Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49. W atmosferze oczekiwania

O tym, że Remus lubił Delilah jakoś bardziej James, Syriusz i Peter dowiedzieli się wcześniej niż Elise od Delilah, bo jakoś w styczniu. Nie żeby ich to jakoś specjalnie zdziwiło - w końcu James już od jakiegoś czasu upierał się, że on i ona mają się ku sobie. I miał rację, choć nie wiedział, czy Delilah też tak lubi Remusa.

Sprawy sercowe Remusa i Delilah miały zostać rozwiązane przez nich samych.

Nie znaczyło to jednak, że nastało to szybko - nie, bo zanim zostali parą, Remus miał za sobą jeszcze nieudaną próbą powiedzenia Delilah, co do niej czuje. Dopiero dziesiątego marca, kiedy to obchodził swoje siedemnaste urodziny, coś się pomiędzy nimi zmieniło.

Remus zdecydowanie nie chciał obchodzić swoich urodzin hucznie - uznał, że wystarczy mu spędzenie ich wraz z przyjaciółmi, więc oni to uszanowali i rzeczywiście spędzili z nim ten dzień. A kiedy nastała sobota, skądś wynaleźli alkohol i uczcili pełnoletność Remusa, a także kolejny związek wśród nich.

— No to wychodzi na to, że jestem tu najmłodsza — roześmiała się Elise. Akurat jej nie ciągnęło aż tak do alkoholu - jedyne co, to wypiła z nimi symbliczny kieliszek. Podobnie było z Delilah. Ktoś musiał być troszkę bardziej trzeźwy.

Syriusz roześmiał się i objął ją ramieniem.

— Taka dziecinka z ciebie, Eli — powiedział, po czym pocałował ją w policzek.

— Pocieszę cię, Elise — oznajmił James po chwili namysłu. — Nie jesteś najmłodsza, bo Max jest jeszcze młodszy.

Elise roześmiała się i spojrzała na nieśmiałka, który w najlepsze spał na jej kolanie.

— Rzeczywiście, to pocieszająca świadomość...

▪︎ ▪︎ ▪︎

Właśnie w marcu siostra Elise miała brać ślub. Na ową uroczystość Syriusz wybierał się z Elise jako zaproszona przez nią osoba towarzysząca. Black raczej nie miał za dobrych wspomnień z dotychczasowymi uroczystościami ślubnymi, w jakich uczestniczył - z perspektywy czasu coraz bardziej widział w nich coraz więcej przeciw aniżeli za.

Przede wszystkim wiele małżeństw w jego rodzinie było wymuszonych, zaaranżowanych, pozbawionych miłości. Wystarczyło mu tylko pomyśleć o Bellatrix, która zaraz po ukończeniu Hogwartu wyszła za Rudolfa Lestrange'a. Ich małżeństwo było zupełnie pozbawione tego, co powinno w sobie mieć - miłości. I tego też Syriusz nie lubił w swojej rodzinie. Czysta krew ponad wszystko. Nie pamiętał, kiedy usłyszał od rodziców, że go kochają. Na pewno było to dawno. O ile w ogóle było.

— Nad czym się tak zastanawiasz? — zapytała go Elise, kiedy byli już w domu Mayersów.

Syriusz uśmiechnął się do Elise. Akurat przebywali w jej pokoju, którego ściany pomalowane były na kolor chabrów. Na stoliku stała roślina, która wyglądem przypominała drzewo, a którą szczególnie polubił Max - bawił się na niej w najlepsze, czemu Syriusz przypatrywał się z uwagą, podczas gdy Elise podeszła do niego i przejechała dłonią po jego lokach. Black przyciągnął ją do siebie i przytulił.

— A, o ludziach, z którymi jestem związany więzami krwi — odparł, wzruszając ramionami. — Raczej nie chcesz o tym słuchać.

— Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś, że zawsze cię wysłucham? — Elise pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

— Miną lata, zanim do tego przywyknę — zaśmiał się Syriusz, po czym posadził sobie Elise na kolanach i znów ją przytulił. — Ogólnie myślałem o tym, jak niewiele małżeństw w mojej rodzinie było branych z miłości... Chyba tylko moja kuzynka Andromeda wyszła za tego, którego kochała... Swoją drogą na pewno by cię polubiła.

— A ja chętnie bym ją kiedyś poznała — powiedziała Elise. — Bo z tego, jak o niej opowiadasz, wnioskuję, że jest cudowna.

— Bo tak jest — przytaknął z uśmiechem Syriusz. Spojrzał na Elise, a z jego ust nie znikał uśmiech. — Cudowna jak ty.

Blondynka też się uśmiechnęła, a w następnej chwili Syriusz połączył ich usta w pocałunku. Nie trwał on zbyt długo, bo zaraz potem usłyszeli czyjeś kroki, dobiegające z korytarza.

Black odnalazł spojrzenie swojej dziewczyny i uśmiechnął się.

— Mam nadzieję, że uda mi się was zapoznać w te wakacje.

Elise także miała taką nadzieję.

▪︎ ▪︎ ▪︎

W dzień ślubu Samanthy i Christiana w domu Mayersów zdecydowanie panowała atmosfera oczekiwania i przygotowań. Każdy był czymś zajęty - Elise wraz z drugą druhną i świadkową swojej siostry pomagała jej w przygotowaniu się do uroczystości, Syriusz z Andrewem pomagali Christianowi, zaś pan i pani Mayers wraz z rodzicami pana młodego upewniali się, czy w sali weselnej wszystko jest jak należy.

Samantha westchnęła, patrząc w lustro, gdzie malowało się jej odbicie. Potraktowana lekkim makijażem twarz prezentowała się nienagannie, zaś druhny zajmowały się układaniem jej włosów. Oprócz Elise druhną była jeszcze Melissa, która miała niebawem zostać szwagierką panny młodej, zaś przyjaciółka Samanthy, Holly, została jej świadkową.

— Nie wierć się, Sam — powiedziała Melissa, upinając brązowe włosy panny młodej. Powstał z tego kok, z którego celowo wychodziło kilka niesfornych pasm, które z kolei zostały zakręcone za pomocą czarów, a następnie utrwalone.

Elise przyłożyła do włosów siostry biały kwiat, na który wcześniej zostało rzucone zaklęcie, dzięki któremu miał dłużej nie więdnąć.

— Tak powinno być dobrze — powiedziała, spoglądając na pozostałe dwie dziewczyny.

Holly i Melissa cofnęły się o krok do tyłu, by upewnić się, czy kwiat rzeczywiście będzie przypięty w dobrym miejscu.

— Ociupinkę w lewo, Elise — poprosiła Melissa. — Dobrze... A mogłabyś jeszcze troszeńkę w dół? O, idealnie — skwitowała, kiedy kwiat znalazł się w, jej zdaniem, idealnym położeniu.

Z powrotem podeszła do Samanthy i pomogła Elise w przymocowaniu kwiatu do fryzury przyszłej panny młodej. Zaraz potem lekko wzięła blondynkę za ramię i odciągnęła do tyłu, jakby nadeszła pora na sprawdzenie, jak prezentuje się Samantha.

Przyszła panna młoda uśmiechnęła się i wstała z krzesła, na którym siedziała. Jak można było się spodziewać, biła od niej biel - suknia ślubna, którą miała na sobie, sięgała jej do kolan, gdyż Samantha nie chciała sukni ciągnącej się po ziemi. Miała długie rękawy, biorąc pod uwagę pogodę, która w połowie marca bywała zdradliwa. Od talii w górę sukienka ozdobiona była koronką i była to jedyna ozdoba - poniżej był już jedynie biały, przyjemny w dotyku materiał.

— Łał — skomentowała Elise. — Wyglądasz wspaniale, Sam.

Samantha uśmiechnęła się do niej i dwóch pozostałych dziewczyn. Również od nich zyskała kilka komplementów, za co od razu im podziękowała.

Max, który dotychczas spał na stołku, teraz podniósł się z niego i spojrzał na Samanthę. Na pierwszy rzut oka jej nie poznał, więc czym prędzej znalazł się tuż przy Elise, ukrywając się za jej nogami.

— To zwierzątko jest naprawdę... Niewiarygodne — powiedziała ze śmiechem Melissa. Była siostrą pana młodego, a co za tym idzie - ona również nie miała wcześniej nic wspólnego z magią. Dlatego wszelkie czary oraz magiczne zwierzęta, które były obecne w domu Mayersów, były dla niej czymś zupełnie nowym.

— Ale że mnie nie poznał... — Samantha pokręciła głową z rozbawieniem.

— No, ja się mu nie dziwię — zażartowała Elise. — Tylko oby cię Christian poznał...

Elise. — Blondynka roześmiała się, słysząc poważny ton siostry i widząc jej mordercze spojrzenie.

Na pewno nigdy wcześniej nie widziała panny młodej, patrzącej na swoją druhnę z mordem w oczach. Ale że jeszcze sama tego doświadczyła...?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro