Rozdział trzydziesty ósmy
Rankiem wstałam i ubrałam się w zielony strój bitewny, który dostałam od Starożytnej. Dzisiaj odbędzie się premiera działania deski, będzie ciekawie. O ustalonej godzinie ukryłam się za rozwalonym filarem na balkonie w sali tronowej i czekałam, aż wylecą. Po jakimś pół godziny zrobili to, zostawiając Volstagga samego na cały patrol straży. Wskoczyłam na mój środek transportu i śledziłam statek mrocznych elfów. Po drodze osłaniałam ich od pocisków i siebie od głazów, rozwalali co popadnie. Na bank prowadził Thor. Na tęczowym moście było słychać, jak bracia się kłócą. Thor wyrzucił szmaragdowookiego, a ten przerażony spadł na łódź prowadzoną przez Fandrala. To był znak. Przejęłam kontrolę nad statkiem i kierowałam nim, nawet po wyskoczeniu Thora i Jane. Próbowano go zestrzelić, ale jakoś sobie dawałam radę z wymijanką. Obejrzałam się i zauważyłam, że już ich odkryto. Nieskupiona nie zauważyłam pocisku i statek wybuchł, a na moje nieszczęście byłam zbyt blisko. Wybuch odrzucił mnie mocno. Spadając, przyjęłam na desce opływową pozę i wpadłam do morza. Płynęłam z ogromna szybkością na niej, kierując się do reszty. Po chwili się wychyliłam i wysuszył mnie wiatr. Doleciałam do nich, a przywitano mnie westchnieniem ulgi. Uśmiechnęłam się szeroko i wskoczyłam na pokład.
- Długo czekaliście? - zapytałam.
- Jesteś w samą porę - powiedział Thor.
- Wszystko z nią dobrze? - zapytałam, spoglądając na Jane.
- Tak, jest po prostu wyczerpana.
- Rozumiem. Też bym się przespała, ale służba wzywa. Prowadź! - Zwróciłam się, o dziwo swobodnie, do kłamcy.
- Z chęcią - powiedział i zaczęliśmy się kierować prosto na wielką górę.
- Loki, oszalałeś chyba! - ryknął przerażony Thor.
- Już dawno - odpowiedziałam razem z kłamcą, na co spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni. Chciał coś powiedzieć, ale jednak wolał się skupić na drodze. Wlecieliśmy w szczelinę, a po drugiej stronie była już mroczna planeta. Usiedliśmy spokojnie, Loki prowadził, a gromowładny zajął się Jane leżącą kawałek ode mnie i kłamcy.
- Czemu się zgodziłaś? - mruknął do mnie czarnowłosy. - Podobno bałaś się mnie ciągle i za nic nie chciałaś.
- Pani Radość... widzi wszędzie dobro. Teraz nawet w tobie - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego niemrawo.
- Co cię przekonało?
- Ty - odpowiedziałam i westchnęłam głęboko. - Jesteś uparty, wiesz? Byłam na starym rynku.
- A co to ma?... - Przerwał, ponieważ zaczęłam nucić tamtą melodię. Spojrzał na mnie z lekka szczęśliwy. - Ty... pamiętasz wszystko?
- Nie, tylko to. Wciąż nie wiem, co tak naprawdę kryjesz w środku.
- Dolatujemy - odparł oschle i wylądował.
Podeszliśmy i się zaczęło. Loki przejął Jane, zdradzając nas. Potem rzucił się na Thora i odciął mu rękę sztyletem. Chciałam jakoś bronić blondyna, ale kłamca odrzucił mnie daleko. Oddał Jane, z której wydobyto Eter. Czekał... Nagle w głowie pojawił mi się czyiś głos: „Nie wierzy się kłamcy". Spojrzałam tam ponownie i Thor coś kombinował...
- Teraz, Loki! - krzyknął i magik wyczarował mu rękę i zabrał stamtąd bezbronną Jane. Gromowładny przywołał swój młot i piorunami próbował zniszczyć "kamień" nieskończoności. Podbiegłam do nich i stanęłam mocno na nogach, patrzyłam się w walkę materii.
- Aida, co ty wyprawiasz uciekaj! - ryknął przestraszony Loki. Zignorowałam go i wystawiwszy rękę, zaczęłam katować eter razem z przyjacielem. Po dłuższej chwili wybuchł. Thora odrzuciło, ale mnie nie. Moc weszła w wodza mrocznych elfów. Spojrzałam na niego spode łba, a on na mnie.
- Silna jesteś... Może, chciałabyś do mnie dołączyć?
- Ja? Och... to będzie - udałam zaszczyt, podchodząc bliżej - a raczej byłaby moja najgorsza decyzja w życiu - warknęłam i rzuciłam w niego silne zaklęcie, które bez problemu we mnie odbił.
- Ach, tak? - zakpił i mnie zaatakował. Przez odrzut poleciałam z parę metrów dalej, a na resztę rzucił się patrol mrocznych elfów. Jane się na szczęście schowała. Wstałam i zaczęłam pomagać chłopakom w walce. Przeciwnik był godny, nie powiem. Nagle jeden zaszedł mnie od tyłu i drasnął dotkliwie w ramię, a następnie wzdłuż moich pleców. Krzyknęłam głośno i upadłam na kolana. Już mieli mnie okrążyć, ale ujrzałam, jak ten wielki elf nadziewa Lokiego na ostrze, które kłamca sam w niego wbił. Łzy zaczęły pływać mi wodospadami po policzku. Ryknęłam głośno załamana i jakby ze mnie wydobyła się niezrównana energia, która unicestwiła wszystkich wrogów. Zaczęłam człapać na miarę swoich możliwości, aż nie dotarłam do prawie nieżywego kłamcy i jego brata, wielki elf został zabity dzięki sprytowi umierającego kłamcy. Pod koniec Jane pomogła mi przy nim usiąść, a Thor ustąpił mi miejsca.
- No i coś ty zrobił? - zapytałam zapłakana, głaszcząc go histerycznie po głowie.
- To co dawno powinienem, ale nie wiedziałem jak... Dlaczego płaczesz? Przecież tego chciałaś, prawda? - Uśmiechnął się słabo.
- Nie, nie, nie! Nigdy mi na tym nie zależało! Jesteś idiotą, skoro tak myślisz - szepnęłam ostatnie zdanie, przykładając swoje czoło do jego.
- Teraz to wiem. - Zaśmiał się. - Płaczesz, a nie wiesz dlaczego, zależy ci, ale nie pamiętasz czemu.
- A czy to ważne? Liczy się tu i teraz! Przypomniał mi się tamten wieczór. Przypadkiem cię pocałowałam i wiesz...
- Właśnie... liczy się tu i teraz. Nie daj się manipulować wspomnieniom. Czuj, co chcesz, proszę, bądź wolna, nawet od swoich wspomnień... - szepnął z bólem.
- Jak możesz o to prosić, byłam okropna...
- Mam problem, że żyję wspomnieniami, a one... szczególnie z tobą - przyłożył mi dłoń do policzka i otarł łzy - a one były najpiękniejsze w moim życiu, dlatego nie chcę ich puścić... - Przybliżył i pocałował mnie czule, wyrażając tym więcej, niż jakiekolwiek słowa czy czary. Już wszystko wiedziałam. Po zbyt krótkiej chwili chłopak stracił jakiekolwiek siły i opadł w me ramiona już bez ducha...
- Aida... Chodź. Nie możesz tu zostać. - Thor próbował mnie odciągnąć.
- Mogę! Nie zostawię go!!! - ryknęłam załamana, przytulając martwego syna Laufeya do siebie.
Siedziałam tak, a wokół rozpętała się okropna burza, ale nie chciałam się ruszyć z miejsca. Wierzyłam, że wstanie i powie: „Ha! Znowu kłamałem, niespodzianka!", lecz to nie nastąpiło...
- Pani... Przykro mi, ale nie możesz tu zostać. - Usłyszałam za sobą głos.
- Mordal? Co ty tu?... - spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale po chwili coś do mnie dotarło. - Odyn... Nie możemy, go tu zostawić!
- Ciebie też nie możemy, proszę... Aido. - Spojrzał na mnie błagalnie.
- Przepraszam... - szepnęłam do Lokiego i poszłam za ciągnącym mnie strażnikiem. Wróciliśmy do Asgardu i stanęliśmy przed obliczem Odyna. Pokłoniłam się, ale miałam nieprzytomny i smutny wzrok.
- Czy znalazłeś Thora? - zapytał władca.
- Nie, ani tej dziewczyny, tylko panią Aidę i... zwłoki - mruknął zbolały.
- Loki? - W sumie bardziej stwierdził, niż zapytał, ale wystarczającą odpowiedzią były moje łzy. - Aido, możesz odejść, odpocznij.
- Tak jest - powiedziałam mocno zachrypniętym głosem i wyszłam, pokłoniwszy się. To był najokropniejszy dzień mojego życia... Chyba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro