Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty pierwszy


I dokładnie w tej chwili THOR wyważył właz i wywlókł brata ze statku. Tony poleciał za nimi, a Steve za nim. Z tego, co mi się wydaje, to bez spadochronu. Oburzona Natasza szukała miejsca do lądowania, a ja zrezygnowana również zeskoczyłam na ziemię. Mężczyźni się kłócili, a Loki patrzył na to wszystko z bananem na ustach. Z kamienną miną przeszłam obok niego i zeszłam do tamtych. Czułam jego dziurawiący wzrok na sobie, ale się nie obróciłam. Wskoczyłam (dosłownie) między spór, krzycząc: „DOŚĆ!", a jak runęłam mocno na glebę, to aż zatrzęsła się, a ludu cofnęło się, by złapać równowagę. Zmierzyłam ich wzrokiem i w końcu podeszłam do boga piorunów.

- Thorze, proszę, porozmawiajmy w bazie, tam wszystko sobie wytłumaczymy. Zamiast się kłócić, wypadałoby pilnować Lokiego. - Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.

- Jak zwykle mądrze prawisz, Aido. - Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. - Jak ty wypiękniałaś! - wyznał, zamykając mnie w uścisku, a cała reszta spojrzała zdziwiona po sobie. 

- Dziękuję. - Zaśmiałam się. - Chodźmy. - Wzięłam chłopaka pod rękę i ruszyliśmy w stronę samolotu.

Kiedy tak szliśmy, obserwowałam kłamcę z daleka, który ku zdziwieniu wszystkich, nigdzie nie uciekł. Stark natychmiast go wziął za karczycho i wrzucił do środka. Kiedy przechodziłam obok niego, gawędząc sobie miło z Thorem, nie mógł się powstrzymać od złośliwej uwagi.

- Dyplomatka od siedmiu boleści się znalazła. - Zachichotał szyderczo, za co dostał od Thora i Tonego po głowie. Nie wzruszona usiadłam obok Nataszy i gawędziłyśmy sobie miło. Jak znaleźliśmy się w końcu na Helicarrierze, jelenia wpakowali do szklanej celi, Nick mu wszystko miał wyjaśnić, a my poszliśmy na obrady okrągłego stołu, gdzie oprócz planu, mieliśmy omawiać to, skąd znam bożków. No, więc i tak było. Najpierw gadał Thor o swoim bracie, a następnie przyszedł czas na mnie.

- No to zaczynaj, młoda - zachęcił mnie Tony.

- Kiedy Nick odebrał mnie z Polski, to mieszkałam w bazie. Później się dowiedziałam, że moi rodzice mnie wydziedziczyli, więc poszłam to przemyśleć porządnie w parku. Po jakiś dwóch godzinach postanowiłam wracać, a tu nagle widzę tęczowe promienie wokół mnie. Wiedziałam, co to, więc zdziwił mnie tylko powód mojej wizyty w Asgardzie. Heimdall, strażnik mostu, objaśnił mi wszystko i się okazało, że matka Thora chciałaby mnie uczyć magii. No i się zgodziłam, a w pałacu Odyna poznałam jego synów Thora i Lokiego. Z panem blondi - wskazałam na gromowładnego - miałam koleżeński kontakt, ale Loki... był moim przyjacielem. Niestety zdradził i obwinia mnie, bo czegoś ważnego mu nie powiedziałam. Rzekomo umarł i ja też miałam umrzeć, ale jakimś cudem żyję. Nie wiem czemu... - Wszyscy słuchali mnie z uwagą i zapanowała strasznie poważna atmosfera. Zastanawiałam się też, czy nie powiedzieć im całej prawdy, ale bałam się konsekwencji tego czynu.

- No, to teraz wszystko jest wiadome - odezwał się Nick, który pojawił się, nawet nie wiem kiedy. - Laufeyson nie chce gadać. Każdy spróbuje po swojemu, okej? Aida, ty będziesz ostatnia. Koniec zebrania. Róbta, co chceta, Stark zaczyna.

- Ale dlaczego?! - Miliarder się oburzył.

- Bo ty nie możesz mi bezkarnie zaleźć za skórę - warknął czarnoskóry i wyszedł.

Rozśmieszona tą uwagą, wyszłam sobie na mostek, gdzie siedziałam tuż przed oknem i patrzyłam na nocne niebo. Gdyby nie gwar, byłoby to idealne miejsce do myślenia. Po ok. godzinie udałam się do kajuty i zmęczona po prostu walnęłam się na łóżko. Śnił mi się Loki. Był w ciemnym pokoju, patrzył na coś. Klęczał skulony i krzyczał co chwila nie zrozumiałe dla mnie słowa, a w jego oczach widziałam żal. Stałam tuż przed nim, więc nie widziałam na co patrzył, ale ten widok musiał być dla niego straszny. Nie mogłam się ruszać, a chciałam go uspokoić. Czyli nawet on miał swoje załamania. Strasznie bolał mnie ten widok, słyszałam tylko jego pełen żalu i goryczy krzyk. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nagle w ręce Laufeysona pojawił się sztylet i... wbił sobie go w serce. Przerażona krzyknęłam na całe gardło i się obudziłam. Mój oddech był nierównomierny i dopiero po jakimś czasie się uspokoiłam. Przez ten sen, a właściwie koszmar, musiałam pobiec do jego celi, by zobaczyć, co z nim. Trafiłam tam naprawdę szybko, biegłam cała zlana zimnym potem, ale musiałam go zobaczyć. Wpisałam hasło i weszłam do pomieszczenia, gdzie znajdowała się na środku szklana cela ze śpiącym kłamcą. Nie był jednak spokojny. Wiercił się i mamrotał, również był zlany potem, szybko oddychał. Wyczarowałam w swych dłoniach skrzypce, usiadłam po turecku tuż przy celi, rzuciłam iluzję na kamery i zaczęłam grać. Była to kołysanka, którą uwielbiałam. Dobrze uspokajała, jak się okazało, nawet Lokiego. Przymknęłam oczy i grałam dalej, ale gdy je otworzyłam oczy po skończeniu utworu, ujrzałam Laufeysona z lekko rozmarzoną, łagodną miną patrzącego w moją stronę, ale wciąż leżącego.

- Kim jesteś? - zapytał łagodnie.

- A jak myślisz? - Również odparłam spokojnie i z uśmiechem. Myślał, że dalej śni.

- Ona, by tu nie przyszła. Już jej nie obchodzę, już nie jest moim szczerym uśmiechem. Oddelegowałem ją w brutalny sposób.

- Może się nie oddelegowałam.

- Ty może nie, senna maro, ale ona na pewno. Nie wybaczy mi tego co zrobiłem, nawet jeśli żyje dzięki mnie... - Zatkało mnie. To on... Czyli on... Loki mówił prawdę, znaczy ten drugi. Wiem, że zrobił wiele złego, ale... to tak mnie uszczęśliwiło! Teleportowałam się do niego,przyklęknęłam przy nim i położyłam mu dłoń na policzku.

- Ktoś jej kiedyś powiedział, by nie wierzyć kłamcom. To było po tym, co jej powiedziałeś. Wierzyła i nie wierzyła, ale teraz jest pewna. Śpij, Loki... - Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i pocałowałam go w czoło, a jak zasnął, zniknęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro