Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty piąty


Nagle pochylił się nade mną strażnik.

- Przepraszam, ale nie wolno tu być cywilom... - Pokazałam mu swoją twarz spod zielonego kaptura i chyba była to jednoznaczna odpowiedź. - Ach, no dobrze - mruknął dyplomatycznym tonem. Był dosyć przystojny. Posiadał krótką brodę, brązowe oczy, ładne rysy twarzy i był dobrze zbudowany, jak to strażnik.

- Dziękuję - powiedziałam, uśmiechając się do niego. - Jak cię zwą?

- Mordal, pani - wyznał z lekkim uśmiechem.

- Mordalu mów mi po imieniu, Aida. - Podałam mu rękę, którą lekko musnął.

- Miło poznać - powiedział, uśmiechnąwszy się szerzej i odszedł na obchód, a ja odprowadziłam go wzrokiem.

- Mistrzyni podrywu się znalazła. - Usłyszałam prychnięcie tuż za sobą.

- Fajnie wiedzieć, że uprzejmość to już podryw. - Odgryzłam się kłamcy.

- Co tu robisz? - zapytał, a raczej warknął.

- Siedzę. - Wzruszyłam ramionami.

- W Asgardzie - dopowiedział zażenowany.

- Przybyłam po odpowiedzi.

- Jakie?

- Ty nie bądź taki wścibski - syknęłam ze śmiechem.

- A ty miałaś się do mnie nie odzywać. Coś się zmieniło? - Podniósł brew, zakładając ręce na piersi.

- Wiele się zmieniło... - szepnęłam zamyślona i nagle usłyszałam, jak ktoś kogoś smaży. Obeszłam celę u ukryłam się za rogiem. Obserwowałam, jak mroczny elf zabija strażników i zaczął iść w stronę wrót, rozwalając bariery innych cel. Więźniowie wychodzili i już knuli. W końcu stanęłam przed nimi, zasłaniając jedyną drogę ucieczki.

- Aida, wracaj! - warknął Loki. Spokojnie, był dalej w swoim lokum, bo chyba nie przypadł stworowi do gustu.

- A panowie gdzie się wybierają? - zapytałam uprzejmie, zdejmując kaptur.

- Tam gdzie nasze miejsce - ryknął któryś.

- A to w drugą stronę. Pokazać wam drogę? - spytałam beztrosko, zakładając ręce na piersi.

- Dobrze wiemy, gdzie iść i nie przeszkodzisz nam - powiedział elf, ale tylko ja go zrozumiałam.

- I tu się mylisz - powiedziałam w jego języku, na co Laufeyson się ostro zdziwił.

W tej chwili dołączyli do mnie straże i Thor. Ten odwalił swoją pogadankę i zaczęliśmy walczyć. Aktywowałam swoje miecze i zaczęłam rozwalać przeciwników. Nie wiedzieli trochę, o chodzi, bo poznali nową broń, ale mnie to nie przeszkadzało. Nie byli jakoś trudni do pokonania. Niestety fart mi tak zrobił, że walczyłam tuż przed celą kłamcy. Idiota gapił się bezczelnie...

- A ty co się gapisz?! - warknęłam zirytowana.

- Ciekawi mnie twoja broń. Z czego jest?

- Z energii mojego ciała. W klasztorze się nauczyłam - odpowiedziałam i kopnęłam kogoś w ryj.

- Zostałaś zakonnicą? - prychnął.

- Nie, nie zostałam - odparłam zażenowana i pokonałam kolejnego przeciwnika. Nagle doznałam wizji. Widziałam scenę, kiedy Frigga umiera. To miało się zaraz stać. Obudziłam się i obróciłam w stronę Thora.

- Thor! Biegnij szybko do matki!

- Co jest?!

- Nie pytaj, tylko biegnij! - Nie powinnam tego robić, ale chciałam ją uratować. Miałam tylko nadzieję, że zdążyłam, przez moje chwilowe zawahanie...

Po jakiś 15 minutach skończyliśmy walkę i zapuszkowaliśmy wszystkich prócz tego przerośniętego elfa, który zniknął. Nie zwracając na nic uwagi, poprułam do komnaty Friggi. Zdyszana wbiegłam tam jak burza, ale zobaczyłam opłakujących ją Thora i Odyna. Łzy zaczęły spływać po policzkach niczym wodospady. Jane przytuliłam mnie, a ja oddałam mocno uścisk. Miałam do siebie żal, bo mogłam ją uratować, ale nie mogę ingerować w teraźniejszość, nie aż tak... Nie mogę!

- Aido... Powiesz Lokiemu? Proszę - szepnął Thor, na co przytaknęłam, wiedziałam, że nie chciał widzieć jeszcze bólu jego brata. Powoli udałam się tam załamana. Po chwili stanęłam naprzeciwko jego celi i spojrzałam na niego pełnym żalu i bólu wzrokiem.

- Coś się stało? Nic nie zrobiłem. - Podniósł ręce w geście obronnym.

- Loki, nie o to chodzi... - mruknęłam i znowu zaczęłam płakać.

- Hej, nie płacz... - Zaczął miękko, ale nie dałam mu skończyć.

- Zanim powiesz, że będzie dobrze. Frigga... nie żyje - wydusiłam z siebie i spojrzałam mu w oczy.

- Nie... - Usiadł z bezsilności na podłodze. Teraz byliśmy równi. - Mogłaś ją uratować... - mruknął, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń.

- Słucham? - Nie zrozumiałam go.

- Wiedziałaś! Ona mogła żyć, bo ty wszystko wiedziałaś i mogłaś ją uratować! - ryknął.

- Skąd wiesz?... - Spojrzałam na niego przerażona, a on na mnie wściekle... Tak jak wtedy. Nagle znowu doznałam wizji. Stałam w skarbcu, a przede mną był wściekły Loki.

„- Wiedziałaś o wszystkim... O wygnaniu, ataku. Wiedziałaś, że byłem to ja, a nie wydałaś mnie. Dlaczego? - zapytał.

- Nie mogę ingerować w teraźniejszość - odpowiedziałam."

Obudziłam się i spojrzałam na niego stanowczo.

- Dobrze wiesz, że nie mogę ingerować aż tak w teraźniejszość- powiedziałam i odwróciwszy się, odeszłam. Czułam, że odprowadza mnie wzrokiem, ale nie miałam zamiaru się oglądać. Ale musiałam mu przyznać rację. Mogłam ją uratować...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro