Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32. Prawie idealny żart

Na szczęście kolejnego dnia była sobota, dlatego wszyscy mogli w spokoju odespać imprezę, która miała miejsce poprzedniej nocy. Niektórzy postanowili zjeść śniadanie, a następnie oddać się błogiemu odpoczynkowi, a inni nawet nie zaprzątatali sobie głowy wstaniem na śniadanie. Elise należała do tej pierwszej grupy - z jakiegoś powodu nawet w soboty budziła się tak wcześnie, jak w ciągu tygodnia i nie mogąc potem dalej spać, po prostu wstawała z łóżka.

W Wielkiej Sali Elise nie spotkała Huncwotów, gdyż ci oczywiście jeszcze spali. Był tam już natomiast Michael, w samotności jedzący swoje śniadanie. Zauważywszy ją, chłopak uśmiechnął się i gestem zawołał ją do siebie. Elise odwzajemniła uśmiech i ruszyła w jego kierunku.

— Hej, Michael — przywitała się z nim i usiadła obok. — Jak po imprezie?

— Nie jest źle — przyznał Michael. — Ale impreza była genialna.

— Chłopcy zawsze mówią, że takich imprez jak w Gryffindorze to w całym Hogwarcie nie znajdziesz — zaśmiała się blondynka. — Chyba wcale nie przesadzają, kiedy tak mówią.

— To prawda. — Michael też się roześmiał, po czym podsunął swój talerz z tostami w jej stronę. — Jesteś głodna? Śmiało, częstuj się.

Elise skorzystała z propozycji i zjadła śniadanie razem z Michaelem, spędzając poranek na miłej rozmowie z nim.

Po śniadaniu blondynka wróciła do dormitorium, przynosząc przy okazji śniadanie dla Delilah. Jej przyjaciółka jeszcze spała, za to Max już nie - natychmiast podbiegł do swojej właścicielki, po czym po jej nodze wspiął się na ramię, czepiając się pazurkami jej ubrań. Elise musiała odstawić talerz na bok, by przypadkiem go nie upuścić, bo pazurki Maxa powodowały u niej łaskotki.

Delilah obudziła się dosyć wcześnie jak na nią - przed dziewiątą podniosła się do siadu i posłała swojej przyjaciółce nieco zaspany uśmiech.

— O Merlinie, czy tylko mnie tak bolą nogi? — westchnęła, na co Elise się roześmiała.

— Nie tylko ty masz ten problem, Lilah.

— Mimo wszystko dawno nie bawiłam się tak dobrze, jak wczoraj — stwierdziła Delilah, po czym westchnęła. — Ciekawe tylko, jak się dziś czuje Remus, wczoraj nie czuł się najlepiej.

Elise nie dała po sobie poznać, że zna prawdziwy powód złego samopoczucia Remusa. Musiała grać tak, aby Delilah niczego się nie domyśliła.

— Cóż, każdemu się zdarza czuć się gorzej...

— Ale żeby tak często? — zdziwiła się Delilah.

— Remus ma naprawdę dobre oceny — zauważyła Elise. — Może czasami uczy się do późna i stąd to zmęczenie?

— Coś w tym jest — przytaknęła Delilah, a Elise miała nadzieję, że to wystarczyło na wątpliwości przyjaciółki. — Będę musiała pogadać z nim o tym, jak ważny jest sen.

I właśnie to Delilah zrobiła po południu - niczym matka strofująca swoje niegrzeczne dziecko tłumaczyła Remusowi, że zarywanie nocy dla nauki jest naprawdę nieodpowiedzialne. Remus nawet nie próbował wyprowadzać Delilah z błędu - jeśli dziewczyna uważała, że jego złe samopoczucie wynika z braku snu, to jego zdaniem był to dobry sposób na zatajenie przed nią prawdy. Nawet jeśli nienawidził jej okłamywać, to był przekonany, że prawda byłaby dla niej o wiele gorszą alternatywą.

Akurat następnego dnia wypadała pełnia. Elise uznała, że z dormitorium wyrwie się dopiero gdy Delilah zaśnie. Brunetka miała na tyle mocny sen, że raczej nie budziła się w środku nocy.

Lecąc (już jako skowronek) w kierunku Wrzeszczącej Chaty Elise miała nadzieję, że ta pełnia przebiegnie bez większych problemów. Ostatnio jedyne, co się zdarzyło, to że Remus prawie uciekł im z Wrzeszczącej Chaty, ale na szczęście do tego nie dopuścili.

Tyle że tym razem też pojawił się problem. Lecąc, zauważyła swojego kuzyna, który zmierzał w kierunku Wrzeszczącej Chaty. Elise nie mogła pozwolić, by się tam dostał, bo przez to mógłby poznać sekret Remusa, więc starała się jakoś odwieść od tego pomysłu. Tyle że Snape ani myślał pozwolić, by jakiś skowronek mu w tym przeszkodził - odepchnął ptaszka, jakby ten był po prostu muchą. Elise rozumiała, że ten nie ma pojęcia, że owy skowronek to jego kuzynka, ale jednak niezbyt podobał jej się fakt, że Snape tak traktuje Merlinowi ducha winne ptaki.

Koniec końców Severusowi udało się unieszkodliwić wierzbę za pomocą długiego kija, który przytknął do odpowiedniego konara. Wierzba znieruchomiała, ukazując przejście do tunelu. Ślizgon uśmiechnął się i śmiało wszedł do tunelu. Za nim pofrunęła Elise, ćwierkając szaleńczo.

— Co za okropne ptaszysko — mruknął, na co Elise oczywiście poczuła się dotknięta.

Snape zupełnie nie spodziewał się, że z tunelu wybiegnie jeleń, biegnąc w jego kierunku, a po drodze zmieniając się w jego największego wroga we własnej osobie - Jamesa Pottera. Niestety, za plecami Jamesa dało się ujrzeć wilkołaka, który był w tym momencie powstrzymywany od rzucenia się na ludzi przez czarnego psa.

— Na co się tak gapisz? Odwrót! — zawołał James, po czym wypchnął Snape'a z tunelu. Elise przysiadła na ramieniu Jamesa, a kiedy znaleźli się na zewnątrz, sfrunęła na ziemię, wracając do swojej rzeczywistej postaci.

Snape otworzył szeroko oczy, widząc swoją kuzynkę.

— To... Ty, Elise — zauważył, jakby pierwszy raz w życiu widział animaga. Zapewne najbardziej zaskakującym był fakt, że jego kuzynka jest owym ptakiem, którego nazwał "okropnym ptaszyskiem".

— Taa, to ja — przytaknęła Elise. — Tylko mam pytanie, Severusie. Co ty tu właściwie robisz?

Snape uniósł brwi.

— Mógłbym was zapytać o to samo.

— Gadaj, a nie zmieniasz temat! — polecił mu James przez zęby. Elise położyła przyjacielowi dłoń na ramieniu, pilnując, by ten przypadkiem nie rzucił się na Ślizgona.

Ten ponownie uniósł brwi.

— Myślałem, że Black już pochwalił się, na jaki genialny pomysł wpadł.

— Że co? — zdziwiła się Elise. — O czym ty mówisz?

— Cóż, powiedział mi, że aby unieruchomić wierzbę bijącą, wystarczy dotknąć kijem odpowiedni konar. Najwyraźniej uznał to za doskonały żart — poinformował ich, po czym rzucił prześmiewczo: — Dumbledore nigdy nie pomyślał o zamknięciu Lupina w jakimś ogrodzie zoologicznym? To byłoby bezpieczniejsze dla nas wszystkich.

Cierpliwość Jamesa niestety miała swoje granice. Po tym, co Snape powiedział o Remusie, Gryfon już nie wytrzymał, a Elise nie zdołała go zatrzymać - wyrwał jej się, a jego pięść spotkała się z nosem Severusa.

— James! — zawołała przerażona Elise i odciągnęła przyjaciela od Ślizgona.

— Rozum ci odebrało, Potter?! — zawołał Snape, trzymając się za bolące miejsce. — Cholera, jeśli złamałeś mi nos, to...

— Na pewno nic ci nie złamał — przerwała mu Elise. — A nawet jeśli, to myśl pozytywnie, pani Pomfrey nie z takimi urazami miała do czynienia. — Zaraz potem zwróciła się do Jamesa: — A ty nie musiałeś go od razu atakować!

— Elise, słyszałaś, co ten drań powiedział o Remusie?! — zapytał James. — To...

— Słyszałam, James — zapewniła go Elise. — Ale przemoc nie zawsze jest odpowiedzią na wszystko!

— W większości przypadków jest — wymamrotał James.

Elise nie zamierzała się patyczkować - natychmiast chwyciła Jamesa i Severusa pod ramiona i zdecydowanie ruszyła przed siebie.

— Dokąd idziemy? — zdziwił się James.

— Syriusz i Peter dadzą sobie radę sami — stwierdziła Elise. — My idziemy odprowadzić Severusa do skrzydła szpitalnego. — Po tych słowach westchnęła ciężko. — Syriusz trochę narozrabiał, więc teraz trzeba to doprowadzić do porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro