Chapter 1
Siedzę w przedostatniej ławce, czekając aż zadzwoni dzwonek, zwiastujący rozpoczęcie się lekcji.
Jestem ubrana w koszulkę z logiem Nirvany, do tego czarne rurki i czarne trampki. Włosy mam rozpuszczone. Tak jak zawsze.
Nagle mój piórnik i cała jego zawartość wylądowała na ziemi. Długopisy, kredki i reszta przyborów, rozsypały się na podłodze.
Spojrzałam na winowajcę. A raczej winowajczynię. Obok mojej ławki, z głupawym uśmieszkiem na ustach, stała farbowana blondyneczka o imieniu Jade.
- Oj, przepraszam. Nie chciałam. - Powiedziała z sarkazmem, a jej paczka zwijała się ze śmiechu po drugiej stronie klasy.
Obdarzyłam ją, jedynie piorunującym spojrzeniem i schyliłam się. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy z podłogi.
Właśnie w tym momencie, zadzwonił dzwonek i uczniowie zaczęli wchodzić do klasy.
Można powiedzieć, że w tej klasie każdy ma przydzielone swoje własne miejsce. Ci "popularni" siedzą zawsze pod oknem. "Kujoni", jak można się domyślić, w pierwszych ławkach. A tacy jak ja, siedzą zazwyczaj pod ścianą, albo po prostu tam, gdzie jest wolne miejsce.
Prędko wstałam z moim piórnikiem i usiadłam na krześle. Gdy wszyscy już byli w swoich ławkach, nauczycielka matematyki weszła do klasy i zaczęła prowadzić, jak zwykle nudną lekcję.
Bawiłam się długopisem co jakiś czas rysując różne szlaczki w swoim zeszycie, nie przejmując się gadaniną nauczycielki.
Pani Linn jest bardzo miłą osobą, ale uczyć nie potrafi. Dobrze przynajmniej, że lubię matematykę i jestem z niej całkiem dobra, bo tak to, to pewnie miałabym same jedynki z każdego sprawdzianu.
Nagle drzwi zostały otwarte i do sali wszedł dyrektor i jakiś chłopak. Musi być nowy, ale nie rozumiem jak ktoś mógł się przeprowadzić na to zadupie.
W Montrose, nie ma żadnych sklepów. Nawet z żywnością. Na zakupy, moja mama jeździ do Fox, które jest oddalone o pół godziny drogi od nas. Czasami to jest dla nas prawdziwa męczarnia, ale jakoś dajemy radę.
Trzeba przyznać, że nowy chłopak jest przystojny. Ma brązowe włosy i kolczyka w wardze. Czarna, dopasowana koszulka uwydatnia jego mięśnie. Można by go było uznać za marzenie każdej jednej dziewczyny.
Dlatego, on nie jest dla mnie.
Zauważyłam jak Jade się do niego ślini, wraz z jej wszystkimi "przyjaciółeczkami". Patrzą się na niego jak zaczarowane. Czasami nie mogę zrozumieć co podoba się im w kupie mięśni.
No właśnie. Tylko, że jest mały problem. Ten chłopak to nie jest kupa mięśni. Ma bardzo ładnie zarysowane ramiona, ale nie aż tak, jak niektórzy chłopaki z mojej szkoły. Cóż to dużo mówić.
Po prostu to jest najprzystojniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam. Nic dodać nic ująć. Istny ideał.
Dlatego, go nie chcę.
- W waszej klasie od dzisiaj będzie nowy uczeń, Luke White. - Nawet nie spojrzałam na dyrektora, który, znając życie zaraz zacznie swoje przedstawienie. - Przywitaj się i powiedz nam coś o sobie.
Zdziwiona podniosłam wzrok.
Ostatnio, gdy do naszej klasy trafił nowy uczeń, dyrektor około pół godziny mówił o tym, jak bardzo się wszyscy cieszymy z powodu nowego kolegi. Opowiadał o całej szkole, o osiągnięciach i tym podobnych rzeczach. Wtedy, nawet nauczycielka patrzyła się na niego wzrokiem zabójcy.
- No więc tak ... Mam na imię Luke, jestem nieziemsko przystojny i przedwczoraj przeprowadziłem się do Montrose* Lubię grać w koszykówkę, oraz uwielbiam słuchać muzyki. Nic nadzwyczajnego.
"Co prawda, to prawda." Pomyślałam.
- To zabawne. Mamy uczennicę Black, a teraz mamy ucznia White. - Słysząc swoje nazwisko, z ust nauczycielki, kolejny raz podniosłam głowę i napotkałam wzrok, niejakiego, Luke'a.
Po chwili wpatrywania się w niego, odwróciłam wzrok.
- Usiądź tam, gdzie jest wolne miejsce i postaraj się nadrobić zaległości. - Powiedziała jeszcze, po czym wróciła do prowadzenia lekcji.
Usłyszałam jeszcze jak drzwi zostają otwarte i dyrektor wychodzi z klasy. Krzesło obok mnie zostało odsunięte i ktoś w nim siada. Spojrzałam w lewo i napotkałam piękne liliowe tęczówki bruneta. Jak mogłam nie zauważyć tego cudnego koloru?
- A może tu jest zajęte? - Spytałam, prowokująco unosząc brwi.
- Lekcja się już dawno zaczęła. Poza tym nigdzie nie ma wolnego miejsca. - Chłopak powiedział z przekąsem.
Rozglądnęłam się po klasie. Ma rację. W oprócz mojej ławce, nigdzie nie było wolnego miejsca. Zacisnęłam wargi. Będę musiała to przeżyć.
- Luke. - Wyciągnął w moją stronę rękę, której nie ujęłam, a znów zaczęłam tworzyć rozmaite rysunki w zeszycie.
- Wiem. - Usłyszałam jego prychnięcie.
- Nie jesteś zbytnio towarzyska. - Stwierdził - Ale i tak cię lubię.
- Niby czemu? - Spytałam od niechcenia, a ten wskazał ręką na moją koszulkę.
No tak. Mogłam się tego domyślić. Przecież niezbyt dużo dziewczyn lubi słuchać rock'a. Większość raczej preferuje pop i tym podobne.
- To jak masz na imię? - Uparcie ciągnął rozmowę.
Szczerze mówiąc już dość mam tego chłopaka. Jednak jest w nim coś, co mnie do niego ciągnie. A tym, że nie chcę mi dać spokoju... Trochę mi zaimponował.
- Nie powinno cię to obchodzić. Znajdź sobie kogoś lepszego na przyjaciela. - Mruknęłam, nie podnosząc wzroku.
- A może chcę ciebie? - spojrzałam na niego, by ujrzeć cwaniacki uśmieszek.
Przewróciłam oczami.
Wszyscy faceci są tacy sami.
- Lepiej nie, bo nie będziesz mieć życia w tej szkole. - Zmarszczył brwi w zdezorientowaniu.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Nie mam tu żadnych przyjaciół. Nikt się do mnie nie odzywa. W całej szkole jestem tylko pośmiewiskiem. Wszyscy się ze mnie nabijają. Jestem nikim i nie ma we mnie nic szczególnego, co mogłoby cię zainteresować. Więc, łaskawie sobie odpuść. - Po tych słowach zadzwonił dzwonek, a ja czym prędzej spakowałam książki i wyszłam z klasy, czując na sobie palący wzrok bruneta.
+!+
* miasteczko, które wymyśliłam (no chyba, że takie jest) na potrzeby książki
Mamy rozdział pierwszy :)
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro