Rozdział czterdziesty drugi
Pewnego dnia obudziłam się i zastałam na szafce nocnej kartkę z napisem: „Przy urwisku o 11:00, Mordal". Byłam zbyt zniechęcona do dalszych kłamstw, ale postanowiłam się tam wybrać. Ubrałam się i poszłam powoli na miejsce, bo była 10:43. Stał już tam i czekał. Schowałam się za najbliższym drzewem, by zobaczyć co zrobi lub powie. Co chwila sprawdzał zegarek, jak podglądałam. Nagle stanął przodem w stronę pałacu...
- Więc to naprawdę koniec. Straciłem swoją ostatnią szansę, którą mi dałaś. Może kiedyś się jeszcze spotkamy... - Mruknął, a następnie odwrócił się w stronę urwiska. Podniósł głowę ku niebu i po chwili skoczył. Przerażona wybiegłam tam, teleportując do siebie deskę. Skoczyłam za nim i wspomogłam się mocą deski, by go dogonić. W ostatniej chwili go złapałam i wlecieliśmy chwiejnie z powrotem na górę. Złapałam go mocno, gdy deska nas wywróciła. Przeturlaliśmy się, a gdy się zatrzymaliśmy, ja leżałam na nim. Spojrzałam na jego twarz przerażona, a on na moją. Wyglądał, jakby śnił albo nie wiedział, co się właśnie stało.
- Czyś ty zdurniał?! - krzyknęłam panicznie.
- Nie... Chciałem po prostu ci już nie przeszkadzać - mruknął zbolałym tonem.
- Idiota! - Ryknęłam, bijąc go w tors i nagle przypomniałam sobie moje zadanie. Miałam być jego powodem do życia. - Powiedz mi... Zawiodłam cię, prawda? - szepnęłam, patrząc mu głęboko w te piękne oczy.
- Nigdy. To ja ci nie pozwalam sobie pomóc. Miałaś rację, nie jestem tym, za kogo się podaję. Ale nie warto poznawać moje prawdziwe oblicze...
- No cóż, nie umiem tego teraz na pstryk zapomnieć. - Zaśmiałam się przez łzy.
- Co?... - czknął ze zdziwionym wyrazem twarzy. - Aida, ty...
- Tak, Loki, pamiętam wszystko, a szczególnie to: „Wtedy pojawiłem się tuż przed tobą i naprawdę chciałem rzucić wszystkie moje przekonania, pocałować cię i być szczęśliwy do reszty życia. Zobacz jak drobne rzeczy, zmieniają wszystko. Efekt motyla. Już nigdy tego nie zapomnę. Może gdybym to wtedy zrobił... Teraz byś żyła i grała mi na skrzypcach". Naprawdę temu nie zaprzeczę! - Zaśmiałam się i chwyciłam jego w twarz w dłonie. - Pokaż swe oblicze - szepnęłam i oparłam nasze czoła o siebie. Z moim dłoni wyleciała biała mgiełka, a przede mną po chwili się pojawił ten jedyny i najprawdziwszy Loki. Nie czekając dłużej, wpiłam się w jego chłodne usta, przyciągając do siebie. Mężczyzna oplótł mnie swymi silnymi ramionami i oddał pocałunek. Po chwili wdarł się do moich ust, rozpoczynając szczęśliwy taniec naszych języków. Chyba nigdy nie czułam tylu motyli w brzuchu, co teraz. Dodatkowo w końcu on miał już zostać ze mną na zawsze, a ja z nim. - Tak - odpowiedziałam, przerywając pocałunek.
- Co tak? - zachichotał z nierozumienia.
- Tak, wyjdę za ciebie! - Uśmiechnęłam się szeroko, czując, że pustka w sercu, która trzymała się mnie już od lat, w końcu mnie opuściła. Na dobre...
- To będzie zaszczyt - mruknął uroczo i znów mnie pocałował...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro