Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23


Zatem dzisiaj dwa rozdziały, póki jeszcze żyję. Jakiś szpital w domu normalnie... 

Dajcie znać, co myślicie :)



Steph wyglądało blado, kiedy weszła do kuchni. Rozejrzała się dookoła, jakby oczekując że Houston zaraz wyskoczy z jakiegoś kąta.

Wywróciłam wymownie oczami, bo powoli zaczynało mnie to denerwować. A właściwie wkurzałam się na samą myśl o Houstonie. Wyjechał wczoraj w nocy i od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wieści. Nie miałam pojęcia gdzie pojechał, z kim, a tym bardziej kiedy wróci. Wrócił tylko na moment, jakieś dwadzieścia minut po tym jak wyszedł i rzucił na stół w kuchni białe opakowanie tabletki z awaryjną antykoncepcją. Ledwo przy tym na mnie spojrzał, co bolało jeszcze bardziej.

— Nie ma go — powiedziałam, kiedy przysiadła przy kuchennej wyspie.

Ulga wymalowana na jej twarzy, sprawiła że wkurzyłam się jeszcze bardziej. Choć z drugiej strony ją rozumiałam. Jeszcze nie dawno sama tak reagowałam na jego obecność.

— Naprawdę uważam...

— Że powinnam się z tego wyplątać. Wiem, Steph. — Przyłożyłam rękę do czoła, ale od dalszej część tej rozmowy uratował mnie dzwonek do drzwi. Steph drgnęła na swoim krześle.

— To pewnie dziewczyny, wprosiły się na babski wieczór.

Cóż, to była prawda. Santana koniecznie chciała wiedzieć, jak skończył się nasz popieprzony wieczór. Tammy i Trinket też na pewno zostały we wszystko wtajemniczone. Moje policzki stały się gorące, kiedy pomyślałam o tym, jak bezmyślna byłam i dałam się przelecieć na tyłach baru, kiedy wszyscy mogli mnie słyszeć.

— Pijemy, maleńka! — wykrzyknęła Tammy, kiedy tylko otworzyłam drzwi. Uniosła w górę dwie butelki białego rumu i paczkę mrożonych truskawek. Postanowiłam nie pytać.

Santana uśmiechnęła się do mnie radośnie, trzymając w ręku papierową torbę, wypełnioną po brzegi zakupami. Z tyłu Trinket żegnała się z Luckym. Pocałunek był tak namiętny, ze byłam pewna, że można zajść od niego w ciąże.

Zaraz potem rozległ się dźwięk trzech silników i facecie odjechali, zostawiając nas same na odludziu. Dom miał wystarczające zabezpieczania, żeby nie musieli się martwić.

Zaprowadziłam dziewczyny do salonu. Steph wydawała się niepewna, co było zaskakujące, bo zazwyczaj to ona była tą która przejmowała dowodzenia i trudno było ją wyprowadzić z równowagi. Zawsze wydawała się pewna siebie.

— Cześć — powiedziała Trinket, poprawiając rude włosy, które najwyraźniej rozczochrał Lucky. — Jestem Trinket stara Lucky'ego. To Santana stara Rusha. — Santana pomachała jej z uśmiechem. — A ta suka tu to Tammy, ciągnie każdemu w klubie.

— Weź spierdalaj! — wykrzyknęła Tammy. — Jestem starą Key'a!

— Ale co dałaś innym to twoje — Trinket mrugnęła do niej zielonym okiem. Miałam ochotę ukryć twarz w dłoniach. Steph zdecydowanie nie potrzebowała takiego gówna. Mogły chociaż poczekać aż zdążymy się napić.

Steph wyciągnęła w górę rękę, jakby chciała im pomachać.

— Steph — wymamrotała, marszcząc brwi. — Nie stara.

Tammy wybuchła śmiechem i postawiła na blacie obok Steph dwie butelki rumu.

— Myślę, że możemy się zakumplować — powiedziała. — Umiesz pić, Steph?

Steph prychnęła, ale jej usta wykrzywiły się w leniwym uśmiechu.

Godzinę później siedziałyśmy całkiem dobrze wypite, bo jak się okazało truskawkowe mohito Tammy, było cholernie mocne. Pierwsze dwa łyki podeszły mi do gardła i poważnie rozważałam wylanie drinka do doniczki, ale koniec końców, okazało się że szklanka po chwili była już pusta.

Ciepło wypełniło moje ciało, a wszystko co mówiły dziewczyny wydawało się być zaskakująco zabawne.

— Przejdźmy teraz do poważnych tematów... — zaczęła Trinket.

— Po prostu powiedz nam co się stało po tym, jak poszliśmy sobie z Rushem! — Santana podskakiwała na kanapie, jak niecierpliwa dwunastolatka. Moje policzki pokryły się czerwienią. — Myślałam, że wpakuje z tego chłopaka cały magazynek!

Trinket przytaknęła.

— Czasem są tacy wkurzający — wymamrotała, przytulając do siebie szklankę z resztką zmielonych truskawek. — Machają bronią na lewo i prawo i wydają rozkazy, jakby byli pieprzonymi panami świata!

— O to to! — wykrzyknęła Santana. — Jestem wielkim, złym motocyklistą i musisz się mnie słuchać! Ostatnio pieprzony Rush, wyniósł mnie jak worek ziemniaków z galerii handlowej, bo sobie ubzdurał, że za bardzo się gapiłam na jakiegoś gościa!

Tammy wybuchła śmiechem, a potem dołączyłyśmy do niej, parskając w swoje szklanki.

— Mówię wam, idiota! A to, że przez cała drogę było widać mi majtki, jakoś mu nie przeszkadzało!

Drink pociekł Tammy nosem, więc zaśmiałyśmy się jeszcze głośniej. Dopiero po chwili zerknęłam na Steph, która patrzyła na nas wyraźnie wystraszona.

Pochwyciła moje spojrzenie.

— Spałaś z nim? — zapytała prosto z mostu.

Nastrój w pokoju się zmienił. Nagle poczułam się, jak głupia nastolatka przyłapana na gorącym uczynku. Powinnam jej powiedzieć wcześniej, ale właśnie takiej reakcji się spodziewałam. Pełnego potępienia. Jakbym sama sobą nie gardziła. A z drugiej strony...

— Jezu, Romy...

Uciekłam spojrzeniem.

— Nie rozumiesz, Steph — powiedziałam, próbując złapać ją za rękę.

— Nie, oczywiście, że kurwa nie rozumiem. Ten facet to samo zło! Na Boga, to kryminalista! Wykorzystuje cię!

— Hej! — wykrzyknęła Trinket, podrywając się na równe nogi i pokazując na Steph palcem. — Houston to dobry facet! Nie waż się go obrażać! I nie ma potrzeby wykorzystywać Romy. Uwierz mi, nie musi się trudzić, żeby jakaś łatwa suka znalazła się w jego łóżku! Kurwa, to nie wyszło dobrze. — Zerknęła na mnie, ale uniosłam jedynie w górę ręce.

— Romy jest jego starą — kontynuowała Trinket. — Było wiadomo od pierwszej chwili, że będą się pieprzyć, nie wiem czemu cię to tak dziwi.

— CO?! — wykrzyknęłam, wracając wspomnieniami do moich pierwszych chwil z Houstonem. W życiu bym nie powiedziała, że mógł o mnie myśleć w erotyczny sposób.

Santana pokiwała głową.

— Houston nie należy do facetów, którzy ratują zbłąkane cipki. To nie fundacja charytatywna. Poza tym to Houston. Pieprzona bestia, a nie człowiek. I patrzy na ciebie jakby chciał cię pożreć żywcem.

Dreszcz przebiegł mi po plecach na wspomnienie tego spojrzenia.

— Myślę, że nie pomagasz przekonać Steph — wtrąciła Tammy. — Ale muszę przyznać rację. Houston mimo, że gorący jak cholera, przeraża mnie odkąd pamiętam. Widziałyście kiedykolwiek, żeby zachowywał się jak człowiek?! Zawsze tylko patrzy na wszystkich tym zimnym wzrokiem, jakby w każdej chwili był gotów zaatakować. On nawet się nie uśmiecha!

Zagryzłam wargę.

— Uśmiecha się — powiedziałam, a wszystkie spojrzały na mnie gwałtownie. Było to nawet dość zabawne. — I to cholernie dobrze.

— O matko — wymamrotała Tammy. — A jego penis? Też jest taki duży i umięśniony jak on sam? Ma tam tatuaże? Piercing? Tryska prawdziwą spermą czy diabelskim nasieniem?

Santana wypluła połowę swojego drinka na blat, krztusząc się przy tym głośno. Siedząca obok niej Trinket klepała ją po plecach.

— Cholera, to nie jest zabawne! — krzyknęła Steph.

Tammy wywróciła oczami.

— Idź, marudo. Psujo dobrej zabawy! — Ułożyła palce w znak krzyża i skierowała go w stronę Steph.

— Romy on jest niebezpieczny. To wszystko jest niebezpieczne. On siedział w więzieniu! Nie możesz udawać, że coś z tego jest normalne!

Miała rację. Wiedziałam, że miała. Nasze pierwsze spotkanie nie było normalne. To, że mnie chronił nie było normalne. Jego brudne gadki były złe. Seks w miejscu publicznym był zły.

— On nie jest normalny, Romy! Jest przerażający i jedynie cię skrzywdzi. I to w najgorszy z możliwych sposobów!

— O czym ty mówisz, Steph? — zapytałam, marszcząc brwi. Miałam wrażenie, że alkohol wyparował z moich żył.

— Jest brutalny! — krzyczała dalej, a łzy zalśniły w jej niebieskich oczach. — Groził, że mnie zabije!

W pomieszczeniu zapadła cisza. Steph, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie co powiedziała, bo zatkała usta dłonią, a jej twarz cała zbladła. Patrzyła na mnie mokrymi, pełnymi przerażenia oczami.

— O Boże... on mnie zabije.

Zrobiłam w jej stronę krok.

— O czym ty mówisz, Stephanie Willis? — zapytałam poważnym głosem, patrząc na nią uważnie. Łzy zalśniły w jej oczach.

— I skąd wiesz, że siedział? — dopytała Trinket, krzyżując ręce na piersiach.

— Steph, powiedz mi prawdę.

Pociągnęła nosem, opadając na kanapę. Wzięła ze stolika szklankę z drinkiem i wypiła połowę na raz, po czym otarła usta wierzchem dłoni.

— Richard Ward to mój daleki wujek — powiedziała cicho, mnąc w dłoniach skrawek różowej bluzki. — To ja... to ja dałam im cynk, że jesteś w niebezpieczeństwie.

Trinket zaklęła szpetnie, a ja zagryzłam mocno wargę.

— Czemu to zrobiłaś, Steph? — zapytałam płaczliwie. — Przecież powiedziałam ci, że mam to pod kontrolą, że nie mogę iść na policję.

— Nic nie masz pod kontrolą, Romy. — Może i miała rację, bo za cholerę nie planowałam niczego co stało się wczoraj za barem. I zdecydowanie było to złe. Złe i cudowne jednocześnie. Może ja też byłam zła. — Chciałam pomóc. Martwię się o ciebie.

To była prawda. Miała to wypisane na twarzy.

— Mówiłaś, że ci groził? — zapytałam, czując jak serce podeszło mi do gardła. Nie wiedziałam czy to alkohol, ale miałam wrażenie że zaraz się zrzygam.

Steph przymknęła na moment oczy.

— Przyszedł do mnie i powiedział, że jeśli jeszcze raz zrobię coś takiego to mnie zabije.

— Jezu, laska przesadza! — wykrzyknęła Trinket. Podziwiałam to, że broniła Houstona jak lwica. I wiedziałam, że kryła się za tym paskudna historia, której szczegółów nie chciałam znać. — Poszła na gliny! Sama mam ochotę ją zabić!

Cóż, miałam wrażenie że stare innych Hellhoundersów wiedziały zdecydowanie za dużo o tym co się w około działo.

— Martwiłam się! — krzyknęła Steph.

— To przestań do jasnej cholery! — odkrzyknęła Trinket. — Houston chroni Romy! Jeśli dał jej pieprzone słowo, że jest bezpieczna to jest bezpieczna! Oddałby kurwa życie, żeby nadal była! A ty idziesz na gliny! Wiesz ile to może przynieść problemów?!

Patrzyłam na nie szeroko otwartymi oczami.

— Dobra dziewczyny, uspokójmy się! — Santana stanęła między nimi, wyciągając ręce. Wyglądała na niego oszołomioną.

— Jestem spokojna — syknęła Trinket, a jej spojrzenie stało się dzikie. Nie spodziewałam się tego, po tej słodkiej rudowłosej kobiecie, która miała w zwyczaju nazywać mnie cukiereczkiem. — To ta suka obraża mojego brata.

— Wiesz, że on nie jest twoim bratem. Tak tylko mówię... — wtrąciła Tammy, ale zamilkła pod spojrzeniem Trinket.

— Chcę żeby to było jasne — mówiła dalej Trinket. — Houston nie miał łatwego życia i sam łatwy nie jest, ale jeśli obiecał Romy, że zapewni jej bezpieczeństwo to to zrobi. Nie musisz się o to martwić, Steph. Klub to nie pieprzeni skauci, ale nigdy nie naraziliby nas na niebezpieczeństwo.

Steph zagryzła wargi, krzyżując jednocześnie ręce na piersi, jak obrażona pięciolatka.

— Groził mi — przypomniała.

— Więc jego stara kopnie go w jajca i po sprawia. Ustawi go do pionu. Oni już tak mają. — Trinket wzruszyła ramionami. — Zasłużyłaś na groźby, Stephanie Willis.

Dmuchnęłam głośno, czując że alkohol znowu zaczyna buzować w moich żyłach. Więc jak idiotka wzięłam kolejny łyk.

— Nawet nie wiem gdzie on jest — wymamrotałam żałośnie. — Dałam mu się przelecieć jak tania dziwka i nie mam pojęcia, gdzie i z kim jest.

Santana ścisnęła mnie pocieszająco za ramię.

— Każda z nas to zrobiła. No co? — Uniosła brew, kiedy Trinket posłała jej zirytowane spojrzenie. — Myślisz, że nie słyszeliśmy jak Lucky pieprzył cię za drzewami na ostatnim rodzinnym pikniku? — Uśmiechnęła się krzywo. — Po tym jak zrobiliście scenę stulecia o jakąś pieprzoną głupotę.

Trinket spiekła raka, a Tammy wybuchła głośnym śmiechem.

— Ja z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że dałam się wyruchać zbyt wiele razy.

Wywróciłam oczami, siorbiąc ze szklanki.

— I nie przeszkadza wam to? — zapytałam.

— Cholera, w życiu. Seks z Rushem jest obłędny.

— Jezu, stop — skrzywiłam się. — Tego nie chcę wiedzieć. Chodziło mi o to, że kiedy wyjeżdżają nic wam nie mówią? Zawsze słyszę sprawy klubu i mam zamknąć buzię na kłódkę i nawet nie pytać.

Trinket westchnęła, przytulając do brzucha poduszkę. Siedziała teraz na podłodze, opierając plecy o sofę.

— Jako osoba z największym doświadczeniem w klubie — Uniosła w górę szklankę. — Powiem, że nie. Może kiedyś mi przeszkadzało, zwłaszcza kiedy Lucky i ja zaczęliśmy być bardziej oficjalni, ale nauczyłam się mu ufać.

— Na dobrą sprawę czy to się różni od tego, jakby byli zwykłymi biznesmenami jadącymi w delegację? — wtrąciła Santana.

— Tym, że nie mają przy tym broni i nie robią nic nielegalnego? — podsunęła trzeźwo Steph, ale Trinket zbyła ją machnięciem ręki.

— Chodzi mi o to — kontynuowała Santana. — Że brzydkie rzeczy mogą dziać się zawsze. Ufam Rushowi i ufam jego braciom. Wychowałam się w klubie, więc może przychodzi mi to łatwiej. I im mniej wiem, tym mniej mogę powiedzieć glinom. Nie chciałabym być postawiona w podbramkowej sytuacji. Sprawy klubu są sprawami klubu nie bez powodu. Dobrze mi z Rushem, nie mam zamiar siedzieć w domu, kiedy wyjeżdża i snuć złych scenariuszy. — Wzruszyła ramionami.

Zamyśliłam się na jej słowami. Nagle złapał mnie melancholijny pijacki nastrój i chciało mi się płakać. Cholerne truskawkowe mohito.

— Pokłóciliśmy się. Naprawdę się pokłóciliśmy, a potem wyszedł i od wczorajszego wieczora nie miałam od niego żadnych wieści.

— Oh, cukiereczku — westchnęła Trinket, a ramię Santany przyciągnęło mnie do swojego boku.

*

Światło słoneczne przedarło się do wnętrza domu, powodując że moją głowę przeszył ostry ból. Jęknęłam głośno, podnosząc się z kanapy, albo przynajmniej próbując bo czyjeś chude ręce trzymały mnie w miejscu. Jęknęłam jeszcze głośniej, uświadamiając sobie, że to ręce Tammy.

Wyplątałam się z jej objęć i rozejrzałam po salonie oceniając zniszczenia. Boże, głowa bolała mnie tak bardzo, że byłam pewna że zwymiotuję. Cholerna Tammy i jej truskawkowe mohito.

Steph nie było. Wyszła, zanim zrobiło się paskudnie. Odebrał ją niejaki Tony, z którym spotykała się od jakichś dwóch tygodni. Nie miałam jeszcze okazji go poznać, zważywszy na to jaki obrót przybrało moje życie.

Podniosłam się do pozycji siedzącej, starając się utrzymać alkohol i truskawki w żołądku. Cholera, byłam pewna że już nigdy nie spojrzę na nie tak samo. Będę rzygać na samo wspomnienie tych owoców.

Trinket trzaskała się w kuchni, parząc kawę. Wyglądała przy tym zaskakująco dobrze, co powinno być nielegalne po takim piciu. Santana siedziała przy kuchennej wyspie, a jej platynowe włosy opadały na jej ramię. Uśmiechała się pod nosem, pisząc coś na swoim telefonie. Podejrzewałam, ze była tylko jedna osoba na świecie, która sprawiała że przybierała na twarz ten błogi wyraz. I że ta osoba to Rush.

— Jezu, jesteście złe — wymamrotałam, człapiąc w ich stronę. Tammy zachrapała głośno na kanapie.

— Spokojnie, jeszcze trzy razy i się wprawisz. Wyjdziesz z nami na ludzi, Romy. — Santana puściła mi oczko, a Trinket podsunęła w moją stronę kubek czarnej kawy i dwie tabletki przeciwbólowe.

— Odzywał się? — zapytała, a w jej głosie brzmiało coś miękkiego. Pokręciłam przecząco głową, unikając jej spojrzenia.

Nie miałam pojęcia co znaczyła ta cisza. Bałam się jej jak cholera. Już wolałam, żeby tu był i po mnie krzyczał. Wtedy mogłam odkrzyczeć, a potem zaczęlibyśmy się całować i pogodzilibyśmy się w sypialni.

— Nie martw się. Na pewno odezwie się, kiedy tylko będzie mógł. Rush też czasem w trasie milczy przez kilka dni. To normalne.

Chciałam jej wierzyć, ale wiedziałam że między mną a Houstonem, normalność nie istniała.

Dziewczyny dotrzymały mi towarzystwa przez ponad pół dnia. Tym razem na trzeźwo. Zrobiłyśmy obiad, plotkowałyśmy i tańczyłyśmy do kiczowatych popowych piosenek. Musiałam przyznać, że mi się to podobało. Dobrze było mieć je przy swoim boku. Sprawiały, że wszystkie klubowe sprawy nabierały sensu i nie czułam się jak zagubiona mała dziewczynka. Zegar wskazywał godzinę osiemnastą, kiedy trzy motocykle zaparkowały pod domem. Otworzyłam drzwi, wpuszczając do środka Lucky'ego, Keya i Rusha.

Santana pisnęła, jak mała dziewczynka i wskoczyła na Rusha, który automatycznie złapał ją i chwycił za tyłek. Zaczęli się całować, jak para napalonych nastolatków, którzy nie widzieli się przez cały miesiąc.

— Słodcy do porzygu — wymamrotała Tammy, chwytając się za głowę. Ale kiedy Key podszedł do niej i zarzucił rękę na jej ramię, posłała mu najbardziej promienny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.

— Paczka dla ciebie — powiedział Lucky, podając mi szare pudełko. Było lekkie. — Leżało na werandzie.

— Dzięki — odpowiedziałam, rzucając ją na blat kuchenny. Trinket podeszła do mnie, żeby mnie uściskać.

— Będzie dobrze, Romy — szepnęła mi do ucha. — Nie daj się temu kretynowi.

Dziewczyny mi pomachały, a facecie skinęli bez słowa głową, zanim wyszli i zostałam sama.

Ogarnęłam się i wzięłam drugi tego dnia prysznic. Dopiero wtedy poczułam się jak człowiek. Był niedzielny wieczór i nudziło mi się jak cholera. Żałowałam, że nie miałam ze sobą farb ani płócien. Dawno nie malowałam i zaczynało mi tego brakować, jak powietrza. Postanowiłam więc posprzątać cały dom, byle tylko nie zerkać na telefon z nadzieją, że zadzwonił.

Zapikał trzy razy, ale dwie wiadomości były od Santany a jedna od Steph. Houston się nie odezwał. Zagryzłam wargę, nie chcąc się rozpłakać i mój wzrok padł na przesyłkę, leżącą na kuchennym blacie.

Wyciągnęłam z szuflady nóż, żeby rozciąć taśmę, którą sklejony był karton. Moje serce zamarło i w pierwszej chwili nie miałam pojęcia na co patrzyłam. Moje ciało już wiedziało, ale umysł potrzebował sekundy, abym uświadomiła sobie, że to dziwne czerwone coś to język.

Odcięty.

Język.

Wrzasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro