Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 90. Areszt

Wstawszy z łóżka nazajutrz, Syriusz przypomniał sobie wydarzenia z zeszłego wieczoru. Uświadomił sobie, że James już nie wróci. Już się nie spotkają, choć bardzo tego pragnęli, żyjąc w oddaleniu.

W Syriuszu obudziła się nagle chęć wydania sprawiedliwości, nemezis na zdradzieckiego Petera. Chciał go odnaleźć. Może nie od razu zabić, ale odnaleźć na dobry początek... Chociaż nie obiecywał, że nie zaatakowałby go przy pierwszej możliwej okazji.

Powiedział o tym Elise, która wydawałoby się, że będzie temu przeciwna. Okazało się jednak, że doskonale rozumie ambicję Syriusza. Uważała, że należy znaleźć Petera. To z jego winy niewinni ludzie ponieśli śmierć. Należało go odnaleźć, a najlepiej odesłać do Azkabanu za bratanie się ze Śmierciożercami.

— Uważaj na siebie — poprosiła Elise, zanim Syriusz opuścił dom.

Syriusz uśmiechnął się do niej blado i pocałował ją w policzek.

— Zawsze na siebie uważam, Eli — stwierdził, po czym przykucnął obok Kathleen. — Katie, a buziaka na pożegnanie dostanę?

— Tak! — odpowiedziała wesoło dziewczynka i spełniła prośbę Syriusza. Zaraz potem jeszcze przytuliła się do niego, na dłuższą chwilę nie odklejając się od taty.

— Też cię kocham, aniołku, ale muszę już iść — powiedział. Pocałował ją w czubek głowy. — Widzimy się później, Katie. — Wyprostował się i spojrzał na Elise. — Ty też uważaj na siebie na Privet Drive.

— Zawsze na siebie uważam, Syriuszu — powtórzyła jego słowa. — Spróbuję przekonać Dumbledore'a, żebyśmy mogli zająć się Harrym.

— Oby udało ci się wyperswadować mu ten pomysł z głowy — powiedział Syriusz. — Widzimy się potem.

Ponownie udał się do domu Petera i ponownie nie zastał go w domu. Syriusz zacisnął zęby i pięści.

— No oczywiście, nie ma cię, podły zdrajco — powiedział z goryczą. — Teraz uciekasz, bojąc się konsekwencji swojego czynu, tchórzu...

Syriusz odwiedził też dom, w którym mieszkała matka Petera. Kobieta wyznała, że nie widziała swego syna już od dłuższego czasu, co niekoniecznie pocieszyło Syriusza. Nie pozostało mu nic innego, jak przeszukać Londyn, nieopodal którego mieszkał Peter. Black podejrzewał, że Pettigrew musiał gdzieś się tam kręcić, zamierzając wtopić się w tłumy mugoli. Jak tchórz, którym był.

Podejrzenia Syriusza się sprawdziły - wypatrzył Petera wśród mugoli. Dłonie Blacka ponownie zacisnęły się w pięści.

— Pettigrew! — zawołał do niego, nie zwracając uwagi na to, że mugole patrzą na niego z zaskoczeniem.

Peter zbladł, widząc Syriusza. Zaczął się cofać, by wreszcie obrócić się i rzucić się biegiem przed siebie. Syriusz natychmiast ruszył za nim, po drodze potrącając kilku mugoli. Nie zwrócił uwagi na ich pomruki, nie pofatygował się nawet o przeprosiny. Po prostu biegł za Pettigrew.

Nie tak trudno było go dogonić - w końcu Peter nie miał jakiejś szczególnie dobrej kondycji. Wściekły Syriusz zatrzymał go, rzucając zaklęcie, które spowodowało, że Peter się przewrócił.

— Jesteś z siebie dumny, Peter? — zapytał Syriusz. Głos drżał mu z frustracji. Zdrada Petera i śmierć Potterów odcisnęły na nim swoje piętno. — James i Lily ci zaufali... A ty... Ty tak po prostu ich zdradziłeś!

Peter wyglądał na wystraszonego. Drżał, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Był tchórzem, więc to, co uczynił w następnej chwili, było jego największym osiągnięciem:

— Syriuszu, jak mogłeś zdradzić Lily i Jamesa? — zawołał, po czym niepostrzeżenie spowodował wybuch, przez co ucierpiała też grupa mugoli, stojąca obok niego. Ci ludzie chcieli bronić go przed Syriuszem, a tymczasem Peter ich zabił.

Sam Peter zniknął, co wyglądało tak, jakby to Syriusz tego dokonał. Mugole dookoła zaczęli wrzeszczeć, że na ulicy jest morderca, co zaalarmowało czarodziejów, w tym aurorów, którzy przechodzili ulicą.

Los Syriusza Blacka był przesądzony - miał on spędzić lata w zimnym, ponurym Azkabanie. I to za coś, czego nawet się nie dopuścił.

• • •

W tym czasie niczego nieświadoma Elise przyłączyła się do profesor McGonagall, która obserwowała dom Dursleyów. Obydwie widziały, że posłanie tam Harry'ego nie było zbyt dobrym pomysłem. Dursleyowie mieli syna, który był kompletnie rozpuszczony - miał nawet śmiałość uderzyć własną matkę, kiedy ta nie chciała mu na coś pozwolić. Elise nie wyobrażała sobie, aby kiedyś Kathleen miała się czegoś takiego dopuścić.

— Sama pani widzi, pani profesor, że Harry nie będzie u nich szczęśliwy — powiedziała Elise ostrożnie. — Wiem, że Lily i jej siostra były w konflikcie. Uważa pani, że ciotka Harry'ego będzie go dobrze traktowała?

— Albus uważa, że tam będzie bezpieczny — oznajmiła kobieta zupełnie bez przekonania. Westchnęła. — Choć jeśli miałabym wyrazić własne zdanie, wolałabym, abyście to wy się nim zajęli. Wiem, że z wami nie czułby się samotny...

McGonagall była nieugięta, ale przynajmniej miała własne zdanie i gdyby mogła, zmieniłaby plan Dumbledore'a. Elise westchnęła. Chyba nici z adopcji Harry'ego...

W pewnym momencie usłyszała tupot czyichś stóp. Spojrzawszy w tamtym kierunku, zauważyła, jak jej brat biegnie w jej kierunku. Jasne włosy poruszały się w rytm jego kroków.

— Andrew?

Brat Elise zatrzymał się przed nią i profesor McGonagall, po czym wziął kilka głębokich wdechów i wydechów.

— Cześć, Ellie... Dzień dobry, pani profesor — przywitał się, po czym zwrócił się do Elise: — Ellie, deportowałem się jak najszybciej, by ci o tym powiedzieć...

— O czym? — zapytała Elise, marszcząc brwi. Niechcący przypomniała sobie, jak Andrew już kiedyś przyniósl jej złe wieści, kiedy była jeszcze w Hogwarcie.

— Syriusz... Aresztowali go — powiedział szybko Andrew. — Chcą go wysłać do Azkabanu...

— Na Merlina, co takiego?! — Elise zerwała się z murka, na którym siedziała. — Jest w ministerstwie?

Andrew szybko pokiwał głową. Elise spojrzała na profesor McGonagall, która też wyglądała na zaszokowaną tą informacją.

— Przepraszam, ale muszę iść...

— Koniecznie — przytaknęła profesorka, nie mogąc wydusić z siebie nic innego.

Andrew zamierzał iść dalej, by deportować się gdzieś, skąd mugole nie mogliby go wypatrzeć, ale Elise miała gdzieś wszelkie przepisy tajności. Chwyciła brata za rękę i deportowała się z nim do Londynu, w miejsce nieopodal budki telefonicznej, którą wchodziło się do gmachu Ministerstwa Magii.

— Elise! Ktoś mógł nas zobaczyć!

— Nieważne! — odparła Elise. — Syriusza aresztują za nic, a mnie za durne zasady tajności?

Nie rozumiała, co mogło się stać, że Syriusz został aresztowany. Przecież nie zabiłby Petera, prawda? Znała go i wiedziała, że nie byłby w stanie naprawdę kogoś zabić... Nawet nienawiść do Petera, która wciąż była w nim po wczoraj, nie mogła sprawić, że Syriusz stanie się tak żądny mordu. A przynajmniej ona w to wierzyła.

Ledwo weszli do Ministerstwa Magii, ich oczom ukazała się nieszczęśliwa scena - Syriusz prowadzony był przez aurorów, którzy mieli odtransportować go do Azkabanu. Elise czuła, jak łzy pieką ją pod powiekami. Wysyłali go do Azkabanu bez jakiejkolwiek rozprawy! To było bestialstwo!

— Syriusz... — Głos jej się załamał, kiedy wypowiadała jego imię. Poczuła dłoń Andrewa na swoim ramieniu. — Syriusz!

Black zauważył Elise - rzuciła się biegiem do niego, jednak po drodze zatrzymał ją jakiś mężczyzna.

— Przykro mi, musimy zabrać więźnia — oznajmił Bartemiusz Crouch głosem zupełnie bez emocji.

W Elise coś pękło. Spojrzała na Croucha, który posyłał jej nieugięte spojrzenie.

— I nie mogę nawet się z własnym mężem pożegnać? Nie wystarczy, że wysyła go pan do Azkabanu bez osądu? Skąd pan wie, czy Syriusz jest winny?

— Naoczni świadkowie twierdzą, że ten tu obecny Syriusz Black dokonał mordu na mugolach. Proszę nie utrudniać sprawy, pani Black — odparł Crouch, nie puszczając Elise.

— Panie Crouch, jeśli ma pan tyle współczucia, aby pozbawiać dziecko ojca, to proszę mieć go również tyle, aby pozwolić mi jako żonie pożegnać się z mężem.

Crouch zacisnął zęby, jednak puścił Elise. Blondynka podbiegła do Syriusza i przytuliła się do niego. Aurorzy trzymający Syriusza puścili go na chwilę, pozwalając mu pożegnać się z żoną.

— Nie wierzę, że to ty — powiedziała cicho do niego, opierając głowę o jego ramię. — To musiało być jakieś nieporozumienie...

Syriuszowi zrobiło się cieplej na sercu. Nikt nie wierzył w jego niewinność, a teraz, kiedy Elise szczerze przyznała, że wierzy, iż to nie on popełnił zbrodnię, stanowiło to jakieś pocieszenie.

— Peter mnie w to wrobił — odpowiedział Syriusz. — Spowodował wybuch i uciekł... Musiał zmienić się w szczura...

Uścisk Elise stał się mocniejszy. Brunet poczuł jej łzy na karku. Ujął twarz Elise w dłonie. Po policzkach blondynki popłynęły kolejne łzy.

— Nie płacz, kochanie, bardziej do twarzy jest ci, kiedy się uśmiechasz — powiedział, posyłając jej pokrzepiający uśmiech, choć on sam nie był w lepszym stanie. — Przykro mi, że zostaniesz sama z Kathleen... Bądź silna dla niej.

— Będę — obiecała Elise. — To nie twoja wina, że musisz nas opuścić...

— Pani Black, proszę nie przeszkadzać w pracy — nakazał stanowczo Crouch. Syriusz został mocno chwycony pod ramiona przez dwóch aurorów. — Zezwoliłem pani na krótkie pożegnanie, ale teraz proszę nie utrudniać.

Elise z bólem serca patrzyła, jak aurorzy zabierają Syriusza do Azkabanu. Zakryła usta, tłumiąc szloch. Drżała, kiedy Andrew przytrzymywał ją, aby nie upadła. Łzy przysłaniały jej widok, kiedy patrzyła, jak aurorzy wraz z Syriuszem przechodzą przez kominek, który miał zaprowadzić ich do Azkabanu. Wtedy po raz ostatni widziała Syriusza.

Ciałem Elise wstrząsnął szloch. Nie zwracając uwagi na otaczających ją czarodziejów, przytuliła się do Andrewa i zapłakała.

• • •

Elise nie od razu odebrała Kathleen od Samanthy. Po powrocie do domu nie czuła się absolutnie na siłach, aby odebrać córkę od siostry. Nie wiedziała, jak miała wyjaśnić dziecku, że Syriusz nie wróci. W tej chwili nie chciała, aby Kathleen musiała patrzeć, jak jej mama wypłakuje sobie oczy.

Przed wieczorem ktoś zapukał do drzwi Elise. Ledwo Elise otworzyła, do środka wpadła przejęta Delilah. Policzki miała zarumienione od chłodu, a włosy najwyraźniej układał sam wiatr.

— Elise, słyszałam, co się wydarzyło — powiedziała z przejęciem. — Jak ci ludzie z ministerstwa mogą być tak ślepi? 

— Nie wiem, Lilah — odparła Elise, ocierając łzy z oczu. — Oni... Nawet nie zrobili żadnej rozprawy. Po prostu wysłali go do Azkabanu...

— To nie on zdradził Lily i Jamesa — stwierdziła Delilah. — Wiem, że to nie on. James i Syriusz byli dla siebie jak bracia. Nie wierzę, aby Syriusz był w stanie ich zdradzić.

— Dobrze, że chociaż ty w niego wierzysz — westchnęła Elise. — W ministerstwie potraktowali go okropnie... Nawet kiedy chciałam tylko się z nim pożegnać, Crouch kręcił na to nosem.

— Ten Crouch to podła żmija — prychnęła Delilah. — Już wcześniej wysyłał ludzi do Azkabanu bez żadnego osądu, kto wie, ilu niewinnych ludzi wysłał...

— Wiemy, że to Peter zdradził Lily i Jamesa...

— Peter? — zdziwiła się Delilah. — Przecież nie znał miejsca ich pobytu...

— Zaszła zmiana, o której Syriusz wolał nikomu nie mówić — wyjaśniła Elise. — Syriusz postanowił oddać Peterowi rolę Strażnika Tajemnicy. Uważał, że Petera Voldemort nie uzna od razu za Strażnika. Syriusz chciał być przynętą, a tymczasem... Tymczasem Peter był szpiegiem Voldemorta. Syriusz wiedział o tym od Michaela, ale wtedy w to nie wierzył.

Delilah przez chwilę sprawiała wrażenie kompletnie zbitej z tropu. Jak to wszystko mogło się tak bardzo skomplikować?

— Na Merlina — wyszeptała. W oczach zalśniły jej łzy frustracji. — Oni mu ufali, a on...

— On ich zdradził — przytaknęła Elise. Przykucnęła na podłodze w przedpokoju. — Pozbawił Harry'ego rodziców, a Kathleen i mnie ojca i męża...

Delilah nie myśłała długo - przytuliła Elise, pozwalając jej wypłakać się na swoim ramieniu. W tym momencie Elise nie wykrzesała z siebie zbyt wielu łez, jednak wiedziała, że znacznie gorzej będzie w nocy, kiedy druga połowa łóżka będzie pusta, a ramiona Syriusza nie będą oplatały jej w talii.

Ludzie cieszyli się z tego, że w świecie czarodziejów zakończyła się wojna z Voldemortem. Dla Elise stanowiło to stratę męża oraz przyjaciół.

— Nienawidzę jesieni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro