Rozdział 9. Korniki na powitanie
— A kto to wrócił? — to retoryczne pytanie zadał Syriusz, kiedy zauważył Maxa, wyglądającego z kieszeni Elise. — Mały bracie, wróciłeś!
Blondynka uśmiechnęła się, po czym wyjęła Maxa z kieszeni i posadziła na swojej dłoni.
— Hagrid przyniósł go dziś rano — odpowiedziała, podając nieśmiałka Syriuszowi. — Na szczęście już wyzdrowiał.
— Brakowało nam ciebie, Max — powiedział brunet do zwierzaka, który wydał z siebie dźwięk podobny do chichotu.
Radość Syriusza z powodu powrotu nieśmiałka została przerwana przez Remusa, który przypomniał mu o tym, że przecież mają teraz lekcje, na które za chwilę mogą się niechcący spóźnić.
— No naprawdę, Remus? — zapytał Black ze zrezygnowaniem. — Przerywasz moje bardzo wzruszające powitanie z moim małym bratem! Tak długo się nie widzieliśmy...
— Może powinieneś powitać go... Elise, co jedzą nieśmiałki? — zapytał ją Remus.
Blondynka roześmiała się.
— Korniki.
— Czemu nie — szatyn też zachichotał. — Może powitasz go kornikami, Syriuszu?
— A żebyś wiedział, że tak zrobię — odparł Syriusz i oddał Elise nieśmiałka, by udać się na lekcję.
Nie było mowy, by chłopak nie dotrzymał swojego słowa. Co prawda miał pewne trudności z odnaleziem tych owadów, ale jakimś sposobem mu się to udało, choć oficjalne powitanie Maxa miało miejsce dopiero następnego dnia. Pozostali Huncwoci, a także Elise i Delilah byli bardzo rozbawieni, kiedy Syriusz wygłaszał swoje przemowy o tym, jak bardzo cieszy się z powrotu Maxa. Cała siódemka siedziała przy jednym ze stolików w pokoju wspólnym Gryffindoru ze szklankami soku dyniowego, a Max siedział na stole przed talerzem korników. Wszystkie dziewczyny, które dotychczas kręciły się jak najbliżej Syriusza, teraz trzymały się jak najdalej od niego, właśnie ze względu na korniki, które przyniósł.
— Witaj z powrotem, Max — powiedział James.
— Wypijmy za zdrowie naszego małego przyjaciela — powiedział Syriusz, unosząc szklankę z sokiem dyniowym i stukając się nią razem z pozostałymi. Max zapiszczał, jedząc swojego kornika. — Cieszę się, że tak ci smakują moje kornikowe specjały, Max.
Było jasne, że Syriusz Black nigdy nie spoważnieje. Elise uważała, że to dobrze, bo Syriusz nie podchodzący do wszystkiego z humorem nie byłby Syriuszem.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Na początku grudnia zaczął padać niewielki śnieżek, co przypomniało Elise, że jesień dobiega końca.
— Zaraz koniec jesieni, a nic gorszego oprócz choroby Maxa się nie wydarzyło — zauważyła Elise z radością. — I najlepiej niech tak pozostanie.
Delilah jakoś nie miała ochoty psuć przyjaciółce humoru stwierdzeniem, że jeszcze przed nią wiele jesieni. Choć tak naprawdę nie musiała tego robić, bo Elise doskonale o tym wiedziała, ale wolała o tym teraz nie myśleć.
Nauczyciele mogliby pomyśleć, że skoro zbliżają się święta, to Huncwoci przystopują ze swoimi wygłupami. Nic bardziej mylnego - teraz wymyślali jeszcze więcej żartów, bo po pierwsze, muszą sprezentować je dla jak najwięcej uczniów (zwłaszcza Snape'owi), a po drugie... Cóż, skoro przez cały rok byli żartownisiami, to czemu w święta miałoby być inaczej?
— Bardzo ładna filiżanka — zauważyła Elise, kiedy Huncwoci obmyślali kolejny żart, a ona i Delilah były razem z nimi w ich pokoju wspólnym.
— Nie radziłbym z niej pić — zaśmiał się James. — No chyba, że bardzo chcesz, by ugryzła cię w nos.
Blondynka z rozbawieniem przekrzywiła głowę.
— Gryząca filiżanka?
— Ze sklepu Zonka — Syriusz pokiwał głową. — Chcesz sobie wypić herbatę, a tu haps! i filiżanka gryzie cię w nos — dodał ze śmiechem.
— Komu zamierzacie ją podrzucić? — zainteresowała się Elise.
— Smarkerusowi — odrzekł krótko James.
— Pomyślałby kto, że go nie lubicie, a jednak wydajecie na niego pieniądze — zaśmiała się Delilah.
— Wydajemy je na żarty, droga przyjaciółko — oburzył się Syriusz. — Na Smarkerusa nie wydałbym złamanego knuta...
— Tak jak mówisz, drogi przyjacielu — Delilah przewróciła oczami z rozbawieniem.
Następnego dnia zanim Snape i jego koledzy zdążyli przyjść do Wielkiej Sali, James podmienił kubki przy stole Ślizgonów w miejscu, w którym zazwyczaj on siedział. Żart nie do końca poszedł zgodnie z planem, bo Severus zmienił miejsce, a na gryzący kubek nadział się jeden z jego towarzyszy. Mimo to sytuacja rozbawiła Huncwotów, a żart został uznany za udany.
Tyle że nie skończyło się na jednym żarcie - pozostałe według planu trafiły się Snape'owi. Lily Evans zauważyła ich poczynania, a ponieważ była przyjaciółką Severusa i prefektem, to nie mogła przejść obojętnie.
— Dalibyście mu wreszcie spokój! — mówiła, choć nie miało to większego sensu, bo Huncwotom nie robiła różnicy jeszcze jedna reprymenda, skoro dostawali ich tyle od nauczycieli. — Aż taką przyjemność sprawia wam gnębienie innych?
— My przynajmniej nie stosujemy do tego czarnej magii! — argumentował Syriusz.
— Co to za bzdury! Severus też nie używa czarnej magii!
— Na milę widać, że się nią interesuje — odrzekł Black.
— Psycholog się znalazł — prychnęła Lily, po czym zwróciła się do Remusa: — Dlaczego nie wybijasz im tego z głów?
Szatyn uniósł ręce w obronnym geście.
— Robię co mogę, Lily... — zaczął Remus, ale rudowłosa nie dała mu dokończyć.
— Zachowujecie się dziecinnie! Nie sądzicie, że czas dorosnąć?
— Istotnie — przytaknął James. — A tak przy okazji, umówisz się ze mną, Evans?
— Chyba sobie żartujesz — burknęła Lily.
— Absolutnie nie.
— Więc ja absolutnie odmawiam — odparowała Lily.
Chciała znaleźć sposób na to, by Huncwoci zostawili w spokoju Severusa. Miała nadzieję, że Elise i Delilah, które akurat przechodziły korytarzem, jej w tym pomogą. W końcu były ich przyjaciółkami, może ich by posłuchali.
— Elise! Delilah! — zawołała do nich. — Mogłybyście pomóc mi przemówić im do rozumu?
Elise i Delilah popatrzyły po sobie, zastanawiając się, czy w tym momencie powinny zacząć się bać.
— Gdybyśmy wiedziały, o co chodzi, to możliwe, że mogłybyśmy... — powiedziała niepewnie Elise.
Syriusz, James, Remus i Peter
praktycznie czuli się tak, jakby właśnie byli strofowani przez swoją matkę, która następnie opowiada swoim przyjaciółkom o ich wybrykach. Z tą różnicą, że Lily ani nie była ich matką, ani nie przyjaźniła się z Elise i Delilah.
Gryfonka wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła im opowiadać o tym, że chłopcy powinni wreszcie zostawić w spokoju Snape'a, że powinni zająć się sobą, a najlepiej, gdyby przy okazji się trochę uspokoili. James i Syriusz oczywiście nie omieszkali dodać swoich komentarzy o tym, że tylko drugie z tych wymagań jest częściowo możliwe, ale Lily kazała im sobie pójść, co też niechętnie uczynili.
— Same widzicie, że to poważna sprawa — dodała na koniec. — Może wy im przemówicie do rozumu, bo ja już nie wiem...
Elise może i uważała, że Lily ma rację i jej przyjaciele rzeczywiście powinni zostawić w spokoju jej kuzyna, ale... Nie mogła tego od nich wymagać. Jako ich przyjaciółka była w stanie zaakceptować błędy, które popełniają oraz wady, które posiadają. Jak powszechnie było wiadomo, każdy popełnia błędy, a czasami dopiero po jakimś czasie ich żałuje.
Nie żeby nie próbowała wyjaśnić im, że powinni przystopować, ale ponieważ chłopcy obiecali jej, że nie zrobią krzywdy Snape'owi, uznała, że i tym razem im zaufa.
— Myślę, że powinni sami zrozumieć, gdzie popełniają błędy — powiedziała Elise łagodnie.
— Nie obchodzi cię, że dręczą Severusa? — zapytała z niedowierzaniem Lily. — To twój kuzyn, powinno cię to choć trochę zainteresować...
— Nie mówię, że to pochwalam — odpowiedziała spokojnie Elise — ale nikt nie jest bez wad ani wolny od błędów.
Lily zmierzyła blondynkę badawczym spojrzeniem, po czym obróciła się na pięcie i odeszła. Jak się później okazało, Huncwoci ponownie nie uniknęli szlabanu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro