#4
-ALEX!!!!!!!! - krzyknął Jacke.
-Nie proszę Cię Jacke nie rób tego.. Jacke... - powiedziałam.
-Ruszysz ją a pożałujesz, trzymaj się o de mnie i od Jennifer z daleka, ROZUMIESZ??? - odparł Jacke.
-Sorry ale nie wiem o co ci chodzi..
-Nie wiesz o co mi chodzi? Jennifer chodź na chwilę - powiedział i złapał mnie a rękę, odsunął mi rękaw bluzki i pokazał mu bandaże.
-I co dalej nie wiesz o co chodzi? - powiedział i puścił moją rękę.
-Ale ja naprawdę nic nie wiedziałem... - powiedział Alex - Nic mi nie mówiłaś.. Jennifer?
-Dziwisz się? Jak miała ci powiedzieć? - zapytał z irytowany Jacke.
-Ja.. Przepraszam.. Jennifer.. Wybaczysz mi..?? - odparł Alex.
Nie miałam pojęcia co robić. Jacke dowiedział się o tym że chciałam podciąć sobie żyły. Jestem załamana, na szczęście tylko jeszcze jedna lekcja i do domu.
-(NA LEKCJI)-
Siedziałam obok Kate na biologii.W ogóle nie mogłam się skupić na lekcji. Z jednej strony Jacke obserwował, z drugiej James puszczał do mnie oko, a jeszcze za mną siedział Alex i co chwila dostawałam liściki z przeprosinami ale je wyrzuciłam pod koniec lekcji.
Wyszliśmy z sali na korytarz, szłam do łazienki ale coś mnie zatrzymało. Za rękę złapał mnie Alex. Bałam się jak cholera. Nie wiedziałam jak się zachować, czy wyrwać rękę i pobiec do łazienki czy pobiec do Jacke'a, ale na szczęście szedł James i zareagował.
-Ej Alex nie ładnie jest tak podrywać dziewczynę kumpli, co? - powiedział.
-Co tu się dzieje? - przyszedł w samą porę Jacke.
-A nic tak sobie rozmawiamy że ni warto podrywać dziewczynę kumpla, heh - powiedział z szyderczym uśmiechem James.
-Jennifer.. chodź, a ty nie pamiętasz? Trzymaj się z daleka od Jennifer, albo pożałujesz - powiedział Jacek.
-Chodźmy już. Nie ma czasu - powiedziałam.
Wyszliśmy za teren szkoły. i udaliśmy się do mnie do domu.
-Jak się czujesz? - zapytał.
-A jakbym miała się czuć? - zapytałam - przepraszam Cię że ci nic nie powiedziałam..
-Nic takiego by się nie stało gdyby nic ci nie zrobił, ale...
-Ale gdyby nic mi nie zrobił to byśmy się nie poznali - powiedziałam i pocałowaliśmy się.
Zbliżał się wieczór a ja dalej byłam zakłopotana. Jacke odprowadził mnie pod same drzwi a potem sobie poszedł, a ja dostałam masę wiadomości od Alex'a.
(ALEX) - Przepraszam nic nie wiedziałem o tym że chciałaś podciąć sobie żyły.. naprawdę nie wiedziałem.
(JA) - Nie musisz się tłumaczyć to nie twoja wina...
(ALEX) - To jest moja wina, co mogę zrobić żebyś mi ponownie zaufała???
(JA) - Ja już chyba nikomu nie zaufam... Sorry muszę kończyć
-Hej mogę wejść? - zapytał Jacke.
-Miałeś siedzieć w domu - poweidziałam.
-Nie chciałem być sam, moi rodzice wyjechali.. - powiedział.
-A Lucy? - zapytałam zdziwiona.
-Ale Lucy to co innego, choć Lucek - powiedział a zza drzwi wyszła Lucy.
-Hej, nie jesteś chora? - zapytałam.
-Nie tylko musiałam w końcu cię zobaczyć - powiedziała Lucy ,,Lucek".
- Chodźcie na dół mama przygotowała specjalnie nam Makowca - powiedziałam i zeszliśmy na dół.
Usiedliśmy do stołu a moja mama nie mogła się powstrzymać i usiadła razem z nami, nie obeszło się bez zadawania pytań.
-Wy jesteście rodzeństwem? - głupie pytanie zadała moja mama.
-Tak jesteśmy rodzeństwem.. Ale to Jacke jest ten starszy - powiedziała Lucy.
-No dobra.. To co idziemy na spacer? - za proponowałam.
-To co idziemy? - powiedział Jacke.
Zjedliśmy Makowca i wyszliśmy do ogrodu. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy.
-Słyszałam - powiedziała Lucy - wiem o tych bandażach i o Alex'ie.
- Nie chcem o tym rozmawiać... - powiedziałam.
-Wiem ale musimy to rozwiązać.. - powiedział.
-Nie wiem po co wam to powiedziałam - powiedziałam i udałam się w stronę domu.
Nie chciałam o tym rozmawiać. Weszłam na mały taras mojego domu gdy zatrzymał mnie Jacke.
-Co chcesz? Nie rozumiecie że nie... - położył mi pale na ustach.
-Wiem że nie chcesz ale musisz w końcu to z siebie wydusić, jeśli tego nie zrobisz to będzie dalej krzywdził inne dziewczyny - powiedział i podszedł do mnie.
-Nie ja nie mogę.. - powiedziałam.
-Musisz... jak nie ty to ja.. - odparł.
-Nie.. dobra powiem ale tylko w twojej obecności.. - powiedziałam zgadzając się na jego warunki.
-Grzeczna Jennifer - powiedział śmiejąc się ze mnie.
-To nie było śmieszn... - w tej chwil pocałował mnie.
-To do jutra czekam na ciebie przed płotem - powiedział i odszedł do Lucy a razem udali się do siebie do domu.
Byłam lekko rozczarowana z tego wieczoru ale warto było z siebie wyrzucić te wszystkie historie które działy się w ostatnich latach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro