Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


Drzwi w moim pokoju nie miały klamki. Pałac, mimo, że piękny i tak pozostawał więzieniem a to wszystko przez dwa zdania, które kiedyś nad moją głową wypowiedział nie do końca trzeźwy prorok.

"Sprowadzi na królestwo zagładę. Wszystko co znane obróci w proch".

Biedak nie dożył następnego poranka. Królewscy strażnicy zamordowali go, aby nikt nie mógł poznać proroctwa wiszącego nad młodszą dziedziczką tronu. Oczywiście mnie też mogliby zabić, ale był pewien bonus mojego istnienia. Moja siostra bliźniaczka. Czarne włosy z białymi pasmami upodabniające nas do Cruelli de Mon były nie do podrobienia. Byłyśmy niemal identyczne przez co byłam jej idealnym sobowtórem. Niemal, bo gdy parę lat temu udało mi się zamknąć ją w pokoju i podszyć pod nią na cały dzień Kara za karę po wszystkim kazała uciąć mi kawałek palca. Zrobił to strażnik, ona nigdy nie brudziła sobie rąk. Idealna kara, nie widoczna z daleka, ale gdybym próbowała otwarcie udawać nią, ktoś od razu zorientowałby się, że nie ma do czynienia z królową. Mimo to w przypadku ataku na pałac byłam jej idealnym sobowtórem, zwłaszcza, że te zdarzały się ostatnio coraz częściej. Kara wpadła do mojego pokoju i nie siląc się na uprzejmości wyciągnęła mnie za rękę z łóżka. Jak na tak drobną osobę miała niepokojąco dużo siły.

- Atakują nas - powiedziała a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji – Musimy iść

Gdyby ktoś nie znał naszej sytuacji mógłby pomyśleć, że Kara to ta dobra starsza siostra, która ratuje młodszą przed śmiercią. Ja byłam jednak pewna, że gdyby nie musiała tu przychodzić omijałaby ten pokój szerokim łukiem. Albo najlepiej zamurowałby drzwi razem ze mną w środku, tak, to by było do niej podobne. Póki co mnie potrzebowała a dopóki to się nie zmieni musiała tu przychodzić.

- Ubieraj się - powiedziała rzucając we mnie sukienką identyczną do tej którą miała na sobie

Pospiesznie ubrałam się nic nie mówiąc, Kara nawet nie zadała sobie trudu, aby się odwrócić.

- Pójdziesz w tym kierunku - powiedziała, gdy byłam już gotowa. Byłam niemal pewna, że to tam znajdę napastników.

Miałam ją udawać i symulować ucieczkę z zamku w tym samym czasie ona uda się niespiesznie do bezpiecznego schronu. Wielokrotnie stosowała ten fortel i powoli zaczęłam mieć wątpliwości czy rebelianci nie zorientują się, że nie jestem osobą, której szukają, bo choć jeszcze ani razu nie zostałam pochwycona to, gdy ostatecznie się to wydarzy nie zamierzałam dla niej kłamać i ryzykować swojego życia, nie byłyśmy aż tak blisko. Mimo to zaczęłam biec we wskazanym kierunku. Każda możliwość wyjścia z pokoju była możliwością ucieczki, której nie zamierzałam zmarnować. Zatrzymałam się na końcu korytarza i rozejrzałam się. Po mojej prawej stronie rozciągało się pobojowisko. Rebelianci dostali się do pałacu przez okno wychodzące na ogrody. Ściana zawaliła się a resztki zasłon dymiły. Od śmierci rodziców napastnicy nie przedostali się tak daleko na teren zamku, dawno nie widziałam takich zniszczeń. Ale to była moja szansa. Strażnicy, nawet Ci przeznaczeni do pilnowania mnie, byli zbyt zajęci opanowywaniem sytuacji - rebelianci poszukiwali królowej w komnatach. Ruszyłam do okna i przeskoczyłam przez gruzy i szkło, już po chwili byłam na zewnątrz. Róże kłuły moje ręce i nogi, ale w końcu byłam wolna. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam na dworze. Euforia wypełniła moje serce, gdy zrzuciłam buty i poczułam pod stopami trawę. Wybuch, który usłyszałam z wewnątrz zamku sprowadził mnie na ziemię. Zaczęłam biec w kierunku, w którym jak mi się wydawało powinna być furtka. Przebiegałam przez ogród, który przez tak długi czas widziałam tylko z pałacowych okien. Byłam już blisko. Żywopłot stawał się coraz większy a furtka dla ogrodników powinna gdzieś tu być. Za sobą nie słyszałam żadnego pościgu. Nerwowo rozejrzałam się za furtką i z paniką stwierdziłam, że nigdzie jej nie ma. Musiała tu być! Jeszcze zanim usłyszałyśmy proroctwo opiekunka zabierała nas tutaj na spacery a my wymykałyśmy jej się z Karą zwiedzając ogrody. Pamięć mnie zawodziła. Biegłam wzdłuż żywopłotu wypatrując klamki od furtki, która musiała gdzieś tu być. Musiała! Powoli opadałam z sił. Frustracja dodatkowo odbierała mi energię. To na nic. Wszystkie elementy ogrodu zdawały się być takie same. Furtka równie dobrze mogłaby być po drugiej stronie pałacu. Skrzypienie wyrwało mnie z amoku. Furtka! Przykucnęłam, aby ten kto obecnie z niej korzysta mnie nie zauważył. To jeden z ogrodników przestraszony atakiem uciekał z pałacu. Gdy straciłam go z oczu, ruszyłam do furtki. Nagle, ktoś szarpnął mnie od tyłu. Potknęłam się o fałdy sukni i poleciałam na mojego napastnika, który już zdążył chwycić mnie za szyję i podduszał mnie, gdy próbowałam się szamotać. Poczułam mdlący zamach i po chwili napastnik przyłożył mi mokrą chusteczkę do ust, z całej siły starałam się powstrzymywać zmęczenie, które nagle mnie dopadło, ale niestety chemikalia, których użyli musiały być silne, gdyż chwilę później moje ciało zwiotczało a umysł nie czując oporu po prostu zasnął.

///////////////////

Cześć i czołem!

Zapraszam do nowej książki pod tytułem "Jej Wysokość Zagłada".

Mam nadzieję, że się spodobało i zostaniecie na dłużej!

Buziaki   😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro