Rozdział 10. Para bałwanów
Zanim uczniowie wyjechali na ferie świąteczne, okolicę szczelnie pokrył śnieg. Był to oczywiście wspaniały powód, by w wolnym czasie rzucić się w wir nie lekcji, a śniegu.
— Może pominiemy fakt, że Syriusz już tu jest i ulepimy bałwana? — zaproponował James, poprawiając okulary.
Możnaby się spodziewać, że Syriusz będzie oburzony słowami przyjaciela, jednak nic bardziej mylnego - chłopak tylko parsknął w odpowiedzi, już szykując dla Jamesa jeszcze lepszą ripostę.
— Ciężko będzie ulepić większego bałwana od ciebie, James, ale nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.
— No to zrobimy konkurs — powiedziała Delilah z figlarnym błyskiem w oku. — Wygrywa ten, kto ulepi bałwana przewyższającego Jamesa oraz bałwana przeciwnika.
— Wspaniały pomysł! — zawołał James. — Przegrani fundują piwo kremowe!
Wszyscy przystali na ten pomysł, dlatego zaczęły się sprawy organizacyjne zabawy.
— Podzielmy się na drużyny — zaproponował James. — Remusie, Delilah, gwarantuję wam, że wygracie ze mną wygraną macie w kieszeni.
Remus i Delilah parsknęli cichym śmiechem, ale przystali na jego propozycję.
— Spokojna głowa, moi mili — oznajmił Syriusz do Petera i Elise. — To, że mają Pottera w drużynie, nie znaczy, że wygrają!
— Może przydałby się nam fałszoskop? — zauważył Peter. — Równe szanse to równe szanse.
— No dobra — James wyjął różdżkę. — Accio fałszoskop!
Musieli chwilę zaczekać, ale opłaciło się, bo koniec końców wezwany przedmiot przebył długą drogę z zamku i przyleciał na błonia.
— Macie swój fałszoskop, niedowiarki — powiedział James, po czym położył fałszoskop na płaskim kamieniu.
Syriusz i James, jako liderzy swoich drużyn, z szerokimi uśmiechami na twarzach uścisnęli sobie ręce. Mimo że teraz ze sobą rywalizowali, to przegrana nigdy nie byłaby w stanie zniszczyć ich braterskiej przyjaźni.
Zaraz potem zaczęła się zabawa. Utaczanie śniegowych kul i poszukiwanie patyków i kamyków na detale bałwana odbywały się bez użycia czarów - niewielkie utrudnienie, ale gdyby nie to, wtedy nie byłoby zabawy.
— No dobra, mamy pana Pottera — zauważył Syriusz, stając przed skończonym w połowie bałwanem. — A przynajmniej jego połowę.
— Aktualnie wygląda, jakby był kryminalistą i ścięli go na gilotynie — zauważył Peter.
— Fakt, brak głowy mu nie służy — Syriusz pokiwał głową. — Ale jak, u licha, mamy ułożyć tę głowę tak wysoko?
Nietrudno zauważyć, że bałwan był trochę wyższy, niż zazwyczaj są bałwany - już ułożenie środkowej kuli było trochę problematyczne, a co dopiero trzeciej? Ich przeciwnicy mieli trochę łatwiej, bo w końcu Remus był dosyć wysoki.
Syriusz oderwał wzrok od bałwana, powiódł nim po Elise, Peterze oraz ostatniej kuli, po czym wrócił do bałwana. Po chwili ponownie spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się.
— Eli, jestem całkowicie pewien, że jesteś leciutka jak piórko, a ja dam radę cię podnieść — powiedział, a Elise spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Że co?
— To proste - ja cię podniosę, Peter poda ci tę najmniejszą kulę, a ty ją tam ułożysz i uklepiesz, by się przypadkiem nie zsunęła.
Elise w pierwszej chwili pomyślała, że Syriusz zwariował, jednak musiała przyznać, że jego plan ma sporo sensu. Tak więc koniec końców została uniesiona przez niego w górę, wciąż pozostając w pionie, po czym ułożyła kłopotliwą kulę w odpowiednim miejscu. Za pomocą śniegu, który podał jej Peter, "przykleiła" kulę do bałwana i strzepnęła nadmiar śniegu - niefortunnie wprost na głowę Syriusza.
— Elise! — zawołał z niezadowoleniem.
— Wybacz, Syriusz — zaśmiała się, po czym strzepnęła śnieg z włosów bruneta. — Nie byłam za ciężka? — zapytała, kiedy była już z powrotem na ziemi.
— Jesteś leciutka, a ja jestem tak silny, na jakiego wyglądam — odparł z figlarnym uśmiechem. — Nie musisz się o nic martwić.
Elise roześmiała się.
— W porządku, panie siłaczu, teraz musimy upodobnić bałwana do Jamesa — powiedziała, wskazując na patyki i kamyki, które miały im posłużyć na twarz bałwana. Ręce zostały ulepione ze śniegu, więc tylko wystarczyło wetknąć w jedną z nich patyk, mający udawać różdżkę.
— No to hop do góry, panienko Mayers — zaśmiał się Syriusz, wyciągając ręce w jej kierunku.
Po niewielkiej metamorfozie bałwan miał już oczy, usta, a także okulary z cienkich gałązek, wetkniętych w śnieg oraz guziki. Brakowało tylko czegoś, co mogłoby posłużyć za nos, bo niestety marchewką nie dysponowali. Koniec końców nos miał udawać grubszy patyk.
Cała trójka odsunęła się nieco, by popatrzeć na swoje dzieło.
— No, no — powiedział Syriusz krytycznym głosem. — Wygląda całkiem jak James.
— Słyszałem to, Syriusz — usłyszeli za sobą rozbawiony głos Jamesa. Jego drużyna również skończyła lepienie bałwana. — Czas przekonać się, kto funduje piwo kremowe.
Po upewnieniu się, czy wysokość bałwanów przewyższa Jamesa oraz który z nich jest wyższy okazało się, że obydwa bałwany spełniają pierwszy warunek i są tego samego wzrostu. To oznaczało, że jest remis.
— Czyli wszyscy razem idziemy na kremowe piwo! — skwitował James. — A ja mam dwa sobowtóry! Myślicie, że moglibyśmy jeszcze ulepić po sobowtórze Evans dla każdego z nich?
Nikt nie był pewny, czy Lily by się to spodobało, więc na razie James musiał wstrzymać się ze swoim pomysłem.
— Może w przyszłym roku ulepicie razem swoje sobowtóry? — Syriusz szturchnął go w żebra. — A do tego gromadkę mniejszych bałwanków?
— Bardzo śmieszne, Syriusz — odparł James, choć sądząc po śmiechach musiało to być rzeczywiście śmieszne.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Z całej szóstki przyjaciół nikt nie zostawał w Hogwarcie na święta - nawet Syriusz, choć zupełnie bez entuazjazmu wracał do swojej rodziny. Pocieszenie stanowił fakt, że nie był to przesadnie długi okres czasu jak chociażby dwa miesiące wakacji. Przy takiej ilości dni do spędzania na Grimmauld Place ferie mogły się schować.
Elise, Delilah i Huncwoci obdarowywali się nawzajem prezentami świątecznymi przed wyjazdem na święta ‐ w czasie ferii raczej nie mieliby tylu sów, by wysłać je do pięciu osób.
Na peronie numer dziewięć i trzy czwarte Syriusz dosyć długo żegnał się ze swoimi przyjaciółmi. Zapewne po to, by jak najbardziej opóźnić powrót do rodziny. Można nawet powiedzieć, że życzył sobie, by rodzice ze zniecierpliwienia zostawili go na peronie, a wtedy on nie musiałby wracać z nimi - James już dawno mu mówił, że w razie czego u niego zawsze znajdzie się miejsce dla zbłąkanego Syriusza.
— Max, mały bracie, szkoda, że nie możesz się zabrać ze mną — westchnął, trzymając nieśmiałka na dłoni podczas pożegnania. — Nie byłbym samotny i w ogóle...
Nieśmiałek jakby go zrozumiał, bo w geście pocieszenia przytulił się do jego dłoni, jednak widać nie chciał opuszczać Elise. Black uśmiechnął się szeroko.
— Właśnie, Max, mam coś dla ciebie — powiedział, po czym wyjął z kieszeni zimowego płaszcza jakiś miniaturowy kubek. Jak się okazało, w środku były suszone korniki. Zauważywszy zawartość, Max znów przytulił się do dłoni Syriusza. — No to życzę smacznego, Max — dodał ze śmiechem, po czym podał nieśmiałka i jego prezent Elise.
Blondynka roześmiała się. W tym roku Syriusz najwyraźniej zrobił napad na sklep z ceramiką, bo wszystkim swoim przyjaciołom sprezentował kubki, a wszystkie były pełne pomniejszonych gadżetów do robienia żartów.
— Zadziwiasz mnie, Syriusz — powiedziała, wsadzając do kieszeni Maxa i jego prezent od Syriusza. — W życiu bym się nie spodziewała, że aż tak się polubicie z Maxem.
— Potrafię i uwielbiam zaskakiwać, Eli — odparł, mrugając do niej okiem. — I chyba powinienem zastanowić się nad sprawieniem sobie jakiegoś zwierzaka, moja mama byłaby zachwycona.
— Niuchacz narobiłby sporo bałaganu — poradziła mu blondynka i też mrugnęła okiem.
— Złote rady Elise Mayers — zachichotał Gryfon. — Warto je zapamiętać.
Ostrożnie przytulił ją na pożegnanie, by przypadkiem nie zgnieść siedzącego w jej kieszeni Maxa, po czym niechętnie odszedł w kierunku czekających na niego rodziców i brata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro