Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 61. Obietnica

Pogoda w dniu pogrzebu była dosyć wietrzna, zupełnie jakby wiatr otwarcie pokazywał swoje niezadowolenie tym, że Philip Mayers odszedł z tego świata. Atmosfera smutku nie opuszczała żadnego z uczestników pogrzebu. Syriuszowi krajało się serce, kiedy widział, jak Elise po raz kolejny wygrzebuje z kieszeni chusteczkę, aby otrzeć łzy, które znów pociekły po jej policzkach. Teraz, kiedy widziała, jak trumna z ciałem jej ojca spuszczana jest na dół, oczy raz po raz zaczęły jej łzawić, czego ona nie potrafiła powstrzymać. Zakryła usta, zanim wydobył się z nich cichy szloch.

Syriusz powoli ułożył swoją dłoń na dłoni Elise, która spoczywała na jego zgięciu łokcia. W ten sposób chciał przypomnieć jej, że ciągle jest tu z nią. Miał nadzieję, że jego obecność jakoś podniesie ją na duchu.

Black nie znał większej części ludzi spośród tych, którzy pojawili się na pogrzebie - głównie dlatego, że była to rodzina Philipa, z którą Syriusz nie miał za bardzo styczności. Na pogrzebie nie pojawiło się zbyt wielu członków rodziny Carole - z bratem była pokłócona, jedynie jej rodzice przybyli pożegnać swojego zięcia.

Po tym, jak grób został zamknięty, a na wierzchu ułożone zostały kwiaty, Vanessa, starsza siostra Philipa, uniosła różdżkę do góry, chcąc w ten sposób starym, czarodziejskim sposobem uczcić pamięć o swoim bracie.

— Wznieśmy... — Tu na chwilę urwała, bo głos jej się załamał, jednak szybko wzięła się w garść i dokończyła swoją myśl: — Wznieśmy różdżki za Philipa Mayersa, który do samego końca pozostawał nie tylko wspaniałym synem, bratem, mężem i ojcem... Ale i magizoologiem, który zaopiekował się wieloma zwierzętami.

Zgromadzeni czarodzieje kolejno unosili różdżki czubkami ku niebu. Elise wygrzebała z kieszeni również swoją, by następnie unieść w górę drżącą dłoń, ściskającą trzonek różdżki. Na ten moment coraz bardziej chciało jej się płakać, wiedząc, że już więcej nie porozmawia z tatą. Drugą dłonią otarła łzy, które niesfornie postanowiły ponownie popłynąć po jej policzkach.

Po pogrzebie ludzie zaczęli się rozchodzić, uprzednio złożywszy kondolencje najbliższym Philipa. Kiedy i na nich przyszła pora, Elise wzięła Syriusza za ramię, uświadamiając go, że muszą już iść.

Syriusz spojrzał po raz ostatni na grób, w którym pochowany został Philip.

Obiecuję, że zajmę się Elise, panie Mayers.

• • •

Stypy nigdy nie były szczególnie szczęśliwymi spotkaniami rodzinnymi - u gości wciąż utrzymywały się negatywne emocje związane z pożeganiem bliskiego, jednak była to też okoliczność do wspominania zmarłego.

Miejsce, w którym spotkali się uczestnicy pogrzebu, na pewno nie było domem Mayersów. Była to po prostu sala, w której urządzane były przeróżne przyjęcia. Akurat tym razem spotkanie nie było szczególnie wesołe.

Wszyscy goście byli już czymś zajęci, kiedy Elise i piątka jej przyjaciół przebywali na zewnątrz, odcięci od rozmów w środku. Dzień był nieco wietrzny, jednak nie na tyle, aby im to przeszkadzało.

— Na pewno nie macie mi za złe, że nie dowiedzieliście się tego ode mnie, a przez Delilah? — zapytała Elise cicho.

— Nie ma o czym mówić, Elise — zapewnił ją James. — W końcu każdy z nas na twoim miejscu zrobiłby podobnie.

— James ma rację — przytaknął Remus. — A co stało się ze zwierzętami, którymi zajmował się twój tata? W końcu było ich kilka...

— Zabrał je znajomy magizoolog, pan Lebedev — wyjaśniła Elise. — Był na pogrzebie i jest na stypie, taki jasnowłosy mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu... Swoją drogą zaproponował mi staż po szkole. Może mi się przydać, jeśli chcę zostać magizoologiem...

— Na pewno ci się przyda... Delilah? — Remus wyglądał na lekko zaskoczonego, kiedy jego dziewczyna obróciła głowę w bok, ukrywając łzy, które pociekły po jej policzkach.

Elise ze zmartwieniem zbliżyła się do przyjaciółki, która tylko przytuliła się do niej, wciąż cicho łkając.

— To... To wszystko przez tę przeklętą przepowiednię — powiedziała, a choć jej słowa brzmiały nieco niewyraźnie, Elise zrozumiała ją doskonale. — Czuję się winna, Elise... Może gdyby nie ta przepowiednia... — tu znów urwała i nie kontynuowała już swojej myśli.

Elise natychmiast dopadły niekontrolowane wyrzuty sumienia. Może i jej życie zaprzątała teraz strata, której doświadczyła, ale poczuła się okropnie, bo nie zauważyła, że Delilah obwinia się o to, co się stało. Niesłusznie, ponieważ przepowiednia nie miała na nic wpływu - tak na dobrą sprawę to nawet ją ostrzegła.

— To nie twoja wina, Lilah — odpowiedziała Elise, gładząc przyjaciółkę po plecach pocieszającym gestem. — Jakby na to popatrzeć... Twoja przepowiednia mnie ostrzegła. Moja wina, skoro uznałam, że nie ma się czego obawiać.

— Jesteś pewna, że nie masz mi tego za złe? — Delilah wyprostowała się, patrząc przyjaciółce w oczy.

Elise zdobyła się na blady uśmiech.

— Nie mogłabym, Lilah. Kto mógł przewidzieć, że twoja przepowiednia się spełni?

Blondynka nie wiedziała, jak wielki kamień spadł z serca Delilah.

• • •

Do Hogwartu Elise miała powrócić dopiero dwa dni po pogrzebie. Sam profesor Flitwick stwierdził, że wskazane w tej sytuacji będzie spędzenie paru dni z rodziną. Wobec tego wieczorem po pogrzebie, kiedy James, Syriusz, Remus, Peter i Delilah wrócili do Hogwartu, Elise pozostała jeszcze w Londynie.

Akurat czytała książkę (czy raczej próbowała czytać, bo co i rusz coś odwracało jej uwagę od tekstu), kiedy do salonu przybył Andrew. Podniósł z podłogi Maxa, po czym przyniósł go z powrotem do siostry. Wydawało się, że nieśmiałek zrozumiał, co stało się z jego przyjacielem Paxem, a teraz przechodził żałobę.

Andrew ułożył Maxa na dłoni Elise. Nieśmiałek wyglądał na wybitnie niepocieszonego - popiskiwał żałośnie, a kiedy Elise przysunęła go bliżej siebie, wdrapał się na jej szyję i przytulił się do jej szyi.

Blondynka westchnęła. Nie tylko ludzie przechodzili żałobę. Najwyraźniej zwierzęta również rozpaczały po swoich zmarłych przyjaciołach.

— Szkoda mi go — powiedział Andrew. — Serce się kraja, kiedy Max tak tęskni za Paxem...

— Czuję dokładnie to samo — westchnęła Elise. — Wszyscy kogoś stracili, my tatę, zwierzęta opiekuna...

Andrew usiadł obok swojej siostry, po czym objął ją ramieniem.

— W tej sytuacji nie jestem w stanie cię pocieszyć... Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, Ellie.

Elise uśmiechnęła się.

— Pamiętaj, że ty na mnie też, Andy — odparła, po czym zamknęła książkę. Chwilę posiedzieli w ciszy, zanim Elise zadała bratu pytanie: — Może to nie najlepszy moment, ale... Jak układa ci się z Sienną?

— Oj, Ellie, czemu z góry zakładasz, że coś ma się z nią układać?

— No nie wiem, byłeś z nią na weselu Sam, a potem w lipcu na randce...

Andrew przewrócił oczami, jednak i tak się uśmiechnął.

— Niech ci będzie. We wrześniu byliśmy razem na meczu Quidditcha...

— Och, jak romantycznie. Której drużynie kibicowaliście?

— To nie do końca tak, Ellie — zaśmiał się Andrew. — To ona grała w jednej z drużyn, ja jej kibicowałem. Zjednoczeni z Puddlemere wygrali, a potem zabrałem Siennę na kolację.

— Nie doceniasz się, Andy — odparła Elise, kręcąc głową z udawanym zrezygnowaniem. — Przecież to bardzo romantyczna randka.

— Kiedy ty się taka zadziorna zrobiłaś to ja nie wiem, Elise — roześmiał się Andrew.

Również usta Elise opuścił śmiech. Po rozmowie z bratem poczuła się nieco lepiej. Miło było usłyszeć, że jemu i Siennie coś się układa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro