Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Ok, ten rozdział też jest krótki, więc łapcie ;) Co mi tak xD 

_________________








Zapierdolę gołymi rękami. Połamię kości, a potem strzelę w łeb. Tak na wszelki wypadek.

Byłem boleśnie twardy, kiedy ruszyłem w stronę drzwi. Zakląłem głośno, otwierając je na oścież.

Na werandzie stał Key z fajką zwisającą mu z ust. Szary dym unosił się wokół jego głowy, kiedy spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.

— Kurewsko miłe powitanie, bracie.

Spojrzałem na niego z żądzą mordu w oczach.

— Kurewsko zjebane wyczucie czasu — odwarknąłem.

Uśmiechnął się kpiąco, wyrzucając peta.

— Ale widzę, że nadal ci staje na mój widok. — Mrugnął do mnie, szczerząc się jak idiota.

— Czego kurwa chcesz?

Skinął głową, nagle poważniejąc.

— Słyszałem niezłą historię. Podobno masz swoją starą.

— Podobno wykrwawiałeś się za barem jak pierdolona cipka.

— Auć, prawie zabolało. — Złapał się teatralnie za serce. — Chcę z nią pogadać.

— Po chuj?

Skrzywił się lekko.

— Bo uratowała moją zasraną dupę.

Uniosłem w górę brew, nie zniżając się do odpowiedzi. Otworzyłem szerzej drzwi i skinąłem mu głowę, żeby wszedł do środka.

Romy nadal siedziała przy kuchennej wyspie, a mój kutas, który jeszcze nie zdążył opaść, znowu drgnął na jej widok. Kurwa, musiałem w nią wejść, Bo jak Boga kocham, mi odpadnie.

Zdecydowanie wyglądała, jakby przed chwilą ktoś chciał się dobrać do jej majtek. Policzki miała nadal uroczo zarumienione, włosy zmierzwione, chociaż usilnie próbowała je poprawić. Biała bluzeczka podwinęła się nieco na brzuchu, pokazując skrawek bladej skóry. Przez chwilę chciałem chwycić Keya za szyję i wytargać go na zewnątrz. A potem wrócić do kuchni i zerżnąć Romy na tym pieprzonym kuchennym blacie.

Romy rzuciła mi szybkie zaniepokojone spojrzenie, zanim na powrót spojrzała w stronę Keya. A potem w jej oczach odmalowało się rozpoznanie i zbladła.

— To ty... — wymamrotała ledwo dosłyszalnie.

— Kiedy nie wykrwawiam się na śmierć jestem bardziej czarujący, złoto — mrugnął do niej, na co chrząknął upominająco. Sukinsyn wywrócił oczami. — Jestem Key. Dzięki, że próbowałaś mnie ratować.

Wzruszyła ramionami, znowu poprawiając włosy. Zakryła nimi dekolt, a ja mimowolnie oblizałem wargi, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia.

— Niewiele zrobiłam. — Zagryzła wargę, sprawiając że podążyłem tam spojrzeniem.

— Cóż — Key wzruszył ramionami. — Nie jestem aż takim dupkiem, pomyślałem że wypada podziękować.

Oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ramiona. Był dupkiem. I nie dziękował.

— Tammy kazała ci przyjechać.

Prychnął.

— Nie jestem jebaną pizdą — odwarknął.

Zerknąłem w stronę Romy. Zdecydowanie nie podobało jej się towarzystwo Keya. Nie miałem tylko pojęcia czy dlatego, że był po prostu Keyem czy dlatego, że nam przerwano czy po prostu nie lubiła nikogo z klubu. Podejrzewałem, że wszystkiego po trochu.

Skinąłem na nią głową.

— Daj nam chwilę, maleńka — rzuciłem do niej, na co znowu zagryzła wargę i zeskoczyła z wysokiego krzesła, z wyraźną ulgą wymalowaną na bladej twarzy. Obserwowałem jej tyłek, kiedy wspinała się po schodach.

— Przyznaję — odezwał się Key, wsadzając między wargi nową fajkę. — Niezła z niej suczka.

Uniosłem w górę brew, patrząc na niego wyczekująco. Nadal stałem oparty o ścianę.

— Słyszałem, że dobiliście z Wild Griffins targu — kontynuował, zaciągając się mocno. — Nie powiem, że mi się to podoba. Sukinsyny do mnie strzelały. Chciałbym się odwdzięczyć.

Nadal milczałem.

— Podobno to twoja pierdolona zasługa?

— Pytasz czy stwierdzasz?

— Pytam — wypuścił z ust kłąb jasnoszarego dymu. — Czemu ich nie powystrzelałeś?

— Nie ja decyduję.

Wywrócił oczami.

— Tak, tak jesteś tylko panienką na posyłki.

W sekundzie wyciągnąłem broń i wycelowałem w niego. Uśmiechnął się kpiąco, ale w jego oczach zalśnił niepokój.

— Nawet ty nie strzelisz do brata, Houston.

— Strzelę jeśli będzie mieć wkurwiać.

Uniósł ręce w obronnym geście, a ja schowałem broń za pasek spodni. Nie miałem zamiaru strzelać w domu. Romy by się wystraszyła, a ja narobiłby tylko niepotrzebnego bałaganu. Nawet dla takiego sukinsyna jak Key, nie było warto.

— Rake nie chciał oddać dzieciaków — powiedziałem łaskawie. — Jeden z nich to jego siostrzeniec. Chroni jego dupę. Big Jim zgodził się, żeby w zamian oddali San Marcos. Rakea nie stać na wojnę. Big Jim też woli jej uniknąć.

— Robi się miękki na stare lata — stwierdził, na co wzruszyłem ramionami. — A co z dziewczyną?

— Jest moja.

Zaśmiał się cicho.

— Wiem. Wszyscy wiedzą. Dam sobie kutasa z jajami uciąć, że jesteś tematem numer jeden we wszystkich oddziałach w kraju.

— Gówno mnie obchodzi twój kutas i to co gadają inni.

Wzruszył ramieniem, po czym powiódł spojrzeniem w stronę schodów gdzie zniknęła Romy.

— Jest dla ciebie zbyt słodka i niewinna — stwierdził, co wcale mi się nie spodobało Krew zawrzała mi w żyłach.

— Nie prosiłem o twoją pierdoloną opinie.

— I tak ci jej udzielę. — Uśmiechnął się kpiąco. Miał jaja, gówniarz. — Nie ma za co. Dobra, nie będę ci przeszkadzać w posuwaniu twojej starej. Baw się dobrze, bracie. — Mówiąc to, klepnął mnie w ramię i ruszył w stronę drzwi.

Stałem jeszcze długo pod ścianą. Dźwięk silnika zdążył już dawno zniknąć w oddali, kiedy w końcu odepchnąłem się od ściany i ruszyłem na piętro.

Światło w pokoju Romy było zgaszone, a zza drzwi nie dochodziły żadne odgłosy. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści, całą siłą woli powstrzymując się, żeby nie otworzyć drzwi i nie dokończyć tego co zacząłem w kuchni. To był popierdolony pomysł, bo była mała i niewinna, a ja miałem zbyt dużą władzę. W moim rękach było jej życie. Nie mogłem tego wykorzystać. Nie powinienem. Kurwa.

Zanim zasnąłem musiałem sobie dwa razy zjechać pod prysznicem, wyobrażając sobie Romy z moim kutasem w jej ustach, a i tak po wszystkim znowu byłem twardy jak skurwysyn.

Popierdolona sytuacja.

*

Cichy pisk wyrwał się w ust Romy, kiedy odwróciła się w stronę salonu i zobaczyła mnie siedzącego na kanapie.

Wyglądała jak uosobienie pieprzonej niewinności, kiedy stanęła przede mną w kusym, białym szlafroku. Kończył się zaledwie w połowie ud, powodując że w mojej głowie już pojawił się obraz jej obejmującej mnie tymi cholernie długimi nogami. Jej włosy były bajecznie rozczochrane, a policzki zarumienione, zupełnie jakby stała przede mną całkiem nago.

Starałem się dać jej przestrzeń, zwłaszcza po wczorajszym wieczorze, ale kurwa nawet ja miałem swoje granice. Ciągle byłem boleśnie twardy, nie ważne ile razy zwaliłem sobie pod prysznicem. Mój kutas chciał jej cipki. Koniec kropka. Wczorajszego wieczora byłem pewny, że się nie zatrzymam. Na samą myśl o jej uchylonych ustach i tym cholernym seksowym jęku, który z siebie wydała, znowu mi stawał.

— Myślałam, że wyszedłeś — powiedziała cicho, poprawiając szlafrok, jakby chciała się jeszcze bardziej zakryć. — Słyszałam odjeżdżający motocykl.

Oblizałem nerwowo wargi, nie mogąc pozbyć się w głowy tego obrazu. Jej tyłek na kuchennym blacie, mój kutas w jej cipce... Kurewsko chciałem usłyszeć jak jęczy moje imię. Kurewsko mi się nie podobało, że widok jej rozłożonych nóg, który był tylko w mojej wyobraźni, potrafił sprawić, że zaczynałem twardnieć.

— Lucky był z wieściami — odpowiedziałem, nie odrywając od niej spojrzenia. Wyglądała cholernie niepewnie.

— Dobre czy złe?

— Nie musisz się o to martwić.

Skinęła głową, po czym przygryzła lekko dolną wargę.

— Muszę być w pracy za godzinę — zaczęła niepewnie, patrząc na mnie z oczekiwaniem.

— Mogę cię dzisiaj podrzucić — zaproponowałem. — Nie wiem czy będę dal radę cię odebrać. Jeśli nie, odwiezie cię któryś z prospektów.

Znowu skinęła głową.

— Dziękuję.

Wzruszyłem ramieniem.

— Nie ma sprawy.

Znowu rzuciła mi to niepewne, zlęknione spojrzenie. Może i nie byłem zbyt sympatycznym goście, a i mój wygląd nie przysparzał mi sprzymierzeńców, ale kurwa mać, przecież nigdy bym jej nie skrzywdził. Kiedy to w końcu zrozumie?

— Mam czekać? — odchrząknęła, zupełnie jakby próbowała wziąć się w garść. — Po pracy? Odbieracie mnie i przywozicie teraz tutaj? Teraz to jest moje więzienia?

Zmarszczyłem ze złością brwi, podrywając się z kanapy.

— Ile razy mam ci to powtarzać, Romy? — zacząłem, robiąc w jej stronę krok. Tym razem się nie cofnęła. A więc mamy jakiś postęp. Zadarła do góry podbródek, żeby na mnie spojrzeć. Jej szare spojrzenie było cholernie wystraszone.

— Nie rozumiem dlaczego nie mogę wrócić do mojego mieszkania, Houston — powiedziała szybko, a głos jej się lekko załamał. — Możesz mnie eskortować tam.

— I myślisz, że Wild Griffins cię nie obserwują? — zapytałem. Sukinsyny trzymały rękę na pulsie, byliby kompletnymi idiotami, gdyby tego nie robili. — Doskonale wiedzą, że jesteś zwykłym cywilem, który się uwikłał w popierdoloną sytuację. Nie ufają ci, czemu by kurwa mieli?

Patrzyłem na nią z góry, obserwując jak jej oczy robią się większe z przerażenia, kiedy tylko wypowiedziałem nazwę drugiego klubu.

— Pomyśl, jakby to wyglądało z ich perspektywy? — Przechyliłem głowę. — Biorę za ciebie odpowiedzialność, robię z ciebie moją kobietę i puszczam cię wolno? Nie pilnuje? Wracasz do danego życia i możesz iść sypać, kiedy tylko chcesz?

— Nie pójdę na policję.

— Ja to wiem, maleńka. — Nie mogłem się powstrzymać, żeby jej nie dotknąć. Zaczesałem kosmyk ciemnoczekoladowych włosów za jej ucho i przejechałem palcem po jej policzku. Cholera, była taka delikatna. Z trudem się powstrzymałem, żeby nie rzucić jej na kanapę i nie zedrzeć jej majtek. Kurewsko chciałem jej posmakować.

— Możesz po pracy zaprosić tu tę swoją przyjaciółkę — zaproponowałem, chcąc jakoś polepszy tę sytuację. Nie chciałem, żeby czuła się jak więzień. I musiałem przestać myśleć o jej mokrej cipce.

— Steph?

Wzruszyłem ramieniem. Nie miałem pojęcia jak miała na imię.

— Mam do załatwienia parę spraw dla Big Jima — Wyjaśniłem. — Nie będzie mnie w domu. Nie martw się, tu nic ci nie grozi. — Dodałem. — Dom ma dobry system ochrony. W razie czego możesz do mnie zadzwonić. Przyjadę najszybciej jak się da.

Kurwa, nawet nie kłamałem. Rzuciłbym wszystko, gdyby tylko był cień niebezpieczeństwa. Moja maleńka ma być bezpieczna.

— W porządku — odpowiedziała i obejrzała się szybko za siebie. Jej policzki były zarumienione, kiedy znowu odnalazła mnie spojrzeniem. — Pójdę się przygotować do pracy. Dasz mi dwadzieścia minut?

Kiwnąłem głową, wracając na kanapę i obserwując jej tyłek, kiedy wpinała się po schodach.

Zamknąłem z całej siły powieki, chcąc pozbyć się z głowy widoku jej mokrej, różowej cipki, ale spowodowało to jedynie, że bardziej się nakręciłem. Kurwa, jak tak dalej pójdzie to eksplodują mi jaja. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro