Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8. Zwierzątkowa mania

Elise sama nie wiedziała dlaczego, ale w czwartek wieczorem uznała, że musi posiedzieć gdzieś, gdzie będzie cicho. Czasami miała potrzebę wyciszenia się i chociażby popatrzenia, jak wiatr porywa zeschnięte liście z drzew.

Zwłaszcza te zeschnięte liście przypominały jej o wróżbie Delilah. Choć nie reagowała paniką na każdy usychający listek, jaki pojawiał się na jej drodze, to czasami zastanawiała się, jak to wszystko się potoczy. Czy przepowiednia jej przyjaciółki ma szansę się sprawdzić? A jeśli tak, to co złego może przynieść?

Siedziała na jednym z parapetów i prawie z niego spadła, kiedy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Jak się okazało, to jej brat postanowił ją wystraszyć prawie że na śmierć.

— Ellie, co ty tu jeszcze robisz?

— No wiesz, nie jestem już małą pierwszoroczną, która od razu po kolacji musi iść do pokoju wspólnego — odparła, na co Andrew się roześmiał.

— Rzeczywiście, nie jesteś, ale dawno nie widziałem cię na korytarzu o tej porze.

— Musiałam cię zmylić, dlatego codziennie jestem na innym korytarzu — zażartowała Elise z błyskiem w oku.

— Rzeczywiście Hogwart jest ogromny, więc mogłoby znaleźć się tyle korytarzy — zaśmiał się Andrew, po czym przysiadł na parapecie obok siostry. — A tak na poważnie, dręczy cię ta przepowiednia od Delilah, prawda?

Elise westchnęła, co od razu zasygnalizowało Andrewowi, że ma rację. Odkąd tylko jego młodsza siostra zaczęła naukę w Hogwarcie, starał się mieć na nią oko. Wiedział, że nie może mieć wpływu na to, jakich znajomych sobie wybiera, dlatego nie mógł zabronić jej przyjaźnić się z Keirą Wright, która koniec końców uznała, że ma dosyć Elise i jej manii. Przez manię miała oczywiście na myśli pasję Krukonki. Andrew cieszył się, że kiedy został prefektem, mógł bezceremonialnie odprowadzić Keirę do nauczycieli za jej przewinienia, których się później dopuszczała. Ponieważ ona również była w Slytherinie, pozostawiał karę do decyzji profesora Slughorna, bo ciężko byłoby mu odbierać punkty własnemu domowi.

Niemniej jednak Andrew cieszył się, że Elise zyskała piątkę dobrych przyjaciół na miejsce jednej i to wyjątkowo fałszywej. Warto było wiedzieć, że jego siostra nie zostanie sama, kiedy on odejdzie ze szkoły. Z Huncwotami znał się nawet dłużej niż Elise i wiedział, że pomimo swoich wybryków nie potraktowaliby źle Elise. Podobnie zresztą jak Delilah.

— Ta cała przepowiednia jest strasznie pokręcona — powiedziała Elise, a jej jasne włosy powiewały na lekkim wietrze. — Mamy już listopad, czyli praktycznie zaraz będzie koniec jesieni i jedyne, co złego mnie spotkało, to że Max zachorował, ale na szczęście to nic poważnego. Przecież jeśli najgorsze dopiero się wydarzy...

— Elise, stop — blondyn zatrzymał potok słów siostry, zanim ta zdążyłaby wysnuć jakieś czarne scenariusze. Zaraz potem rozpostarł ramiona, by ją przytulić.

Rodzeństwo siedziało tak przytulone przez dłuższą chwilę, dopóki Andrew nie odsunął Elise na długość ramion, chcąc upewnić się, czy siostra czuje się lepiej.

— Chyba tak — przytaknęła. — Dzięki, że chciało ci się znosić moje melancholijne wywody.

— Eli, musisz wiedzieć, że nigdy nie zostaniesz sama ze swoimi problemami — odpowiedział Andrew, uśmiechając się łagodnie. — Masz mnie, Sam, mamę, tatę, Syriusza, Jamesa, Remusa, Petera, Delilah... Severus pewnie też byłby skłonny ci pomóc, mimo że może tego tak nie widać... Żadna nieszczęśliwa przepowiednia tego nie zmieni.

— Żadna — powtórzyła Elise, kiwając głową.

— Właśnie tak. Będziesz o tym pamiętać?

Na twarzy blondynki wykwitł niewielki uśmiech. To ucieszyło Andrewa, który przypomniał sobie, że za niedługo powinien udać się na patrol. Zanim jednak to nastąpiło, wolał odprowadzić siostrę pod Wieżę Ravenclawu, by nie musiała iść sama.

▪︎ ▪︎ ▪︎

W sobotę pogoda niezbyt zachęcała do wychodzenia na mecz Gryffindoru i Hufflepuffu, ale ponieważ przyjaciele Jamesa postanowili, że będą oglądać jego zmagania z przeciwnikami. Choć Delilah miała też inne ambicje.

— Przy każdym meczu Puchonów mam nadzieję, że Reagan spadnie z miotły — powiedziała zawiedziona — i za każdym razem jakimś spodobem ten pajac się na niej utrzymuje.

Remus pokręcił głową, bo czasami nienawiść Delilah do Michaela Reagana wydawała mu się nieco dziecinna. Tak po prawdzie to jego rozumowanie było sensowne, bo nienawiść Delilah sięgała czasów dzieciństwa.

Elise z uśmiechem na twarzy obserwowała rozgrywający się mecz, szczerze kibicując przyjacielowi, choć nie było jej słychać tak bardzo, jak Syriusza i Petera.

— Pokaż im, jak grają Gryfoni, James! — dopingował przyjaciela Syriusz.

— Nawet nie zbliżą się do Pucharu Quidditcha! — wrzeszczał Peter.

— Z takimi kibicami wstyd byłoby przegrać — zaśmiała się Elise, na co Syriusz i Peter tylko wyszczerzyli zęby.

— Każda motywacja jest dobra — stwierdził Peter.

— Otóż to — zgodził się Syriusz. — Zapamiętaj tę ważną lekcję, Eli.

— Jasne, zapamiętam — blondynka pokiwała głową z rozbawieniem — i przypomnę wam o motywacji przed SUMami.

Black zamachał rękami przed sobą, jakby odganiał demony.

— Zapomnijmy, że istnieje coś takiego, jak SUMy. To tylko bzdura... — zamierzał dodać coś jeszcze, ale zauważył, że jego przyjaciel zbliża się z kaflem do pętli Puchonów. — Dalej, James!

Delilah i Remus, podobnie jak Elise, oglądali mecz dużo spokojniej, niż Syriusz i Peter - zapewne brunetka opowiadała mu o kolejnym kryminale, nad którym pracowała jej mama. Naturalnie nie zdradzała mu zbyt wielu szczegółów, ale warto było wiedzieć, że fabuła książki ma skupiać się na pewnej kradzieży. Nie zdradziła mu jednak, czego dokładnie, bo tego niestety sama nie wiedziała.

Koniec końców szukający Gryfonów złapał znicz, co zakończyło się ich zwycięstwem. Huncwoci uznali, że wspaniałym pomysłem będzie uczczenie wygranej piwem kremowym, dlatego właśnie to uczynili, przynosząc do swojego pokoju wspólnego owy napój oraz zapraszając Elise i Delilah.

— Kolejne mecze też są nasze! — zawołał James z pewnością w głosie.

— A potem z górki do Pucharu! — dodał Peter.

— Do tego właśnie dążymy — przytaknął Potter.

— Życzę wam tego — powiedziała Elise z uśmiechem.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Następnego dnia była niedziela, a blondynka nie miała pojęcia, czym mogłaby się zająć zaraz po tym, jak skończyła odrabiać swoje prace domowe. Ponieważ ani ona, ani Delilah nie miały nic lepszego do roboty, postanowiły przejść się trochę po Hogwarcie. Kto wie, czy tam nie działo się coś ciekawego?

Tak naprawdę to jedyna ciekawa rzecz, jakiej doświadczyły podczas swojej przechadzki po zamku, było spotkanie z Eilą Edelweiss, która akurat nadchodziła od strony lochów. Na szyi nosiła swój szalik w barwach Slytherinu, co mogło sugerować, że wybierała się na zewnątrz, jednak wcale nie musiało tak być - Eila była tym typem osoby, której było wiecznie zimno, więc często swój szalik nosiła ukryty pod szkolną szatą.

— Cześć! — zawołała radośnie, podchodząc bliżej. — Co słychać?

Elise nie łączyły jakieś bardzo przyjacielskie więzi z Eilą - były co najwyżej koleżankami z roku. Podobno sprawy miały się z Delilah i Eilą. Nie stało to jednak na przeszkodzie miłej rozmowy.

— Wszystko jest w porządku — odpowiedziała Delilah z uśmiechem. — A jak u ciebie i twoich sióstr?

Widocznie temat sióstr nie był aktualnie ulubionym tematem Eili, bo dziewczyna chwilę się zawahała.

— Aislin i jej mąż mają się dobrze — odpowiedziała ostrożnie — a jeśli chodzi o Brennę, to trochę się o nią martwię.

— Coś się stało? — zapytała łagodnie Elise.

— Po prostu... Jest teraz trochę osamotniona i jakby przygnębiona — odpowiedziała Eila, po czym pokręciła głową, rezygnując z dalszego ciągnięcia tematu o Brennie. — Dobrze, że przynajmniej ludzie pamiętają o miłości teraz, kiedy... Kiedy Voldemort zbiera swoich popleczników...

Elise i Delilah nie potrafiły się z nią nie zgodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro