Rozdział 7
Dylan już od kilku godzin próbował zasnąć, przewracając się z jednego boku na drugi. Wszystko mu przeszkadzało. Cisza, która panowała w mieszkaniu, puszysta kołdra i nawet podkoszulek, który miał na sobie, bo był on na niego już nieco za mały i ciągnął w pachach.
Był całkowicie rozbudzony, bo nie potrafił wyciszyć myśli i przestać zastanawiać się nad tym co teraz robi Brodie... I Minho.
Bo ten drugi zniknął gdzieś na imprezie, gdy Dylan wrócił do pokoju na górze. Z jednej strony jest to całkiem zrozumiałe po tym co zrobił, ale pisał do chłopaka, a ten nie raczył nawet odpowiedzieć. A wyświetlił!
Schował głowę w poduszkę i doszedł do wniosku, że niewiadomo jakby się starał, nie znajdzie sposobu by dotrzeć do Thomasa, jeśli on sam nie będzie tego chciał.
Czasem nawet rozważał, czy by nie iść do Marcka i z nim nie pogadać. Ale mężczyzna jak tylko go widział od razu odwracał wzrok, albo uciekał do innego pomieszczenia.
Dylan to widział, to raczej oczywiste. I mimo zapewnień Elli, że to bzdura, a Marck w ogóle, nic kompletnie nie ma do chłopska, to on wiedział swoje.
Dlatego, gdy tylko przychodziła mu ochota na miłą pogawędkę z panem Sangsterem przy herbatce od razu rozważał wszystkie za i przeciw.
No i jak zwykle, przeważały te przeciw. Dziwne.
Musiał przyznać sam przed sobą, że zrobił źle całując Minho, było to lekkomyślne, i dał się ponieść emocjom. Ale ile by nad tym nie myślał, nie będzie tego żałował.
Zrobiłby to jeszcze raz, gdyby nadarzyła się taka okazja, i to go najbardziej przerażało.
Najgorsze jest to, że Brodie nie odezwał się do niego, odkąd widzieli się na werandzie.
Bo Dylan wyszedł z imprezy zaraz po tym jak nie znalazł Minho. W dodatku w domu zostało już tylko kilka osób, więc stwierdził, że wróci do siebie.
Jakoś nie wyobrażał sobie nocowania u Brodiego, gdy są w stanie niepewnej kłótni oraz w pewnym sensie 'zdrady'. Bo przecież Dylan takiej się dopuścił.
'Jezu, idioto, przestań o tym myśleć!' skarcił się w głowie i nagle zerwał z łóżka, zrzucając z siebie kołdrę.
'Pieprzony podkoszulek' powiedział do siebie w myślach i szarpnął za koszulkę, próbując ją ściągnąć. Sam w sumie nie wiedział czemu ją założył, po prostu, wziął pierwszy lepszy T-shirt i tyle.
Był tak zirytowany, że nawet nie zauważył jak rozdarł go lekko przy kołnierzu, próbując przedostać przez niego głowę.
Odrzucił materiał na bok i sfrustrowany stał w samych bokserkach na środku pokoju, pośród ciemności o czwartej nad ranem.
Był zły, nie chciało mu się spać, zdradził Brodiego, tak jakby, był głodny...
Podszedł do szafy by po ciemku wyszukać coś innego, bardziej nadającego się do ubrania. Panele były chłodne, a on nawet nie miał skarpetek.
Brodie nienawidził jak w nich sypiał, dlatego już z przyzwyczajenia ich nie zakładał.
Na oślep wyciągnął jakąś koszulkę, wywalając przy tym dwadzieścia innych na podłogę. Od razu do nozdrzy zaleciał mu znajomy zapach. Przez chwilę gapił się na T-shirt by wyostrzyć sobie obraz i ze zdziwieniem zauważył, że jest to ta sama koszulka, która zabrał kiedyś Brodiemu, prawie rok temu.
Nigdy nie miał jej na sobie i myślał, że upchał ją na dno szafy, a tu proszę.
Przytknął materiał do nosa i zaciągnął się tym pięknym zapachem, który zawsze kojarzył mu się ze swoim idealnym chłopakiem.
No nie do końca idealnym, ale zawsze coś.
Dziwne, że po takim czasie, ten zapach wcale się nie ulotnił, a on nadal mógł się nim cieszyć.
Po chwili naciągnął na siebie koszulkę i wrócił do łóżka.
Opadł na puchową kołdrę i jeszcze przez kilka minut powiercił się na łóżku, próbując zasnąć. W końcu odpłynął w sen, czując przy sobie swojego chłopaka.
***
– Nie wiem co się dzieje, ale nie ma ani Minho, ani Brodiego – Alby wyglądał na zmartwionego. Siedzieli na szkolnej stołówce, a ich stolik wydawał się dziwnie pusty. Faktycznie, Dylan nie rozmawiał ze swoim chłopakiem od soboty, nawet nie napisał do niego sms-a. Myślał, że wreszcie pogagadają może w szkole, a tu proszę.
– Dzisiaj gramy koncert w Peppers. Muszą się zjawić – powiedział i wziął wielkiego kęsa kanapki do ust.
– Brodie nigdy nic nie musi. Ty powinieneś wiedzieć to najlepiej – Chłopak puścił do niego oczko, a Dylan wywrócił jedynie oczami – Nie wiem co stało się na imprezie i chyba nie chcę wiedzieć, ale załatw to lepiej jak najszybciej.
– Wiem. Brodie na pewno będzie na koncercie. Nie wystawi nas – Alby wzruszył ramionami i wstał od stolika, zabierając swoją tackę.
Brodie nie zjawił się w szkole do końca dnia. Dylan także nie widział Minho, ale ten był dla niego mniej ważny. Po lekcjach czekał jeszcze przez chwilę przy samochodzie, obserwując wychodzących z budynku uczniów. Miał nadzieję, że wśród nich zobaczy gdzieś znajomą blond czuprynę.
Zawiedziony pojechał prosto do domu. Alby znikł gdzieś po obiedzie ze swoimi znajomymi. Zapewne urwali się z reszty zajęć, a on sam jak palec musiał siedzieć do końca lekcji.
Gdyby był przy nim Brodie, na pewno też by uciekli. Może znów pojechaliby nad Ocean, tak jak kiedyś dawno.
Może znów Brodie stałby się Thomasem?
Gdy wjechał już w Maryl Street, minął idącą w stronę swojego bloku, Brendę.
Przez moment pewna głupia myśl, zaprzątnęła jego umysł.
Czemu by na nią nie zatrąbić i się nie zatrzymać?
Może i by tak zrobił, gdyby dziewczyna nie była tak wrogo do niego nastawiona.
Nie rozmawiali ze sobą w ogóle, a on za każdym razem kiedy ją widział, próbował zatrzymać napływające wspomnienia.
Gdy ją mijał, przyśpieszył. Zaparkował dość niechlujnie, ale co tam. Przecież i tak zaraz będzie musiał znów jechać.
Szybko wbiegł do klatki i przeskakując po dwa schodki, dotarł do mieszkania.
Ella była już w domu i przygotowała obiad. Ale gdy tylko wszedł do kuchni, wyczuł napiętą atmosferę, a brzęk talerzy utwierdził go w tym jeszcze bardziej.
– Dylan, dobrze, że już jesteś, siadaj – powiedziała i wzięła do rąk ręcznik by je wytrzeć.
Chłopak zmarszczył brwi, ale zajął miejsce przy stole.
– Co się stało? – spytał zaniepokojony.
– Marck dzwonił do mnie przed chwilą i powiedział, że Thomas nie wrócił ze szkoły. Myślałam, że jest z tobą – powiedziała na jednym wydechu.
– Jak to? - spytał głupio, przez chwilę nie rozumiejąc o czym mówi jego mama – Brodiego nie było dzisiaj w szkole. Myślałem, że jest w domu – Zamyślił się na moment, próbując połączyć wątki.
– Nie było? – zdziwiła się Ella i odłożyła ręcznik na szafkę. Usiadła naprzeciw Dylana i popatrzyła mu w oczy – Naprawdę?
– No tak, sam zastanawiałem się dlaczego go nie było – powiedział szczerze i przygryzł policzek od wewnątrz. Dziwne, że Brodiego nie było w tym samym czasie co Minho.
– Kontaktował się z tobą? – dopytywała mama, ale chłopak jedynie pokręcił przecząco głową.
– Marck się o niego aż tak martwi? – prychnął pogardliwie, ale Ella zgromiła go wzrokiem i od razu poczuł się jak dupek. Znów się zapomniał, miał się tak nie wyrażać o Marcku przy mamie.
– Martwi – przytaknęła – No cóż, zadzwonię do niego i powiem, że nic nie wiesz – Zerknęła na niego spode łba.
– Nie patrz tak na mnie! – Uniósł ręce do góry w geście obrony – Nic mi nie mówił. Nie rozmawiam z nim od soboty, bo trochę się pokłóciliśmy – wyjaśnił i odetchnął głęboko.
– Nic mi nie mówiłeś.
– Myślałem, że załatwię to dzisiaj w szkole, ale go nie było.
– Może jest u Minho, albo Alby'ego? – spytała, ale Dylan od razu zaprzeczył.
– Minho to ostatnia osoba, u której można by było go szukać, a z Albym rozmawiałem – Zacisnął wargi i znów się zamyślił.
Brodie pewnie siedzi gdzieś zaszyty z butelką Whisky i rozpacza nad swoim ciężkim życiem. Czasem zachowywał się jak dzieciak.
– To dzwonię do Marcka – powiedziała i sięgnęła po telefon.
– Czekaj – Dylan nagle zerwał się od stołu – Dzisiaj gramy koncert. Przecież Brodie na pewno się zjawi, gra główny wokal. Powiedz Marckowi, żeby się nie martwił. Jak go spotkam to mu powiem, że tatuś przez niego świruje.
– Masz pewność, że będzie? – Ella nie wyglądała na przekonaną.
– No jasne, przecież by nas nie zostawił.
***
Dylan już od długiego czasu siedział w swoim pokoju, zastanawiając się w co się ubrać.
Kolejny koncert, kolejna impreza, czyli to co tak bardzo uwielbiał.
Kiedyś zastanawiał się nad tym, czy Brodie odczuwa z tego taką samą przyjemność.
Zawsze lubił mu się przyglądać, gdy grał, a kiedy zaczynał śpiewać potrafił oddać się jego głosowi i zapomnieć o wszystkich dręczących go problemach.
Pamiętał te czasy, gdy mówił:
– Zaśpiewaj mi, Thommy.
I wtedy blondyn śpiewał, cichutko tak, żeby tylko on słyszał. Uwielbiał leżeć z nim w łóżku i budzić się pod wpływem jego głosu.
Czemu wszystko musiało się zmienić?
Stanął przed lustrem i przeczesał ręką lekko zmierzwione włosy.
Założył biały podkoszulek, a na to zarzucił czarną skórzaną kurtkę.
Przygotował się. Wiedział, że Brodie lubi, kiedy ją nosi. To znaczy lubił ją z niego ściągać.
Tak bardzo już nie mógł się doczekać spotkania ze swoim chłopakiem, że zaczął się nerwowo przechadzać po pokoju. Nagle cała złość na niego wyparowała w sekundzie.
Tak strasznie chciał się do niego przytulić, pocałować. Nigdy nie byli w rozłące dłużej niż kilka godzin, a i tak zawsze byli w kontakcie przez Facebooka.
Brodie musiał się obrazić na niego solidnie. Nawet nie chciał myśleć jakich sposobów będzie musiał użyć, by go przeprosić.
Do Peppers jechał jak najszybciej się dało, a w klubie był pół godziny przed czasem. Co ciekawe w środku był już Alby i trudził się w rozkładaniu sprzętu. Przy barze siedziało kilka osób. Dylan szybko podszedł do blatu, o który opierał się Raffe.
– Siemka – Przywitał się brunet, a mężczyzna kiwnął na niego głową – Nie widziałeś Brodiego?
– Nie. Zgubiłeś swojego chłopaka? – spytał ze śmiechem, ale Dylan tylko pokręcił głową z zażenowaniem i odszedł od baru, po czym skierował się w stronę przyjaciela, męczącego się z kablami.
– Hej, Alb – Szturchnął go w ramię.
– Cześć, Dyl. Co ty tak wcześnie? Zawsze spóźniacie się z Brodiem – spytał, ale po minie, bruneta chyba wywnioskował, że nie stało się nic dobrego.
– Nie gadałem z nim. Nie odbiera telefonu – wydusił z siebie i odwrócił wzrok. Do klubu zaczęło schodzić się coraz więcej ludzi, a on instynktownie rozglądał się za blond czupryną.
– To do niego niepodobne. Nie martw się, na pewno zjawi się na czas – Dylan zerknął na zegarek. Dochodziła już dziewiętnasta, a oni zaraz zaczynali grać. Gdzie oni, do cholery są?
– Hej, sorry, już jestem – Nagle dobiegł do niego zasapany głos. Jak na komendę odwrócił się i prawie zetknął nosem z Minho, który na niego wpadł – Nie chciałem – burknął i odsunął się od niego – Ale dziś tłok na drodze, myślałem, że nie zdążę.
– Gdzie byłeś cały dzień? – spytał Alby, który podniósł się z klęczek. Chyba wreszcie udało mu się wszystko popodłączać.
– Źle się czułem. Już na imprezie w sobotę coś mnie brało, dlatego wyszedłem wcześniej – wyjaśnił, choć Dylana wcale to nie przekonało. Widział, jak Azjata zerka na niego pobieżnie.
– Nie widziałeś Brodiego? – spytał brunet, a Minho zmarszczył brwi.
– Jeszcze go nie ma? Przecież powinniśmy zaczynać – mruknął pod nosem. Faktycznie, była już punkt dziewiętnasta.
– Nie możemy zacząć bez niego – powiedział Dylan i zaczął kiwać się na piętach.
W klubie był już pełno ludzi. Jego wzrok powędrował w stronę stolika, przy którym zawsze siadała jego stara paczka. Jak dotąd nie opuścili żadnego koncertu.
– Musimy – Ton Minho wytrącił go z zamyślenia.
– Poczekajmy jeszcze chwilę – poprosił Dylan.
Coś musiało się stać. Przecież Brodie nigdy by ich tak nie wystawił. To nie było w jego stylu.
Poczekali, a o dziewiętnastej trzydzieści zaczęli grać, na wokalu z Dylanem...
Co ja tu odpierdzielam? Ktoś mi powie? Dylan na miejscu Thomasa? What the hell??
No dobra, tak ma być i już.
Właśnie idę do szkoły, a dodanie tego rozdziału przed lekcjami ma mi poprawić humor he.
1 część ma już prawie 20k wyświetleń 🍆🍆.
Jak będzie 30k to napiszę jakiegoś shota X D 🤔🤔
Tak poza tym poprzedni tydzień był dla mnie istną depresją, a wstanie z łóżka czy pomalowanie się prawdziwym wyczynem. Mam nadzieję, że ten będzie choć trochę lepszy, a wy chociaż w minimalnym stopniu się do tego przyczynicie komentując to, pożal się Boże, fanfiction.
Dziękuję za uwagę.
Miłego dnia.
PS. Wpadajcie do DarkShaneAce na jej superowe newtmasa! Jeśli jeszcze nie widzieliście to zajrzyjcie! Pisze świetnie, a historia jest megaaa ciekawa 💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro