XIII. Prorok codzienny
Na kanapie siedziała zrozpaczona Violet a wokoło niej wianuszek dziewczyn, które najwyraźniej na moment straciły zainteresowanie Riddle'm. Była tam też Bella i Elle które wyglądały na nie tylko przygnębione, ale też rozwścieczone. Oczywiście podbiegła do nich najszybciej jak tylko mogła, przez co po drodze się potknęła na szczęście w odpowiednim momencie łapiąc z powrotem równowagę.
Po jakimś czasie poszły do swojego dormitorium dzięki czemu reszta fanklubu Riddle'a dała im spokój. Próbując pocieszyć zrozpaczoną koleżankę dowiedziała się z jej, co chwile przerywanych przez szloch, wypowiedzi że Abraxas Malfoy ją zranił. Alexa wiedziała, że są bliskimi przyjaciółmi, jednak nie wiedziała że Violet na nim tak bardzo zależy. Właściwie to wydawało się jej, że Abraxas też mógłby czuć coś do Violet, więc nie mogła zrozumieć dlaczego ją odrzucił kiedy mu wyznała prawdę.
Ciężko było jej też zrozumieć dziewczynę ze względu na fakt, iż sama nigdy się jeszcze nie zakochała. Nie miała na to okazji a poza tym byłaby to strata czasu w świecie mugoli gdzie dla każdego była wariatką, dziwadłem.
Siedziały do późna pocieszając przyjaciółkę. Pierwszy raz miała kogoś kogo krzywda zabolała i ją pomimo, że tak krótko się znały. Ona i Bella były pierwszymi osobami tuz po Dombledorze które okazały jej coś więcej niż obojętność.
Właściwie dopiero po północy udało im się sprawić, że Violet przestała płakać. Godzinę później poszły spać.
Rano wszystko wyglądało tak samo jak zwykle. Właśnie wchodziły na górę do wielkiej sali by zjeść śniadanie. Wchodząc do środka minęła znajomego gryfona z jego paczką przyjaciół. Tego dnia było inaczej, chłodniej jak na slytherin gdzie przeważnie jest chłodno i panuje hierarchia bo Alexa inaczej tego określić nie potrafiła. Mało kto się odzywał przy stole, potem nadleciały sowy z listami, oczywiście ona sama nic nie dostała. Za to siedząca obok niej Bella tak, prorok codzienny w którym zdjęcia się ruszały. Dziewczyna przewróciła stronę gazety na drugą stronę uśmiechając się szeroko i pytając.
- Wiedziałaś że twoja mama trafi do proroka codziennego? – zapytała ze zdziwieniem przyglądając się zdjęciu – Nie wspominałaś że jest szefem biura aurorów w ministerstwie magii – dodała spoglądając na nią pytająco jednak Alexie na moment zabrakło słów. W jej głowie zaczęły kłębić się tysiące myśli. Zakręciło się jej w głowie jednak to nie stało na przeszkodzie.
- Mogę pożyczyć? – wydusiła to z siebie po chwili.
- Jasne tylko oddaj potem – odparła Bella zdziwiona skołowaniem koleżanki.
Przyjrzała się konkretnemu artykułowi do którego dodane było zdjęcie przemawiającej kobiety ,która miała ciasno spięte do tyłu ciemne włosy i równie wydatne kości policzkowe jak ona. Pod zdjęciem było dodane dużym nadrukiem " Meryliss Raintgrow szef biura aurorów ogłasza oświadczenie na temat ataków niejakiego Grindenwalda na terenach stanów zjednoczonych" Kiedy ujrzała te samo nazwisko nie wiedziała co myśleć, przecież to mogła być jej daleka krewna ale skąd całe te podobieństwo między nimi? Gwałtownie wstała chcąc udać się do Dumbledora po wyjaśnienia. Musiał coś wiedzieć jeśli ją odnalazł.
Wybiegła z sali chcąc udać się do gabinetu Dumbledora który już wcześniej ulotnił się ze śniadania. Ledwo przekroczyła drzwi a usłyszała, że otwierają się ponownie. Nie odwróciła się tylko szła dalej mając mroczki przed oczami. Wszystko wydawało się zamazane, zachwiała się a czas na moment zwolnił. Potem nastąpiła ciemność i poczuła pod sobą chłodną podłogą.
Kiedy otworzyła oczy na wpółprzytomna zobaczyła przed sobą Riddle'a.
- Zaraz kogoś wezwę, nie ruszaj się – syknął poirytowany stojąc nad leżącą na ziemi dziewczyną ,jednak ona w jednej chwili złapała jego nogę.
- Stój, nie możesz ich wezwać – odparła próbując wstać, podpierając się przy tym o poręcz wielkich schodów. On wyglądał na zdziwionego jej zachowaniem.
- Z jakiego powodu? – zapytał nieco bardziej zainteresowany.
- Musze coś załatwić – warknęła patrząc że świat wokoło wiruje. Zobaczyła jak chłopak się do niej zbliża zakrywając ją kiedy z sali wyszła Bella najprawdopodobniej szukając Alexy.
- Alexa! – zawołała rozglądając się a kiedy dostrzegła Riddle'a stojącego przed nią – Przepraszam, myślałam że coś się stało – dodała przepraszającym tonem widząc chłopaka i wróciła do wielkiej sali.
- Więc słucham – mruknął.
- Muszę porozmawiać z Dumbledorem o tym – pokazała gazetę wskazując na zdjęcie zauważając że czuje się nieco lepiej i zrozumiała że to przez nerwy. Chłopak w odpowiedzi uniósł brwi.
- Chodzi ci o zbrodnie Grindelwalda? – zapytał czytając opis a dziewczyna dostrzegła w tym swoją szanse.
- Tak... tak chodzi o te ataki – skłamała i wyminęła chłopaka chcąc wejść po schodach ale zagrodził jej drogę.
- Kłamiesz – syknął zauważając reakcje dziewczyny – I tak dowiem się co ukrywasz Raintgrow – dodał patrząc jak dziewczyna przechodzi pod jego ramieniem i biegnie po schodach potykając się.
- Jakim cudem nie trafiła do hufflepuffu, przecież to tam są same niezdary – pomyślał widząc zaistniałą sytuacje. Po czym udał się do izby pamięci kontynuować poszukiwania czegokolwiek co wskazywałoby na jego korzenie.
Wbiegła po schodach najszybciej jak mogła i łapiąc łapczywy oddech zapukała szybko do drzwi które po chwili same się otworzyły. Siedział tam człowiek który teraz wpatrywał się w nią swoim pogodnym wzrokiem.
- Profesorze – odparła z napięciem i pokazała mu zdjęcie przez co z jego twarzy zniknął uśmiech zastąpiony przez chwilowe zakłopotanie.
- Oh panno Raintgrow...
- Co pan profesor o tym wie – wskazała na nazwisko – Czy to moja rodzina? Kim jest ta kobieta i czemu jest do mnie tak podobna? Dlaczego profesor mi nie powiedział? Wiedział pan? – zasypała go pytaniami w jednej chwili przez co się serdecznie roześmiał za to ona miała tego już serdecznie dosyć.
- Zwolnij Alexandro, już nie nadążam za twoimi pytaniami- odparł spokojnie na co westchnęła. Potem wskazał jej czerwony fotel - Myślę że powinniście załatwić to między sobą - powiedział przyglądając się jej.
- Więc... więc dlaczego wychowywałam się wśród mugoli? - zapytała powstrzymując zbierające się łzy. Nie, nie będzie płakać, musi zachować pozory nieporuszonej.
- Wierzę że wszystko sprowadzi się na dobrą drogę, herbaty? - wyminął jej pytanie przez co poczuła ostrą frustracje.
- Niech mi profesor powie.
- Zapewniam cię że niedługo dostaniesz sowę z wiadomością od niej. To trudna sytuacja - oznajmił - A teraz wybacz ale muszę udać się na lekcje, miłego dnia panno Raintgrow - dodał z ciepłym uśmiechem.
Kiedy stamtąd wyszła wiedziała, że nie było mowy o pójściu na lekcje, zresztą i tak miała zielarstwo którego nie lubiła. Udała się do dormitorium gdzie na szczęście nikogo już nie zastała. Zachowując spokój położyła się na łóżku i zaczęła rozmyślać wtedy zrozumiała jak mogła być tak głupia. Slughorn z pewnością wiedział, że ta kobieta to jej matka, właśnie dlatego trafiła do klubu ślimaka. Wielka pani szefowa biura aurorów w ministerstwie.
Akurat w momencie kiedy zaczęło się układać, kiedy odkryła że nie jest dziwadłem wszystko musiało zacząć się sypać. Wolała żyć w niewiedzy o rodzicach którzy ją podrzucili przypadkowym ludziom i to nie jako niemowlę a jako małe dziecko. Co takiego musiała zrobić? Za co zapłaciła taką karą? Frustracja zaczęła przemieniać się w zwykłą wściekłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro