Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty ósmy


Rankiem wstałam i ubrałam się w zielony strój bitewny, który dostałam od Starożytnej. Dzisiaj odbędzie się premiera działania deski, będzie ciekawie. O ustalonej godzinie ukryłam się za rozwalonym filarem na balkonie w sali tronowej i czekałam, aż wylecą. Po jakimś pół godziny zrobili to, zostawiając Volstagga samego na cały patrol straży. Wskoczyłam na mój środek transportu i śledziłam statek mrocznych elfów. Po drodze osłaniałam ich od pocisków i siebie od głazów, rozwalali co popadnie. Na bank prowadził Thor. Na tęczowym moście było słychać, jak bracia się kłócą. Thor wyrzucił szmaragdowookiego, a ten przerażony spadł na łódź prowadzoną przez Fandrala. To był znak. Przejęłam kontrolę nad statkiem i kierowałam nim, nawet po wyskoczeniu Thora i Jane. Próbowano go zestrzelić, ale jakoś sobie dawałam radę z wymijanką. Obejrzałam się i zauważyłam, że już ich odkryto. Nieskupiona nie zauważyłam pocisku i statek wybuchł, a na moje nieszczęście byłam zbyt blisko. Wybuch odrzucił mnie mocno. Spadając, przyjęłam na desce opływową pozę i wpadłam do morza. Płynęłam z ogromna szybkością na niej, kierując się do reszty. Po chwili się wychyliłam i wysuszył mnie wiatr. Doleciałam do nich, a przywitano mnie westchnieniem ulgi. Uśmiechnęłam się szeroko i wskoczyłam na pokład.

- Długo czekaliście? - zapytałam.

- Jesteś w samą porę - powiedział Thor.

- Wszystko z nią dobrze? - zapytałam, spoglądając na Jane.

- Tak, jest po prostu wyczerpana.

- Rozumiem. Też bym się przespała, ale służba wzywa. Prowadź! - Zwróciłam się, o dziwo swobodnie, do kłamcy.

- Z chęcią - powiedział i zaczęliśmy się kierować prosto na wielką górę.

- Loki, oszalałeś chyba! - ryknął przerażony Thor.

- Już dawno -  odpowiedziałam razem z kłamcą, na co spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni. Chciał coś powiedzieć, ale jednak wolał się skupić na drodze. Wlecieliśmy w szczelinę, a po drugiej stronie była już mroczna planeta. Usiedliśmy spokojnie, Loki prowadził, a gromowładny zajął się Jane leżącą kawałek ode mnie i kłamcy.

- Czemu się zgodziłaś? - mruknął do mnie czarnowłosy. - Podobno bałaś się mnie ciągle i za nic nie chciałaś.

- Pani Radość... widzi wszędzie dobro. Teraz nawet w tobie - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego niemrawo.

- Co cię przekonało?

- Ty - odpowiedziałam i westchnęłam głęboko. - Jesteś uparty, wiesz? Byłam na starym rynku.

- A co to ma?... - Przerwał, ponieważ zaczęłam nucić tamtą melodię. Spojrzał na mnie z lekka szczęśliwy. - Ty... pamiętasz wszystko?

- Nie, tylko to. Wciąż nie wiem, co tak naprawdę kryjesz w środku.

- Dolatujemy - odparł oschle i wylądował.

Podeszliśmy i się zaczęło. Loki przejął Jane, zdradzając nas. Potem rzucił się na Thora i odciął mu rękę sztyletem. Chciałam jakoś bronić blondyna, ale kłamca odrzucił mnie daleko. Oddał Jane, z której wydobyto Eter. Czekał... Nagle w głowie pojawił mi się czyiś głos: „Nie wierzy się kłamcy". Spojrzałam tam ponownie i Thor coś kombinował...

- Teraz, Loki! - krzyknął i magik wyczarował mu rękę i zabrał stamtąd bezbronną Jane. Gromowładny przywołał swój młot i piorunami próbował zniszczyć "kamień" nieskończoności. Podbiegłam do nich i stanęłam mocno na nogach, patrzyłam się w walkę materii.

- Aida, co ty wyprawiasz uciekaj! - ryknął przestraszony Loki. Zignorowałam go i wystawiwszy rękę, zaczęłam katować eter razem z przyjacielem. Po dłuższej chwili wybuchł. Thora odrzuciło, ale mnie nie. Moc weszła w wodza mrocznych elfów. Spojrzałam na niego spode łba, a on na mnie.

- Silna jesteś... Może, chciałabyś do mnie dołączyć?

- Ja? Och... to będzie - udałam zaszczyt, podchodząc bliżej - a raczej byłaby moja najgorsza decyzja w życiu - warknęłam i rzuciłam w niego silne zaklęcie, które bez problemu we mnie odbił.

- Ach, tak? - zakpił i mnie zaatakował. Przez odrzut poleciałam z parę metrów dalej, a na resztę rzucił się patrol mrocznych elfów. Jane się na szczęście schowała. Wstałam i zaczęłam pomagać chłopakom w walce. Przeciwnik był godny, nie powiem. Nagle jeden zaszedł mnie od tyłu i drasnął dotkliwie w ramię, a następnie wzdłuż moich pleców. Krzyknęłam głośno i upadłam na kolana. Już mieli mnie okrążyć, ale ujrzałam, jak ten wielki elf nadziewa Lokiego na ostrze, które kłamca sam w niego wbił. Łzy zaczęły pływać mi wodospadami po policzku. Ryknęłam głośno załamana i jakby ze mnie wydobyła się niezrównana energia, która unicestwiła wszystkich wrogów. Zaczęłam człapać na miarę swoich możliwości, aż nie dotarłam do prawie nieżywego kłamcy i jego brata, wielki elf został zabity dzięki sprytowi umierającego kłamcy. Pod koniec Jane pomogła mi przy nim usiąść, a Thor ustąpił mi miejsca.

- No i coś ty zrobił? - zapytałam zapłakana, głaszcząc go histerycznie po głowie.

- To co dawno powinienem, ale nie wiedziałem jak... Dlaczego płaczesz? Przecież tego chciałaś, prawda? - Uśmiechnął się słabo.

- Nie, nie, nie! Nigdy mi na tym nie zależało! Jesteś idiotą, skoro tak myślisz - szepnęłam ostatnie zdanie, przykładając swoje czoło do jego.

- Teraz to wiem. - Zaśmiał się. - Płaczesz, a nie wiesz dlaczego, zależy ci, ale nie pamiętasz czemu.

- A czy to ważne? Liczy się tu i teraz! Przypomniał mi się tamten wieczór. Przypadkiem cię pocałowałam i wiesz...

- Właśnie... liczy się tu i teraz. Nie daj się manipulować wspomnieniom. Czuj, co chcesz, proszę, bądź wolna, nawet od swoich wspomnień... - szepnął z bólem.

- Jak możesz o to prosić, byłam okropna...

- Mam problem, że żyję wspomnieniami, a one... szczególnie z tobą - przyłożył mi dłoń do policzka i otarł łzy - a one były najpiękniejsze w moim życiu, dlatego nie chcę ich puścić... - Przybliżył i pocałował mnie czule, wyrażając tym więcej, niż jakiekolwiek słowa czy czary. Już wszystko wiedziałam. Po zbyt krótkiej chwili chłopak stracił jakiekolwiek siły i opadł w me ramiona już bez ducha...

- Aida... Chodź. Nie możesz tu zostać. - Thor próbował mnie odciągnąć.

- Mogę! Nie zostawię go!!! - ryknęłam załamana, przytulając martwego syna Laufeya do siebie.

Siedziałam tak, a wokół rozpętała się okropna burza, ale nie chciałam się ruszyć z miejsca. Wierzyłam, że wstanie i powie: „Ha! Znowu kłamałem, niespodzianka!", lecz to nie nastąpiło...

- Pani... Przykro mi, ale nie możesz tu zostać. - Usłyszałam za sobą głos.

- Mordal? Co ty tu?... - spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale po chwili coś do mnie dotarło. -  Odyn... Nie możemy, go tu zostawić!

- Ciebie też nie możemy, proszę... Aido. - Spojrzał na mnie błagalnie.

- Przepraszam... - szepnęłam do Lokiego i poszłam za ciągnącym mnie strażnikiem. Wróciliśmy do Asgardu i stanęliśmy przed obliczem Odyna. Pokłoniłam się, ale miałam nieprzytomny i smutny wzrok.

- Czy znalazłeś Thora? - zapytał władca.

- Nie, ani tej dziewczyny, tylko panią Aidę i... zwłoki - mruknął zbolały.

- Loki? - W sumie bardziej stwierdził, niż zapytał, ale wystarczającą odpowiedzią były moje łzy. - Aido, możesz odejść, odpocznij.

- Tak jest - powiedziałam mocno zachrypniętym głosem i wyszłam, pokłoniwszy się. To był najokropniejszy dzień mojego życia... Chyba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro