Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czterdziesty ósmy

 Oczami Aidy...

Siedziałam pewnego dnia z moim mężem w sali narad i przeglądałam z nim dotyczące niedawnego rozejmu, który zawarł w jednym z królestw. Siedzieliśmy nad tym już ładne parę godzin i zapowiadała się kolejna zarwana nocka. W pewnym momencie przyszedł do nas Doran, który postanowił nam pomóc. Wydał się być całkiem doświadczony w tym temacie, a w pałacu pojawił się dopiero po rzekomej śmierci Lokiego. Spoglądałam na niego chwilę zaintrygowana i postanowiłam rozwiać wszelkie możliwości, które nade mną panowały o dłuższego czasu.

- Doranie... - Zwróciłam się do niego, a on spojrzał na mnie znajomym, zaintrygowanym wzrokiem.

- Tak, moja pani?

- Jesteś praktycznie idealnym radcą, znasz się na władzy i tych wszystkich ustawach, a w pałacu jesteś od niedawna. Nie chwaliłeś się nigdy, co robiłeś wcześniej, a dodatkowo idealnie patrzysz na wszystko z perspektywy króla. To zadziwiające, jakie masz zdolności – odparłam, mierząc go uprzejmy, ale czujnym wzrokiem. Ten uśmiechnął się tylko szeroko, kręcą głową. Wyglądał, jakby przed chwilą usłyszał jakiś dobry dowcip. Spojrzałam na Lokiego, który chyba również miał podobne podejrzenia, co do tego człowieka.

- Nie wspomniałaś, jak dobrze zna mnie i ciebie, wie dokładnie, na co się zgodzimy, a co wzbudzi w nas kontrowersje... - dodał Loki, podnosząc brew i uśmiechając się do starca, jak do małego dziecka, które właśnie coś zbroiło, ale było to tak rozczulające, że nie można się było na nie gniewać.

- Gratuluję, moi kochani! - zawołam, klaszcząc i śmiejąc się serdecznie. - Zajęło wam to trochę czasu, ale bardziej upewnianie się w tym, niż samo zauważenie. Nieśmiali się zrobiliście w trakcie waszego incydentu z udawaniem strażnika. - Tu spojrzał na Lokiego, tak jak tamten na niego przed chwilą. Mężczyzna prychnął tylko coś niezrozumiałego i lekko się zarumienił. Oj, zmienił się ten mój jelonek.

- Odynie, po co cała ta farsa? - spytałam, opierając głowę na pięści.

- Byście przejęli władzę i w końcu się połączyli, tak jak chciała tego Frigga – mruknął, przybierając swój normalny wygląd. Na dźwięk imienia tej wspaniałej kobiety, cała nasza trójka nieświadomie się uśmiechnęła z tęsknotą. - Zorientowałem się, że Loki jest strażnikiem po jakimś tygodniu i postanowiłem zniknąć. Dobrze wiedziałeś, że się pode mnie podszyję i tak chciałem go sprawdzić, czy na pewno będzie dobrym władcą. Zdałeś test, mój synu – wyznał i poklepał chłopaka po ramieniu. - Zostałem radcą i was obserwowałem. Na podstawie waszej historii, można by romans napisać! - Zaśmiał się, a po chwili spojrzał na nas czule. - Spisujecie się na medal, niedługo już na dobre zostawię Asgard w naprawdę dobrych rękach – wyznał.

- Gdzie chcesz odejść? - spytał smutno.

- Loki, pamiętasz, jak się czułeś, gdy Aida była daleko od ciebie?

- Nigdy nie zapomnę tego bólu – odparł poważnie.

- No właśnie. Czas bym znów był z twoją matką, bardzo bez niej cierpię – odparł zamyślony. - Aido, wspierasz Lokiego, tak jak mnie Frigga, ale teraz powinnaś odpocząć i zapomnieć o sprawach państwowych. Sądzę, że na jakiś czas powinnaś przenieść się na Midgard.

- To dobry pomysł – powiedział Loki, a ja chcąc, nie chcąc, się zgodziłam...

***

Udałam się tam niecały tydzień później. Na pożegnanie załatwiłam Odynowi całe kazanie, czułam, że zniknie, zanim wrócę. Przeniesiono mnie do Stark Tower, gdzie tata przyjął wieść o moim pobycie na Ziemi z wielką aprobatą! Cieszyło mnie to. Mogłam w końcu spędzić z nim i przyjaciółmi mnóstwo czasu. Z wzajemnością. Natasza co chwila mówiła, że w końcu oni coś ze mną przeżywają, a nie Laufeyson. Przeczytała mnóstwo książek na temat ciąży i gotowała mi zdrowe jedzonko, pilnowała bym ćwiczyła. Było to trochę męczące, dlatego cieszyłam się, kiedy Nick zabierał mnie do kina i na kebaba. Tony co chwila opowiadał mi, jak to ludzie często nadają dzieciom imiona po swoich rodzicach. Rozczulało to moje serce, a co więcej, on nawet nie musiał mnie o to prosić. Postanowiłam, że jeśli będzie chociaż jeden chłopczyk, będzie się nazywał Antony.

Pewnego dnia Avengersi mieli misję, na którą oczywiście mi nie pozwolili pójść. Dowiedziałam się z telewizji, że mimo ich chęci pomocy, to nieźle nabroili. Kiedy powrócili, Vanda ciągle chodziła nadąsana, bo nie była na tyle silna, by uratować tych ludzi. Pocieszałam ją, jak tylko mogłam, ale nic to nie dało. Tylko w nocy jej pomagałam zasnąć, ponieważ za dużo o wszystkim myślała. Po jednej takiej nocy wyszłam od niej i poszłam zrobić sobie herbaty. W trakcie odwiedził mnie Tony z nietęgą miną.

- To kiedy podpisujesz? - zapytałam prosto z mostu.

- Słucham? - Chyba zbiłam go z pantałyku.

- No, tę umowę o ograniczeniu waszych działań - sprostowałam.

- Ach, ty wiesz wszystko... Jutro. Ważniacy zażyczyli sobie, byś również tam się pojawiła.

- Ja? Przykro mi, ale nie mogę tego podpisać – odparłam spokojnie.

- Chodzi o to, że po prostu masz tam być, skoro już tu jesteś na Ziemi – sprostował, ale i tak przeczuwałam konflikt między mną a urzędnikami.

- No, dobrze. Dasz mi prowadzić mustangiem? - zapytałam niczym nastolatka.

- Chyba śnisz – prychnął, biorąc ode mnie „małego" łyka herbaty. - kurna, słodka... - jęknął obrzydzony.

- Niech cię to nauczy, że mnie się nic nie zabiera! - Wytknęłam mu język i się zaśmiałam.

- A i... ubierz się może jak królowa, co? Będzie śmiesznie.

- Nie wcisnę się w żadną z tych niewygodnych kiecek, tylko dla urzędasów, za którymi nie przepadam – wyznałam szczerze, na co tata się zaśmiał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro