Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 29

"Od jak dawna tu jesteś ?" Spytałam, przekazując myśl zwierzęciu. Obróciłam się o 180 stopni i napotkałam czarne oczy, białego jednorożca. W blasku słońca wyglądał niesamowicie. Jak prawdziwy anioł.

Od dawna wiedziałam, że tu jest. Tylko nie dawałam tego po sobie poznać w obecności Archanioła Gabriela. Nie wiem jakby zareagował na wiadomość, że nie jesteśmy tu sami. Że ktoś nas obserwuję.

"Nic nie słyszałem, lecz widziałem jak daję ci buteleczkę z jakimś płynem." Odparło zwierzę. "Co to jest ?"

"Lek na moją demoniczną naturę. Gdy to wypiję stanę się Niebiańską Istotą, ale wydaję mi się, że to jest kłamstwo. To nie może być takie proste." Podzieliłam się z nim swoimi przemyśleniami.

Najpierw był sztylet. Następnie krew. A teraz jest jakiś magiczny płyn.

Czy tylko ja widzę w tym podstęp ?

"Nigdy nie słyszałem o czymś takim, a uwierz mi chwilę obracam się w tym magicznym świecie. Nie sądzę by istniało coś takiego jak 'Lek na demona'. To jest po prostu niemożliwe. Każdy urodził się takim, jakim się urodził. Nie ma na to żadnego leku. Tylko ty jesteś inna. Masz wybór. A ta buteleczka... Nie mam pojęcia co to może być. Jednak mam wrażenia, że ona ściągnie na nas kłopoty. I to nie małe kłopoty." Pokiwałam głową, zgadzając się.

Ale z drugiej strony, jeśli to prawda... To wszystko powinno pójść już z górki. Gdybym wypiła tą substancję, stałabym się Niebiańską Istotą. I to byłby koniec naszych wszystkich problemów. Mogłabym do końca życia być z Luke'iem.

A co jeśli Archanioł mnie okłamał ? Co jeśli to nie jest żaden lek ? Można by było tak gdybać nad tym godzinami. Jak to się mówi ? Bez ryzyka nie ma życia.

Tyle, że to nie jest jakieś małe ryzyko.

To ryzyko jest ogromne.

"Dlaczego mi pomagasz ? I jak masz w ogóle na imię ?" Zadałam pytania, które nurtowały mnie już od jakiegoś czasu. Przecież on też musi mieć w tym jakiś swój cel.

"Nie mogę ci o tym teraz powiedzieć. Masz wystarczająco problemów na głowie. Nie będę ci dodawał kolejnych." Prawdopodobnie kłóciłabym się z nim dopóki, dopóty nie powiedziałby mi o co chodzi, lecz usłyszałam szelest liści za sobą.

Odwróciłam się w idealnym momencie by zobaczyć jak krwiożerczy demon rzuca się w moją stronę. W ostatnim momencie odskoczyłam, a to samo zrobił jednorożec.

Potwór jest wielki. Większy od niedźwiedzia, a wyglądem przypomina wilka. Ma czarne futro, które zdobią ostre kolce i krwistoczerwone oczy, które aktualnie błyszczą chęcią zabijania.

Wydaję mi się, że nie wygląda nawet jak potwór, którym rodzice straszą dzieci gdy są niegrzeczne.

Nie, on jest jeszcze gorszy.

I chce mnie zabić.

Potwór przygotowuję się do ponownego ataku na moją osobę. Chodzi wokoło nas, a ja czuję jak moc się we mnie budzi. Jestem gotowa. Zaraz się zacznie.

Demon ruszył w naszą stronę biegiem, a ja uniosłam ręce w górę, tworząc zasłonę z ziemi i roślin. Z hukiem uderzył w nią i upadł. Kiedy ten próbował dojść do siebie, ja zajęłam się tworzeniem dla nas kuli ochronnej.

Jednak byłam niewystarczająco szybka.

W ostatniej chwili wdarł się do naszej kryjówki i wpadł prosto na mnie. Upadłam, a demon razem ze mną. Nagle poczułam ogromny ból w okolicach obojczyka. Krzyknęłam.

Ugryzł mnie.

Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale moje starania były na nic. Jest po prostu za wielki, za ciężki i za silny. Poczułam jak opadam z sił. Chciałam za pomocą mocy go ze mnie zdjąć, ale nie dałam rady.

Wszystko mnie boli. Czuję jak trucizna rozchodzi się po moim ciele. Czuję jak ból obejmuje każdą komórkę jaką mam. Czuję, że nie dam rady się bronić.

Umrę tutaj.

Gdy potwór ponownie chciał zanurzyć kły w moim ciele, został ze mnie zepchnięty. No tak. Zapomniałam. Przecież nie jestem tu sama.

Jednorożec.

Ostatkami sił próbowałam nie zamykać oczu i patrzeć na to co się dzieję. Wzrok miałam coraz bardziej rozmyty.

Demon był zdezorientowany. To dało zwierzęciu chwilę czasu. Jednorożec wbił swój róg w miejsce, gdzie powinno być serce. Demon jeszcze chwilę rzucał się na boki, aż w końcu jego ciało znieruchomiało.

Zabił go.

"Annabeth, nie zasypiaj" Usłyszałam głos w swojej głowie.

"Ból jest za silny. Nie dam rady." Ledwo udało mi się wysłać tą myśl do zwierzęcia, które się nade mną pochylało. Widziałam troskę w tych łagodnych, czarnych oczach.

"Musisz na mnie wejść. Zawiozę cie do domu." Ostatkami sił pokiwałam głową, a kiedy jednorożec usiadł, zaczęłam się powoli przemieszczać w jego stronę.

Każdy najmniejszy ruch sprawiał okropny ból, lecz udało mi się. Chwyciłam się rękami jego białej grzywy, która zaraz stała się czarno-czerwona.

Już nawet moja krew zmieniła swój kolor.

Tak bardzo chciało mi się spać.

Jednorożec ruszył do przodu. Przebił się przez naszą kryjówkę i zaczął biec z niewyobrażalną prędkością w stronę mojego domu.

"Zostań ze mną, Ano. Nie możesz zasnąć, a tym bardziej nie możesz umrzeć. Mam ci jeszcze tyle rzeczy do powiedzenia. Pytałaś się mnie jak mam na imię. Adam. Mam na imię Adam." Powiedział.

Adam.

To imię. Kojarzę je skądś. Tyle, że teraz nie mogę sobie przypomnieć skąd.

"Już prawie jesteśmy." Mruknęłam coś cicho pod nosem, dając znać, że zrozumiałam. Dlaczego on mi nie chce mi dać spać ?

- Annabeth ! - Usłyszałam krzyk z oddali.

Luke.

Po chwili poczułam jak Adam zwalnia, aż w końcu staje i siada. Ciepłe ramiona biorą mnie na ręce i przez przypadek dotykają mojej rany. Krzyknęłam.

- Przepraszam, Ano. Przepraszam. - Chłopak szepnął do mojego ucha.

Po chwili czuję, że idziemy, wręcz biegniemy w stronę domu. Każdy jego krok to poruszenie się mojego ciała, co równa się z wielkim bólem. Jednak nie krzyczę ponownie. Nie mam na to siły.

"Przekaż mu co się stało. On by mnie nie usłyszał. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Pamiętaj, że cały czas nad tobą czuwam." Uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi, choć pewnie wyszedł z tego grymas.

Kilka minut później czuję, że Luke kładzie mnie na łóżku. Szybko oddycham, a moje serce nie chce się uspokoić. Po mojej twarzy biegnie kropelka potu. Jestem cała rozgrzana.

- Co się stało ? - Otwieram oczy i spotykam się z liliowymi tęczówkami. Widać w nich strach o moją osobę i troskę. Boi się o mnie.

- D-demon... ugryzł... mnie... pod... obojczykiem... - Wysapałam. Ledwo co dawałam radę utrzymać otwarte oczy, a co dopiero mówić. To była istna tortura. Chcę, żeby to już się skończyło.

Luke rozerwał moją koszulkę i głośno wciągnął powietrze. Z jego mimiki twarzy wywnioskowałam tylko jedno.

Ta rana musi być bardzo poważna.

Chłopak wyjął scyzoryk i przeciął nim wewnętrzną część swojej dłoni. Kropelki krwi zaczęły skapywać na śnieżnobiałą pościel. Przeniósł rękę nad moją ranę tak, że teraz krew skapywała na ugryzienie. Gdy pierwsza kropla spadła, przeraźliwie głośno krzyknęłam i zaczęłam się zasłaniać, co również przynosiło mi ból.

Lecz to było niczym w porównaniu do tego co działo się, gdy krople krwi skapywały na ugryzienie.

Luke chwycił moje dwie dłonie, w swoją jedną i położył je nad moją głową. Nie miałam się jak wyrwać. Coraz więcej krwi skapywało na ranę, a ja coraz częściej krzyczałam. Aż w końcu mnie coś uratowało.

Moc.

- Puść. Mnie. - Odezwałam się stanowczo, nie swoim głosem.

Powiedział to demon.

Powiedziałam to ja.

+!+

No i mamy kolejny :D

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro