Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21


Jego spojrzenie nie opuszczało mojego w łazienkowym lustrze. Śledziłam w odbiciu ruch jego sprawnych, wytatuowanych rąk, kiedy wsuwał je pod moją koszulkę. Moje sutki momentalnie stwardniały. Wziął je między palce i uszczypnął lekko, sprawiając że twardniały jeszcze bardziej.

Powolnym ruchem zaczął ściągać moją bluzkę, zmuszając mnie do uniesienia w górę rąk. Szary materiał upadł u moich nóg, a ja przełknęłam głośno ślinę, czując jak podniecenie wypełnia moje żyły. Sprawnym ruchem odpiął zapięcie mojego stanika, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Czułam na szyi jego gorący oddech, sprawiający że moja cipka robiła się mokra, a krew szumiała w uszach.

Jego usta całowały moją szyję, a ręce jeździły po nagim brzuchu w górę i w dół. Zatrzymywały się tuż na granicy majtek i sunęły w górę, między piersiami, ledwo je dotykając.

Naprałam na jego plecy, a mój oddech przyśpieszył.

— Widzisz to co ja, maleńka? — zapytał, łapiąc moje spojrzenie w lustrze. — Widzisz, jak kurewsko seksowna jesteś?

Przejechał językiem po mojej szyi, a ja zadrżałam przymykając oczy.

— Patrz — rozkazał prosto do mojego ucha. Naparłam na niego mocniej, czując coraz intensywniejsze pulsowanie między nogami.

Ręce wróciły na moje piersi, tym razem z mniejszą delikatnością. Zaczął je pieścić z prawdziwą wprawą, dopóki nie stały się czerwone od jego palców. Gorący język nadal drażnił moją szyję, a ja obserwowałam jak zahipnotyzowana jego wytatuowane palce sunące w dół mojego brzucha.

Zadrżałam, kiedy wsunęły się do moich spodni. Przez chwilę drażnił się ze mną, ledwo wsuwając je za gumkę majtek. Coraz niżej i niżej, omijając miejsce, w którym chciałam go najbardziej.

— Kurwa, jesteś taka mokra, maleńka — szepnął do mojego ucha, obserwując moją twarz w łazienkowym lustrze. Powinnam się zawstydzić, poczuć choć ukłucie zażenowania, ale nic takiego się nie stało.

Nogi mi zadrżały, kiedy przejechał palcem po mojej pulsującej łechtaczce. Zaczął ją drażnić wolnymi ruchami. Ściskał, masował, doprowadzając mnie niemal na skraj. I wtedy przestawał, żeby zacząć od nowa.

Zamruczałam, opierając potylicę o jego twardą klatę.

— Otwórz oczy, Romy — warknął, a ja uświadomiłam sobie, że przymknęłam je z rozkoszy. Mój szybki oddech przez chwilę był jedynym dźwiękiem w łazience.

— Widzisz jak kurewsko seksowna jesteś? — zapytał, przejeżdżając nosem po mojej szyi. Jego palce grały na mnie jak tylko chciały, sprawiając że z trudem się powstrzymywałam, żeby nie wić się w jego ramionach. Ciepło uderzyło w całe moje ciało, a mięśnie pochwy zacisnęły się na jego palcach, kiedy wsunął je powoli do środka. Jęknęłam naprawdę głośno, na co zaklął w moje włosy. Czułam na plecach jego erekcję i nakręcało mnie to jeszcze bardziej.

Automatycznie przymknęłam oczy, kiedy fala przyjemności zaczęła zalewać moje ciało.

— Nie zamykaj oczu, Romy — powiedział ochrypłym od pożądania tonem.

Posłusznie je otworzyłam. Jego oczy nie opuszczały mojego ciała w odbiciu, a ja powoli rozpadałam się na kawałki. Jego palce w moim wnętrzu przyśpieszyły rytm, a drugą ręką ścisnął moją szyję, zmuszając mnie do patrzenia. Moje piersi unosiły się w górę i w dół w rytm przyśpieszonego oddechu.

Otworzyłam lekko usta, wypuszczając cichy jęk, kiedy doszłam na jego palcach. Mój oddech wypełniał łazienkę, a jego palce znieruchomiały w moim wnętrzu. Czułam jak na nich pulsuję, zanim powoli je wyciągnął z moich majtek.

Nadal na mnie patrząc, zbliżył je do swoich ust i oblizał.

— Uwielbiam twój smak — powiedział cicho do mojego ucha, sprawiając że całe moje ciało zadrżało. — A teraz cię zerżnę.

Sapnęłam cicho zaskoczona, kiedy szybkim ruchem opuścił moje spodnie i posadził mnie na łazienkowym blacie, tuz obok umywalki. Obserwowałam, jak ściągnął koszulkę i rozpiął spodnie. Jego sterczący kutas wyskoczył z bokserek. Wyciągnął z szafki prezerwatywę i ją założył.

Houston rozszerzył moje nogi na tyle, na ile pozwalał materiał i nie czekając na pozwolenie wpił się we mnie, sprawiając że krzyknęłam.

Na sekundę znieruchomiał, obserwując moją twarz. Jego usta zaatakowały moje, a ja złapałam go za kark. Tym razem mi na to pozwolił. Oboje dyszeliśmy, jakbyśmy przebiegli kilka mil, gdy się ode mnie oderwał.

Jego ruchu stały się coraz szybsze i głębsze. Chwycił mój tyłek, przysuwając mnie do siebie jeszcze bliżej. Odchyliłam do tyłu głowę, kiedy pieprzył mnie ostro.

Drugi orgazm uderzył we mnie zupełnie niespodziewanie. Jęknęłam głośno, wykrzykując jego imię. A sekundę później poczułam w sobie jego gorące nasienie.

— Cholera, to było dobre, maleńka — szepnął, całując moją skroń, zanim oparł czoło o moje.

Wymamrotałam coś niewyraźnie, na co zaśmiał się cicho. Jego palce poluźniły uściska na moich biodrach i powoli się ze mnie wysunął.

Nogi nadal miałam miękkie, a moje serce biło szybko w postorgazmowym uniesieniu, kiedy głośny dźwięk dzwonka rozbrzmiał w całym domu.

Houston warknął cicho, zanim pomógł mi zeskoczyć z łazienkowego blatu. Schował penisa do spodni i zapiął zamek.

— Sprawdzę kogo niesie — mruknął cicho i pocałował mnie w usta. — I zajebię sukinsyna.

Uśmiechnęłam się lekko, obserwując jego nagie plecy, gdy wychodził z łazienki. Westchnęłam cicho, odwracając się w stronę lustra.

Moje usta były czerwone i nabrzmiałe od pocałunków, a na szyi dostrzegłam malinkę. Skrzywiłam się lekko, przejeżdżając po niej palcem. Cholera, co ten facet ze mną robił.

Moje szare oczy błyszczały, kiedy starałam się poprawić makijaż. Wciągnęłam z powrotem na tyłek majtki i skórzane spodnie i zabrałam się za szukanie biustonosza.

Kiedy już wyglądałam w miarę jak człowiek, ruszyłam na parter. W kuchni uzbierał się już mały tłumek. Santana stała przy kuchennej wyspie, rozmawiając o czymś z ożywieniem z Tammy.

Tammy jak zwykle wyglądała cholernie seksownie. Jak prawdziwa laska motocyklisty. Choć zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem miała wsiąść na motocykl mając na sobie krótką skórzaną spódnicę. Nie miałam zamiaru jednak pytać. Kiedy się odwróciła, zauważyłam że miała na sobie kamizelkę z napisem: „Własność Key'a. Hellhounds MC".

Trinket chichotała cicho, kiedy Lucky próbował całować jej szyję. A na kanapie siedział JJ i Hatchet, oboje z butelką piwa w ręku. Podejrzewałam, że poczęstowali się sami, bo Houston nie słynął z gościnności.

Rush stał oparty o kuchenną wyspę, obracając w palcach jabłko. Uniósł w górę brew, kiedy mnie zauważył. Zlustrował mnie spojrzeniem, uśmiechając się kpiąco. Odruchowo zasłoniłam włosami malinkę na szyi, kiedy dostrzegłam że jej się przypatruje. Moje policzki pokryły się czerwienią, na co jego uśmiech jeszcze się powiększył. Miałam wrażenie, że bardzo go bawiłam, cokolwiek bym nie zrobiła.

Houston skrzyżował ręce na piersi, przez co jego ramiona wydawały się być jeszcze większe. Nadal nie miał na sobie koszulki, przerzucił ją jedynie przez ramię i moje spojrzenie mimowolnie uciekało w jego kierunku. Ciemne dżinsy ze srebrnym łańcuchem wisiały nisko na jego biodrach, podkreślając to idealnie wyrzeźbione V, które sprawiało że momentalnie zasychało mi w ustach. Wyraz jego twarzy był jednak beznamiętny i uświadomiłam sobie, że nie dokończyliśmy naszej rozmowy na temat mojego wyjścia z dziewczynami.

Przełknęłam głośno ślinę.

— Gotowa? — zapytała Santana, przerywając rozmowę z przyjaciółką.

Tammy uniosła w górę brew w geście uznania i pokazała w moją stronę uniesiony kciuk.

— Romy zostaje w domu — warknął Houston, na co Rush wywrócił oczami.

— Santana chce świętować urodziny twojej kobiety w klubie — powiedział Rush, podrzucając w dłoni jabłko, jak piłeczkę. Miałam wrażenie, że ten facet był wiecznie wyluzowany. — A co ta kobieta chce to dostaje. Moja w tym głowa.

Wyszczerzył zęby w szerokim, nieco kpiącym uśmiechu, a ja sama musiałam przyznać, że cholernie dobrze się uśmiechał. Miałam wrażenie, że uwielbiał wkurzać Houstona.

— I? — zapytał mój mężczyzna.

— I Romy jedzie z nami. — Mrugnął do mnie niebieskim okiem, a ja spiekłam raka. — Jedziesz z nią czy mam zadzwonić do Foghorna?

Dałabym sobie rękę uciąć, że usłyszałam jak Houston zgrzyta zębami.

— Jadę — odpowiedział przez zaciśnięte szczęki, po czym zwrócił się do mnie. — Leć po kamizelkę.

Wywróciłam ukradkiem oczami, bo te jego rozkazy zaczynały robić się nudne. Miałam ochotę się roześmiać, bo jeszcze niedawno byłabym przerażona.

Rzuciłam się w stronę schodów, zanim zmienił zdanie. Wpadłam do naszej sypialni i porwałam z szafy kamizelkę.

— Gotowa — oznajmiłam, wpadając do kuchni. Uśmiechnęłam się szeroko, sama nie wiedząc czemu. Wyjście do klubu nagle wydawało mi się dobrym pomysłem.

Jakieś dwie godziny później, siedziałam przy stoliku w rogu klubu, razem z dziewczynami. Tammy podrygiwała na swoim krześle, sącząc zwykłe piwo. Trinket mieszała słomką swojego fikuśnego drinka, a spojrzenie miała przy tym trochę nieprzytomne. Obok niej siedział Lucky, patrząc na swoją kobietę z uwielbieniem w zielonych oczach.

Santana śmiała się co chwilę, rozmawiając z Tammy. Houston zniknął z Hatchetem i Keyem kilkanaście minut temu, ale alkohol skutecznie rekompensował mi jego nieobecność.

— Gadałaś z Tessą? — zapytała nagle Tammy Santanę. Mimowolnie nadstawiłam uszu.

— Kto to Tessa? — wtrąciłam się.

Santana spojrzała w moją stronę, siorbiąc kolorowego drinka. Rush bawił się jej włosami, rozmawiając jednocześnie z JJ'iem. Nie zwracali na nas uwagi. Tammy zerknęła szybko w ich stronę.

— Przyjaciółką — odpowiedziała, znowu zerkając na JJ'a. — Poznasz ją w najbliższym czasie. A teraz ruszcie tyłki na parkiet.

Nie trzeba było nad dwa razy powtarzać. Santa chwyciła Rusha za rękę i pociągnęła w górę, omal nie wylewając jego piwa. Ten wyrwany z rozmowy z JJ, spojrzał na nią pytająco, ale kiedy uśmiechnęła się szeroko, od razu odłożył piwo na stolik i dał się wytargać na środek parkietu.

Tammy za to złapała moją dłoń i znalazłyśmy kawałek wolnej przestrzeni. Było ciasno, głośno i intensywnie. Czułam, jak alkohol krążył w moich żyłach, a strużka potu, zaczynała spływać wzdłuż mojego kręgosłupa. Całe moje ciało podrygiwało od rytmicznych basów, a biodra zaczęły poddawać się muzyce z zaskakującą łatwością. Przechyliłam głowę, odgarniając włosy z spoconego karku i wyciągając w górę ręce. Czułam się lekka i seksowna.

I właśnie wtedy czyjeś ręce wylądowały na moich biodrach, a gorące ciało przyciągnęło mnie do swoich pleców. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Houston, bo przecież miałam na sobie jego naszywkę i był jedynym facetem, który miał prawo mnie dotknąć. Ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że ten ktoś jest zdecydowanie mniejszy, a ręce na moich biodrach nie miały tatuaży.

Odwróciłam się szybko, ale ręce nie chciały zniknąć z moich bioder. Pokręciłam przecząco głową, ale przyciągnął mnie do siebie mocniej.

Mężczyzna mógł być mniej więcej w moim wieku. Może odrobine starszy. Nie wyglądał groźnie czy niebezpiecznie. Zapewne kilka miesięcy temu, chętnie bym z nim zatańczyła. Jego oczy wydawały się być wesołe i lekko podchmielone, ale uśmiech miał sympatyczny.

Nie miałam okazji wyjaśnić mu, że nie byłam tutaj sama. Wielka ręka Houstona złapała go za gardło, odrywając ode mnie i nie zatrzymując się ani na sekundę, zaczął torować sobie drogę przez tłum.

Mignęła mi jedynie jego wykrzywiona w furii twarz. Serce podeszło mi do gardła i minęła długa sekunda, zanim mój mózg na powrót zaczął kontrolować moje ciało. Oderwałam nogi od podłogi i rzuciłam się za Houstonem.

W tłumie mignęła mnie blond czupryna Santany, ale Rush chyba też zauważył co się stało, bo wyraz jego twarzy spoważniał i dołączyli do mnie w pogoni za Houstonem.

Rush otworzył tylne drzwi, które zaskrzypiały upiornie. Chłodne, nocne powietrze owiało moje ciało, ale nawet nie poczułam zimna.

Adrenalina wypełniała moje żyły. W zaułku były trzy postacie. Houston, który nadal trzymał chłopaka za szyję i jego przestraszony kolega, który najwyraźniej zaczynał żałować, że poszedł za przyjacielem.

Chłopak zatoczył się do tyłu i niezdarnie upadł na brudną ziemię, kiedy Houston go puścił. Latarnia w zaułku zamigotała, kiedy Houston zrobił w jego stronę krok. Stałam jak skamieniała obok Santany i nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam z przerażeniem na Houstona, który na powrót przybrał te obojętna maskę potwora. Nie był już moim Houstonem. Był katem gangu motocyklowego, a ten biedny chłopak znalazł się w złym miejscu o złym czasie.

Zupełnie jak ja te kilka miesięcy temu.

Łzy zaczęły szczypać mnie pod powiekami i chyba nawet nie do końca świadomie, zrobiłam krok w stronę Houstona, ale powstrzymała mnie ręką Santany na ramieniu. Pokręciła głową, a w jej własnych oczach dostrzegłam niepokój. Zerknęła w stronę Rusha, ale ten stał ze skrzyżowanymi rękoma i spokojnie przyglądał się rozgrywającej scenie.

— Powiedz mi jesteś ślepy czy zwyczajnie głupi? — zapytał że stoickim spokojem Houston, górując nad leżącym na ziemi mężczyzną.

Zadrżałam na dźwięk tego głosu.

— P-prze-przepraszam — wyjąkał przerażony chłopak, próbując niezgrabnie podnieść się z ziemi.

— To nieporozumienie — wtrącił niepewnie jego kolega, chwytając go pod ramiona i pomagając wstać.

Houston wydał z siebie coś między parsknięciem a śmiechem.

— Nieporozumienie — prychnął, po czym odezwał się donośnym głosem: — Romy, do mnie!

Drgnęłam, rzucając Santanie przerażone spojrzenie. Skinęła mi jedynie głową.

— ROMY!

Przełknęłam łzy i niepewnie podeszłam do Houstona. Serce biło mi dziko w piersi. Spojrzałam na chłopaka, błagając go w myślach o przebaczenie. Jednym szybkim ruchem Houston chwycił mnie za ramię i odwrócił plecami w stronę chłopaka.

— Umiesz czytać? — zapytał grobowym głosem.

Zerknęłam na jego twarz, ale nic nie mogłam z niego wyczytać.

— Houston, proszę...

Nawet na mnie nie spojrzał. Wpatrywał się w chłopaka tak, że gdyby tylko wzrok mógł zabijać, ten jak nic leżałby martwy w tym zaułku.

Czułam na ramieniu jego wielkie palce, kiedy podszedł do mnie bliżej. Stanął przede mną, nachylając się przez moje ramię w stronę chłopaka. Wpatrywałam się w szarą tkaninę znoszonej bluzy Houstona.

— Umiesz, kurwa, czytać? — powtórzył pytanie.

— T-tak.

— Czytaj.

Zagryzłam mocno dolną wargę. Błagając w myślach Houstona, żeby przestał. Cokolwiek miał zamiar zrobić...

— Własność Houstona. Hellhounds MC.

— Dokładnie, kurwa — syknął. — Ona należy do mnie. A ja się nie dzielę. Wiesz co się dzieje z tymi, którzy położą łapy na mojej kobiecie?

— Houston, proszę —powtórzyłam, zadzierając głowę żeby na niego spojrzeć.

— Przepraszam — jąkał chłopak. — Nie sądziłem... Myślałem, że to tylko kamizelka... Kamizelka z nadrukiem. Nie wiedziałem. Nie pomyślałem...

— Houston, to był tylko taniec — wymamrotałam żałośnie, czując że serce podeszło mi do gardła.

— Tylko taniec? — warknął Houston. — Dobrze ci się z nim tańczyło, Romy?

Drgnęłam, nie wiedząc w jakąś grę teraz gramy. Oblizałam dolną wargę, zastanawiając się co mogłam zrobić, żeby załagodzić sytuację. Jakim cudem potrafił być tak różny?

— Houston, po prostu stąd chodźmy, proszę. Jedźmy do domu...

Uśmiechnął się, ale o dziwo przeraziło mnie to jeszcze bardziej. Nie był to wesoły uśmiech. Był przerażający, dziki... Kurewsko niebezpieczny. Był drapieżnikiem, szaleńcem i był w swoim żywiole.

— Ale po co, maleńka? — zapytał, kierując w moją stronę ten uśmiech. — Ty też lubisz tańczyć, młody? — mówiąc to patrzył mi w oczy. Nie wiem co chciał z nich wyczytać, ale uśmiechnął się szerzej i dopiero wtedy spojrzał na chłopaka

— Houston... — powiedziałam na wpół ostrzegawczo na wpół prosząco, zerkając to na mojego mężczyznę, to na trzęsącego się ze strachu chłopaka. Dopiero teraz mogłam mu się bliżej spojrzeć. Mógł być w moim wieku, może kilka lat starszy. Na pewno nie więcej niż dwadzieścia pięć i przy Houstonie wyglądał jak chuderlawy dzieciak. Mimo, że twarz miał pokrytą drobnym zarostem, a rysy wyraźne, to nadal widać było w nim coś w chłopca. A może to właśnie postać Houstona, potęgowała to wrażenie.

— Zobaczmy jak tańczysz — zwrócił się do chłopaka, wyciągając jednocześnie pistolet. Cichy dźwięk przeładowania broni rozniósł się w zaułku.

Pisnęłam cicho, a chłopak i jego kolega odskoczyli lekko w tył.

— Rush, zrób coś! — Jak przez mgłę usłyszałam głos Santany, ale ja już stałam przed Houstonem, dotykając drżącymi dłońmi jego klatki piersiowej.

— Houston, przestań. Błagam cię, przestań. On nie zrobił nic złego, to był tylko taniec. Tylko głupi taniec, Houston. Nic nie zrobił, słyszysz? Nic mi nie zrobił. — W końcu na mnie spojrzał. A tłumiona, dzika furia płynęła w jego bursztynowych oczach, jakby żyjąc własnym życiem. — Jestem twoja. Cała twoja, Houston.

Nadal patrzył mi w oczy. Głośny dźwięk wystrzały rozniósł się w nocnej ciszy i podskoczyłam w przestrachu, jednocześnie oglądając się za siebie.

Chłopak nadal żył. Stał skamieniały ze strachu, a kurz nadal unosił się przy jego stopach. Jego kolega odskoczył w bok i niemal wtapiał się w ścianę.

Houston strzelił kolejny raz. Kula uderzyła w suchą ziemię przy nogach chłopaka, kiedy ten uskoczył w tył.

— No dalej, przecież lubisz, kurwa, tańczyć — syknął Houston, strzelając po raz kolejny. Łzy płynęły po moich policzkach, kiedy patrzyłam na niego z przestrachem.

Byłam przerażona i zła.

— Chyba zrozumiał — odezwał się nagle Rush, a ja spojrzałam na niego zaskoczona, dopiero teraz przypominając sobie że i on i Santana nadal tam byli. Santana uwiesiła się jego ramienia, a dym z papierosa Rusha roztaczał się nad jej głową, jak posępna aureola. Santa minę miała niemal tak przestraszoną jak ja. Rush wyglądał za to jak uosobienie spokoju. Puścił mi oczko, kiedy dostrzegł na sobie moje spojrzenie.

Houston nawet na niego nie spojrzał. Wpatrywał się w chłopaka, przechylając lekko w bok głowę. Wyglądał jakby się zastanawiał czy warto to zakończyć. Przełknęłam głośno ślinę.

— Spierdalać stąd — warknął, a chłopakom nie trzeba było tego powtarzać. Rzucili się w stronę wyjścia z zaułka, jakby goniło ich samo piekło.

— Za piętnaście minut wyjeżdżamy — dorzucił Rush, zanim zaciągnął się po raz ostatni i przygniótł peta czubkiem buta. Potem zarzucił rękę na ramię Santany i przyciągając ją do siebie, cmoknął ją w skroń. Rozbawiony ruszył w stronę parkingu, nie wypuszczając z objęć swojej kobiety.

Zostaliśmy sami w zaułku. I chociaż wiedziałam, że Houston nigdy nie zrobiłby mi krzywdy, to jakaś część mnie czuła ukłucie niepokoju. Do czego był zdolny? Przecież widziałam te ogarnięte furią oczy. Nie miałby problemu, żeby zabić tego chłopaka. Widziałam, że chciał to zrobić.

Podszedł do mnie szybko, sprawiając że moje serce zabiło jeszcze mocniej. Słyszałam krew szumiąca w moich żyłach, jakby była jedynym dźwiękiem w całym wszechświecie. Zniknęły dobiegające zza rogu odgłosy rozmów i dudniącej muzyki.

Nie słyszałam pijackich śmiechów i okrzyków.

Jego wielkie ręce złapały mnie za biodra, a całe twarde ciało uderzyło we mnie jak rozpędzona ciężarówka. Pchnął mnie na ścianę, a siła uderzenia pozbawiła mnie oddechu.

Powietrze było zimne, a wiatr targał mi włosy, niosąc w moją stronę zapach kurzu i spalonego tłuszczu.

Podniosłam przerażone i zaskoczone spojrzenie na jego twarz. Nadal była tak samo nieprzenikniona jak do tej pory. Ani jednej pieprzonej rysy na tej wystudiowane w obojętność twarzy. Jego oczy, jak droga whisky, tym razem pociemniały z pożądania.

— Houston — szepnęłam cicho, nie mogąc oderwać wzroku od tych oczu. Nie wiedziałam już sama czy budzą lęk czy poczucie bezpieczeństwa. Chciałam być na niego zła, o tę całą akcję. Chciałam krzyczeć i bić, a mimo to mogłam jedynie stać i na niego patrzeć.

Przebywanie z nim było jak przejażdżka na rollercoasterze. Pełne wzlotów i upadków. Wściekłości, lęku i pożądania. Coś musiało być że mną cholernie nie tak, skoro w tej chwili nawet nie próbowałam do odepchnąć. Nawet nie przeszło mi to przez myśl. A przecież kilka minut temu widziałam, jak niemal zastrzelił niewinnego człowieka.

W moje nozdrza uderzył zapach skóry, piwa i gumy miętowej, kiedy pochylił głowę, tak aby przejechać nosem po moim policzku. Deszcz wstrząsnął moim ciałem, żeby skumulować się między moimi nogami. Fala pożądania ogarnęła całe moje ciało. Jęknęłam cicho, czując jak jego erekcja wbija mi się w brzuch.

Gorący oddech Houstona na mojej szyi sprawiał, że dostałam gęsiej skórki. Był jak porażenie piorunem. Odbierał dech i sprawiał, że byłam mała i całkowicie bezstronna. W stu procentach zdana na jego łaskę. Nie wiedziałam jak to możliwe w jednej chwili czuć się całkowicie przestraszona, a w drugiej chora z pożądania.

— Jesteś moja — wyszeptał do mojego ucha. Jego głos był cichy i zachrypnięty. Przypominał whisky i papierosy. Był szorstki i cholernie podniecający. — Cała moja, rozumiesz?

Odchyliłam w tył głowę, opierając ją o ścianę. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Przygryzł płatek mojego ucha, a jego palce zacisnęły się na moich biodrach. Moje biodra automatycznie wysunęły się w jego stronę, jakby błagając żeby wziął mnie na tyłach cholernego baru w otoczeniu innych ludzi.

Jak tania dziwka.

— Cała moja — dodał. — Jeśli jeszcze raz zobaczę jak czyjeś ręce dotykają tego ciała, zapierdole sukinsyna. Ta Cipka. Należy. Do. Mnie.

Jęknęłam zawstydzające głośno.

Jego zimne ręce wysunęły się pod moją koszulkę odnajdując moje piersi. Zgniótł je niemal z brutalną siłą, jednocześnie całując mój kark. Jego twarde ciało przyciągało mnie do ściany, nie dając najmniejszej możliwości ucieczki. Choć ucieczka nawet nie przeszła mi przez myśl.

Jeszcze nikt nigdy nie całował mnie z taką siłą i brutalnością. Dominując, posiadając mnie całą. Miał rację. Cholerną rację. Byłam jego. Cała jego. Absolutnie i definitywnie. I mógł że mną zrobić co tylko chciał.

Jego wargi niemal mnie miażdżyły. Język wtargnął do moich ust, nie czekając na zaproszenie. Potwierdzał jedynie swoje słowa. Nie musiał pytać. Brał to co jego. To co do niego należało. Byłam jego własnością.

Oderwał ode mnie usta, żeby rzucić mi szybkie spojrzenie. Zaraz potem podciągnął w górę moją bluzkę a stanik w dół. Moje piersi wyskoczyły z miseczek, a on wydał z siebie zadowolony pomruk. Przeniósł usta na moje piersi i przejechał ciepłym, wilgotnym językiem wokół mojej brodawki. Mój oddech przyśpieszył. Zassał mój sutek, powodując że jęknęłam głośno. Balansował na granicy bólu, ssąc i pieszcząc moje piersi. Kiedy skończył z drugą piersią, wbił się niemal brutalnie na powrót w moje usta.

Nie zaprzestając pocałunków, rozwiązał jedną ręką rzemyk przy moich spodniach. Zadrżałam i pisnęłam cicho, kiedy jego lodowata ręka sunęła po moim wzgórku łonowym. Nie zatrzymał się nawet na sekundę. Jego język pieścił moje podniebienie, a palce wysunęły się w moją zawstydzająco mokra cipkę bez ostrzeżenia. Oparłam się mocniej o ścianę, starając się utrzymać się na drżących nogach.

Powinnam zaprotestować. Powiedzieć nie i mieć nadzieję, że mnie posłucha. Nie tak to sobie wyobrażałam. Moje pierwsze razy miały być powolne i romantyczne. Miał się odbyć z miłością mojego życia, a nie z groźnym motocyklistą na tyłach jakiegoś zapyziałego baru, po tym jak omal nie przeprowadził egzekucji, na chłopaku który odważył się ze mną zatańczyć. Ale żadne nie, nie chciało wyjść z mojego gardła. Pożądanie zasnuło mgłą cały mój zdrowy rozsądek. Chciałam jedynie, żeby to napięcie zniknęło. Żeby rozładował je jak najszybciej. Nie ważne jak i gdzie.

— Wyraziłem się jasno? — zapytał, kiedy kolejny jęk wydobył się w mojego gardła. Nie miałam pojęcia o co pytał.

— Zadałem ci pytanie, Romy.

Jego palce znieruchomiały.

— Houston... — wychrypiałam, napierając biodrami na jego rękę, ale palce nadal pozostawały nieruchome. Czułam jak mięśnie mojej cipki zaciskają się na nich niemal boleśnie.

—Ta cipka jest moja.

— Tak — Uderzyłam potylica o ścianę, w duchu błagając go aby poruszył palcami. Miałam gdzieś, że zaraz ktoś może wyjść zza zakrętu. Miałam głęboko w poważaniu to, że nie jesteśmy tu sami, a ja stoję przyszpilona do ściany jego ciałem, z jego ręka w moich majtkach.

To wszystko nie miało znaczenia. Chciałam tylko, żeby jego palce znowu mnie pieprzyły.

— Co „tak"? — warknął, wbijając we mnie gwałtownie palce. Krzyknęłam głośno otwierając oczy. Jego złote tęczówki patrzyły na mnie z pożądaniem. Oddychał równie ciężko jak ja.

— Jestem cała twoja, Houston — wyszeptałam, oblizując wargi. — Ta cipka należy do ciebie.

— Tylko do mnie — warknął cicho, odwracając mnie do siebie tyłem.

Pchnął mnie na ustawione pod ścianą drewniane palety. Pisnęłam cicho, uderzając rękami o szorstkie drewno, żeby złapać równowagę.

Płynnym ruchem opuścił do kolan moje spodnie wraz z majtkami. Chwycił moje biodra i poczułam na tyłku jego twardego penisa. Przejechał nim między moimi pośladkami napierając mocno końcówka w moją tylną dziurkę.

— Twój tyłek też należy do mnie — powiedział, a jego palce wbiły się boleśnie w moje biodra. Mój oddech przyspieszył, a panika chwyciła mnie za serce.

— Houston nie — wyjąkałam, próbując się odwrócić, ale jego wielką ręką znalazła się na moich plecach i pchnął mnie mocniej w stronę drewna. Dotknęłam policzkiem szorstkiego podłoża.

— Proszę — szepnęłam.

Jego kutas drażnił się ze mną jeżdżąc między moimi pośladkami. Naparł na moją tylną dziurkę, jednak nie wsunął się do środka.

— Jeśli będę chciał cię zarżnąć w tyłek to to zrobię, jasne? — Jego głos nadal był szorstki i pozbawiony wszelkich emocji.

Zesztywniałam.

— Nie bój się, maleńka — dodał, czując jak cała się spięłam. — Nie dzisiaj.

Odetchnęłam z ulgą, żeby zaraz potem krzyknąć głośno, kiedy jednym gwałtownym ruchem wbił się we mnie. Wbiłam mocno paznokcie w paletę.
Przez chwilę się nie ruszał, jakby chcąc dać mi czas na dostosowanie się. Ból przebiegł przez całe moje ciało, a mięśnie pochwy zaciskały się na jego nabrzmiałym członku. Był duży. Czułam go całego. Wypełniał mnie boleśnie.

Warknął cicho bez słów, zaciskając palce na moich biodrach. Byłam pewna, że będę mieć siniaki.

— Powinnaś dostać lanie — powiedział cicho, kiedy próbowałam złapać oddech. — Znikam na pięć sekund, a ty pozwalasz się obmacywać jakiemuś sukinsynowi — mówił, nadal się nie ruszając.

Jęknął głośno, łapiąc w garść moje włosy. Moje głowa poderwała się go góry, kiedy za nie pociągnął.

— Powiedz mi, Romy — zaczął cicho i powoli. — Powinienem spuścić ci lanie?

— Nie — odpowiedziałam cicho, czując jak lęk miesza się z podnieceniem. To było całkiem nowe uczucie. Nieznane. Houston zabierał mnie w miejsca, o których nie miałam do tej pory pojęcia.

Ledwo co skończyłam mówić, a jego ręka opadła boleśnie na mój pośladek. Głośny klaps zmieszał się z moim stłumionym okrzykiem.

Oddychałam ciężko, jakbym przebiegła kilka mil.

Mruknął cicho, z rozkoszą. Mój oddech dźwięczał mi w uszach, mieszając się z głośnymi rozmowami toczącymi się za rogiem. Uderzył w drugi pośladek, tym razem zagryzłam wargi, żeby nie krzyczeć.

— Kurwa, Romy... — szepnął cicho. — Maleńka, jesteś taka ciasna. Tak kurewskie ciasna...

Pociągnął mocniej za moje włosy.

— Chcesz żebym cię pieprzył, maleńka? — zapytał nachylając się w stronę mojego ucha. Jego gorący oddech owiał moją szyję, powodując że całe moje ciało pokryło się gęsią skórką.

— Tak — odpowiedziałam słabo, próbując się poruszyć.

— Nie wiem czy zasłużyłaś. Spróbuj poprosić.

Przełknęłam głośno ślinę. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i eksploduje. Tak niewiele mi brakowało, choć tak niewiele jeszcze zrobił.

— Proszę — powiedziałam słabo.

— Słucham? — drażnił się ze mną, wbijając się we mnie mocniej. Jęknęłam głośno.

— Houston proszę...

— Powiedz to, maleńka.

Przełknęłam wstyd.

— Pieprz mnie. Błagam, Houston.

Nie musiałam się powtarzać. Uścisk z moich włosów zniknął, a kosmyki rozsypały się wokół mojej twarzy. Ręce Houstona przeniosły się na moje biodra, a jego własne zaczęły się poruszać w szybkim, niemal brutalnym tempie.

Moje jęki wzbiły się w powietrze i gdybym tylko myślała trzeźwo, zawstydziłabym się tym że wszyscy je słyszeli. Przecież wiedziałam, że reszta jego ludzi czeka zaledwie klika metrów dalej. Przecież wiedziałam, że Rush i Santana na nas czekają.

Houston wchodził we mnie mocno w równym obezwładniającym tempie. Zdominował mnie całą, nie dając mi możliwość na oddech. Na wątpliwość.

— Houston! — zawołał ktoś nagle, a ja otworzyłam szeroko oczy, sztywniejąc. Houston znieruchomiał we mnie, warcząc jak wściekłe zwierzę.

— Wyruszamy za pięć minut!

Spojrzałam w stronę wyjścia z zaułku, ale nikogo nie widziałam. Dyszałam ciężko, próbując się wyrwać, ale jego ręce trzymały mnie w miejscu, nadal dociskając do drewna.

— Houston — pisnęłam przerażona. — Ktoś może tu przyjść.

— Szzsz... — uciszył mnie, zanim odkrzyknął: — Jasne!

Wszedł we mnie mocno, na co z mojego gardła wyrwał się stłumiony jęk. Pociągnął mnie lekko za włosy, zmuszając żebym się podniosła.

— Ustaliliśmy, że jesteś moja, Romy — szepnął mi do ucha. — I będę cię pieprzył gdzie chcę i kiedy chcę, jasne?

Przełknęłam głośno ślinę.

— T-tak.

— Świetnie. — Puścił moje włosy. — A teraz dojść dla mnie, maleńka.

Jego fiut uderzył w mój punkt G, a ja rozpadłam się na milion kawałków. Doszłam głośno i mocno jak nigdy w życiu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro