Rozdział 72. Jamesowe mądrości
— Jeszcze nie zauważyłem, aby Elise nosiła pierścionek — stwierdził James, kiedy któregoś dnia on i Syriusz patrolowali ulicę w ramach zadania od Zakonu Feniksa. Ponoć ostatnio na tej ulicy widziano Śmierciożercę, więc należało się upewnić, czy ten nie powróci. — Dlatego wnioskuję, że jeszcze nie udało ci się jej oświadczyć.
— Też nie zauważyłem, aby Lily go nosiła — odgryzł się Syriusz — toteż wnioskuję to samo, podły hipokryto.
— To kwestia czasu! — odpowiedział James. — Zresztą poczyniłem już pewne kroki w tym kierunku.
— O, ciekawe — uśmiechnął się Syriusz. — Co to za kroki?
— Zaplanowałem kolację w restauracji — odparł James, wyraźnie zadowolony z siebie i swojego genialnego pomysłu. — Myślę, że to będą dobre okoliczności do oświadczyn.
— No, no. Kto by pomyślał, że taki z ciebie romantyk, Rogaczu — zaśmiał się Syriusz.
— Kocham zaskakiwać, Łapo. — James wyszczerzył zęby. — A ty już masz jakiś plan?
Syriusz uśmiechnął się pod nosem.
— Tak i nie.
James zmarszczył brwi.
— Jaśniej, bo nie bardzo rozumiem.
— No, za kilka dni wyjeżdżamy z Elise i pomyślałem, że może wtedy okoliczności by mi sprzyjały — wyjaśnił Syriusz.
— Widzisz, a jednak masz jakiś plan — zauważył optymistycznie James. — I to cholernie dobry.
— Ta, tylko jeszcze nie wiem, w jakich dokładnie okolicznościach to zrobię.
James pocieszającym gestem objął swojego przyjaciela ramieniem.
— Nie martw się, Łapo, coś wymyślisz. A nawet jeśli nie, to oświadczyny na spontanie nie są ani trochę mniej warte od tych, które się skrzętnie planuje.
Właśnie tej jamesowej mądrości Syriusz się trzymał, kiedy każdego dnia wychodząc z Elise z pensjonatu zabierał ze sobą pudełko z pierścionkiem. W końcu musiała nadarzyć się odpowiednia okazja - ich dwójka i Max, dookoła zieleń lasu i ukrywające się w lesie zwierzęta. Idealne chwile, teraz pozostawało tylko wybrać tę najidealniejszą.
Dziewczyna pochylała się nad notatnikiem, w którym zanotowała kilka informacji o dirikraku, którego ponownie zobaczyli. Nie na długo, bo ptak gdzieś zniknął, więc jedyne, co Elise mogła teraz zrobić, to odnotować informacje, które zaobserwowała, a których nie zapisała wcześniej. Pasmo jasnych włosów niesfornie wymknęło jej się zza ucha, jednak zajęta Elise nic sobie z tego nie robiła. Co innego Syriusz - uniósł dłoń, aby odgarnąć pasemko z powrotem za ucho swojej ukochanej.
— Dziękuję, Syriuszu — powiedziała, nie podnosząc wzroku znad notatek.
— Ja też ci dziękuję, Eli.
Blondynka z zaskoczeniem uniosła głowę, by spojrzeć Syriuszowi prosto w oczy. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
— Co? Za co?
— Za to, że postanowiłaś zabrać mnie ze sobą — wyjaśnił Black. — Może i dalej chcę zrobić krzywdę temu mugolowi, ale po pierwsze, teraz jestem za daleko, by to zrobić, a po drugie ten wyjazd był naprawdę dobrym pomysłem. Przynajmniej możemy odsapnąć od tego, co dzieje się w Anglii.
— Mówiłam, że przyda ci się odpoczynek — odparła Elise, uśmiechając się. Uniosła dłoń, by pogłaskać Syriusza po policzku.
— Nie da się ukryć, że miałaś rację. I — tu ujął wolną dłoń Elise, by następnie złożyć na niej krótki pocałunek — chciałem ci powiedzieć, że jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, chociaż o tym już pewnie wiesz.
— Zdaję sobie z tego sprawę, Syriuszu — zapewniła go Elise. — Ty też jesteś dla mnie niezwykle ważny. Jak członek rodziny. Nie jak brat, rzecz jasna, ale... — Tu Elise zamilkła, nie wiedząc, czy mądrym pomysłem było kończenie tego zdania. Syriusz jednak domyślił się, co Elise chciała powiedzieć.
— Jak mąż? — zapytał z nieco figlarnym uśmiechem.
Blondynka uśmiechnęła się i uścisnęła głoń Syriusza.
— Tak, jak mąż.
— To akurat się dobrze składa — stwierdził Syriusz, zatapiając dłoń w kieszeni, do której rano włożył pudełko z pierścionkiem. Podczas gdy Elise zaparło dech w piersiach, bo przeczuwała, co za chwilę może się wydarzyć, Syriusz przeraził się nie na żarty - nie mógł odnaleźć pierścionka w swojej kieszeni!
Starał się nie pokazywać po sobie swojego niepokoju, ale tak czy inaczej nie należało to do najłatwiejszych zadań. Jasna cholera, przeklął w myślach. Jak mogłem to zgubić?
Poderwał się z pniaka, na którym siedział wraz z Elise. Przeskanował wzrokiem okolicę przewróconego drzewa, ale niczego nie znalazł. Jego palce zatonęły w jego lokach, kiedy zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Taka idealna okazja do oświadczyn, a on zaprzepaścił ją przez zgubienie pierścionka!
— Wszystko w porządku, Syriuszu? — zapytała go Elise z troską w głosie. Black pokiwał głową.
— Tak, tylko zgubiłem... Pierścionek zaręczynowy — wymamrotał, na co Elise nie wiedziała, czy powinna się roześmiać. Sytuacja przedstawiała się komicznie, przeciwnie do Syriusza, który nie wiedział, co począć.
— Chciałeś mi się teraz oświadczyć?
Brunet ponownie pokiwał głową.
— Tak. Już od dawna to planowałem, nie wyobrażam sobie życia z kimś innym niż ty, Eli. Tylko że teraz zgubiłem pierścionek — westchnął. — No cóż, nie ma co rozpaczać. Po prostu kupię ci drugi, a teraz...
Zamilkł, kiedy Elise dotknęła jego ramienia i wskazała ruchem głowy w miejsce gdzieś za nim. Syriusz spojrzał w tamtym kierunku i zauważył lewitujące pudełko z pierścionkiem. Lewitując poruszało się, zupełnie jakby było targane wiatrem.
Lub niesione przez kogoś. Już po chwili psotnik się ujawnił - było to zwierzę wielkości szympansa, porośnięte srebrzystym futrem. Niewinnie patrzyło prosto na Syriusza, zupełnie jakby wcale nie zabrało niepostrzeżenie z jego kieszeni pudełka z pierścionkiem. Był to demimoz.
Syriusz już otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, kiedy demimoz zaczął iść w jego kierunku. Zbliżywszy się dostatecznie do Blacka, podał mu pudełko. Zaskoczony Syriusz jakby zapomniał języka w gębie. Szybko się ogarnął i wziął pudełko od demimoza.
— Dzięki, kolego — powiedział, po czym spojrzał na Elise. Wyglądała na rozbawioną. — To będą oświadczyny godne zapamiętania — powiedział ze śmiechem. Zauważył, że demimoz wcale nie uciekł ani nie zrobił się niewidzialny - siedział obok, jakby chciał być przy zaręczynach. — No dobrze, skoro ten tu obecny łobuziak pomógł mi odzyskać pierścionek... Elise — tu przyklęknął na jednym kolanie, wyciągając w kierunku swojej dziewczyny teraz już otwarte pudełko, ujawniając srebrny pierścionek z bursztynami — wyjdziesz za mnie?
Elise miała gardło tak ściśnięte z emocji, że przez dobrą chwilę nie potrafiła wydobyć z siebie słowa. Pokiwała głową, by wreszcie odzyskać głos i móc przedstawić Syriuszowi odpowiedź twierdzącą.
— Tak... Tak, Syriuszu, zdecydowanie tak.
Black uśmiechnął się, po czym podniósł się na równe nogi i wziął Elise w ramiona. Dziewczyna przywarła do niego, a w pewnym momencie Syriusz poczuł coś mokrego na swojej szyi. Dosyć szybko odkrył, że to łzy Elise zwilżyły mu skórę. Uśmiechnął się, po czym widząc kolejną łzę, przecinającą policzek blondynki, złożył pocałunek w miejscu, w którym znajdowała się płynąca łza. Poczuł słony smak, który niósł ze sobą ten całus.
— Mam nadzieję, że te łzy to ze szczęścia — powiedział Syriusz.
Elise roześmiała się.
— Nie płakałabym z rozpaczy w takiej sytuacji.
Syriusz uśmiechnął się, po czym ujął dłoń Elise i wsunął pierścionek na jej palec serdeczny. Następnie ucałował wierzch jej palców, a dziewczyna przytuliła się do niego. Gryfon odwzajemnił uścisk, jednocześnie czując, jak Max wspina się po nogawce jego spodni. Elise oparła głowę o klatkę piersiową Syriusza i uśmiechnęła się, widząc, jak Max radośnie podskakuje na dłoni chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro