Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5. Prawa kryształowych kul

Jeszcze rok temu Elise nie miała nic przeciwko jesieni - kolorowe liście i roznoszący je wiatr, ostatnie ciepłe dni...

W tym roku jednak jesień przyprawiała ją o strach - nie o to, czy silny wiatr porwie Maxa, bo ten cały czas siedział w jej kieszeni. O wiele bardziej bała się o to, czy kogoś z jej bliskich nie spotka coś złego, dlatego utrzymywała z nimi listowny kontakt, a brata i przyjaciół widziała codziennie w Hogwarcie.

— Eli, nie sądzisz, że to robi się już trochę... Chore? — zapytał ostrożnie James, widząc, jak Elise odhacza sobie kolejny dzień jesieni.

Elise schowała pergamin do torby.

— Nie. Przepowiednia dotyczy jesieni, prawda? Zimą, wiosną i latem mnie nie dopadnie, więc chcę, by jesień jak najszybciej minęła.

— Mogę na twoich oczach spalić każdego jesiennego liścia, jakiego tylko zobaczysz? — zapytał Syriusz, wprawiając Elise w rozbawienie.

— Miło, że chcesz ryzykować dla mnie życie, ale... Nie.

— Trudno. Zamiast tego idę powybijać wszystkie kryształowe kule w sali profesor Foretell — wzruszył ramionami i odwrócił się z zamiarem zrealizowania swojego planu, ale roześmiana Elise złapała go za szatę, by udaremnić mu wykonanie tego planu.

— Syriusz, nie — zaprotestowała. — Naprawdę fajnie, że aż tak ryzykujesz dla mnie życie, ale kryształowymi kulami możesz się zranić.

— Fakt, tego nie chcemy — westchnął Black.

Niby przypadkiem na kolejnej lekcji wróżbiarstwa, w której uczestniczyli Gryfoni i Puchoni z piątego roku, rozległ się huk tłuczonej kuli. Oczywiście dziwnym zbiegiem okoliczności była to kula, która leżała przed Syriuszem.

— Dobry Boże! — profesor Foretell aż złapała się za głowę. — Panie Black, proszę tego nie dotykać, bo się pan pokaleczy!

Kiedy nauczycielka oddaliła się, lewitując pozostałości po Bogu ducha winnej kuli, Syriusz wyszczerzył zęby do Jamesa.

— Symbolicznie jedna już straciła życie.

Okularnik pokręcił głową z rozbawieniem.

— Syriusz, ty morderco... Delilah zabije cię za pogwałcenie praw kryształowych kul.

— Dlatego lepiej nie wspominajmy o tej zbrodni, bo przepowiednia się wypełni.

Siedzący na drugim końcu sali Michael Reagan pokręcił głową z irytacją. To, co było dla Jamesa i Syriusza zabawą, dla niego było nieszanowaniem cudzej własności. Mógł mieć sporo racji, ale Syriusz i tak był zdania, że gdyby te kule nie doprowadziły jego przyjaciółki do takiego strachu, to jedna z nich nie skończyłaby żywota tak wcześnie.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Jak na razie jesienna przepowiednia nie dawała o sobie znać - któregoś ranka Elise jak co tydzień dostała od swojej siostry list, w którym dowiedziała się, że ta ostatnio zaczęła spotykać z jakimś chłopakiem, którego poznała w zakładzie krawieckim, w którym pracowała. To nieco pocieszyło Elise.

— A to ci dopiero nowina — powiedziała wesoło Delilah, kiedy na transmutacji czytały tekst, zadany przez profesor McGonagall. — Tak szczerze, to chciałabym mieć starszą siostrę. Wiesz, zawsze mogłabym się z nią wymieniać ubraniami i w ogóle...

Z tym Elise nie mogła się nie zgodzić - jej siostra miała niezły gust co do ubrań, więc często dostawała od niej przeróżne porady. Nie do wszystkich się stosowała, ale jeśli już, to wszystkie były dla niej użyteczne.

— Taa, tylko że przy kłótni to ona ma więcej argumentów — odparła Elise z przekąsem.

— Bez przesady, może nie byłoby tak źle — odparła Delilah i wzruszyła ramionami. — Lillian przeważnie siedzi nad swoimi eliksirami i nie mamy kiedy się kłócić.

Elise nieco rozbawiły ostatnie słowa. Delilah natomiast mówiła dalej.

— Wiesz, ja kocham moją siostrzyczkę, ale czasami się zastanawiam, jakim sposobem ona ma taki dryg do eliksirów, a ja jestem takim tępakiem.

— Nie wszystko przychodzi nam z łatwością — zauważyła Elise, wzruszając ramionami. Już nawet nie próbowała skupić się na czytaniu tekstu, podobnie jak jej przyjaciółka.

— To fakt, ją nauczyła ta młodsza Edelweiss — przytaknęła Delilah, bawiąc się stroną podręcznika. — Lillian mówi, że Brenna jest w porządku, ale dosyć tajemnicza. Nie wiem, o co mogło jej chodzić.

Blondynka również nie miała pojęcia, jakie tajemnice skrywa Brenna, ale nie uważała, by ta informacja była jej szczególnie potrzebna do szczęścia. Jak na razie do szczęścia był jej potrzebny jedynie koniec lekcji, książka o magicznych stworzeniach, Max i jej przyjaciele. Tyle że to wszystko musiało poczekać, bo profesor McGonagall nakazała jej i Delilah skupić się na czytaniu.

— Oczywiście, pani profesor — Delilah posłała nauczycielce promienny uśmiech, którym zaraziła ją, kiedy tylko ta odwróciła się do swojego biurka.

Należny im odpoczynek dostały dopiero po ostatniej lekcji, jaką było zielarstwo. Wtedy mogły już pozbyć się toreb z książkami i odnaleźć Huncwotów. To ostatnie nie było takie proste, bo nie znalazły ich w Wieży Gryffindoru, ale jakimś sposobem spotkały ich nieco dalej, bo nieopodal lochów, gdzie czekali na Severusa Snape'a, którego chcieli koniecznie oblać wodą z różdżek. Problem polegał na tym, że wodą oberwał nie Snape, a Elise, Delilah oraz Max, który siedział na ramieniu swojej przyjaciółki. Przez oblewający go strumień wody nieśmiałek spadł na podłogę, czego na początku nie zauważyła Elise.

— Chyba wam się coś pomyliło! — zawołała Delilah, przejeżdżając dłonią po swoich przemoczonych włosach.

— Syriusz, chyba faktycznie za bardzo się pospieszyłeś — przytaknął James.

— Taa... Mieliśmy oblać Snape'a, a nie dziewczyny — dodał Peter.

Syriusz aż prychnął z urażeniem.

— Tak, tak, teraz to Syriusz przesadził, a przed sekundą było Syriusz, ognia!

— Dobrze, że użyłeś tylko Aguamenti, bo gdybyś rzucił Incendio, to mielibyśmy tu pożar — zauważyła rozbawiona Elise.

— To dopiero byłoby gorąco — parsknął śmiechem. — I to dosłownie.

Remus przewrócił oczami i spojrzał na okno. Wiatr wiejący z zewnątrz był dosyć chłodny.

— Mówiłem, żebyście trochę poczekali — mruknął Remus. Podszedł do Elise i Delilah, a następnie osuszył je jednym zaklęciem. Krukonki usłyszały ciche przeprosiny od całej czwórki.

Elise założyła za ucho jasne włosy, które teraz były już suche.

— Dzięki, Remusie. Znowu wykręcacie jakiś żart Severusowi?

— Jakie znowu? — zdziwił się James.

— No nie wiem. Przedwczoraj ktoś podrzucił mu skorpiony — przypomniała mu, unosząc brwi.

— A te wybuchły, zostawiając strzępki karteczek, które potem ułożyły się w jedną z napisem Pozdrowienia z Gryffindoru — dodała Delilah, w tej chwili trochę mniej poważna od swojej przyjaciółki. Mimowolnie, cały ten żart ją bawił. Elise niektóre z nich również śmieszyły, jednak ten jakoś niezbyt.

Prawda była taka, że wiele razy próbowała przekonać przyjaciół, by przystopowali z żartami na jej kuzynie, ale oni widocznie nie mieli zamiaru jej posłuchać. Mimo wszystko byli jej przyjaciółmi (w dodatku jednymi z pierwszych) i zawsze mogła na nich liczyć, podobnie jak oni na nią, dlatego była w stanie zaakceptować te wady.

Westchnęła i uśmiechnęła się lekko.

— No dobra... Zaraz, a gdzie jest...

— Max, mały brachu, co ci się stało? — zapytał Syriusz, zniżając się do stworzenia, z którego nieobecności zdała sobie sprawę Elise. Podniósł nieśmiałka z podłogi, a następnie podał go jego właścicielce. — Nasza wina. Chyba spadł przez tę wodę...

Elise posadziła sobie nieśmiałka na dłoni i wysuszyła go jednym zaklęciem.

— Już dobrze — powiedziała, kiedy stworzenie było już suche. Max wdrapał się po jej ręce na ramię.

Zaraz potem Krukonki wróciły do wieży swojego domu, natomiast Huncwoci pozostali przy swoim punkcie, gdzie czatowali na Snape'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro