Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział pięćdziesiąty

 Ze szpitala odebrała mnie Natasza, po tym jak zasypała mnie pytaniami o dzieci, zeszłyśmy na przyjemniejsze tematy, tak jak ubrania. Może nie wydać tego, ale Romanoff lubiła modę, bardzo dobrze się z nią chodziło na zakupy. Gdy dotarłyśmy do wieży, wyznała, że musi coś jeszcze załatwić, więc pojechała dalej. Ciekawiło mnie, kiedy tata zorientuje się, że wzięła jedno z jego najukochańszych aut. Wjechałam windą do mieszkania. Tam zaczęłam szukać ojca, by oznajmić, że wróciłam cała i zdrowa. Zabiłby mnie chyba, gdybym się nie odmeldowała. Znalazłam go w jednym z gabinetów, gdzie się kłócił ze Stevem. Dobrze wiedziałam, o co poszło... Odchrząknęłam, a ci spojrzeli na mnie zdenerwowani. Postanowiłam postawić się losowi i ich jakoś pogodzić.

- Proszę, uspokójcie się i porozmawiajcie na spokojnie. Nie jesteście świadomi, że ranicie innych i doprowadzacie do katastrofy...

- A co ty możesz wiedzieć?! Nigdy nikogo nie straciłaś, miałaś wieczną sielankę w życiu! - ryknął na mnie Steve, a ja w sumie mogłabym się złościć, ale spojrzałam na niego jak na idiotę. - No i co się tak gapisz?!

- Nie zwracaj się tak do mojej córki! - Tony złapał go za kołnierz, ale natychmiast odciągnęłam ich od siebie magią.

- Myśl, co chcesz, ale wiem swoje. - Wolałam nie wchodzić w tę kłótnię głębiej. - Zawsze chciałeś szczęścia swoich przyjaciół, rodziny, ale teraz cię nie poznaję, Steve. Nie rozumiem, czemu iść po trupach swoich aktualnych przyjaciół, by odzyskać tego starego. Są inne sposoby, a my możemy ci pomóc...

- Nie mów, jakbyś wierną przyjaciółką. Jesteś gorsza od wszystkich, bo zdradziłaś nas dla tego szczyla, twojego męża, który zresztą jest mord... - Nie dałam mu dokończyć, bo nie wytrzymałam i dałam mu soczyście z liścia. Koniec bycia kochaną Aidą.

- Nie waż się obrażać mojej rodziny. Był, jaki był, ale żałuje wszystkiego i stara się być lepszy. Zaślepiła cię nienawiść do wszystkich i wszystkiego, nie myślisz racjonalnie. Myślisz, że moje życie to sielanka, ale się mylisz. Rodzina mnie nie chciała, umarłam co najmniej dwa razy, straciłam przyjaciół, ukochanego nie raz, musiałam się godzić ze świadomością, kiedy zginą, a nic nie mogłam zrobić. Sądzisz, że tylko ty przeżyłeś prawdziwą wojnę, ale sama w takich uczestniczyłam. Powiem coś więcej. Gdybyś przeżył tyle, co ten mój „szczyl" dawno byłbyś siedział w pierdlu, bo z tego co widzę, nie zdolnyś do nawrócenia. Oby to się zmieniło – wycedziłam i wyszłam z pokoju dumnym krokiem i skierowałam się do swojego pokoju. Nie miałam siły patrzeć na to, co będzie się działo. Musiałam wrócić do Asgardu dla moich dzieci, ale najpierw musiałam coś jeszcze zrobić, by uratować durnego Rogersa. Zapakowałam potrzebne rzeczy i poszłam w stronę windy.

- Aida! - zawołał za mną Clint. - Gdzie idziesz?

- Odwiedzić przyjaciela. Jestem tu nie potrzebna i tak wiem, co z tego wyjdzie, życzę powodzenia, Clint – mruknęłam.

Nie czekając na odpowiedź odeszłam. Na ulicy praktycznie od razu złapałam taksówkę i ruszyłam do pewnej ruiny, która tak naprawdę była cudowną willą. Zapukałam do drzwi, które prawie od razu otworzył Stephen Strange. Zdziwił się, ale ucieszył go mój widok. Rzuciłam mu się w ramiona, a następnie zaprowadził mnie do salonu, gdzie napiliśmy się herbaty. Gdy tylko ją wypiłam, zaczęłam mu się zwierzać z wszelakich swoich problemów...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro