Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 80. Opiekun dla Maxa

Elise nieczęsto widziała, jak Syriusz płacze. Ostatnio widziała to po śmierci Alpharda Blacka i jej serce łamało się, kiedy widziała rozpacz swego chłopaka. Nigdy nic nie doprowadziło jednak Syriusza do tego, aby płakał ze szczęścia, a jednak kiedy wirowali w swoim pierwszym tańcu, Elise zauważyła błyszczące w jego oczach łzy.

Wesele zakończyło się około pierwszej w nocy, a Syriusz i Elise deportowali się do swojego domu jakąś godzinę później. Czując, jak chłodny wiatr smaga ją po twarzy, Elise ujęła dłoń Syriusza i ruszyła ku domowi, jednak jej mąż miał inne plany - chwyciwszy ją pod kolanami i na plecach, uniósł ją do góry i poniósł w kierunku domu.

— Zawsze chciałem zrobić z tobą tę tradycję — wyjaśnił, uśmiechając się.

Elise również się uśmiechnęła i otoczyła Syriusza ramionami. Na własnych nogach stanęła dopiero w sypialni.

— Aż trudno w to uwierzyć, że dzisiaj zostałaś moją żoną — stwierdził Syriusz z uśmiechem, trzymając Elise za dłoń, patrząc, jak jej srebrna obrączka błyszczy w świetle lampy.

— Wczoraj, jeśli chodzi o ścisłość — roześmiała się Elise. — Ale masz zupełną rację. Ja sama zastanawiam się, czy zaraz nie obudzę się z jakiegoś snu...

— Nie zgadzam się na takie wyjście — odparł Syriusz. — Chociaż... Kiedyś tylko w snach mógłbym zobaczyć coś podobnego. I pewnie widziałbym, gdybym nie spotkał chłopaków, ciebie, Delilah...

— A tak masz to naprawdę, nie tylko w snach — skwitowała Elise.

Syriusz pokiwał głową. Zdjął z siebie marynarkę, a Elise na chwilę zostawiła go w sypialni, chcąc zdjąć z siebie suknię i przebrać się w coś lżejszego. Nie żeby zamierzała zostać przez cały wieczór w satynowej koszuli nocnej...

Była zaskoczona, kiedy wróciwszy do sypialni, zobaczyła, jak Syriusz siedzi na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach, i - co ją szczególnie zaskoczyło - dygocze. Zmartwiona blondynka zbliżyła się do niego. Kiedy położyła dłoń na jego ramieniu, podniósł na nią wzrok. Zbliżyła dłoń do policzka Syriusza, łapiąc łzę, która się po nim potoczyła.

— Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałaś mnie w takim stanie — powiedział, śmiejąc się przez łzy.

— Pewnie dlatego, że ty bardzo rzadko pokazujesz, że jest ci źle — odparła Elise, sadowiąc się na kolanach Syriusza. Dłonie Blacka powędrowały na jej talię. — Choć mam nadzieję, że to oznacza, że nie jest ci źle.

— Chciałbym, kochanie — westchnął Black. — To znaczy, nie jest mi źle z tobą. Z tobą jest jak w raju — uśmiechnął się. — Tylko, że... Wiesz, jaki bagaż ze sobą noszę.

Elise wiedziała. Nie żeby Syriusz tęsknił za swoją rodziną, która się go wyrzekła. Jedyne co, to żałował, że nie urodził się w innej. Czemu nie mógł urodzić się bratem Jamesa? Wtedy byłoby dla niego lepiej.

— Szkoda, że Regulus nie był na naszym ślubie — westchnął. — Mimo wszystko ciągle mi na nim zależy. Chciałbym móc zrobić coś, aby go odzyskać, jednak na to już za późno.

Elise pogłaskała go po włosach. Kiedy Syriusz się w nią wtulił, oparła podbródek o jego głowę.

— Nie chcę stracić nikogo więcej — mówił dalej. — Ani ciebie, ani Jamesa, Remusa, Petera, Delilah... Rodziców Jamesa, twojej mamy, Samanthy, Andrewa, Andromedy, Teda, Dory... Każdy z was jest mi bliski, każdego kocham czy lubię w inny sposób. Ciebie szczególnie, Elise, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo cię kocham. Nie widzę życia bez ciebie i nie chcę go takim widzieć.

— Nie będziesz musiał — zapewniła go Elise, po czym pocałowała go w policzek. — Ja nigdzie się nie wybieram.

Syriusz spojrzał na nią i uśmiechnął się.

— Jaka ty jesteś piękna — stwierdził, ujmując pasmo jasnych włosów Elise i odgarniając je do tyłu. Włosy prawie już całkowicie wróciły do swojej naturalnej struktury, prostując się. — Zobacz, swoim mazaniem się psuję nam noc poślubną...

— Nie narzekaj, przecież ona wciąż jeszcze trwa — zauważyła Elise, wzruszywszy jednym ramieniem. Ramiączko koszuli nocnej opadło, kusząco ukazując zarys piersi blondynki.

Syriusz uśmiechnął się.

— No, trudno się z tobą nie zgodzić, Eli.

• • •

Dzień po dniu minął miesiąc od ślubu Elise i Syriusza. Para nie miała powodów, aby twierdzić, że pobranie się tak szybko było złym pomysłem. Bądź co bądź byli ze sobą na tyle zżyci, że niespecjalnie zauważali różnicę. Jedyne co, to czuli obrączki zdobiące ich palce. Poza tym ich uczucia ciągle pozostawały te same, z każdym dniem coraz silniejsze. Łączący ich związek małżeński przypominał Syriuszowi, że on i Elise tworzą teraz rodzinę, o której marzył.

Z okazji miesięcznicy spędzili razem cały dzień - specjalnie na ten dzień załatwili sobie wolne w pracy, aby móc uczcić go we dwoje. To znaczy, we troje, bo z Maxem, choć James zarzekał się, że może się nim zająć.

— Nie wiem, czy podołasz opiece nad Maxem — stwierdził Syriusz ironicznie. — Wiesz, to bardzo wymagające stworzenie...

— Zupełnie jak ty, Syriuszu, a jednak nie zginąłeś ze mną przez siedem lat w Hogwarcie.

Syriusz zmarszczył brwi, posyłając Jamesowi oburzone spojrzenie.

— I ty się dziwisz, czemu nie chcę zostawić z tobą Maxa.

Koniec końców zachęcony kornikami Max wolał zostać z Jamesem, który sam siebie określał jego wujkiem.

— Lily, miej oko na Maxa — poprosił Syriusz. — Bo ten wariat na pewno go gdzieś zgubi.

Lily parsknęła śmiechem.

— Wcale by mnie to nie zdziwiło.

— Hej!

— Nie martwcie się, przypilnuję i Maxa, i tego wariata przy okazji.

— Twojego wariata — przypomniał jej James, wyszczerzając zęby.

— Mojego wariata — westchnęła Lily, uśmiechając się pod nosem.

Zgodnie z planem Elise i Syriusz spędzili razem cały dzień. Pospacerowali trochę po Londynie, odwiedzili kawiarnię, potem jeszcze zjedli obiad w restauracji i podyskutowali o praktycznie wszystkim, szczególny nacisk kładąc na zwierzęta, którymi zajmowała się ostatnio Elise. Starali się raczej nie ruszać tematów związanych ze Śmierciożercami i wojną, zupełnie jakby nie chcieli psuć sobie tym dnia. Nie umknęło jednak uwadze Elise, że Syriusz raz po raz uważnie lustrował okolicę, jakby szukał jakichś podejrzanych śladów. Przekaz był jasny: na jego warcie żaden Śmierciożerca nie zbliży się do Elise.

Obiecuję, że zajmę się Elise, panie Mayers - taką obietnicę Syriusz złożył Philipowi. Wciąż miał lekkie wyrzuty sumienia, bo nie zapobiegł w żaden sposób tej napaści, która spotkała Elise. Nawet jeśli nie mógł przewidzieć tego, co się wtedy stało, poczucie winy go nie opuszczało, dlatego idąc z Elise trzymał ją blisko siebie.

— Pierwszy miesiąc jako małżeństwo już za nami — zauważył wesoło Syriusz, kiedy spacerowali po parku. — Ty też masz wrażenie, jakby za wiele się nie zmieniło?

Elise pokiwała głową.

— Tak, mam dokładnie to samo wrażenie. I wiesz, nie uważam, że to dziwne. Tyle razem przeszliśmy, że czasami i bez ślubu czułam się jak twoja żona.

Syriusz uśmiechnął się i krótko pocałował Elise w usta. Teraz był szczęśliwy, niewyobrażalnie szczęśliwy, mając u boku Elise.

Jednak szczęście nie trwało wiecznie. Pod koniec marca w odstępach zaledwie kilku dni od siebie Euphemia i Fleamont Potterowie zmarli na smoczą ospę, wprawiając swoich bliskich w głęboki smutek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro