Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Uderzyłem zaciśniętą pięścią w drzwi. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, a ja starałem się utrzymać nerwy na wodzy. Byłem tak kurewsko wściekły, że miałem ochotę wywarzyć drzwi i zapierdolić tę cholerną blondynkę. Ale Romy by mnie znienawidziła.

Minęła długa chwila, aż wreszcie do drugiej stronie rozległo się szuranie, do którego dołączył dźwięk odmykanej zasuwy. W przewie między framugą a drzwiami dostrzegłem przerażone spojrzenie niebieskich oczy Steph. Chciała zamknąć drzwi, ale otworzyłem je gwałtownym ruchem, wchodząc do środka. Nie miała ze mną najmniejszych szans.

Głos jej zadrżał, kiedy wymówiła moje imię i zaczęła się cofać w głąb mieszkania. Zatrzasnąłem drzwi, a głuchy dźwięk unosił się w powietrzu, kiedy mierzyłem ją morderczym spojrzeniem. Była blada jak ściana i miałem wrażenie, że zaraz posika się ze strachu. Nienawidziłem tych sikających pod siebie.

— Dzwonię po policję — wyjąkała, dobijając nogami do kanapy i ściskając w dłoni telefon.

Uniosłem w górę brew, nie ruszając się ani o minimetr.

— Śmiało.

Nawet z tej odległości widziałem, jak jej krtań się porusza, kiedy nerwowo przełknęła ślinę. Nie zadzwoni po gliny, za bardzo się bała.

— Zdajesz sobie sprawę co mogłaś rozpętać? — powiedziałem, siląc się na spokój. Całą siłą woli musiałem się powstrzymywać, żeby nie zrobić czegoś głupiego.

Stephanie pokręciła gwałtownie głową, a jej krótkie blond włosy rozsypały się wokół jej twarz.

— Naprawdę chcesz, żeby Romy wylądowała gdzieś na pustyni z dziurą w głowie? — Przechyliłem głowę, czując w powietrzu jej strach. Śmierdział rozkładem. Słodki i mdlący. — Chcesz ją do kurwy nędzy zabić?!

Podskoczyła, a jej oczy zwilgotniały.

— Ja... chciałam.... Chciałam jej pomóc. Myślałam, że...

— Że co? — przerwałem jej, robiąc krok w jej stronę. Pisnęła jak zarzynana świnia. — Że zacznie sypać? Że magicznie wszystko się odkręci i będzie mogła wrócić do dawnego życia?

Jej dolna warga trzęsła się od tłumionego płaczu. Stephanie była jedyną osobą, która wiedziała gdzie i kiedy zniknęła Romy tej nocy, kiedy postrzelono Keya. Tylko ona mogła stać za tą całą szopką z policją. Romy chyba jeszcze się nie domyśliła, ale dla mnie było to kurewsko jasne.

— Chcesz pomóc przyjaciółce, to przestań próbować ją, kurwa, ratować. Nawet nie wiesz na co ją naraziłaś. A JA ZNOWU MUSZĘ JĄ RATOWAĆ!

Ratowałbym ją po tysiąckroć. Wszystko bym kurwa zrobił, ale nic mnie tak nie wkurwiało, jak idiotka która narażała jej życie przez swoją głupotę. Wild Griffins już usłyszeli plotki o mojej kobiecie gadającej z psami. Trzęśli gaciami, że zacznie sypać, a nie mogli sobie pozwolić na to, żeby gliny znowu im się dobrali do dupy. A strach robił z ludźmi popierdolone rzeczy.

Podszedłem do niej szybko, a ona chcąc się cofnąć upadła na kanapę. Położyłem dłoń na oparciu sofy, nachylając się w stronę dziewczyny. Ledwo oddychała z przerażenia. Jakaś część mnie miała na uwadze to, że to najlepsza przyjaciółka Romy i nie powinienem sobie robić z niej wroga, ale byłem zbyt wściekły, aby wziąć to pod uwagę. Liczyło się tylko to, żeby moja kobieta była bezpieczna. A wycieczki na komisariat zdecydowanie jej nie zapewnią bezpieczeństwa.

— Romy jest pod moją ochroną — powiedziałem cicho i powoli, tak żeby mnie dobrze zrozumiała. — Nie przetrzymuje jej siłą. Może odejść, kiedy tylko zechce.

Kłamstwo. Oczywiście, że kurwa kłamałem. Była moja i przenigdy nie pozwoliłbym jej odejść.

— Romy chce być tam gdzie ja — mówiłem dalej. — Jeśli chcesz jej pomóc, zaproś ją na pierdolonego drinka i mnie poobgadujcie, albo idźcie do pierdolonego klubu czy co jej trzeba, żeby poczuła się lepiej. — Zrobiłem przerwę, analizując czy cokolwiek do niej dociera. — A jeśli jeszcze raz odpierdolisz taką akcję, nie będę ryzykować i wpierdolę ci w łeb cały magazynek, jasne? Będę mieć głęboko w dupie jak ważna jesteś dla Romy, bo jej bezpieczeństwo jej ważniejsze, rozumiesz?

Ledwo dostrzegalnie skinęła głową.

— ROZUMIESZ, STEPHANIE?! — wrzasnąłem jej prosto w twarz. Zacisnęła z całej siły oczy.

— Tak! — krzyknęła płaczliwie. — Rozumiem.

Odsunąłem się od niej i ostatni raz na nią spojrzałem. Wyglądała żałośnie, zasmarkana, z rozmazanym tuszem.

— Lepiej, żeby tak było.

Skuliła się na kanapie, patrząc na mnie mokrymi od łez oczami. Żałosne.

— Byłbym wdzięczny gdyby ta rozmowa została między nami — dodałem, przeczesując dłonią włosy.

Jeśli Romy się dowie wścieknie się. Tego byłem pewny.

*

Romy stała przed lustrem w łazience, krzywiąc się i oglądając z każdej strony. Miała na sobie skórzane spodnie z wysokim stanem i cholernie seksownym rzemykiem na przedzie. Jej cycki omal nie wypływały z ciasnej, szarej bluzeczki na ramiączkach i mój kutas mimowolnie drgnął w spodniach.

Oparłem się o futrynę, obserwując ją bez skrępowania, kiedy malowała usta krwistoczerwoną szminką. Cholera, nie mogłem przestać myśleć o tych ustach na moim fiucie.

Nagle podskoczyła, odwracając się gwałtownie w moją stronę.

— Cholera, Houston wystraszyłeś mnie. — Przyłożyła ręka do serca. Na tych idealnych piersiach w rozmiarze C. Mimowolnie zacząłem sobie wyobraża, jak bawi się cyckami.

Musiałem odchrząknąć.

— Wybacz, maleńka — powiedziałem, podchodząc do niej i obejmując ją od tyłu. — Wybierasz się gdzieś?

O niczym nie wiedziałem, więc podejrzewałem, że nie, ale uznałem, że warto zapytać. Pocałowałem jej szyję, zaciągając się jej zapachem. Jej tyłek ocierał się o mnie, na co zamruczałem z zadowoleniem.

— Santana dowiedziała się, że miałam urodziny — zaczęła mówić, poprawiając usta szminką. — I była bardzo wkurzona, że jej nie powiedziałam, żebyśmy mogły świętować.

— Mhm — wymamrotałem, całując jej nagie ramię. Zadrżała lekko, a kiedy zacząłem całować jej szyję, dostrzegłem że dostała gęsiej skórki. Moja, zawarczała z satysfakcją zaborcza bestia w moim wnętrzu.

Oparła się o mnie mocniej.

— Więc wychodzę z nią do klubu.

Zesztywniałem, przerywając pocałunki. Odnalazłem jej spojrzenie w łazienkowym lustrze. Zagryzła lekko dolną wargę, patrząc na mnie z niepokojem.

— I mówisz mi teraz? — warknąłem.

— Będą prospekci! — usprawiedliwiła się. — Nic się nie stanie, będą nas pilnować. Daj spokój, Houston, pozwól mi iść.

Wywróciłem oczami. Nie podobało mi się to jak cholera.

— Wrócę o przyzwoitej porze — dodała, kiedy lustrowałem ją spojrzeniem.

— I mam cię tam puścić, wyglądającą tak kurewsko seksownie? — wymruczałem, przejeżdżając nosem po jej szyi. Zachichotała cicho, ale nagle spoważniała.

— Daj spokój, nie jestem seksowana.

Odsunąłem się lekko, zaskoczony.

— Do reszty zgłupiałaś? Spójrz tylko, kurwa, na siebie.

Skrzywiła się jakby polizała plasterek cytryny.

— Wyglądam śmiesznie — zaczęła. — Santana pożyczyła mi te spodnie...

Odwróciłem ją gwałtownie w swoją stronę. Wpadła z moje ramiona z cichym piskiem. Jej drobne rączki uderzyły w moją klatę.

— I już jej ich nie oddasz — zawyrokowałem, zanim pocałowałem te krwisto czerwone usta. Naparłem na nie językiem, a ona pozwoliła mi pogłębić pocałunek. Kurwa, uwielbiałem jej smak. Był słodka jak miód. Przyciągnąłem ją bliżej do siebie, kładąc ręce na jej tyłku. Ścisnąłem go mocno, na co pisnęła w moje usta. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, nie przerywając pocałunku.

Kiedy się od niej oderwałem, policzki miała zarumienione, a szare oczy błyszczały z pożądania.

Znowu odwróciłem ją w stronę lustra.

— Jesteś najseksowniejszą kobietą, jaką w życiu wiedziałem — powiedziałem zgodnie z prawdą, odgarniając jej długie brązowe włosy na prawe ramię. Zacząłem całować jej szyję.

— Pozwól, że ci pokażę — wyszeptałem jej do ucha, na co zadrżała jak osika. Polizałem jej szyję tuż pod uchem, a ona oparła się o mnie mocniej. Czułem, że moje spodnie robiły się coraz ciaśniejsze.

Sięgnąłem ręką do rzemyka w jej spodniach i odwiązałem go powoli. Wsunąłem rękę do je majtek.

— Nie zamykaj oczu, Romy — rozkazałem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro