Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1966

Klarze było przykro, gdy zorientowała się, że Hans już do niej nie pisze. Za każdym razem, gdy odbierała pocztę, nie widziała listu nadanego z Drezna.
Wieczorami po cichu wylewała łzy. Na początku nie podejrzewała nikogo z rodziny o to, że mógł utrudniać jej życie, chowając listy. Matka jednak skrupulatnie ukrywała je przed Klarą.
Widziała, że dziewczynie jest przykro, ale dla niej Niemiec był Niemcem. Poza tym uważała, że jej córka powinna skupić się na ukończeniu szkoły i znalezieniu dobrej edukacji na kolejnym szczeblu. W tym roku miała wybrać przyszłą szkołę. Taka znajomość mogłaby tylko ją rozpraszać. Choć Halina miała ciche wyrzuty sumienia, to jednak wolała zadbać o przyszłość córki.
Z każdym kolejnym miesiącem Klara ubolewała nad tym, że listy nie przychodziły już do niej. Ona sama na początku wysłała tylko jeden, pytając, co spowodowało, że Hans się nie odzywa. Niestety nie otrzymała odpowiedzi. W lutym podczas ferii zimowych pojechała do swojej siostry do Piątka. Łódź dziwnie sprawiała, że czuła się przygnębiona. Za to Róża ze swoją rodziną nieco zrekompensowali jej trudne chwile.
Klara próbowała zapomnieć o Hansie, jednak na próżno. Ciągle o nim myślała.
Gdy przyjechała do siostry, z niewielkiego murowanego domu nagle wyłoniły się cztery osoby — Róża, jej mąż Daniel oraz Kalinka i Filip.
— Ciocia Klara! — wykrzyknęła siedmioletnia Kalinka i podbiegła do niej, żeby się przytulić.
— Cześć, ciociu! — powiedział Filip.
— Witajcie — odezwała się Klara do dzieci.
— Jak dobrze, że jesteś — rzekła jej siostra, a Daniel skinął jej głową.
Od razu zaprowadzili ją do domu i pomogli z walizką, a ojciec, który ją przywiózł, wyszedł za nimi chwilę pogadać i wypić herbatę, po czym odjechał do miasta.
— Baw się dobrze i nie bądź smutna, dobrze? — powiedział jeszcze na odchodne.
— Dobrze tato — powiedziała.
Pierwszy tydzień spędziła w miarę znośnie. Pomagała przy dzieciach, jednocześnie sama się przy tym dobrze bawiąc. Wychodzili na sanki, lepili bałwana, a wieczorami siedzieli w kuchni, popijając herbatę, mleko lub kakao.
Pod koniec tygodnia jednak nieco się zasmuciła.
Róża wyraźnie dostrzegła jej ponury nastrój, więc dosiadła się do niej.
— Co się dzieje? — zapytała.
Róża była bardzo ładna. Brązowe oczy idealnie zgrywały się z jej włosami w tym samym kolorze. Jej siostra długo nie musiała czekać na męża. Pobrali się, gdy miała osiemnaście lat.
— Chyba nie chce ci się wysłuchiwać moich żali — odparła młodsza z sióstr, czyli Klara.
Był już wieczór. Dzieci Róży spały, a jej mąż dłubał coś nadal w warsztacie.
— Mów, przecież widzę, że jesteś smutna, coś musi być na rzeczy.
Klara w końcu zdecydowała się powiedzieć o tym siostrze. Po raz pierwszy opowiadała komuś o Hansie.
— Pisaliśmy do siebie listy, aż w końcu od stycznia kontakt się urwał. Nie wiem czy rozmyślił, czy co się stało... — posmutniała Klara.
— Czasem tak to już bywa. Nie martw się. Może ktoś zwyczajnie przechwycił te listy, uznając je za niebezpieczne dla ustroju — rzekła Róża.
— Listy miłosne? Błagam cię — odparła Klara, po czym poniewczasie uświadomiła sobie, jak nazwała swoją korespondencję z Hansem.
Jej siostra się zaśmiała.
— Czyli wygląda na to, że jednak ci na nim zależy.
— W obecnej sytuacji zastanawiam się czy ma to jakiekolwiek znaczenie.
— To może spróbuj do niego pojechać — powiedziała Róża, sama uświadamiając sobie, że pomysł ten jest fatalny.
— Sama wiesz, że dostanie wizy gdziekolwiek jest trudne, a co dopiero do NRD.
Róża pokiwała smutno głową.
— Przykro mi, kochana.
— Nie przejmuj się mną. Może jeszcze napisze, pewnie jest zajęty — powiedziała, choć sama w to nie wierzyła.
Dalsza rozmowa na ten temat nie miała sensu, więc postanowiły posiedzieć razem przed telewizorem.
Róża chwaliła się, że niedawno kupił go Daniel. Przez kilka ostatnich lat posiadanie własnego odbiornika było powodem do dumy, co oczywiście stało się udziałem rodziny Grzędowskich. Teraz siedziały i wpatrywały się w czarno — biały ekran, a ich nogi okryte były kolorowym ciepłym kocem.
Klara cieszyła się z obecności siostry przy niej. W ten sposób łatwiej było jej znosić brak wiadomości od Hansa Neumayera.

Następny tydzień przeleciał nie wiadomo kiedy i już musiała wracać do Łodzi. Podziękowała siostrze i jej mężowi za gościnę, pożegnała się i odjechała do miasta razem z ojcem, który po nią przyjechał.
Halina w tym czasie ukryła kolejny list mężczyzny do jej córki. Czuła się z tym źle, ale jakoś udawało jej się stłamsić to uczucie. Jej mąż Bronisław o niczym nie wiedział. Wolała nie doprowadzać go do gniewu na córkę. Jej zdaniem lepiej było zwyczajnie uciszyć całą sprawę.
Klara wróciła do domu w trochę lepszym nastroju. Następnego dnia wróciła także do szkoły i przyjaciół. Jej głowę zajmowała nauka i domowe zajęcia. Za każdym razem gdy wychodziła po zakupy i przechodziła przez park, myślała o Hansie. Postanowiła, że od tej pory będzie chodziła inną drogą. Mijały miesiące, a obraz mężczyzny z parku coraz bardziej jej się rozmywał. Pod koniec kwietnia wszystko zaczynało robić się zielone. Trawa rosła, śpiewały ptaki, a uczniowie coraz bardziej chcieli mieć wakacje.
W czerwcu odebrała świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Był to dla niej bardzo radosny dzień. Wreszcie mogła zacząć nowy rozdział w nowej szkole — być może w liceum.
Po wyjściu ze szkoły umówiła się na spacer ze swoją koleżanką z klasy, Marceliną. Kupiły sobie nawet cukierki i jadły je po drodze.
Klarze było już łatwiej, ale nadal pamiętała o listach i jej niezwykłej znajomości. Pomimo iż nie miała już kontaktu z Hansem, chciała zapamiętać go na zawsze.
— To jakie masz dalsze plany na życie? — zapytała Klara swoją koleżankę.
— Najlepsze — odparła z uśmiechem.
Wkrótce potem dowiedziała się, że Marcelina  zaręczyła się z jakimś chłopakiem, którego poznała w szkole. Ślub miał się odbyć w grudniu. Za to Klara w dalszym ciągu wypatrywała listów od Hansa.
Na wakacje także pojechała do siostry. Była jedyną osobą, której bez przeszkód mogła się wyżalić. Rodzicom wolała nie mówić nic o Hansie, tym bardziej, że jej mama ostatnio dziwnie się zachowywała. Może czegoś się domyśliła?
W każdym razie siostra była dla niej ogromną pociechą.
— Dalej nic? — pytała Róża, gdy wyrywały chwasty w jej ogrodzie.
Klara pokiwała głową, ale już nie chciało jej się płakać. Chyba się z tym pogodziła.
— Nie mogę tak czekać w nieskończoność. Wolę się teraz skupić na wyborze szkoły — odparła Świerczyńska.
— Poznasz jeszcze kogoś, zobaczysz — powiedziała Róża, co było raczej marnym pocieszeniem.
We wrześniu zaczął się rok szkolny. Klara zdecydowała się na liceum, które trwało cztery lata. Bez trudu się tam dostała. Nauka pochłonęła jej cały czas. Mimo to była zadowolona, że znów mogła czymś zająć myśli. Lekcje były ciekawe, choć nauczyciele surowi. Niektórym z klasy udało się oberwać linijką już w pierwszym tygodniu szkoły. Ona sama prawie dostała, bo myślała, że zapomniała  zeszytu do geografii . Dzięki Bogu schował się w podręczniku od matematyki i uniknęła kary, gdy wszystko wyjaśniła.

Wrzesień przeszedł w październik, a październik w listopad. Klara uczyła się naprawdę dobrze, a jej matka bezustannie ją chwaliła. Mimo to dziewczyna czuła, jakby coś przed nią ukrywała.
Po szkole Klara wracała do domu. Była połowa listopada. Nieopatrznie wbrew wcześniejszym postanowieniom poszła przez park.
Chłodny wiatr miotał nią, a wokół było już dosyć ciemno jak na godzinę szesnastą. Uśmiechnęła się na myśl o wspomnieniu zeszłego roku. Wtedy spotkała Hansa. Wyobrażała sobie, że znów się potknie, a on pojawi się na horyzoncie i przyjdzie jej na pomoc. Nic się jednak takiego nie stało. Przeszła przez park i go nie zobaczyła. Tym razem naprawdę się rozpłakała.
Gdy przyszła do domu, matka poprosiła ją o to, aby poszła zanieść szyty na zamówienie płaszcz do jednej z jej klientek. Jej mama stwierdziła, że ma jeszcze dosyć dużo zajęć.
— Dobrze, pójdę, to żaden problem mamo — odparła, po czym zabrała płaszcz spakowany do torby i wyszła na zewnątrz.
Klara więc długo nie posiedziała w domu.
Na zewnątrz słońce zachodziło. Wiatr miotał gałęziami, a ona szła przed siebie.
Gdy była już na miejscu, zapukała do drzwi starszej kobiety.
— Dzień dobry, jestem córką Haliny, przyniosłam gotowy płaszcz — powiedziała, gdy tamta pani jej otworzyła.
— Dziękuję bardzo — powiedziała, po czym zapłaciła i jeszcze chwilę porozmawiała ze mną. Chwilę później ruszyłam spowrotem do domu.
                        XXX
To, co zobaczyła w parku, przerosło jej najśmiesznielsze oczekiwania. Tak się składało, że najlepsza droga do domu pani Jadwigi prowadziła przez park, więc poszła tamtędy, a także nią wracała. Klara pomyślała, że może ma jakieś omamy, ale to nie była prawda. To był on. Siedział na tej samej ławce co przed rokiem, pod klonem. Wyglądał smutno i był bardzo zamyślony. Nagle ich spojrzenia się spotkały. Hans był zdumiony, ona także. Podeszła do niego. Oboje się uśmiechali do siebie.
— Dlaczego znów Pana tu spotykam? — zapytała, a on zaprosił Klarę, by usiadła. Jeszcze nie przeszli oficjalnie do mówienia sobie po imieniu.
— Nie odpisywałaś na listy, pomyślałem więc, że tu przyjadę. Co się stało, dlaczego nie dawałaś znaku życia? Doszedł do mnie potem tylko jeden list, ale przecież ja do ciebie pisałem.
Tak naprawdę Hans po przyjeździe do Polski długo zastanawiał się czy niepokoić Klarę. Myślał, że skoro nie chciała się z nim kontaktować, to zwyczajnie wróci jakby go tu wcale nie było. To były jego myśli, gdy siedział na ławce zanim ona się tam zjawiła.
Klara zaniemówiła. Myślała, że to on już nie chciał do niej pisać. Tymczasem coś tu było nie tak.
— Myślałam, że Pan...
— Proszę, mówmy sobie po imieniu. To chciałem Ci przekazać w pierwszym liście, na który nie odpowiedziałaś — rzekł, a Klara się rozpłakała.
— Hans, myślałam, że nie chciałeś już ze mną kontaktu.
— Ciągle do ciebie pisałem.
— Więc dlaczego ich nie otrzymywałam? — powiedziała.
Wreszcie ją olśniło. Może ktoś zwyczajnie je przed nią ukrywał. Może jej matka zobaczyła list, lub ktoś inny z rodziny. Wiedziała, jakie podejście mieli w jej rodzinie rodzice do narodu niemieckiego. Każdy Niemiec był dla nich wrogiem. Może nie chcieli, by miała kontakt z Hansem. Gdy pytała listonosza, czy były jakieś listy z Drezna, gdy odbierała pocztę, kręcił głową. Coś było ewidentnie nie tak.
— Będę musiała to wyjaśnić.
Spędzili ze sobą całkiem miły wieczór. Bardzo długo siedzieli na ławeczce i rozmawiali, a potem spacerowali w świetle ulicznych latarni.
— Myślałem dużo o tobie, Klaro — odezwał się Hans.
— Ja o tobie też — wyznała. — Było mi przykro z powodu tego, że nie mogłam tak długo wymieniać z tobą listów.
Hans westchnął.
— A co jeśli nie chodzi nam jedynie o listy?
Klara milczała. Przeszli się na ulicę Piotrkowską, aby oglądać kamienice.
— Łódź bardzo mi się podoba. Ma swój niepowtarzalny klimat — powiedział Hans.
— To prawda — odrzekła Klara. — Zostajesz tu na dłużej?
— Niestety jutro muszę wyjechać, czekają na mnie rodzice. I tak nie tłumaczyłem, dlaczego wyjeżdżam.
Żołądek Klary ścisnął się z nerwów. Dopiero co go zobaczyła, a już musiał wyjeżdżać.
— Czy celowo przyjechałeś właśnie w listopadzie?
— Trochę tak. Liczyłem naiwnie, że może spotkam cię na ławeczce — odparł Hans. — Ale jednak faktycznie się pojawiłaś.
Klara spuściła głowę w dół. Hans Neumayer niespodziewanie sprawił, że się zakochała. Nie chciała tego mówić na głos, ale tak właśnie było.
— Wiem, że nie znamy się długo, ale... Będę za Panem... Za tobą tęsknić — powiedziała Klara, wpatrując się w Hansa błyszczącymi oczami.
— Ja za tobą też — odparł.
— Chyba muszę już wracać — powiedziała.
— Odprowadzę cię — zaproponował.
Skinęła głową, po czym wzięła go pod rękę i poszli w stronę jej domu.
Pod drzwiami Klara miała ochotę się rozpłakać.
— Obiecaj, że będziemy ze sobą pisać, choćby nie wiem co — rzekł Hans.
— Obiecuję, Hans — powiedziała.
Gdy już mieli się rozstawać, mężczyzna pocałował ją w policzek.
Zarumieniła się, a on spojrzał na nią po raz ostatni.
— Żegnaj, Klaro — rzekł, po czym się rozstali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro