wielką i ważną część mojego życia tutaj. Nie mam pojęcia czemu, ale domyślam się, z kim są te wszystkie wspomnienia związane...

- Kim? - spytał po chwili ciszy, chyba zauważył, że boli mnie ten temat.

- Loki Laufeyson - odparłam beznamiętnie.

- To ten psychol, co napadł Nowy Jork?

- Tak... - Westchnęłam. - Nie pamiętam, co się działo podczas ataku, a rzekomo tam byłam. Miałam przebłyski z dalekiej przeszłości, jak Loki mnie torturuje, szydzi. Jednak ostatnio... Miałam wspomnienie, w którym płakałam za nim, bo zaginął. Dziwne, prawda?

- Prawda. Zastanawiałaś się czasem, czy jesteś normalna? - Zaśmiał się serdecznie.

- Nie, bo jestem zupełnie tego świadoma. - Odwzajemniłam śmiech, a nagle coś mi się nagle skojarzyło. - Nie jestem normalna... Ale właśnie za to ktoś mnie kocha - mruknęłam zamyślona. Coś mi to przypominało, ale nie wiedziałam, co.

- Zabawna krytyka.

- To nie ja wymyśliłam - powiedziałam skocznie i spojrzałam doktorowi w oczy. Zobaczyłam w nich jakąś głębie, która spowodowała, że usłyszałam: "Jedyne, co miałaś z tego wszystkiego to skrzypce...". Następnie widziałam tylko ciemność, ale słyszałam załamany głos Lokiego: „Jaki normalny człowiek, by zgodził się na takie zadanie? Ona nie jest normalna. Skoro się zgodziła, to znaczy, że robiła to dla mnie...". Obudziłam się i patrzyłam nieświadomie w dal z lekko otwartą buzią. Nie wiedziałam, co mam myśleć.

- Aida? Wszystko dobrze? - zapytał mnie z troską przyjaciel.

- Nie, nic nie jest dobrze od ataku Chitauri - szepnęłam i samotna łza spłynęła mi po policzku. Musiałam tam wrócić, musiałam wrócić do Asgardu, bo tam była odpowiedź na wszystkie pytania. - Wiesz, pójdę się położyć - powiedziałam i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, pobiegłam do komnaty. Zaczęłam się pakować, a następnie pobiegłam do Starożytnej. Właśnie piła herbatę, czytając.

- Aida, czy coś się stało? - spytała zaniepokojona. Miała świetną intuicję...

- Muszę wyjechać. Musze znaleźć odpowiedź - oznajmiłam jak jakaś desperatka. - Nie zniosę tego dłużej.

- Rozumiem. - Wstała i podeszła do mnie. - Kiedy wyjeżdżasz?

- Teraz - odparłam hardo, ale po chwili łzy stanęły mi w oczach. To było nasze ostatnie spotkanie...

- Och, to... żegnaj - powiedziała smutnym tonem, ale uśmiech dalej miała na twarzy. Oddałam mocno uścisk.

- Yao... Jeśli chcesz, to zostanę - mruknęłam, a łzy zaczęły mi ciec po policzkach.

- Kochana, spędziłam z tobą tyle pięknych chwil i dałaś mi tyle szczęścia, że nie potrafię tego zliczyć. Sprawiłaś, że nie martwiłam się przeszłością, teraźniejszością ani przyszłością. Czas byś znalazła swój własny spokój, który nie znajduje się tutaj... - wyznała, ocierając moje łzy.

- Dziękuję za wszystko... Ale proszę, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć... - szepnęłam i wtuliłam się w jej ramię.

- Będę pamiętać - powiedziała, a ja powoli się odsunęłam i otworzyłam portal. Wzięłam bagaż i spojrzałam na nią ostatni raz. - Bądź spokojna. Poradzi sobie - oznajmiłam z uśmiechem. Zrobiłam jeden krok i znajdowałam się już w Stark Tower. 

Natychmiast poszłam do Starka, któremu rzuciłam się w ramiona załamana. Nie wiedział, o co chodzi, ale nie musiał. Pocieszył mnie samą swoją obecnością. Żałowałam, że tak szybko musiałam go opuścić, a on tym bardziej, ale rozumiał, że mam swoje niepozamykane sprawy. Wspierał mnie. Całą noc z nim przesiedziałam, by w końcu odejść na nie wiadomo ile... Udałam się do parku, gdzie zaszyłam się w jakiejś gęstwinie. Spojrzałam w niebo i z lekkim uśmiechem powiedziałam: "Heimdallu, otwórz most".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro