Rozdział 64. Wzajemna ochrona
Dzień mijał Syriuszowi i Elise w bardzo dogodnej atmosferze - byli w kawiarni, której właścicielami byli Scamanderowie, udali się w miejsce, gdzie często widziany był demimoz, pochodzili trochę po sklepach, a nawet odwiedzili Hagrida. Okazało się, że gajowy akurat niedawno dostał pod opiekę żmijoptaka, więc spędzili tam dosyć sporo czasu, słuchając opowiadań Hagrida o owym stworzeniu, które choć jeszcze młode, zdążyło już narobić mu nieco bałaganu.
Potem zahaczyli jeszcze o boisko do quidditcha, gdzie polatali na miotle, a nawet urządzili sobie spacer po całym Hogwarcie. W pewnym momencie Syriusz wpadł na pomysł, który w jego opinii był wprost genialny.
— Zabierzemy Filchowi mapę, którą nam bezprawnie zabrał — powiedział. Jakiś czas temu woźny skonkwiskował ich mapę i teraz chcieli ją odzyskać. Próbowali już kilka razy, ale ich starania spełzły na niczym - jak na razie nie udało im się odzyskać mapy.
Elise wzruszyła ramionami.
— Skoro ci na tym zależy, to mogę ci w tym pomóc. Nie żebym się do tego nadawała...
— Nie żartuj, Eli, poradzisz sobie — zapewnił ją Syriusz. — Poradzisz sobie jak wprawny włamywacz!
Blondynka roześmiała się, zastanawiając się przy tym, czy powinien ją cieszyć ten komplement od Syriusza, czy raczej powinna pilnować, aby się to nie sprawdziło.
Według planu Elise pilnowała, czy woźny nie wraca, podczas gdy Syriusz przeszukiwał szuflady w poszukiwaniu Mapy Huncwotów. Było to trudne, biorąc pod uwagę ilość skonkwiskowanych i, zdaniem Filcha, niebezpiecznych przedmiotów, które nie powinny znaleźć się w rękach uczniów.
— Za bardzo się tam motasz, Syriuszu — skarciła go Elise, kiedy po raz kolejny usłyszała brzęk łańcuchów, które Filch trzymał w swoim gabinecie. Pogłoski głosiły, że owe łańcuchy były regularnie i z nabożną czcią czyszczone przez woźnego w nadziei, że jeszcze kiedyś powrócą kary wieszania uczniów za ręce pod sufitem.
— Jeszcze więcej tego żelastwa powinien tu rozwiesić — warczał zirytowany Syriusz. — Tylko tego brakowało, żeby to usłyszał i tu przyleciał.
Elise już miała odpowiedzieć, kiedy usłyszała miauczenie u jej stóp - to kotka Filcha usiadła przed nią i zamiauczała, jakby przekazywała swemu właścicielowi informację o znalezionych intruzach. Kotka zamiauczała po raz kolejny, zwracając uwagę Syriusza. On już wiedział, co się święci. Skoro jest tu Pani Norris, za chwilę przybędzie też Filch, zupełnie jakby on i kotka mieli jakiś synchron mózgów. Syriusz wiedział to po latach igrania z woźnym, a raczej z jego nerwami.
— Zarządzam odwrót, Eli — obwieścił, po czym szybkim krokiem ruszył do wyjścia, porzucając swoje poszukiwania. Teraz mu się nie poszczęściło, może kiedyś będzie inaczej?
Chwyciwszy Elise za dłoń, szybkim krokiem oddalił się wraz z nią od gabinetu Filcha. Para miała nadzieję, że woźny nie będzie ich szukał (co graniczyło z cudem), ale ich nadzieje były płonne. Ledwo zniknęli za zakrętem, przybył Filch, a zdawszy sobie sprawę z tego, że nie wszystko w gabinecie było tak, jak to pozostawił, udał się na poszukiwanie uciekinierów. W tej sytuacji Elise i Syriusz potrzebowali jak najszybciej znaleźć jakąś kryjówkę, a tak się jakoś szczęśliwie złożyło, że natrafili na składzik na miotły.
Było to pomieszczenie nie do końca wielkie, pełne mioteł. Walały się one praktycznie wszędzie, bo Syriusz prawie usiadł na jednej z nich.
— Poczekamy tu sobie — stwierdził logicznie. — Pewnie trochę minie, zanim Filch przestanie latać jak zwietrzony po Hogwarcie i nas szukać.
Elise westchnęła, po czym rozjaśniwszy ciemność zaklęciem Lumos, usiadła na podłodze obok Syriusza. Chłopak natychmiast objął ją ramieniem.
— Jak ci się podoba dzień ze mną, Eli?
— Bardzo mi się podoba — zapewniła go Elise.
— Nie żebyśmy robili dzisiaj coś szczególnie specjalnego, ale się starałem.
— O, nie przesadzaj. Nie musisz robić nie wiadomo czego, żebym dobrze się z tobą bawiła — oznajmiła blondynka i pocałowała go w policzek. — A jak tobie podobał się dzień ze mną?
— Chciałbym sobie życzyć, żeby każdy tak wyglądał — odparł, na co roześmiała się czule.
— Cóż, póki co ten jeszcze się nie skończył — wzruszyła jednym ramieniem — ale jestem pewna, że wszystkie inne będą równie udane. Jakoś sobie poradzimy, nawet jeśli szaleje wojna...
Pozostawiwszy rękę na plecach Elise, drugą Syriusz chwycił dziewczynę pod kolanami i posadził sobie na kolanach. Następnie przytulił Elise do siebie, tak, że jej głowa spoczęła na ramieniu Blacka.
— Pamiętaj, że nigdy nie pozwolę, aby coś ci się stało. Najpierw musieliby wykończyć mnie. Obiecałem... — tu urwał, bo wcześniej nie wspominał Elise o obietnicy, którą złożył panu Mayersowi na cmentarzu.
— Co obiecałeś? — zainteresowała się Elise, prostując się, by spojrzeć Syriuszowi w oczy.
— Cóż... Po pogrzebie twojego taty obiecałem mu, że się tobą zaopiekuję — odparł, nie odwracając od niej wzroku. — Nie wiem, czy to możliwe, aby moja obietnica do niego dotarła, ale zamierzam jej dotrzymać.
Elise przez chwilę nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Zdecydowanie nie spodziewała się takiego wyznania ze strony Syriusza i sprawiło ono, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Ułożywczy dłoń na policzku Syriusza, przybliżyła go do siebie i pocałowała w drugi policzek.
— Pewnie już o tym wiesz, ale utwierdzę cię w przekonaniu, że nawet jeśli rodzina się ciebie wyparła, to wciąż masz nas. — Tu nie zdążyła dodać nic więcej, bo Syriusz przytulił ją do siebie. Siedzieli tak przytuleni w ciszy, dopóki Elise nie dodała: — A tak przy okazji, to ja też chcę, żebyś był bezpieczny. Będziemy ochraniać siebie nawzajem.
Syriusz uśmiechnął się.
— Naprawdę nie dziwię się, że się w tobie zakochałem, Eli. Dziwne, że tak niewiele osób zabiega o to, aby cię poznać. Trudno znaleźć na tym świecie osobę dziewczynę cudowniejszą od ciebie. Chociaż z drugiej strony to dobrze, że miałem mniejszą konkurencję...
Elise roześmiała się i lekko uderzyła go w ramię.
— Chytrus z ciebie, Syriuszu — stwierdziła, na co Syriusz się roześmiał. — Myślisz, że Filch już jest gdzieś dalej?
Syriusz beztrosko wzruszył ramionami.
— Może... Ale kto powiedział, że musimy stąd wychodzić? Bardzo miło się tu siedzi, sam na sam, daleko od ludzi... — Po tych słowach złożył na ustach Elise krótki pocałunek.
Elise uśmiechnęła się i tym razem to ona pocałowała Syriusza, już trochę dłużej niż on ją.
— Cóż, masz rację. James na pewno dobrze się bawi z Maxem, więc nie musimy się o niego martwić...
— O Jamesa na pewno nie, ale o Maxa już tak.
Blondynka roześmiała się, po czym położyła wciąż zapaloną różdżkę na podłodze. Jakaś część tego światła docierała jeszcze do nich i nie była potrzebna jakaś szczególnie wielka jego ilość - swoje usta Elise i Syriusz odnajdywali z łatwością.
• • •
Żeby była jasność: dalej już nie opisywałam tego zbliżenia, ale w zamyśle oni się tam tylko całują. Namiętniej lub bardziej... Ale żadnego +18 tam nie ma.
Jeszcze nie ma... I nie obiecuję, że będzie kiedyś opisane szczegółowo 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro