Rozdział 51. Rewelacje na weselu
Elise starała się nie martwić o Syriusza, który wraz z Andrewem dołączył do Philipa i jego kuzyna, którzy upewniali się, czy aby na pewno nie grozi im żadne niebezpieczeństwo ze strony Śmierciożerców. Nie było ich już od dłuższej chwili i nie dawało to spokoju ani jej, ani Samancie, mamie czy Siennie. Mimo wszystko robiły dobrą minę do złej gry, nie chcąc niepokoić gości.
W czasie oczekiwania na ich powrót Samantha wyciągnęła Elise na parkiet, zamierzając jakoś odciągnąć myśli od faktu, że Śmierciożercy mogli wedrzeć się na wesele. W ten sposób goście podziwiali, jak panna młoda tańczy ze swoją siostrą.
To przypominało Elise o tym, jak w dzieciństwie tańczyła tak z Samanthą dla zabawy. Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
Kiedy taniec się zakończył, Elise zauważyła, że Syriusz powrócił na salę i akurat rozmawia z Carole oraz Sienną. Zaraz potem opuściły one salę, a sam Syriusz ruszył na poszukiwanie swojej dziewczyny oraz jej siostry.
Goście zajęli się sobą, zaś Elise i Samantha pod przykrywką potrzeby przewietrzenia się ruszyły do wyjścia, złapawszy w holu Syriusza.
— Syriusz! Wszystko dobrze? — zapytała go natychmiast Elise, po czym przyłożyła dłoń do jego policzka.
Black od razu zauważył niepokój w jej oczach. Dłoń Elise przeniosła się z jego policzka na głowę, potem jeszcze na żuchwę i ramię, zupełnie jakby dziewczyna badała, czy jest cały. Niby było mu miło, że ktoś się o niego martwił, bo to znaczyło, że komuś na nim zależało, ale z drugiej strony nie chciał, aby ważne mu osoby musiały się martwić.
Zamknął dłonie Elise w swoich, przerywając jej badanie.
— Mi nic nie jest, Eli, spokojnie, ale... Gorzej z Andrewem.
— Co się stało? — zapytała Samantha. — A właściwie złapaliście tego Śmierciożercę?
— Nie, bo nam palant uciekł — mruknął Syriusz z irytacją. — Rzucał Avadą Kedavrą jak szalony i prawie trafił Andrewa, ale on na szczęście cudem się uchylił. Tylko pech chciał, by Andrew wpadł na krzak i rozciął sobie brew gałęzią.
— Chodźmy tam natychmiast — zarządziła Samantha. Nie była w stanie bawić się na własnym weselu, wiedząc, że jej rodzina ryzykowała życiem, aby gościom nic się nie stało.
Syriusz poprowadził Samanthę i Elise za dom weselny, gdzie szczęśliwym trafem aktualnie nie było nikogo oprócz nich. Andrew siedział na drewnianej ławce z Sienną u boku, w tym momencie już opatrzony, bo na jego brwi nie było ani śladu po dawnej ranie. Na szczęście mieli magię, która wszystko ułatwiała.
— Wybacz za takie rewelacje na twoim weselu, Sam — powiedział Andrew, krzywiąc się.
— To nie wasza wina, że jakiś pajac się nudził — odparła rozsądnie Samantha. — Trzeba będzie rzucić tu jakieś mocniejsze zaklęcia obronne...
— Już to zrobiliśmy — zapewnił ją Philip. — Mam nadzieję, że już tu nie wróci. Albo że nie wróci w większym składzie...
— Nie kracz, Philip, bo jeszcze brakuje, żeby się spełniło — odezwała się jego żona. — Już tu nie wróci...
— Może zgubi drogę powrotną? — rzucił Syriusz, chcąc rozładować atmosferę. — Takie to nieszczęście...
Pozostali roześmiali się. Pozostawała im tylko nadzieja, że reszta wesela przebiegnie w spokoju.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Nadzieja, którą żywili Mayersowie (i Syriusz) co do wesela sprawdziła się i żaden więcej Śmierciożerca nie próbował zakłócić spokoju podczas wesela. Mimo to Mayersowie wciąż mieli się na baczności i pilnowali, aby nic już nie zepsuło radości państwa młodych.
Wesele zakończyło się około godziny pierwszej, więc logiczne było, że o godzinie szóstej rano mało kto będzie na nogach. No, prawie mało kto, bo Elise tym razem obudziła się wcześniej.
Akurat wracała z łazienki, kiedy drzwi do pokoju gościnnego otworzyły się szerzej i Elise zauważyła Syriusza. Uśmiechnął się, trzymając na nadgarstku Maxa, który najwyraźniej urządził sobie poranną przechadzkę po domu i przybył do pokoju gościnnego, gdzie spał Syriusz.
— O, najpierw odwiedza mnie Max, a teraz ty, Eli — zaśmiał się cicho. — Chociaż w sumie to bardziej ja odwiedziłem ciebie, skoro goszczę w twoim domu...
Blondynka roześmiała się.
— Syriuszu, czemu nie śpisz o tej porze? Jest wcześnie...
— Pewne stworzenie mnie obudziło — powiedział, sadzając Maxa na swoim ramieniu. Nieśmiałek chwycił się loków Syriusza, by wdrapać się na jego głowę. To spowodowało, że Black skrzywił się niemiłosiernie. — To wcale nie był Max... A ty dlaczego nie śpisz, Eli? Jest wcześnie.
— Po prostu jestem rannym ptaszkiem — zaśmiała się Elise.
— Ja też nim jestem!
— Bardziej bym cię nazwała rannym pieskiem, Syriuszu — odparła blondynka nieco zadziornie, chcąc trochę się podroczyć z Syriuszem.
Black zaśmiał się pod nosem.
— No dobra, wygrałaś, Eli. — Po tych słowach spojrzał na wnętrze pokoju gościnnego i znów przeniósł wzrok na Elise. — Hm, może... — Tu urwał, po czym zaczął pokazywać blondynce za pomocą gestów swoją propozycję. Pokazał na nią, na siebie, potem na wnętrze pokoju gościnnego, przytulił powietrze (co miało imitować przytulenie) i złożył dłonie, po czym przekrzywił głowę i przyłożył je do policzka, zamykając oczy.
Elise pokręciła głową, zastanawiając się, czy powinna się śmiać z rozczulenia czy rozbawienia. Koniec końców uśmiechnęła się i kiwnęła głową, samym gestem zgadzając się na propozycję Syriusza. Black rozpromienił się, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku.
Chwilę później leżeli już obok siebie na łóżku. Początkowo pomiędzy nimi pojawił się leciutki dystans - wcześniej nie mieli okazji być w takowej sytuacji, dopiero teraz się ona nadarzyła. Dosyć szybko dystans ten zniknął - Syriusz zwyczajnie przybliżył się i objął Elise ramionami, co jej odpowiadało.
— Jest w porządku? — zapytał ją w pewnym momencie, spojrzawszy jej w oczy.
— Jest w porządku — zapewniła go Elise, po czym objęła go ramionami w pasie.
— I to mnie cieszy — powiedział Syriusz. Przeniósł wzrok z Elise na Maxa, który wcześniej dreptał tu i tam po pokoju. Teraz wdrapał się na łóżko, porzuciwszy na środku pokoju krawat Syriusza, który wcześniej leżał w miarę schludnie złożony na komodzie. Normalnie brunet nie dbał aż tak przesadnie o czystość, ale tym razem jako tako to robił, bo w końcu nie był u siebie. — Na Merlina, skąd w nim tyle energii? Ja po tym weselu ledwo nogi czuję...
— Nawet nie wspominaj — powiedziała Elise. — Chociaż wesele było udane, pomijając tego Śmierciożercę.
— To prawda, wesele było pierwszorzędne. W życiu nie byłem na lepszym!
— Cieszę się, że tak bardzo ci się podobało — powiedziała Elise z uśmiechem. — Od razu przygotowuj się mentalnie do kolejnego, o ile Siennie i Andrewowi wyjdzie ten związek...
— Z wielką chęcią — powiedział Syriusz, po czym ziewnął — ale najpierw idźmy spać, trzeba zregenerować energię po tym weselu.
Zanim Elise zasnęła, wyczuła jeszcze jak Max drepcze po poduszce, po czym kładzie się obok czubka jej głowy. Dopiero wtedy pogrążył się we śnie, tak jak jego właścicielka i jej chłopak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro