Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9. Korniki na powitanie

— A kto to wrócił? — to retoryczne pytanie zadał Syriusz, kiedy zauważył Maxa, wyglądającego z kieszeni Elise. — Mały bracie, wróciłeś!

Blondynka uśmiechnęła się, po czym wyjęła Maxa z kieszeni i posadziła na swojej dłoni.

— Hagrid przyniósł go dziś rano — odpowiedziała, podając nieśmiałka Syriuszowi. — Na szczęście już wyzdrowiał.

— Brakowało nam ciebie, Max — powiedział brunet do zwierzaka, który wydał z siebie dźwięk podobny do chichotu.

Radość Syriusza z powodu powrotu nieśmiałka została przerwana przez Remusa, który przypomniał mu o tym, że przecież mają teraz lekcje, na które za chwilę mogą się niechcący spóźnić.

— No naprawdę, Remus? — zapytał Black ze zrezygnowaniem. — Przerywasz moje bardzo wzruszające powitanie z moim małym bratem! Tak długo się nie widzieliśmy...

— Może powinieneś powitać go... Elise, co jedzą nieśmiałki? — zapytał ją Remus.

Blondynka roześmiała się.

— Korniki.

— Czemu nie — szatyn też zachichotał. — Może powitasz go kornikami, Syriuszu?

— A żebyś wiedział, że tak zrobię — odparł Syriusz i oddał Elise nieśmiałka, by udać się na lekcję.

Nie było mowy, by chłopak nie dotrzymał swojego słowa. Co prawda miał pewne trudności z odnaleziem tych owadów, ale jakimś sposobem mu się to udało, choć oficjalne powitanie Maxa miało miejsce dopiero następnego dnia. Pozostali Huncwoci, a także Elise i Delilah byli bardzo rozbawieni, kiedy Syriusz wygłaszał swoje przemowy o tym, jak bardzo cieszy się z powrotu Maxa. Cała siódemka siedziała przy jednym ze stolików w pokoju wspólnym Gryffindoru ze szklankami soku dyniowego, a Max siedział na stole przed talerzem korników. Wszystkie dziewczyny, które dotychczas kręciły się jak najbliżej Syriusza, teraz trzymały się jak najdalej od niego, właśnie ze względu na korniki, które przyniósł.

— Witaj z powrotem, Max — powiedział James.

— Wypijmy za zdrowie naszego małego przyjaciela — powiedział Syriusz, unosząc szklankę z sokiem dyniowym i stukając się nią razem z pozostałymi. Max zapiszczał, jedząc swojego kornika. — Cieszę się, że tak ci smakują moje kornikowe specjały, Max.

Było jasne, że Syriusz Black nigdy nie spoważnieje. Elise uważała, że to dobrze, bo Syriusz nie podchodzący do wszystkiego z humorem nie byłby Syriuszem.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Na początku grudnia zaczął padać niewielki śnieżek, co przypomniało Elise, że jesień dobiega końca.

— Zaraz koniec jesieni, a nic gorszego oprócz choroby Maxa się nie wydarzyło — zauważyła Elise z radością. — I najlepiej niech tak pozostanie.

Delilah jakoś nie miała ochoty psuć przyjaciółce humoru stwierdzeniem, że jeszcze przed nią wiele jesieni. Choć tak naprawdę nie musiała tego robić, bo Elise doskonale o tym wiedziała, ale wolała o tym teraz nie myśleć.

Nauczyciele mogliby pomyśleć, że skoro zbliżają się święta, to Huncwoci przystopują ze swoimi wygłupami. Nic bardziej mylnego - teraz wymyślali jeszcze więcej żartów, bo po pierwsze, muszą sprezentować je dla jak najwięcej uczniów (zwłaszcza Snape'owi), a po drugie... Cóż, skoro przez cały rok byli żartownisiami, to czemu w święta miałoby być inaczej?

— Bardzo ładna filiżanka — zauważyła Elise, kiedy Huncwoci obmyślali kolejny żart, a ona i Delilah były razem z nimi w ich pokoju wspólnym.

— Nie radziłbym z niej pić — zaśmiał się James. — No chyba, że bardzo chcesz, by ugryzła cię w nos.

Blondynka z rozbawieniem przekrzywiła głowę.

— Gryząca filiżanka?

— Ze sklepu Zonka — Syriusz pokiwał głową. — Chcesz sobie wypić herbatę, a tu haps! i filiżanka gryzie cię w nos — dodał ze śmiechem.

— Komu zamierzacie ją podrzucić? — zainteresowała się Elise.

— Smarkerusowi — odrzekł krótko James.

— Pomyślałby kto, że go nie lubicie, a jednak wydajecie na niego pieniądze — zaśmiała się Delilah.

— Wydajemy je na żarty, droga przyjaciółko — oburzył się Syriusz. — Na Smarkerusa nie wydałbym złamanego knuta...

— Tak jak mówisz, drogi przyjacielu — Delilah przewróciła oczami z rozbawieniem.

Następnego dnia zanim Snape i jego koledzy zdążyli przyjść do Wielkiej Sali, James podmienił kubki przy stole Ślizgonów w miejscu, w którym zazwyczaj on siedział. Żart nie do końca poszedł zgodnie z planem, bo Severus zmienił miejsce, a na gryzący kubek nadział się jeden z jego towarzyszy. Mimo to sytuacja rozbawiła Huncwotów, a żart został uznany za udany.

Tyle że nie skończyło się na jednym żarcie - pozostałe według planu trafiły się Snape'owi. Lily Evans zauważyła ich poczynania, a ponieważ była przyjaciółką Severusa i prefektem, to nie mogła przejść obojętnie.

— Dalibyście mu wreszcie spokój! — mówiła, choć nie miało to większego sensu, bo Huncwotom nie robiła różnicy jeszcze jedna reprymenda, skoro dostawali ich tyle od nauczycieli. — Aż taką przyjemność sprawia wam gnębienie innych?

— My przynajmniej nie stosujemy do tego czarnej magii! — argumentował Syriusz.

— Co to za bzdury! Severus też nie używa czarnej magii!

— Na milę widać, że się nią interesuje — odrzekł Black.

— Psycholog się znalazł — prychnęła Lily, po czym zwróciła się do Remusa: — Dlaczego nie wybijasz im tego z głów?

Szatyn uniósł ręce w obronnym geście.

— Robię co mogę, Lily... — zaczął Remus, ale rudowłosa nie dała mu dokończyć.

— Zachowujecie się dziecinnie! Nie sądzicie, że czas dorosnąć?

— Istotnie — przytaknął James. — A tak przy okazji, umówisz się ze mną, Evans?

— Chyba sobie żartujesz — burknęła Lily.

— Absolutnie nie.

— Więc ja absolutnie odmawiam — odparowała Lily.

Chciała znaleźć sposób na to, by Huncwoci zostawili w spokoju Severusa. Miała nadzieję, że Elise i Delilah, które akurat przechodziły korytarzem, jej w tym pomogą. W końcu były ich przyjaciółkami, może ich by posłuchali.

— Elise! Delilah! — zawołała do nich. — Mogłybyście pomóc mi przemówić im do rozumu?

Elise i Delilah popatrzyły po sobie, zastanawiając się, czy w tym momencie powinny zacząć się bać.

— Gdybyśmy wiedziały, o co chodzi, to możliwe, że mogłybyśmy... — powiedziała niepewnie Elise.

Syriusz, James, Remus i Peter
praktycznie czuli się tak, jakby właśnie byli strofowani przez swoją matkę, która następnie opowiada swoim przyjaciółkom o ich wybrykach. Z tą różnicą, że Lily ani nie była ich matką, ani nie przyjaźniła się z Elise i Delilah.

Gryfonka wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła im opowiadać o tym, że chłopcy powinni wreszcie zostawić w spokoju Snape'a, że powinni zająć się sobą, a najlepiej, gdyby przy okazji się trochę uspokoili. James i Syriusz oczywiście nie omieszkali dodać swoich komentarzy o tym, że tylko drugie z tych wymagań jest częściowo możliwe, ale Lily kazała im sobie pójść, co też niechętnie uczynili.

— Same widzicie, że to poważna sprawa — dodała na koniec. — Może wy im przemówicie do rozumu, bo ja już nie wiem...

Elise może i uważała, że Lily ma rację i jej przyjaciele rzeczywiście powinni zostawić w spokoju jej kuzyna, ale... Nie mogła tego od nich wymagać. Jako ich przyjaciółka była w stanie zaakceptować błędy, które popełniają oraz wady, które posiadają. Jak powszechnie było wiadomo, każdy popełnia błędy, a czasami dopiero po jakimś czasie ich żałuje.

Nie żeby nie próbowała wyjaśnić im, że powinni przystopować, ale ponieważ chłopcy obiecali jej, że nie zrobią krzywdy Snape'owi, uznała, że i tym razem im zaufa.

— Myślę, że powinni sami zrozumieć, gdzie popełniają błędy — powiedziała Elise łagodnie.

— Nie obchodzi cię, że dręczą Severusa? — zapytała z niedowierzaniem Lily. — To twój kuzyn, powinno cię to choć trochę zainteresować...

— Nie mówię, że to pochwalam — odpowiedziała spokojnie Elise — ale nikt nie jest bez wad ani wolny od błędów.

Lily zmierzyła blondynkę badawczym spojrzeniem, po czym obróciła się na pięcie i odeszła. Jak się później okazało, Huncwoci ponownie nie uniknęli szlabanu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro