Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48. Integracja poprzez mecz

Elise miała wrażenie, jakby kilka cichych dni z Syriuszem wyszło na dobre ich związkowi - przez to chłopak zrozumiał, że powinien bardziej ufać swojej dziewczynie i właśnie to robił. Co ciekawe, postanowił nawet ocieplić swoje relacje z Michaelem.

Jakiś czas po tym, jak Michael wyzdrowiał na tyle, by nie być już ograniczanym przez kontuzję, drużyna Gryfonów zaskoczyła swoich kolegów z Huffleuffu nieoczekiwaną propozycją - chcieli powtórzyć mecz z uwagi na fakt, że jeden z puchońskich graczy był kontuzjowany, przez co mieli nierówne szanse. Puchoni jednak nie chcieli się na to zgodzić - w regułach Quidditcha było powiedziane, że w razie kontuzji nie może być wprowadzony gracz na zastępstwo, a zresztą szukająca Gryffindoru złapała znicza dosłownie chwilę po tym, jak Michael został trafiony tłuczkiem.

Puchoni wiedzieli, że Gryfoni tak łatwo nie dadzą za wygraną, zaś ich przeciwnicy wiedzieli, że Puchoni nieprędko zgodzą się na powtórzenie meczu, który według zasad Quidditcha uczciwie wygrali Gryfoni. Wobec tego obydwie drużyny postanowiły rozegrać przyjacielski mecz.

— Możliwe, że to pierwszy taki mecz w Hogwarcie. — Taki komentarz Eili Edelweiss rozbrzmiał na boisku w kolejną sobotę, kiedy to rozgrywał się owy mecz. — A przynajmniej nie mam informacji o takowych. W każdym razie punkty z tego meczu nie wliczą się do Pucharu Quidditcha. Drużyny chcą się przede wszystkim dobrze bawić! Zapomnijmy na jedno popołudnie o czymś takim, jak Puchar Quidditcha.

Wedle słów komentatorki drużyny rzeczywiście nie zaprzątały sobie głowy tym, czy wygrają, czy przegrają. Zdecydowanie bardziej zależało im na dobrej zabawie. 

Zewsząd słychać było podekscytowane okrzyki kibicujących, kiedy któraś z drużyn strzeliła gola, zaś z boiska dobiegał ich serdeczny śmiech obydwu drużyn. Raz po raz członkowie przeciwnych drużyn wykrzykiwali do siebie pochwały dotyczące strzałów lub obrony, przez co widać było, że akurat tym razem nie ma pomiędzy nimi aż takiej rywalizacji.

— To takie... Zaskakujące — powiedziała Elise, opierając się barierkę trybun. — Nigdy nie widziałam, żeby szkolny mecz był tak pozbawiony rywalizacji, a drużynom nie zależało na wygranej.

— A widzisz, Eli — uśmiechnął się Syriusz — Gryfoni czasami potrafią błysnąć geniuszem.

— Trudno nie zauważyć — zaśmiała się blondynka i wróciła wzrokiem na boisko, gdzie nieustannie rozgrywał się mecz. Puchonom udało się przegonić swoich przeciwników i teraz to oni prowadzili różnicą dziesięciu punktów.

Cały mecz zakończył się po czterdziestu minutach swobodnej gry. Tym razem zwycięstwo leżało po stronie Puchonów, którzy cieszyli się ze zwycięstwa nawet pomimo faktu, że zdobyte przez nich punkty nie będą liczyły się do Pucharu Quidditcha.

Jeszcze tego samego dnia Puchoni w zmowie z Gryfonami urządzili drobną imprezę, o której oczywiście nauczyciele nie mieli bladego pojęcia. Również i tym razem Elise zauważyła, że ten niewielki mecz przyjacielski naprawdę działał cuda. Normalnie tylko jedna drużyna świętowałaby zwycięstwo, teraz zaś oprócz Puchonów robili to też Gryfoni - świętowali wygraną uczniów Helgi Hufflepuff. A wraz z nimi wszystkimi było też kilka osób z Ravenclaw, zaś ze Slytherinu było ich niewiele - na ogół Ślizgoni raczej spędzali czas w środowisku, które uważali za, swoim zdaniem, właściwe.

W ten sposób Elise spędziła resztę dnia z przyjaciółmi - tańcząc z Syriuszem, potem z Jamesem, Remusem, Peterem, Michaelem... Nawet z Delilah, kiedy ta stwierdziła, że pomimo tańczenia z prawie każdym na imprezie wciąż chętnie by potańczyła, więc zaciągnęła na parkiet swoją przyjaciółkę.

Obydwie śmiały się, obracając się nawzajem na przemian. W pewnym momencie Elise zauważyła, że w ich stronę zmierza Remus, najpewniej popędzony przez przyjaciół, którzy nie bez powodu uważali, że on i Delilah mają coś ku sobie, a taniec będzie genialnym pomysłem.

Piosenka grana na magicznym urządzeniu do odtwarzania muzyki akurat się kończyła. Elise uśmiechnęła się do Remusa nieco porozumiewawczo, zaś on cicho podszedł bliżej. Dziewczyna ponownie obróciła Delilah, po czym zatrzymała ją tak, aby ta stanęła twarzą w twarz z Remusem.

— Na Merlina, na śmierć można się z wami wystraszyć — zaśmiała się Delilah.

Remus roześmiał się, po czym wyciągnął dłoń do brunetki i zapytał, czy z nim zatańczy. Delilah oczywiście z radością na to przystała. Elise tylko uśmiechnęła się i powróciła w miejsce, gdzie siedzieli Syriusz, James i Peter.

— Strasznie kreatywna jesteś, Eli — zauważył Syriusz ze śmiechem, obejmując Elise ramieniem. — I cwana. Aż zaczynam się bać...

— A ja jestem dumny — stwierdził James. — Dalej uważam, że oni mają coś ku sobie. Tylko nie chcą tego przyznać.

Elise też miała takie wrażenie. Widziała, że Delilah lubi spędzać czas w towarzystwie Remusa. Podobnie się sprawy miały w jego przypadku. Dodatkowo wszelkie tajemnice zostały zrównane z ziemią, co tylko umocniło ich relację.

I, jak się okazało, mieli rację. A przynajmniej tak było w przypadku Delilah.

Było to czwartkowe popołudnie, o tej porze już wolne od lekcji. Elise i Delilah przebywały wtedy w pokoju wspólnym, kończąc wypracowania z opieki nad magicznymi stworzeniami i wróżbiarstwa. Poszukując odpowiedniego słowa, Elise spojrzała w sufit, po drodze zerknąwszy na swoją przyjaciółkę. Delilah na chwilę przerwała pisanie i widocznie głęboko się nad czymś zastanawiała.

— Delilah — powiedziała blondynka. Wspomniana dziewczyna wzdygnęła się z zaskoczenia, słysząc swoje imię. — Co tak się zamyśliłaś? — zapytała Elise ze śmiechem.

Delilah również się roześmiała.

— Jak ci powiem, to mi nie uwierzysz.

— Przywykłam już do durnych pomysłów Syriusza i Jamesa. Raczej już nic mnie nie zdziwi.

Brunetka parsknęła cichym śmiechem, po czym zamknęła podręcznik do wróżbiarstwa. Nachyliła się w kierunku Elise, która zrobiła to samo, jakby miały zamiar teraz obgadywać coś naprawdę ściśle tajnego.

— Skąd właściwie wiedziałaś, że zakochałaś się w Syriuszu?

— To naprawdę było to, o czym tak dumałaś? — Elise uniosła brwi z lekkim rozbawieniem.

— W pewnym sensie tak. — Delilah się uśmiechnęła. — Ale odpowiedz.

— Trudno to wyjaśnić, Lilah. Na pewno zaczęłam postrzegać go jako kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Czasami mi przy nim serce szybciej biło i podobno zaczynałam się rumienić... A pytasz, bo...?

Brunetka roześmiała się cicho. Uniosła dłoń i przejechała nią po włosach, odgarniając do tyłu swoją grzywkę. Zaraz potem czarne kosmyki z powrotem opadły na prawą stronę czoła.

Elise już przeczuwała, co zaraz usłyszy, ale czekała, aż Delilah sama to z siebie wyrzuci.

— Upewniałam się, czy Remus to dla mnie rzeczywiście tylko przyjaciel.

— I do jakiego wniosku doszłaś?

Delilah uśmiechnęła się.

— Doszłam do wniosku, że nie tylko.

— No proszę, czyli James miał rację... — Na usta Elise wkradł się lekki uśmiech.

— W jakiej sprawie? — zainteresowała się brunetka.

Elise w myślach uderzyła się w czoło. Za długi język...

— Eee, no, James uważa, że ty i Remus prędzej czy później się zejdziecie. Widać miał trochę racji — powiedziała, uśmiechając się.

— Zobaczymy — odparła Delilah. — Będę musiała wziąć los w swoje ręce...

— Myślę, że Remus też coś do ciebie czuje — stwierdziła Elise. — Tylko w życiu sam ci tego nie powie.

Delilah uśmiechnęła się.

— Wiem o tym, ale... W końcu miłość nigdy nie była prosta.

Z tym Elise nie mogła się nie zgodzić. Miłość niekiedy bywała zawiła, ale niewątpliwie czyniła życie piękniejszym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro