Rozdział 22. Chmura w kształcie psa
Droga Elise,
Mam nadzieję, że dobrze mijają ci wakacje. Chętnie spotkałbym się z tobą w najbliższym czasie. Co powiesz na czwartek po południu?
Michael
Dwa dni później sowa przyniosła Elise list od Michaela. Dziewczyna chętnie przystała na propozycję kolegi. Termin spotkania również jej odpowiadał, nie miała wtedy żadnych planów. Co innego, gdyby zaproponował następny dzień, czyli piątek - wtedy to Elise zaproponowałaby inny dzień, bo w piątek miała przybyć do niej Delilah, by spędzić z nią jej szesnaste urodziny.
W salonie Elise zastała swoją siostrę, która chwilowo piła herbatę w salonie. Praktycznie w biegu, bo po drodze zbierała jeszcze kilka rzeczy do pracy.
— Hej, Ellie — powiedziała, po czym przywołała do siebie zaklęciem projekty ubrań, leżące na szafce. — Jak mija dzień?
— Całkiem w porzą... — zaczęła, ale przerwała, kiedy tuż przed nosem świsnęły jej kolejne kartki. — Rany, Sam, chyba bardzo się spieszysz?
— Oj, i to jak, Ellie — odparła, składając wszystkie zebrane kartki razem. — Mam trochę więcej zamówień, mugole mają chyba jakąś specjalną okazję, bo dostałam kilka zamówień na stroje wieczorowe. Na szczęście to dopiero za miesiąc, mam jeszcze sporo czasu... — zaraz potem podniosła wzrok na siostrę i uśmiechnęła się. — Hej, a może chcesz pójść ze mną? Clara kończy dzisiaj akurat kiedy ja wrócę, więc nie byłabym sama...
— Jasne, Sam — zgodziła się Elise. — Tylko się przebiorę i zaraz jestem.
Nie minęło dużo czasu, aż siostry deportowały się w okolice znajdującego się mugolskim Londynie zakładu krawieckiego, w którym pracowała Samantha. W przyszłości miała zamiar założyć własny, jednak na to musiała jeszcze poczekać.
W wejściu minęły się z Clarą, współpracownicą Samanthy.
— No dobra, trzeba brać się do roboty, miesiąc to w gruncie rzeczy nie tak dużo czasu — powiedziała szatynka, zacierając ręce. — Możesz sobie przysunąć to krzesło — dodała, a jej siostra już po chwili siedziała u jej boku. — A jak tam u twojego chłopaka? Syriusz, tak?
— Sam, przecież my nie jesteśmy razem — zauważyła Elise. — Mówiłam już to nie wiem ile razy...
— Tata mówi, że trudno go nie polubić — zauważyła, nie podnosząc wzroku znad materiału, który właśnie przecinała. — A wiesz, skoro tata tak mówi, to...
— To nie ma nic do rzeczy — przerwała jej, na co Samantha przewróciła oczami i spojrzała na siostrę z figlarnym uśmiechem.
— Aleś się uparła — zaśmiała się. — No ale przyznaj, Ellie, że gdzieś w głębi serca coś tam do niego czujesz.
Elise nawet nie musiała odpowiadać - było to od razu widoczne po jej policzkach, na które od razu wstąpił lekki rumieniec.
— Jesteś okrutna, Sam — powiedziała, maskując zakłopotanie śmiechem. — Ale... Nawet jeśli, to nie mogłoby być możliwe. Większość dziewczyn w szkole szaleje za Syriuszem, on mógłby być z każdą z nich...
— A może nie jest, bo czeka na tą jedną, z którą jest tak blisko?
— Gdyby tylko wszystko rysowało się w tak jasnych barwach, jak ty to widzisz, Sam — westchnęła Elise i oparła twarz na dłoniach.
— Zawsze lubiłam sztukę — zaśmiała się szatynka.
Elise nie zdobyła się na szeroki uśmiech. Przepowiednia Delilah mówiła co innego o jasnych barwach na drodze Elise...
W pewnym momencie zadzwonił dzwonek przy drzwiach i do zakładu wszedł czarnowłosy mężczyzna o brązowych oczach. Uśmiechnął się, zauważywszy Samanthę. Również na jej twarzy wykwitł uśmiech, przez co Elise wywnioskowała, że musi to być jej chłopak.
Fakt, że zaraz potem on i Samantha się pocałowali, tylko utwierdził ją w tym przekonaniu.
— To moja siostra, Elise — Samantha z uśmiechem przedstawiła mu swoją siostrę. — Ellie, to mój chłopak, Christian.
— Naprawdę miło mi cię poznać — powiedział, uśmiechając się, na co Elise kiwnęła głową i odwzajemniła uśmiech.
— Mnie również.
Po tym spotkaniu Elise uznała, że Samantha i Christian bardzo do siebie pasują. A na plus mogła jeszcze zaliczyć, że jej siostra chwilowo odłożyła na bok temat życia uczuciowego Elise.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Według planu Michael odwiedził Elise w czwartek po południu. Trochę porozmawiali, pospacerowali, nawet obserwowali chmury, choć Michael raczej wolał patrzeć w gwiazdy.
— O, patrz, tamta wygląda całkiem jak pies! — powiedziała, wskazując na jedną z chmur. Mało brakowało, a przyrównałaby tę chmurę do Syriusza, jednak w porę ugryzła się w język. Tego absolutnie nie mogła powiedzieć.
Nie to, że nie ufała Michaelowi. Po prostu wiadomość, że czwórka uczniów została niezarejestrowanymi animagami raczej nie powinna ujrzeć światła dziennego. Ten, kto powinien o tym wiedzieć, wiedział i tak miało pozostać.
— Serio? — zastanowił się Michael. — Na moje oko to bardziej owca.
— Jakby tak na to spojrzeć... — Elise przekrzywiła głowę. — Wygląda na całkiem puszystego jak wełna owcy, więc możesz mieć rację.
Obydwoje roześmiali się, a kiedy śmiech umilkł, Michael zapatrzył się na Krukonkę. Wciąż patrzyła w chmury, siedząc na trawie i opierając się rękoma o ziemię. Jej jasne włosy były rozwiewane przez lekki wiatr, a kiedy tak na nią patrzył był pewien, że jej wewnętrzne piękno dorównuje, a może nawet przewyższa to zewnętrzne.
W pewnym momencie blondynka spojrzała na niego i zauważyła, że jest przez niego obserwowana.
— Eee... Coś się stało? — zapytała, prostując się.
Michael pokręcił głową.
— Nie, po prostu... Jest coś, co już od dłuższego czasu chciałem ci powiedzieć — zaczął, a do Elise lekko zaczęło docierać, co Michael może chcieć jej powiedzieć. Nie przerywała mu jednak i pozwoliła dokończyć swoją myśl. — Bo... Hm, pamiętasz walentynkę, którą dostałaś w lutym?
— Jasne, że pamiętam — Elise skinęła głową. — Ale skąd o niej wiesz?
Puchon lekko się uśmiechnął.
— Bo to ja ci ją przysłałem.
Mimo że Krukonka trochę się tego spodziewała, bo właśnie to podejrzewała Delilah, to i tak było to dla niej zaskoczeniem.
— No i... Teraz chcę ci powiedzieć, że zakochałem się w tobie.
Elise łamało się serce, kiedy zastanawiała się, jak ma wyjaśnić mu, że miłość ta nie jest odwzajemniona. Cisza pomiędzy nimi zaczęła się przedłużać, a Michael zaczął mieć obawy, że ten dzień nie będzie taki piękny, jak go sobie wyobrażał.
W końcu blondynka uniosła dłoń i położyła ją na ramieniu Puchona.
— Michael, słuchaj... Uważam, że jesteś wspaniałym chłopakiem, naprawdę, mówię szczerze, ale... Ale gdybym powiedziała ci, że też cię kocham, wtedy żyłbyś w błędzie.
W tym momencie serce Michaela się ścisnęło.
— Więc nic z tego...
Elise spuściła wzrok, nie chcąc dobijać go jeszcze bardziej.
— Rozumiem — Michael pokiwał głową. — Pewnie kochasz kogoś innego...
— Nie! — zaprotestowała, po czym na chwilę zamilkła. — To znaczy... Tak... Trochę. Ale nie jestem pewna, czy ta osoba też mnie kocha...
Michaelowi coś mówiło, że to Syriusz Black jest tym szczęśliwcem, darzonym uczuciem przez Elise. Od razu dopadło go uczucie zazdrości o to szczęście, ale cóż mógł zrobić? Nie mógł zmusić Elise do niczego.
Chłopak ujął dłonie przyjaciółki w swoje.
— W takim razie... Oby się wam powiodło.
— Dzięki — odparła cicho Elise, przytulając swoje dłonie do siebie. — I przepraszam, nie chciałam cię zranić...
— To nie twoja wina, Elise — zapewnił ją, posyłając jej blady uśmiech.
Wracając do domu, Michael czuł narastającą frustrację. Dlaczego to jego prześladuje taki pech, że już druga dziewczyna w jego życiu odrzuciła jego uczucia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro