Rozdział dziewiąty
Po południu siedziałam pod rozłożystą wierzbą i wspominałam swoje dawne życie, bez tego wszystkiego. Po jakimś czasie dosiadł się do mnie Loki i rozmawialiśmy sobie swobodnie do czasu... Książę zobaczył swojego brata, który chwalił się swoim jutrzejszym dniem przyjaciołom. Po chwili spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Zażenowana odwróciłam wzrok na zielonookiego, który aż kipiał z wściekłości.
- Gdybym to ja miał zostać królem, to nie było, by czegoś takiego. On zrujnuje Asgard! - warknął zazdrośnie.
- Aktualnie zgodzę się z tobą, bo byłbyś lepszym władcą, ale poniekąd się cieszę, że nie nim zostaniesz.
- Coś miła jesteś ostatnio - prychnął urażony. - Wolisz tego głąba?!
- Nie, ale bałabym się, że władza cię zmieni na gorsze.
- Tak dzieję się tylko ze słabymi.
- Loki, tak się dzieje ze wszystkimi, tylko ambitni nie potrafią tego przyznać, a wiem, że tego byś nie zrobił. - Spojrzałam mu głęboko w oczy, które zdradziły, że mam rację.
- Mówisz jakbyś znała moją przyszłość. - Podniósł brew, a na moje szczęście żartował.
- Nie znam - skłamałam - ale znam twoje podejście do władzy, Loki i po prostu się obawiam, że mogłoby się coś takiego stać. Nawet znam dobry przykład. Dawno, dawno temu żyła sobie dziewka ze swoją siostrą i matką - wdową. Nagle jednej z sióstr zapragnął książę...
- Co to za romansidło? - prychnął.
- Poczekaj... Książę nie mógł się zdecydować, więc z ich matką zorganizowali jakby konkurs. Wygrała siostra tej dziewki, ale ona nie mogła się z tym pogodzić. Nie chciała przegrać z młodszą siostrą. Wiesz, co zrobiła?
- Nie mam pojęcia - odparł znudzony.
- Zabiła ją. Skłamała matce, że tamta uciekła, a sama zdobyła władzę o boku męża, ale i to jej nie wystarczyło. Pojechał na wojnę, ale nie wiedział, że walczył z wojskami własnej żony, która sprzymierzyła się z jego wrogiem. Zginął. Dziewka ta zabiła jego krewnych i wszystkich, którzy coś wiedzieli, jej matka przez nią oślepła, a tamta ją jeszcze porzuciła. Za to była kara dla takiej córki. Została królową, zabiła sprzymierzeńca, przez to, że matka jej nie wydała, staruszka zginęła w torturach, a ta dziewka... Balladyna, zapłaciła za swe zbrodnie. Zginęła od gromu z nieba, choć nie było burzy. To tylko opowieść, ale idealnie pokazuje, co władza robi z ludźmi. Nie chcę, żebyś się taki stał. - Spojrzał na mnie poważnie z nutką niepewności. Po chwili milczenia przytulił mnie mocno.
- Obiecuję, że tak się nigdy nie stanie - szepnął i mocniej się we mnie wtulił. Ledwo powstrzymywałam łzy. To straszne, gdy chcesz, by ktoś tak naprawdę coś obiecał, ale jesteś pewien, że skłamie. Niby zbliżyliśmy się dopiero wczoraj, ale i tak już byliśmy dla siebie ważni...
- Pani - odezwał się posłaniec, za co Loki zgromił go wzrokiem - Odyn cię wzywa.
- Już idę. - Uśmiechnęłam się do niego i udałam się do wszech ojca. Nie miałam pojęcia, czego mógłby ode mnie chcieć. Kiedy stanęłam przed jego obliczem, ukłoniłam się i spojrzałam na niego wyczekująco. Patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, więc niczego nie przeskrobałam.
- Aido! Mam wielki zaszczyt cię o czymś powiadomić. Mimo twojego pochodzenia, mam co do ciebie pewne plany. Wiem, co się wczoraj działo. Uznałem, że będziesz godna tytułu patronki radości. - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Dostaniesz moc, dzięki której będziesz mogła pocieszać istoty w całym wszechświecie. Czy zgadzasz się na to?
- Będę zaszczycona - odparłam szczęśliwa. Odyn machnął ręką, a ja po chwili poczułam szczęście świata. - Bardzo dziękuję!
- Dobrze, możesz już lecieć pochwalić się Lokiemu! - Zaśmiał się serdecznie, na co się uśmiechnęłam i ukłoniłam szybko i zgrabnie, by w końcu wybiec z sali, by jak najszybciej znaleźć przyjaciela. Szedł akurat korytarzem, a ja jak taran wskoczyłam mu na szyję wielce szczęśliwa.
- Co się stało? - Zaśmiał się.
- Od dzisiaj jestem Aida, patronka radości! - Wyszczerzyłam się do niego.
- To wspaniale! - Przytulił mnie mocno. - No to niezłe połączenie. - Zachichotał.
- Co? - Nie zrozumiałam, o co mu chodziło.
- Patronka radości i bóg kłamstw.
- A, wręcz idealne! - Zaśmiałam się i wyciągnęłam bożka na miasto, by to uczcić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro