Rozdział 17. Walentynka
Czternasty luty bez wątpienia był tym dniem, na który czekało wiele osób. W tej grupie przeważnie były dziewczyny, które z rozmarzeniem wyczekiwały na walentynkę od swojego obiektu westchnień. Jako że Syriusz normalnie cieszył się sporym powodzeniem u płci przeciwnej, w Walentynki było tego jeszcze więcej. Musiał przyznać, że mu to pochlebiało, jednak w życiu nie przeszło mu przez myśl, że mógłby zabawić się uczuciami jakiejś dziewczyny. Dużo bardziej wolał znaleźć dziewczynę, która pokochałaby jego i on ją.
Dlatego w tym roku jeszcze nie wysyłał walentynek do nikogo. Nie znaczyło to, że żadnej nie otrzymał. Wręcz przeciwnie, bo kilka dziewczyn podeszło do niego tego dnia z kartkami walentynkowymi lub nawet słodyczami. Nie żeby nie ufał ludziom, ale jakoś nigdy nie próbował zjeść tych słodyczy - bardzo łatwo mógł zostać w ten sposób upojony Amortencją.
— Nie żebym nie doceniał ludzi — powiedział, wsadzając dwie koperty z walentynkami do torby — ale co roku zastanawiam się, czemu co roku dostaję aż tyle walentynek. To miłe, prawda, ale... Większość tych dziewczyn nie ma odwagi potem się do mnie odezwać.
— Nie narzekaj, Syriusz — zaśmiała się Elise. — Skąd wiesz, że między którąś z nich a tobą kiedyś coś nie zaiskrzy?
— W zeszłym roku tak sobie powtarzałem, a efektów nie widać — odparł Black.
Blondynka pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
— Jaki ty jesteś niecierpliwy...
— To jedna z wielu moich zalet — odparł i mrugnął okiem do przyjaciółki.
— I skromny też — Elise skinęła głową ze śmiechem.
W tym roku Krukonka odczuwała jakieś dziwne uczucie w sercu, kiedy widziała, jakie zainteresowanie wśród dziewcząt ma Syriusz. Nie pozwalała jednak, by to uczucie owładnęło nią całkowicie.
Faktem było, że nie tylko Syriusz był tak lubiany przez płeć przeciwną. Delilah miała podobnie, tyle że ona dostawała walentynki od chłopaków. Przyjmowała wszystkie ze szczerym uśmiechem na twarzy - lubiła towarzystwo ludzi i chyba właśnie dlatego skupiała takie zainteresowanie w kwestii romantycznej. Dodatkowo była uważana za niewykle ładną, co najwyraźniej dosyć się kumulowało.
Elise nie zazdrościła tej sytuacji swojej przyjaciółce - odpowiadało jej bycie mniej zauważaną. Miała swoich przyjaciół i nieśmiałka i to jej w zupełności wystarczało.
Wielkim zaskoczeniem było dla niej to, że ona również dostała od kogoś kartkę walentynkową. Przyniosła ją sowa podczas obiadu.
— Och, ty też coś dostałaś! — powiedziała Delilah z ekscytacją. — Twój cichy wielbiciel pewnie wstydził się dać ci ją osobiście, to urocze...
— Lilah — westchnęła Elise. Na kopercie wyraźnie widniały starannie napisane litery, układające się w słowa Dla Elise Mayers. Sama koperta była jasnofioletowa, ozdobiona maleńkimi, srebrnymi gwiazdeczkami.
— Otwieraj, otwieraj — zachęciła ją Delilah. Elise z rozbawieniem zauważyła, że jej przyjaciółka jest tym o wiele bardziej podekscytowana, niż ona sama.
Blondynka ostrożnie otworzyła kopertę, aby niechcący nie zniszczyć walentynki. Wyjęta z fioletowej koperty kartka również była fioletowa, lecz w ciemniejszym odcieniu. W centrum walentynki znajdował się niuchacz, przytulający do siebie czerwone serduszko. Cała kartka połyskiwała na srebrno.
— Ojej, ktoś się nieźle napracował — westchnęła blondynka i przejechała opuszkami palców po błyszczącej kartce.
— To prawda, jest śliczna — przyznała Delilah. — Czytaj, co jest w środku!
Elise otworzyła walentynkę i przeleciała wzrokiem po literach, napisanych odręcznie i starannie. Uśmiechnęła się pod nosem.
— Mógłbym być niuchaczem, bo masz złote serce, a niuchacze lubią wszystko, co złote — przeczytała cicho swojej przyjaciółce. — To bardzo miłe. Szkoda tylko, że nie wiem, od kogo jest ta walentynka...
Delilah przez chwilę przyglądała się wypisanym na kartce słowom.
— To urocze, fakt, ale... Skądś mi się kojarzy ten charakter pisma...
— Poważnie? — zapytała Elise z nadzieją. — Kto mógł to napisać?
— Sęk w tym, że nie mam pojęcia — Delilah pokręciła głową. — Wiem tylko, że już to gdzieś widziałam.
Elise skinęła głową ze zrozumieniem. Może kiedyś dowie się, kto wysłał jej walentynkę.
Nie miała pojęcia, że jej cichy wielbiciel zauważył, że otrzymała już walentynkę od niego i miał szczerą nadzieję, że spodobał jej się upominek.
— W ten sposób niczego nie osiągniesz, Michael — zauważył siedzący obok niego kolega. — Skąd ma wiedzieć, że akurat w tym momencie gapi się na nią jej bardzo cichy wielbiciel?
— Kiedyś przyjdzie na to czas — odparł Michael, odwracając wzrok od Elise.
Jego kolega przewrócił oczami.
— Oby to nie skończyło się tak, jak z jej przyjaciółką. Delilah ewidentnie cię nienawidzi.
Michael Reagan bez wątpienia nie miał szczęścia w miłości - jego dziecięce zakochanie zostało odrzucone już na starcie. Potem długo jeszcze marzył o tym, by Delilah go polubiła, aż w końcu spojrzał prawdzie w oczy i dał sobie z tym spokój. Choć wytrwałość leżała wśród cech Puchonów, tutaj już nie miał czego zdziałać - skoro Delilah go nienawidziła, nie mógł wymusić na niej zmiany uczuć co do niego.
Za to Elise niezwykle go oczarowała. Widział, jak odnosi się do ludzi oraz jak bardzo lubi zwierzęta - to mu się w niej najbardziej spodobało.
Miał wielką nadzieję, że tym razem nie zostanie odesłany z kwitkiem.
▪︎ ▪︎ ▪︎
James był pełen nadziei, że Lily spodoba się walentynka, którą jej dał. Dziewczyna rzeczywiście przyjęła kartkę od niego, ale nie wyglądała na zachwyconą. Jeśli już, to raczej przyjęła walentynkę z grzeczności, ale to wcale nie sprawiło, że James miał zamiar tak po prostu odpuścić.
— Ja myślę, że spodobała jej się walentynka ode mnie — mówił James w dormitorium Gryffindoru. — Gdyby jej się nie podobała, wtedy by jej nie przyjęła!
Remus pokręcił głową. On raczej podchodził do sprawy realistycznie i uważał, że aktualnie James nie ma co liczyć na zainteresowanie ze strony Lily. O ile nie zmieni swojego zachowania, a na to jak na razie się nie zanosiło.
— Obawiam się, James, że Lily wzięła tę walentynkę z czystej uprzejmości — przywrócił go na ziemię. A raczej podjął próbę tego, bo Potter cały czas był optymistycznie nastawiony.
— A ja obawiam się, Luniaczku, że jesteś w błędzie — odrzekł okularnik z triumfem w głosie. — Gdyby rzeczywiście mnie nienawidziła, wyrzuciłaby ją jeszcze na moich oczach. Albo podarłaby ją w drobny mak.
— To dalej mogła być czysta uprzejmość... — próbował argumentować Peter, ale zapewne nic nie było w stanie zepsuć dobrego humoru Jamesa.
Co najwyżej on mógł zmienić temat, by zagadnąć Syriusza o jego relację z Elise.
— Faktycznie, dawno nie dręczyłeś tematu mnie i Elise, James — zaśmiał się Syriusz. — Jak to miło, że pytasz.
James spojrzał na swojego przyjaciela spod zmrużonych powiek, po czym zwrócił się do Remusa i Petera.
— Chłopaki, mi się zdaje, czy Syriusz nawet nie zaprotestował?
I w tym momencie Black już wiedział, że nawet Merlin nie będzie w stanie uratować go przed Jamesem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro