Rozdział trzydziesty siódmy
Gdy obudziłam się, czułam się zdecydowanie lepiej, dziwna pustka w sercu trochę mi odpuściła. Postanowiłam od razu spełnić prośbę Friggi. Teleportowałam się na miejsce i ruszyłam w głąb starego placu. Nie było tu zbyt wielu ludzi, większość ludzi opłakiwała królową w swoich domostwach. Z każdym krokiem czułam się coraz dziwniej. Do moich uszu dobiegała jakaś tajemnicza melodia, ale nigdzie nie widziałam żadnych grajków. Po chwili przed oczami zaczęły mi się przemykać pewne obrazy tańczących d tej muzyki ludzi. Krążyłam tak wkoło ciągle napadana przez dziwne wizje. Przez to całe zamieszanie nagle wpadłam na młodą, rudowłosą dziewczynę. Przeprosiłam szybko i przypatrzyłam się jej... Wyglądałam strasznie znajomo. Również mnie zmierzyła wzrokiem, a następnie rozpromieniła się.
- Pani radość! Wróciłaś! - krzyknęła radośnie.
- Czekaj... - Zaczęłam szukać w głowie tej tajemniczej osoby. Dostałam krótkiej wizji, w której ona, jako mała dziewczynka, tańczyła wśród tłumu. - Elena? - zapytałam, przyglądając jej się jeszcze uważniej. - To ty!
- Od tamtego wieczoru czekałam, aż się pojawisz! - pisnęła szczęśliwa.
- Wieczoru? - zapytałam zbita z pantałyku.
- Nie przypominasz sobie? - Spojrzała na mnie smutno. - Uprzedzano mnie, że nic nie pamiętasz, ale nie mogłam w to uwierzyć...
- Słucham?
- Dostałam przesyłkę od strażnika z listem. Proszę, weszłabyś na chwilkę do mnie do domu? Musze ci coś dać - odparła łagodnie.
Przytaknęłam i ruszyłyśmy. Droga nie była daleka. Poczekałam w miło urządzonym saloniku, a dziewczyna przyniosła mi pokrowiec od instrumentu. Ponagliła mnie delikatnie, więc otworzyłam go i ujrzałam białe skrzypce...
- Przykro mi, ale nie mogę tego przyjąć - odparłam od razu, jak się zorientowałam od kogo one są.
- Należą przecież do ciebie, a po za tym jemu naprawdę na tym zależy - powiedziała błagalnym tonem, łapiąc mnie za lekko drżące dłonie.
- Nie wiesz, co mi zrobił...
- Nie wiem, masz rację, ale jestem pewna, co kiedyś przez niego czułaś. Tylko stań na rynku i zagraj. Wiesz, co to? - zapytała, pokazując naszyjnik w kształcie skrzypiec. - To od ciebie. Byłaś wtedy z nim i nie przeszkadzało ci to. Bawiłaś się świetnie przy jego boku.
Uśmiechnęła się, co odwzajemniłam lekko. Wyszłam z domu i po chwili zastanowienia stanęłam na środku rynku. Wyjęłam instrument z pokrowca, przyłożyłam go do ramienia i zaczęłam grać tamtą melodię. Z początku była wolna, ale nabierała na skoczności. Zamknęłam oczy i ujrzałam ten sam rynek, ale innego dnia. Dzieci zaczynały tańczyć razem ze mną, a do nas dołączali dorośli. Grałam co raz pewniej i weselej. Nieświadomie uśmiechnęłam się na ten widok. Grałam tak i przeżywałam tamten wieczór od nowa. Nagle doszło do momentu, gdy spojrzałam na kłamcę. Uśmiechał się szczerze w moją stronę. Aż dziwne. Nagle zniknął, a następnie pojawił się tuż przede mną. Zaczął tańczyć z innymi, aż dotarł do mnie. Nagle ktoś przypadkiem mnie potrącił i musnęłam jego w usta. Poczułam coś dziwnego i otworzyłam oczy. Moje serce chciało dotrzeć do czegoś, za czym tęskni... do Lokiego. Jakbym dostała olśnienia pobiegłam do gospody, pakując na szybko, rzeczy i jak burza wbiegłam na miejsce spotkania knującego ludu. Spojrzeli na mnie poniekąd jak na wariatkę.
- Zgadzam się! - powiedziałam zasapana.
- Idealnie! - wykrzyknął uradowany Thor. - No, to jutro będziesz eskortowała nasz statek na tej swojej desce. - Gdy zobaczył moją niewinną minę, dodał: - Dobrze wiem, że ją wzięłaś. Jak wypadniemy, to poprowadzisz go magią do momentu, gdy się zorientują, a jak to się stanie, dołączysz do nas.
- No luz - odparłam i dosiadłam się. Omawialiśmy dalszą część planu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro