Rozdział 23. Zaopatrzona na zimę
Następnego dnia Elise była jeszcze trochę zasmucona tym, że niechcący zraniła Michaela. Jej bliscy oraz przyjaciele, choć nie wiedzieli, co zaszło, lekko pocieszyli ją pamięcią o jej urodzinach. Był przecież szesnasty lipca.
— Wszystkiego co najlepsze, Eli! — zawołała Delilah, rzucając się na swoją przyjaciółkę, by ją przytulić. Miały spędzić razem cały dzień, tak jak zaplanowały.
— Dzięki, Lilah — Elise uśmiechnęła się.
Zaraz potem były już w jej pokoju, gdzie razem z nimi był też Max, który a to siedział na roślinie przypominającej drzewo, którą sprezentował jej Andrew, a to biegał po całym pokoju, potykając się o papier do pakowania.
— Max, ostrożnie, bo sobie krzywdę zrobisz — zaśmiała się blondynka, wygrzebując zielone stworzonko ze sterty papieru. Posadziła go sobie na ramieniu, a ten objął ją za szyję, by przypadkiem nie wpaść do pudełka, do którego akurat zaglądał.
Z pudła, w którym Delilah przyniosła jej prezent, Elise wyjęła granatowy sweter z feniksem.
— Nigdzie nie znalazłam swetrów ze zwierzątkami — wyjaśniła Delilah — więc musiałam zasięgnąć do pomocy mojej babci i razem z nią zrobić ci taki na drutach.
— Oj, Lilah, jest piękny — westchnęła Elise. — Tyle czasu musiałaś poświęcić, żeby go dla mnie wydziergać...
— E, to była przyjemność, bo nauczyłam się czegoś nowego — Delilah machnęła ręką. — Ale otwieraj dalej!
Jak się okazało, prezenty były nieźle dopasowane do siebie, bo jej przyjaciele już w lipcu zaopatrzyli ją w ciepłe ubrania na zimę. Syriusz przysłał jej czapkę, James rękawiczki, Remus szalik (który tak jak Delilah udało mu się wydziergać własnoręcznie z pomocą mamy, jednak o tym nikt nie miał się dowiedzieć), natomiast Peter kilka rodzajów herbat, w sam raz do rozgrzania się zimą. Wszystko to zostało jeszcze urozmaicone słodyczami.
— Jesteście niemożliwi — roześmiała się Elise.
— A ty jesteś teraz gotowa na zimę — zauważyła Delilah, zakładając przyjaciółce czapkę od Syriusza. Wszystkie te zimowe dodatki były w kolorze granatowym.
Przyjaciółki spędziły razem praktycznie cały dzień - opowiadały sobie o tym, jak minęły im wakacje, a także przypominały sobie co śmieszniejsze sytuacje ze szkolnego życia. Podzieliły się także swoimi wynikami z SUMów, które bardzo je zadowalały.
— Na Merlina, z twoim Wybitnym z opieki nad magicznymi stworzeniami karierę magizoologa masz w kieszeni! — zapewniła przyjaciółkę Delilah. — Poważnie, teraz tylko patrzeć, jak z pasją będziesz zajmować się tymi zwierzątkami.
— Twoja ocena z wróżbiarstwa też mówi sama za siebie — zauważyła Elise. Delilah dostała z tego przedmiotu bardzo dobrą ocenę, jaką było Powyżej Oczekiwań, jednak wciąż utrzymywała, że to tylko jej pasja i nie wiąże z tym przyszłości.
— Moja ocena z wróżbiarstwa to głównie efekt mojej pasji — odparła Delilah, machając ręką. — Podobnie jak u ciebie, ale to ty łączysz z tym swój przyszły zawód.
— Naprawdę myślę, że zarabianie na wróżeniu mogłoby być niezłym pomysłem na życie...
Delilah skrzywiła się.
— Oj, nie sądzę — odparła z tak kwaśną miną, jakby zjadła cytrynę. — Wiesz, komu najczęściej przepowiadałabym przyszłość? Zakochanym paniom, które chciałyby się dowiedzieć, czy ich drogi skrzyżują się z ich obiektem westchnień.
Elise zachichotała. Taka praca rzeczywiście mogłaby doprowadzić do białej gorączki, gdyby praktycznie każda osoba przychodziła w tym samym celu.
— Ale... Wtedy te panie czułyby się zranione. Wiesz, jak bardzo nie lubię przepowiadać smutnych rzeczy.
Elise pokiwała głową. Delilah mogła nie lubić takich przepowiedni i blondynka doskonale o tym wiedziała, ale życie toczyło się własnym rytmem - nie można było żyć tylko szczęściem i unikać smutnych chwil. Należało przyjąć wszystko, co los zgotował.
Najgorzej tylko było zdawać sobie sprawę, że coś ma się wydarzyć i żyć w ciągłym niepokoju.
Delilah natychmiast zrozumiała, że niechcący naruszyła nielubiany przez jej przyjaciółkę temat. Przytuliła ją mocno, lekko kołysząc na boki.
— Cokolwiek się wydarzy, możesz na mnie liczyć, Elise — powiedziała, nie wypuszczając jej z uścisku. — Na chłopaków na pewno też. No, i pewnie na Reagana, cokolwiek o nim myślę, to widać, że się polubiliście.
Elise pokiwała głową. Nie chciała mówić Delilah o tym, co wczoraj zaszło między nią a Michaelem - chłopak mógł sobie tego nie życzyć, więc na razie wolała zachować to dla siebie.
Delilah spędziła z Elise całkiem sporo czasu w ciągu dnia. Kiedy pod wieczór wróciła do domu, a blondynka przyszła do szopy ze zwierzętami, tak jak podejrzewała, spotkała tam swojego tatę, który akurat był w trakcie wieczornego obchodu.
— Jak ci minęły urodziny, Ellie? — zainteresował się, na co jego córka się uśmiechnęła.
— Cieszę się, że o mnie pamiętaliście.
Pan Mayers uśmiechnął się, po czym przygarnął Elise do siebie i pocałował ją w czoło.
— Zawsze będziemy o tobie pamiętać, Ellie — zapewnił ją. Następnie oboje ruszyli wzdłuż zagród, by upewnić się, że żadnemu ze zwierząt niczego nie brakuje. — I pomyśleć, Ellie, że już za rok będziesz dorosła.
— Ja też aż nie mogę w to uwierzyć — przytaknęła Elise i podrapała się po głowie. — Wcale nie czuję się dorosła...
— To dosyć szybko minie — powiedział, po czym dodał z rozbawieniem: — Głównie dlatego, że będziesz już mogła swobodnie rzucać zaklęcia poza szkołą.
— To najważniejszy punkt — zaśmiała się Elise. — Żeby to uczcić, będę musiała przywołać wszystko z drugiego końca pokoju.
— Tylko nie pomyl się jak ja kiedyś — poradził jej tata ze śmiechem. — W moje siedemnaste urodziny akurat wypadała przerwa świąteczna. Tyle że pomyliły mi się dni i o dzień za wcześnie zacząłem rzucać zaklęcia, pewny, że już mogę czarować poza Hogwartem.
Elise roześmiała się.
— Całe szczęście, że ministerstwo o niczym się nie dowiedziało.
— To pozostanie bezpiecznie ukryte w naszej rodzinie — powiedział, mrugając okiem do córki.
Zaraz potem zauważyli, jak w ich kierunku biegną ich dwa nieśmiałki - Max i Pax. One swobodnie bawiły się w berka, natomiast Elise i jej tata robili wszystko, by przypadkiem ich nie zadeptać.
— W Hogwarcie Max też jest tak energiczny, jak w domu? — zainteresował się pan Mayers.
— Różnie — odparła Elise. — Od razu po powrocie do szkoły jest trochę przygaszony, bo tęskni za Paxem, ale potem już jest lepiej. I wiesz, jak bardzo polubił Syriusza?
— Naprawdę? — dopytywał jej tata, na co Elise pokiwała głową.
— O tak. Żałuj, że nie widziałeś, jak raz specjalnie dla niego nazbierał korników i przyniósł do pokoju wspólnego, bo tak bardzo chciał uczcić powrót Maxa.
Magizoolog uśmiechnął się.
— Syriusz chyba miewa szalone pomysły, co?
— Tak. I mimo wszystko lubię te jego zwariowane pomysły.
Jej tata uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jako że miał już okazję poznać Syriusza, nie mógł nie zgodzić się z córką, że chłopaka tego trudno nie polubić nawet pomimo jego czasami szalonego charakteru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro