Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXX. Koniec z granicami

Minęło trochę czasu, nim otrząsnęła się po koszmarze, który podsunęła jej własna podświadomość. W głębi czuła, co to wszystko znaczy. I choć nigdy nie miała proroczych snów, podejrzewała, że czerwone oczy były skutkiem ubocznym tego, do czego się szykowała.

Tej nocy zdała sobie sprawę, że Tom ją okłamał. I to nie raz i nie dwa. Problemem było to, że od zawsze doskonale wiedziała, że jest kłamcą, tylko jakoś nie zbyt wyobrażała sobie, by miał w tak paskudny sposób od tak dawna, okłamywać ją, w końcu grali na odkrytych kartach nieprawdaż?

Wstając rano z łóżka doszła do wniosku, że tylko to da jej spokój.

Tom zapisywał swoje myśli w dzienniku. Jeśli szukała jakiejkolwiek informacji czy tajemnicy, to właśnie tam zdoła ją odnaleźć. Jako, że chłopak spędzał bardzo dużo wolnego czasu zamknięty w dormitorium, uznała, że dobrym rozwiązaniem będzie niepojawienie się na lekcjach.

- Długo masz zamiar jeszcze tak siedzieć? - zapytała Bella, poprawiając spódniczkę od mundurku. Zza swojego baldachimu wychyliła się Violet, patrząc sceptycznie.

- Nie żebym chciała cię pospieszać, ale do śniadania zostało dziesięć minut - odparła blondynka i zaczęła wiązać swoje włosy w kucyka.

Alexandra rzuciła się z powrotem na łóżko, wzdychając.

- Powiedzcie Slughornowi, że bolała mnie głowa - mruknęła pod nosem, przytulając się do poduszki i robiąc minę, jakby rzeczywiście coś jej dolegało.

- Mamy okłamać nauczyciela!? - wtedy do akcji wkroczyła Elle. Alexandra w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się kąśliwie, wiedząc, że dziewczyny to za nią załatwią.

- Nie ma sprawy, powiem mu, że źle się czułaś - zapewniła ją Violet i spojrzała na Elle, która najwyraźniej postanowiła znowu się wtrącić.

- Ciekawe co powie, gdy ktoś przez przypadek opowie mu jak było w rzeczywistości - nielubiana przez nią współlokatorka założyła ręce na piersi z zauważalnym zadowoleniem.

- Ciekawe co powie, gdy dowie się, że podałaś Tomowi moją amortencje. Nie wiem czy wiesz, ale Slughorn bardzo ceni sobie zdrowe uzmysłowienie swojego ulubionego ucznia - syknęła, patrząc na nią z wyższością.

- To już przedawnione - odparła automatycznie, rozglądając się z napięciem po koleżankach z dormitorium.

- Ale prawdziwe, Tom z chęcią zeznawałby przeciw tobie - usmiechnęła się kąśliwie. Elle najwyraźniej chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie się wycofała. Po chwili słychać było jedynie trzask drzwi, gdy niechciana osoba wyszła. - Dobrze, znikaj - syknęła jedyni, a Volet i Bella zachichotały.

Gdy nadszedł czas śniadania wszyscy wyszli. Odczekała jeszcze chwile, aż zaczną się lekcje, by mieć pewność, że nie spotka nikogo w męskim dormitorium. Gdy wiedziała już, że droga jest czysta, wyszła rozglądając się dookoła na wypadek gdyby ktoś miał podobny pomysł z udawaniem choroby.

Spokojnie ruszyła w stronę miejsca, w którym praktycznie nigdy nie bywała. Było bliźniaczo podobne do ich pokoju, ale z mniejszą ilością ozdób czy pamiątkowych zdjęć na murach. Jak to się mówiło? Męska strefa?

Oczywiście łóżko Riddle'a było idealnie pościelone. Już dawno wiedziała, że był maniakiem perfekcyjności i czystości. Ten widok tylko ją w tym utwierdził. Musiała szukać, tak by nie naruszyć jego "sanktuarium". Gdyby się dowiedział, że grzebała w jego rzeczach, pewnie nie skończyłoby się to najlepiej.

Znalazła go ukrytego pod zaklęciem kameleona. Leżał na widoku. Riddle cenił sobie zasade pod latarnią najciemniej. Kolejna zaleta spędzania z nim takich ilości czasu. Dla innych mógł być geniuszem z ładną buźką, dla niej był nie przeciętnie inteligentnym tchórzem, chowającym się za bandą nie za mądrych nastolatków.

- Nareszcie - mruknęła sama do siebie otwierając dziennik. Ku jej zdziwieniu okazał się pusty, zupełnie pusty. Zmarszczyła brwi i zaczęła przerzucać czyste strony. Wtedy jej uwagę przykuło coś jeszcze.

Te uczucie. Skądś je znała. Czuła tę energie na wyciągnięcie ręki. Otworzyła górną szufladę jego szafki nocnej.

Czarny pierścień leżał sobie, jakby nigdy nic. Czuła już, co to znaczy i zrozumiała, że to właśnie tego powinna była szukać. Niepewnie dotknęła pierścienia. Usłyszała przeraźliwy wrzask we własnej głowie. Upuściła przedmiot i skuliła się zatykając uszy, jakby miało to w czymkolwiek pomóc.

To była czarna magia, najczarniejsza z jaką kiedykolwiek miała do czynienia. Dysząc ciężko podniosła się z podłogi. Wciąż trzymając ręce przy skroniach, odwróciła się.

Zamarła.

W wejściu stał Tom, leniwie opierając się o futrynę.

- Jesteś idiotką jeśli myślałaś, że jedyne zaklęcie zabezpieczające jakie znam to kameleon - syknął z napięciem. Zaniemówiła na moment. Czuła rozpierającą ją złość na niego, zmieszaną ze strachem przed tym jakie poniesie tego konsekwencje. Z bólem uznała, że pozostaje brnąć przed siebie.

- Okłamałeś mnie - powiedziała z lekkim bólem i złością w glosie.

- Toteż niespodzianka - wycedził i spojrzał na swój dziennik - oddaj go - rozkazał wręcz machinalnie.

- Powiedz prawdę - zacisnęła dłonie na jego własności chcąc wyjaśnienia. Znała prawdę, ale chciała usłyszeć to z jego ust.

- Na jaki temat? - uniósł brwi.

- Horkruks, stworzyłeś go? Tak czy nie? - zacisnęła dłonie jeszcze bardziej. Chłopak jak tylko usłyszał zakazane słowo trzasnął drzwiami z nieludzką siłą, tak by mieć pewność, że są zamknięte. Ze wściekłością podszedł do niej i złapał ją za brodę.

- Jakim prawem mówisz o tym głośno? - wycedził przez zęby patrząc się w hipnotyzujący sposób mimo, że jego usta były ściągnięte we wściekłości.






Powróciłam jak widać. Mam nadzieje, że mnie za to nie zadźgacie, ale zależy mi żeby zrobić te zakończenie dobrze i nie warto było pisać na siłe. Teraz wracam z nowa energią bo moja wena nareszcie się zregenerowała.

<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro