Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26. Intruzi na boisku

Nie dało się nie zauważyć, że wiadomość o zaręczynach Samanthy bardzo wpłynęła na Elise. Praktycznie przez cały dzień nie traciła uśmiechu, co z kolei odpowiadało jej przyjaciołom - trochę się obawiali, że ta od początku września będzie bała się nadejścia jesieni, lecz tym razem te obawy zeszły trochę na drugi plan.

— Co takiego się wydarzyło, Eli, że jesteś taka radosna od rana? — zapytał ją Syriusz, kiedy skończyli lekcje i całą szóstką przyszli do Wieży Gryffindoru. Zdarzało im się spędzać popołudnia i u Krukonów, jednak tam najczęściej widywało się o wiele więcej osób, które się uczyły, dlatego robiący sporo hałasu Huncwoci niezbyt tam pasowali. Tak przynajmniej uważali niektórzy Krukoni, przewrażliwieni na punkcie nauki.

Na usta Elise wkradł się uśmiech, przez co Blackowi lekko zatrzepotało serce w piersi. Kiedy jego przyjaciele byli szczęśliwi, jemu automatycznie udzielała się ich dobra energia.

Ale szczęśliwa Elise dodatkowo przyprawiała go o szybsze bicie serca.

— Po prostu moja siostra się zaręczyła — wyjaśniła z uśmiechem, co spotkało się z różnymi reakcjami jej przyjaciół.

— Łał, to fantastycznie! — stwierdził James, po czym posłał takie Syriuszowi spojrzenie, jakby chciał mu przekazać, że na niego i Elise też przyjdzie pora. Black tylko przewrócił oczami w myślach.

— Koniecznie przekaż jej gratulacje od nas — dodał Remus.

Elise obiecała przekazać siostrze gratulacje od jej przyjaciół - Samantha znała ich i było jej niezwykle miło, kiedy przeczytała w liście od siostry o gratulacjach, które jej przesyłali.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Jesień jednak nie zamierzała czekać i jakiś czas później Elise z lekkim przerażeniem patrzyła, jak drzewa gubią liście. To już było pewne - nadszedł jej najmniej ulubiony okres w roku. Kiedyś lubiła jesień, ale teraz znienawidziła ją tak bardzo, że chciała, aby przestała istnieć.

— Nie martw się, Elise, jesień minie szybciej niż zdążysz się obejrzeć — pocieszył ją Remus.

— Właśnie! — dołączył się James. — Zanudziłaby się, gdyby trwała wiecznie.

Elise roześmiała się. Słowa Jamesa, którymi starał się ją pocieszyć, lekko ją rozbawiły.

— A rok temu wszystko skończyło się dobrze — dorzucił Peter. — Tym razem też na pewno będzie dobrze.

W takich chwilach Delilah nienawidziła się za to, co przepowiedziała Elise.

W pewnym momencie Syriusz utkwił spojrzenie w Elise, co ta w końcu zauważyła i przez dobrą chwilę patrzyli sobie w oczy. O chwilę za długo, bo Elise poczuła, jak na policzki wpływa jej ciepło, więc tylko uśmiechnęła się do Syriusza. Ten go odwzajemnił, zupełnie jakby na to właśnie czekał.

Elise tego nie zauważyła, ale James i pozostali ich przyjaciele patrzyli na nich takim wzrokiem, jakby oczekiwali na rozwój wydarzeń. Bez wątpienia tak właśnie było.

W końcu Syriusz podniósł się na nogi, po czym wyciągnął dłoń do Elise.

— Chodź ze mną — powiedział, na co Elise bez wahania chwyciła go za rękę i też podniosła się z kanapy, by ruszyć za nim. Na chwilę jednak się zatrzymała.

— Ale czekaj...

— Nami się nie przejmuj, Elise — przerwał jej James. — My tu się zajmiemy... Esejem z obrony przed czarną magią.

— Jakim ese... — zaczął zdziwiony Peter, ale umilkł, napotkawszy spojrzenie Jamesa. — A, faktycznie, przecież mamy do napisania esej z obrony przed czarną magią!

— No właśnie! — dodał James. — Zatem wiesz, my tu zostaniemy i napiszemy ten esej.

Elise miała wrażenie, że coś jej tu nie gra, ale doszła do wniosku, że mogła niechcący zapomnieć o eseju z obrony przed czarną magią. Czasami jej się to zdarzało, więc wcale by się nie zdziwiła, gdyby było tak i tym razem.

Remus i Delilah postanowili pomóc Jamesowi i Peterowi, więc Syriusz i Elise poszli we dwójkę.

— O nic się nie martw, Elise — powiedziała Delilah, uśmiechając się do niej.

— Właśnie — przytaknął James. — I bawcie się dobrze, gdziekolwiek idziecie.

Syriusz uśmiechnął się do pozostających w wieży przyjaciół i razem z Elise ruszył do wyjścia z pokoju wspólnego. Po tym uśmiechu James był pewien, że tego popołudnia ma wydarzyć się coś, czego wyczekiwał już długo. No, poza tym, żeby Lily Evans zgodziła się z nim umówić.

Wychodząc ze skąpanego w czerwieni pokoju wspólnego po głowie Elise krążyła jedna myśl: czy to możliwe, aby i los, i przyjaciele aż tak pchali ją w objęcia Syriusza? Bo właśnie takie odnosiła wrażenie.

Gdzieś mignęła jej też myśl, że tak jest, a dodatkowo Syriusz sam przygarnia ją w swoje ramiona. Sam fakt, że odezwał się głównie do niej, mógł o tym świadczyć.

Elise odsunęła na bok te piękne dla niej myśli. Nie sądziła, by to było możliwe.

Kiedy tak szli, Syriusz objął ją ramieniem, przez co ona miała wrażenie, że jej serce zaraz zacznie robić fikołki.

— Gdzie właściwie idziemy? — zainteresowała się, na co Syriusz się uśmiechnął.

— Idziemy na zewnątrz — odparł tajemniczo.

— To mi wiele rozjaśniło.

— Zaraz się wszystkiego dowiesz, Eli.

Kiedy dotarli na szkolne boisko, faktycznie wszystkiego się dowiedziała. Najbardziej zaskakujący był fakt, że ze szkolnego schowka Syriusz pożyczył sobie dwie miotły, z których jedną podał Elise.

Była połowa października, a szkolne drużyny quidditcha już od września przygotowywały się do kolejnych meczów. Chwilowo jednak boisko było wolne, dlatego aktualnie nikt nie wymagał od nich opuszczenia boiska.

— Będziemy się ścigać! — stwierdził Syriusz, na co Elise roześmiała się.

— Wcześniej ścigaliśmy się w naszych animagicznych postaciach, to teraz wracamy do tradycyjnych sposobów wyścigów?

— Otóż to — przytaknął Syriusz. — Kiedyś latałaś na miotle, pamiętasz?

— W trzeciej klasie — przypomniała mu. — To dosyć dawno, ale... No, wstyd być skowronkiem, nie umiejąc latać na miotle.

Syriusz zaśmiał się.

— W takim razie ja powinienem trzymać się ziemi, ale pomińmy to. Przyjmujesz wyzwanie?

— Jasne, że tak — przytaknęła Elise. — Nie mogę przecież zostać nielotnym skowronkiem.

Postanowili, że ich wyścig będzie składał się z dwóch okrążeń dookoła boiska. Mimo że Syriusz lubił wygrywać, to tym razem jakoś nieszczególnie mu na tym zależało - najbardziej chciał, aby Elise choć na chwilę przestała przejmować się przepowiednią, która tak ją dręczyła.

Przy okazji to właśnie dzisiaj zamierzał powiedzieć jej, że coś do niej czuje. Miał nadzieję, że ona do niego też i że wszystko pójdzie tak, jak by tego sobie życzył.

Wyścig był zacięty, jednak koniec końców to Elise zwyciężyła. Wylądowawszy, blondynka przekrzywiła głowę, patrząc na Syriusza.

— Odnoszę wrażenie, że celowo dajesz mi wygrać — stwierdziła, na co Gryfon położył sobie dłoń na sercu, udając, że wcale tak nie jest.

— Absolutnie nie, Eli. Po prostu ty tak dobrze latasz.

— Niemożliwe. Nie latałam na miotle od trzeciej klasy...

— Na miotle nie, ale jako skowronek latasz świetnie — stwierdził Syriusz, na co Elise zaśmiała się.

— To nie ma nic do rzeczy, ale... Dzięki.

Syriusz uśmiechnął się do niej. Patrząc na Elise, nie mógł się nadziwić, jak bardzo idealna dla niego była. Nie tylko mówiąc o wyglądzie, lecz także o charakterze - miała dobre serce, w każdym potrafiła dostrzec coś dobrego. Wcale się nie dziwił, że zakochał się w swojej przyjaciółce.

Przez chwilę jeszcze rozmawiali, a w tym czasie Elise miała wrażenie, jakby Syriusz coraz bardziej się do niej przybliżał. Kiedy jego twarz była już bliżej jej twarzy, była pewna, że dojdzie do pocałunku, od którego nie zamierzała uciekać.

Jednak nie wszystko mogło być takie piękne.

— Czy my wam przypadkiem nie przeszkadzamy? — zapytał prześmiewczo kapitan drużyny Ślizgonów, którzy akurat weszli na boisko.

Syriusz już zdążył zapomnieć, jak bardzo nie znosi uczniów ze Slytherinu, ale ci tutaj właśnie mu o tym przypomnieli. Obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem, absolutnie nie szczędząc tej nienawiści Regulusowi, który też był wśród drużyny i patrzył na brata, marszcząc brwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro