Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42. Jemioła to przeznaczenie

Po tym, jak Syriusz odbył rozmowę z Philipem, on i Elise postanowili udać się na spacer.

Jak to bywało zimą, okolicę pokrywał biały śnieg, a ze względu na chłodną pogodę Elise i Syriusz nie spotkali zbyt wielu spacerowiczów. Black doszedł do wniosku, że jego dziewczyna mieszka w dosyć spokojnej części Londynu. A przynajmniej chwilowo była ona spokojna, bo w czasie świąt ludzie nie jeździli aż tyle, chcąc spędzić trochę czasu z rodziną.

— W sumie gdyby porównać naszą szopę a Londyn na co dzień, to miasto byłoby oazą spokoju — stwierdziła Elise. — A tak właściwie... O czym tata chciał z tobą rozmawiać? Z ciekawości pytam, wybacz...

— Nie, spokojnie, Eli — zaśmiał się Syriusz, po czym podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. — Eeee...

Ta krótka odpowiedź nieco przeraziła Elise.

— Na Merlina, było aż tak źle?

— Nie, Eli, tylko... To naprawdę pocieszające, że spotykam w życiu tak wspaniałych ludzi — wyjaśnił Syriusz. — Twój tata powiedział mi, że mogę na niego liczyć, a to naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Elise uśmiechnęła się lekko. Syriusz miał o tyle problem, że jego własna rodzina była dla niego mało przyjazna, jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ‐ w życiu spotkał ludzi, którzy stali się mu bliscy jak rodzina. Cieszyła się, że jej rodzice nie uważali go za kogoś nieodpowiedniego dla niej, bo został wydziedziczony, a co więcej - postanowili go wesprzeć w sytuacji.

— To wspaniale — odpowiedziała, mocniej ściskając jego dłoń. — Już się bałam, że mówił coś zupełnie innego...

— Jeśli mówisz o tym, co by mi zrobił, gdybym w jakikolwiek sposób cię skrzywdził, to jestem pewien, że nie będzie potrzeby do sprawdzenia tego — powiedział Syriusz, po czym zatrzymawszy się przy jednym z drzew, pocałował Elise, wciąż trzymając ją za dłoń.

Kiedy zaraz potem blondynka skierowała wzrok w górę, oprócz śniegu, który zaczął lekko prószyć, zauważyła zwisającą z gałęzi drzewa jemiołę. Syriusz powiódł spojrzeniem w to samo miejsce i uśmiechnął się.

— Hej, pamiętasz, że przy pożegnaniu wspomniałem coś o jemiole?

Elise roześmiała się.

— Pamiętam. A teraz mów, jak udało ci się to przewidzieć.

— Uczyłem się od najlepszych — powiedział, mrugając porozumiewawczo okiem do swojej dziewczyny. — Ale czy nie uważasz, Eli, że ta jemioła tutaj to przeznaczenie?

— Niewątpliwie — zaśmiała się Elise.

Wtedy Black znów się uśmiechnął, po czym ponownie pocałował Elise.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Po świętach należało stawić czoła nowemu semestrowi, a choć Elise nie bardzo spieszyło się do powrotu do szkoły, nie bardzo miała wybór. Wobec tego na peron numer dziewięć i trzy czwarte odprowadził ją Andrew, który tego dnia miał wolne i akurat stwierdził, że chętnie odprowadzi młodszą siostrę na peron.

— No to nie rozrabiaj tam, Eli — powiedział, mierzwiąc siostrze jej jasne włosy. — I wiesz, gdyby ktoś tam miał coś do ciebie, to mi o tym napisz, co? Chociaż już wspominałem ostatnio Syriuszowi, żeby miał na ciebie oko...

— Wspominałeś? — Elise spojrzała na brata z niedowierzaniem.

Tyle że Andrew nie zamierzał mówić nic więcej.

— Męskie sprawy, Elise — stwierdził, po czym uśmiechnął się do niej. — Głowa do góry, widzimy się w marcu na ślubie Samanthy!

— O, tak, na pewno będę za tobą tęsknić — zapewniła go, na co ten się roześmiał.

— Ja za tobą też.

Elise uśmiechnęła się, po czym przytuliła się do brata, kiedy ten wyciągnął ramiona w jej kierunku.

Zaraz potem ruszyła w kierunku pociągu. Po drodze zauważyła Delilah, która aktualnie rozmawiała z Remusem. Pamiętając, w jakiej ciszy rozdzieliła się przed świętami dwójka jej przyjaciół, Elise postanowiła się nie wcinać i dać im wyjaśnić sobie to i owo. Bez dwóch zdań było im to potrzebne.

— Hej, Elise — przywitał się z nią Michael, równając z nią swój krok.

— O, cześć. — Elise uśmiechnęła się. — Jak święta?

— Cóż... Nieźle — odparł Michael. Elise miała wrażenie, jakby było coś, o czym Michael wolałby jej nie mówić, ale nie wnikała w to. — A jak twoje?

— Bardzo dobrze. Chociaż najchętniej zostałabym jeszcze w domu, powrót do lekcji jest trudny...

Michael roześmiał się, jednak bez dwóch zdań zgadzał się z Elise.

W pociągu ona i Michael skierowali swe kroki ku zupełnie innym przedziałom - ona tam, gdzie siedzieli już James, Syriusz i Peter, on do swoich znajomych.

— Cześć — przywitała się z Huncwotami, którzy od razu się uśmiechnęli na jej widok.

— Jak miło cię wreszcie widzieć, bratowo kochana — odpowiedział James, na co Elise uniosła brwi z rozbawieniem.

- O? Dostąpiłam zaszczytu bycia twoją bratową, James?

— No oczywiście, że tak — odparł James, przytuliwszy przyjaciółkę na powitanie. — A Max to mój bratanek.

— Nie, Max to mój brat — sprostował Syriusz. — Co z kolei sugeruje, że jest też twoim bratem.

— Naprawdę wolę nie dopytywać, jak bardzo nudziliście się w święta — zaśmiała się Elise.

— Nie, po prostu usychaliśmy z tęsknoty za tobą — odparł James. — A zwłaszcza ten tutaj — dodał, szturchnąwszy przyjaciela butem w łydkę.

Syriusz z radością przywitał się z Elise, nie mając absolutnie żadnych skrupułów przed pocałowaniem jej krótko w towarzystwie Jamesa i Petera. Zresztą oni też nie mieli nic przeciwko.

W pewnym momencie z kieszeni płaszcza Elise wyjrzał Max, po czym wczepiając się pazurkami w materiał, wdrapał się nieco wyżej. Wtedy Syriusz go zauważył i uśmiechnął się.

— O, Max — powiedział, a kiedy wyciągnął dłoń w jego kierunku, nieśmiałek chętnie się na nią przesiadł. Potem oczywiście wymienili swe tradycyjne pożegnanie, bliżej znane jako piątka.

Chwilę później do przedziału przybyli Remus i Delilah. Na ich twarzach nie było już znać zakłopotania, które gościło u nich przed świętami. Teraz byli o wiele bardziej weselsi, co sugerowało, że wyjaśnili sobie to i owo. Widząc to, ich przyjaciele mogli odetchnąć z ulgą. Z ich barków spadła konieczność okłamywania Delilah, a do ich grupy powróciła harmonia.

— Więc... Jesteście animagami? — upewniła się Delilah, kiedy dowiedziała się już szczegółów w trakcie podróży. Zaklęcie wyciszające pozwalało im na swobodną rozmowę bez obawy, że ktoś ich podsłucha.

— Tak - przytaknął Syriusz. — Ja jestem psem, Eli skowronkiem, Peter szczurem, a James łosiem.

— Jeleniem — poprawił go od razu James. — Jestem jeleniem.

Syriusz machnął ręką.

— Jedna cholera.

Pozostali roześmiali się, a Delilah ponownie podjęła temat.

— Teraz już zaczynam rozumieć, czemu porównywaliście się do właśnie tych zwierząt.

— Nie wiem, o czym mówisz, Delilah — stwierdził James, udając niewinnego.

Brunetka przewróciła oczami.

— Akurat teraz nie musisz udawać, że nie ma tu żadnych animagów.

Elise uśmiechnęła się. Cieszyła się, że nie będzie musiała już więcej okłamywać Delilah - czuła się z tym okropnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro