Rozdział czterdziesty szósty
- Aida! - krzyknął Loki, a ja się odwróciłam w jego stronę. Magią zatrzymał strzałę tuż przy mojej głowie. - Kochana, pilnuj się! - Spojrzał na mnie błagalnie, a ja zatrzymałam włócznię lecącą w niego.
- Przyganiał kocioł garnkowi – prychnęłam zirytowana i zaczęliśmy walczyć dalej z przeciwnikami.
- Nie jesteś ostatnio sobą!
- Skąd to stwierdzenie?!
- Zawsze byłaś uważna i wiedziałaś wszystko, co się dzieje dookoła!
- A teraz tak nie jest?!
- Nie! Jesteś roztargniona, szybko się męczysz i ciągle muszę cię pilnować. Kiedyś nawet ja nie byłem w stanie cię pokonać!
- Marudzisz na starość... - Zaśmiałam się.
- Jestem jeszcze bardzo młody! - prychnął urażony.
- Masz 2056 lat!
- A ty 26! Tyle to mają dzieciaki.
- Gratuluję wyboru żony!
No i tak się kłóciliśmy przez resztę walki. Oczywiście dalej się do czegoś przyczepiał! Normalnie jak baba w ciąży. A to mnie niby ratował, a to to, a to tamto! No, można zwariować! Spory zbrojne trwały już kawałek czasu, ale w końcu się zebraliśmy i wygraliśmy. Mogliśmy powrócić do domu. Mój mąż jeszcze załatwiał jakieś sprawy, ale ja stwierdziłam, że wrócę wcześniej, bo mam go serdecznie dosyć. Heimdall przywitał mnie miło, co odwzajemniłam i na Gorgo pojechałam do pałacu. Rozpakowałam swój drobny bagaż i ubrałam się w miarę wygodne, ale ładne ubrania. Już się przyzwyczajono do mojego stylu ubierania. Byłam królową, nikt nie mógł mi nic zarzucić. Postanowiłam się przejść po królewskich ogrodach, w końcu miałam chwilę spokoju. Kiedy się przechadzałam, bawiły się w nich dworskie dzieci, ale jedno siedziało samo i tylko obserwowało resztę, z bardzo daleka. Był to chłopiec o albinoskiej urodzie. Kojarzyłam go... Słyszałam, jak dzieci się z niego wyśmiewały, oprócz pewnych bliźniaczek, ale one też nie podchodziły do niego, by się zakolegować. Postanowiłam się dosiąść do chłopca pod drzewo jakby asgardzkiej wiśni. Kiedy mnie zauważył chciał wstać i się ukłonić, ale powstrzymałam go, kładąc dłoń na jego ramieniu i pokazałam, by usiadł spokojnie.
- Jak masz na imię, chłopcze? - zapytałam, miło się uśmiechając.
- Moturio, Pani... - odparł nieśmiało.
- Moturio... - mruknęłam do siebie, podnosząc jego brodę, by parzył mi w oczy, a nie na buty. - Teraz lepiej- odparłam wesoło. - Wiem, co cię trapi. Inność nie jest zła...
- Niestety jest. Chciałbym być taki jak oni...
- Niepotrzebnie. Jesteś przecież wyjątkowy! Tam, skąd pochodzę, tacy jak ty są bardzo... jakby pożądani. Niby to choroba, ale sprawia, że ktoś jest inny, a tym samym niesamowity. Twoja wiedza też jest imponująca.
- Skąd królowa wie? - zapytał zaintrygowany.
- Mam swoje sztuczki. - Puściłam mu oczko i się zaśmialiśmy. Spojrzałam po chwili na dwie czarnoskóre bliźniaczki, które chwilowo same rozmawiały. Wyciągnęłam rękę w stronę krzaka obok nich i na chwilę przymknęłam oczy. Otworzyłam je i znów miałam rękę przy sobie. Oparłam się wygodnie o drzewo i spojrzałam na chłopca.
- Co pani zrobiła?
- Patrz. - Uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzał tam, a z krzaka wyskoczyły króliki, dwa białe i jeden czarny. Dziewczynki się nimi zachwyciły i zaczęły za nimi podążać. - Idź za nimi i pokaż, jaki jesteś wspaniały.
- A jeśli mnie nie polubią? - zapytał zaniepokojony jak to ośmiolatek.
- Polubią. Czuję to tu - położyłam dłoń na jego sercu – i ty też to poczujesz - zapewniłam. Uśmiechnął się i wstał.
- Dziękuję - powiedział i pobiegł za bliźniaczkami.
Patrzyłam w ślad na nim i zaczęłam wspominać własne dzieciństwo, własnych przyjaciół... Tęskniłam za nimi, a nie widziałam ich już od czasów gimnazjum... To był kawał czasu. Nie wiem, jacy tutaj są. Może kompletnie inni. Zamknęłam oczy i przed oczyma stanęły sceny z moimi bliskimi... Wspólne zabawy, rozmowy, lekcje, spotkania... Uśmiechnęłam się do siebie i brnęłam w nie dalej. To były fajne czasy. Ciekawe jak tamta ja sobie daje radę. Obudziłam się i myślałam dalej, ile to się zmieniło. Wtedy nic nie znacząca nastolatka z marzeniami, a teraz... królowa, żona, bohaterka, radość... Po chwili wstałam i zaczęłam się kierować do biblioteki. Dawno nie czytałam. Wzięłam książkę o przygodach jakichś przyjaciół. Na pewnej stronie zauważyłam ślady kropel... Już dawno zaschnięte. Dotknęłam ich delikatnie i ujrzałam Lokiego, który trzymał tę książkę. Stał nie wzruszony i wysłuchiwał wyśmiewania się z niego. Jak odszedł, usiadł pod drzewem i jego pojedyncze łzy spadły na te strony. Teraz byłam pewna, czemu jest mi tu dobrze. Mimo kłótni mam osobę, której potrzebuję i ona potrzebuje także i mnie, bo nikt inny jej nie pozostał...
- Królowej chyba nie wypada siedzieć po nocach w bibliotece. - Usłyszałam zachrypnięty głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam mojego ulubionego radnego – Dorana.
- Och, to pan. Przestraszyłam się. - Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on się dosiadł.
- Niepotrzebnie. Tutaj nic ciekawego się nie dzieje. - Machnął ręką. -Jak było na wyjeździe?
- Jak zawsze... Miał być pokój bez walki, ale nie wszyscy są na tyle nowocześni, by to zrozumieć. - Westchnęłam zmęczona.
- Teraz czas na odpoczynek, a pani się go teraz dużo przyda. - Spojrzał na mnie znacząco.
- Dzień lub dwa i będę w pełni sił - powiedziałam uśmiechając się szczerze.
- Oj, gdyby to trwało tylko dwa dni! - Zachichotał staruszek.
- O co chodzi? - Również zachichotałam, tylko że z zakłopotania i niezrozumienia.
- Nie musisz już tego ukrywać królowo! Wystarczy, że w tym stanie pojechałaś na wojnę. - Spojrzał na mnie z uśmiechem, ale spode łba.
- Jakim stanie? - Zdziwiłam się.
- To pani nic nie wie? - Wydawał się być zaskoczony. - Proszę, wytęż swoje zmysły, dotknij brzucha i usłysz to...
Tak też zrobiłam, chyba domyślając się, o co chodzi, ale przecież nie było... Pod dłońmi poczyłam lekkie drgania...
- To bicie serca... mojego dziecka! - wyznałam zachwycona.
- Tylko jedno bicie? - Podniósł brew i odszedł, machając mi ręką na pożegnanie.
Ja ciągle siedziałam jak wryta. Skupiłam się, ale chyba było tylko jedno. W ogóle skąd on wiedział? Ten mężczyzna nie przestanie mnie zaskakiwać. Teraz rozumiem czemu byłam roztargniona i nie zawsze się dobrze czułam! Matko... Przecież zostanę matką! A Loki ojcem! Ale, jak zareaguje... Jejciu, nie wiem. Wraca za jakiś czas, więc mam chwilę, by przemyśleć sposób przekazania mu tej wspaniałej wieści!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro