Rozdział 8
SANTANA
Mój brat zatrzymał motocykl na parkingu przed budynkiem, w którym za dziesięć minut miały się odbyć moje pierwsze zajęcia z ekonomii. Wydawało mi się to niezwykle zabawne, zważywszy na fakt, że będąc na studiach jeden dzień zdążyłam wprowadzić się i wyprowadzić do akademika, być powodem bójki i wyrobić sobie reputacje niedostępnej suki motocyklowego klubu, a nie byłam nawet jeszcze na zajęciach.
Cholernie zabawne.
Boki kurka zrywać.
Zeskoczyłam z motocykla, nawet nie oglądając się na JJ'a. Poprawiłam na ramieniu bladoróżowy plecak i ruszyłam przed siebie.
— Któryś z braci po ciebie przyjedzie! — krzyknął JJ, na co pokazałam mu środkowy palec, nawet się nie odwracając.
Byłam wściekła.
Nie, byłam chodzącą furią.
— Nie bądź suką! — wrzasnął jeszcze JJ, specjalnie ściągając na mnie uwagę wszystkich tłoczących się w pobliżu studentów. — Kocham cię, siostra!
— Jedź już! — krzyknęłam tak głośno, że aż rozbolało mnie gardło. JJ zaśmiał się odchylając do tyłu lekko głowę, a potem w powietrze wbił się głośny, wibrujący dźwięk silnika.
Byłam cholernie nie wyspana. Cała noc kręciłam się na łóżku, próbując wyrzucić z myśli Rusha. Co za pieprzony idiota. Co za... nawet nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Kiedy wyszedł uświadomiłam sobie dobitnie jaką kretynką byłam. Nawet się nie zabezpieczyliśmy. Zapomniałam o cholernej gumce i zorientowałam się dopiero, kiedy jebana sperma spływała mi po drżących nogach. Byłam totalną kretynką. Całe szczęście, że nadal łykałam tabletki antykoncepcyjne, ale patrząc na życie Rusha niczego nie mogłam być pewna. Pieprzył się zapewne z niezliczoną ilością panienek. A najgorsze w tym wszystkim było to, że mu pozwoliłam. Pozwoliłam mu pieprzyć się na kuchennym blacie! Bez prezerwatywy! Cholera, jasna, co ze mną było nie tak!?
Starałam się nie dostrzegać rzucanych mi po drodze spojrzeń. Chciałam mieć to wszystko gdzieś, ale prawda była taka, że się tym przejmowałam. Chciałam doświadczyć czegoś normalnego. W Nowym Orleanie prawie mi się udało. Byłam zwyczajną dziewczyną. Tak zwyczajną, że zdradził ją chłopak.
Tutaj miał być nowy początek. Miałam zawrzeć nowe znajomości, chodzić na imprezy i raz na jakiś czas zabawić się z jakimś fajnym kolesiem. Tyle, zero związków, prosty układ. Typowe studenckie życie. A jak to wyglądało w praktyce? Dałam się wydymać dwa razy. Największemu dupkowi na świecie. Jedyne osoby, które zdążyłam poznać, unikały mnie jak ognia. A na żaden numerek nie mogłam liczyć, mając na ogonie chłopców mojego ojca. Moje życie zmieniło się w prawdziwy koszmar. Znowu byłam zamknięta w klatce.
— Hej, wolne? — zapytałam jakąś brunetkę na przedzie auli. Niemal wszystkie miejsca na sali wykładowej były zajęte. Podniosła głowę i spojrzała na mnie wyrwana z zamyślenia. Była naprawdę ładna. Związała brązowe włosy w niesforny koczek na czubku głowy, a jej oczy miały niemal identyczną barwę. Były duże i okrągłe i z jakiegoś powodu przypominała mi Bambi jelonka z bajki.
— Hej, jasne — Uśmiechnęła się uroczo. — Jestem Tessa.
— Santana.
Przyjrzała mi się uważnie. Nos i policzki miała upstrzone drobnymi piegami, które najwyraźniej starała się ukryć pod delikatnym makijażem.
— To o tobie mówią? — zapytała bezpośrednio, na co zagryzłam lekko wargę.
— Zależy co mówią.
— Że należysz do gangu motocyklowego i że twój facet pobił samego Camerona Harrisa.
Otworzyłam usta, ale pokręciłam tylko głową. Plotki naprawdę tak szybko się roznoszą?
— To klub motocyklowy — rzuciłam jedynie, nie mając siły się tłumaczyć. A potem nabrałam głośno powietrza. — I ten cholerny dupek nie jest moim facetem.
I nie będzie, choćby nie wiem jak bardzo swędziała mnie fuga, powiedziałam sobie w myślach i przybiłam mentalną piątkę. Dajesz, Santa.
— Chyba nieźle zaszedł ci za skórę — powiedziała, a w jej głosie brzmiał źle tłumiony śmiech. Spojrzałam na nią ostro, ale moje spojrzenie od razu złagodniało. Wydawała się całkiem w porządku i nie uciekła z krzykiem w obawie, że ja lub ktoś z moich znajomych ją pobije. A to już plus. Musiałam znaleźć jakichś znajomych na studiach. Nie wytrzymam z samą Tammy i jej radami. Skończyłabym pewnie na odwyku.
— Coś w tym rodzaju — rzuciłam. Sala była głośna, każdy rozmawiał, czekając na wykładowcę.
Tessa wzruszyła ramieniem. Miała na sobie białą sukienkę na cienkich ramiączkach przez co wyglądała jak uroczy, seksowny aniołek. Było w niej wiele sprzeczności. W jednej chwili wyglądała, jak mała słodka dziewczynka, a w następnej uśmiechała się drapieżnie, jak seksowna kobieta.
— Jeśli chcesz możemy wyskoczyć w piątek na drinka. — Potarła policzek nagim ramieniem, nagle znowu sprawiając wrażenie nieśmiałej. — Też przydałaby mi się przyjazna dusza.
— Jasne — odpowiedziałam szczerze. — Mogę zabrać przyjaciółkę?
— Nie ma problemu. — Wyciągnęła telefon. — Zapisz mi twój numer, zgadamy się.
I tak poznałam pierwszą prawdziwą koleżankę na studiach i na nowo rozkwitła we mnie nadzieja.
RUSH
Odpaliłem fajkę, obserwując Santanę schodzącą po szerokich, betonowych schodach na terenie kampusu. Rozmawiała o czymś z tym tlenionym idiotą, który spotkał się ostatnio z moją pięścią.
Roześmiała się nagle, odchylając lekko głowę do tyłu. Jasne włosy zafalowały jej na plecach. W promieniach późno popołudniowego słońca, zdawały się płonąć. Miałem ochotę za nie pociągnąć. Owinąć wokół dłoni i zaciągnąć się tym zapachem. Santana Mason pachniała jak najsoczystsza wisienka. Słodko i zmysłowo.
Miała na sobie rozkloszowaną spódniczkę, łudząco podobną do tej, w której widziałem ją ostatnim razem, a buty na wysokim obcasie sprawiały, że jej nogi zdawały się nie mieć końca.
Zaciągnąłem się mocno, starając się pozbyć z pamięci tego jak obejmowała mnie nimi, gdy pieprzyłem ją na blacie kuchni Big Jima. Kurwa mać. Pakowałem się w niezłe gówno. Miałem z nią porozmawiać, wyjaśnić sytuację i już nigdy nie spojrzeć na nią jak na obiekt seksualny. A zamiast tego zrobiłem wszystko to czego nie powinienem.
Obserwowałem ją nadal, kiedy dotknęła ramienia tego fagasa. Nie wiedzieć czemu w ogóle mi się to nie spodobało. Ten chłystek zdecydowanie nie był dla niej. Powiedział jej coś, nachylając się lekko w jej stronę, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Znowu były pomalowane krwistoczerwoną szminką i moje myśli mimowolnie uciekły w niewłaściwym kierunku. Zastanawiałem się, jakby wyglądały obejmujące mojego fiuta. Z łatwością mogłem to sobie wyobrazić. A właściwie wyobrażałem to sobie kilka godzin temu, kiedy brałem prysznic.
Zakląłem pod nosem, zanim wypuściłem dym nosem. Zachowywałem się jak napalony piętnastolatek, walący pamięciówę pod prysznicem. Mogło być coś bardziej żałosnego?
Santana uniosła głowę i spojrzała dokładnie w moim kierunku, jakby wyczuła na sobie moje spojrzenie. Mogło być w tym coś z prawdy, bo wpatrywałem się w nią jak jakiś chory prześladowca.
Uniosła w górę dłoń, uśmiechając się słodko. Pomachała mi, a potem przechyliła na bok głowę, nie przestając się uśmiechać i pokazała mi środkowy palec.
Powinienem się wściec, ale zamiast tego poczułem się rozbawiony. Pokręciłem głową, nie mogąc pozbyć się głupiego uśmiechu i wyrzuciłem niedopałek, przygniatając go czubkiem buta.
Santana pocałowała Tlenionego w policzek i ruszyła w moją stronę. Poprawiła na ramieniu plecak, a kiedy podeszła bliżej okazało się, że jest wściekle różowy i miałem ochotę wybuchnąć szaleńczym śmiechem. Santana w tej chwili wyglądała jak pieprzona Barbie o zabójczych nogach.
— JJ miał mnie odebrać — rzuciła, kiedy tylko znalazła się w zasięgu mojego słuchu. Wiatr zawiał, sprawiając że jej rozkloszowana beżowa spódniczka poleciała w górę, prawie pokazując jej majtki.
— Wybacz, dziecinko, jestem tylko ja.
Prychnęła jak rozjuszona kotka.
— Wrócę w takim razie taksówką.
— A Big Jim urwie mi kutasa.
Kolejne prychnięcie.
— Mam totalnie gdzieś twojego kutasa. — Zadarła w górę brodę, a ja zaśmiałem się cicho.
— Dokładnie wiem, gdzie go ostatnio miałaś, dziecinko. — Puściłem jej oczko z satysfakcją obserwując, jak jej blade policzki pokryły się uroczą czerwienią. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.
— Wsiadasz? — zapytałem.
— Mam wyjście?
— Prawdopodobnie nie, ale wydaje mi się, że jesteś jedną z tych irytujących osób, które najpierw będą strzelać fochy, zanim to sobie uświadomią.
Zmarszczyła brwi, a jej twarz wykrzywiła się w gniewnym wyrazie. Cholera, wyglądała przy tym zdecydowanie za dobrze.
— Pieprz się, Rush.
Przekrzywiłem głowę, nie mogąc przestać się szczerzyć. Jej złość działała na mnie dziwnie odprężająco. Podejrzewałem, że z tą blondynką przy boku mógłbym nawet stawić czoła mojemu ojcu i nie chce wpakować mu kulki między oczy.
— Dziecinko, myślę że to mamy już za sobą.
Rzuciła mi mordercze spojrzenie.
— Wiesz co? — warknęła. — Zdecyduję się na tę taksówkę.
— Nie zachowuj się jak gówniara — powiedziałem spokojnie. — Przyjechałem, jestem już na miejscu, nie musisz unosić się jakąś chorą dumą i zamawiać taksówki. Naprawdę, dziecinko, wszystko mi jedno na co będziesz wydawać forsę tatusia i tak pojadę za tobą.
— Jesteś bezczelnym dupkiem, Rush. — Podparła się pod boki. Jej piersi unosiły się w górę i w dół w rytm wściekłych oddechów. Znowu miałem ochotę zapalić. Ze zgrozą zauważyłem, że z jej uszu zwisały kolczyki w kształcie pieprzonych wisienek.
— A ty rozwydrzonym dzieciakiem, Santa. — Spojrzałem na nią uważnie, na co fuknęła urażona. Podobał mi się ten dźwięk. — A teraz, kiedy już sobie to wyjaśniliśmy, możemy jechać?
Podałem jej czarny kask. Spojrzała na mnie, jakbym proponował jej co najmniej wyskoczenie z ubrań i zrobienie rundki naokoło kampusu.
— To kask, dziecinko — powiedziałem powoli. — Zakłada go się na głowę. Wiesz, dla bezpieczeństwa.
Znowu fuknęła, ale posłusznie zabrała go ode mnie i bez słowa założyła. Mordowała mnie wzrokiem, zapinają sprzączkę.
— Wbrew temu co myślisz, nie jestem idiotką, Rush — powiedziała, wskakując na motocykl za mną. Zrobiła to z zawodową wprawą. Do moich nozdrzy dotarł zapach czereśni, kiedy jej piersi rozpłaszczyły się na moich plecach. Przysunęła się tak blisko, że nie dzielił nas nawet minimetr. Ciepły oddech owiał mi szyję, kiedy szepnęła mi do ucho. — To ty masz problem, Rush. Nie ja. Ja nie rozłożę już przed tobą nóg. Myślisz, że ty wytrzymasz?
Pokręciłem rozbawiony głową, powstrzymując się aby jej nie powiedzieć, że ostatnim razem nie bardzo się przede mną broniła. Zamiast tego odpaliłem silnik i ruszyliśmy do Big Jima.
SANTANA
Miałam wrażenie, że to jakaś gra, której zasad do końca nie pojmowałam, ale mimo to czułam jakąś chorą ekscytację na samą myśl o kolejnej rozgrywce.
Dlatego, kiedy Rush zaparkował przed domem mojego ojca, zeskoczyłam szybko z motocykla i posłałam mu szeroki uśmiech, który zbił go na moment z tropu. Bez słowa zabrał ode mnie kask i przeczesał dłonią czarne włosy. Zdusiłam w sobie ochotę, żeby zrobić to za niego. Doskonale pamiętałam jakie to uczucie, zanurzyć w nich palce.
— Będziesz mnie pilnować do wieczora? — zapytałam beztrosko, idąc w stronę werandy i kołysząc przy tym kusząco biodrami. Wzrok Rusha mimowolnie uciekł w kierunku mojego tyłka i omal się nie zaśmiałam. To było zaskakująco łatwe.
Skinął głową i odchrząknął, zanim wyciągnął z kieszeni czarnych dżinsów paczkę papierosów i zapalniczkę.
— Dasz jednego?
Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami i dołączył do mnie na werandzie. Oparł się o ścianę obok drzwi, jakby chciał zachować ode mnie bezpieczną odległość. Przysiadłam na drewnianej balustradzie, a moja spódnica podciągnęła się, ukazując zdecydowanie zbyt duży kawałek uda. Wzrok mu uciekł w tamtym kierunku, więc nie miałam zamiaru się poprawiać.
— Nie ma, kurwa, opcji. Big Jim by mnie zabił.
Zaśmiałam się cicho, przekrzywiając głowę i patrząc na niego uważnie.
— Więc to, że mnie przeleciałeś nie jest problemem, ale podarowanie fajki już tak?
Prychnął rozdrażniony.
— Nie powiedziałem, że nie jest problemem.
— Czyli nie zrobimy tego ponownie?
— Nie.
Skinęłam głową.
— Założysz się?
Zamrugał, a zaskoczenie na jego twarzy sprawiło, że wybuchłam śmiechem.
— Santana... — zaczął ostrzegawczo i nic nie mogłam poradzić na to, że ten ton zadziałał na mnie tak jak poprzednim razem. Serce zabiło mi szybciej a podbrzusze zacisnęło się w nagłym podnieceniu. Było coś cholernie seksownego w tym, jak jego głos chrypł pod wpływem tej wściekłości.
Wywróciłam oczami, zeskakując z poręczy i podeszłam do niego blisko. Dym papierosowy podrażnił moje nozdrza, ale się nie odsunęłam.
— Spokojnie, Rush. — Poklepałam go po klatce piersiowej. — Będę grzeczną dziewczynką.
Pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę domu, śmiejąc się w duchu. A przynajmniej taki miałam zamiar, ale palce Rusha zacisnęły się na moim nadgarstku i przyciągnął mnie z powrotem do siebie. Sapnęłam zaskoczona.
Niedopałek spadł na drewno, a Rush zgniótł do butem, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Lodowato niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie, jakby chciał mnie pożreć. Momentalnie zaschło mi w gardle. To było doskonałe przypomnienie o tym, że Rush nie był potulnym barankiem, a ja igrałam z ogniem. Lodowatym, niebieskim ogniem, który nadal płonął w jego oczach.
— Nie lubię gierek — powiedział cicho, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Dym papierosowy zmieszał się z leśną nutą, którą pachniał. Męski, intensywny zapach.
Z trudem przełknęłam ślinę. Moja ręka znalazła się na jego klatce piersiowej, kiedy próbowałam odzyskać równowagę.
— W nic nie gram — skłamałam, patrząc mu prosto w oczy.
— Naprawdę? — warknął. — Więc to robisz, dziecinko? Cokolwiek to jest lepiej przestań, bo i tak przegrasz.
Prychnęłam rozjuszona, próbując się wyrwać. Sapnął wściekły. Puścił mój nadgarstek, ale zaraz potem złapał mnie za ramiona i jednym gwałtownym ruchem, pchnął mnie na ścianę, zamykając drogę ucieczki swoimi ramionami, które oparł po obu stronach mojej głowy.
— Big Jim nie może się dowiedzieć.
— Bo? — Butnie uniosłam brodę.
— Bo nic z tego nie miało znaczenia — syknął z nosem przy mojej twarzy. — To nie może się powtórzyć.
Uderzyłam go zaciśniętą pięścią w klatę, ale nawet nie drgnął.
— Sam to zacząłeś, Rush. Nie prosiłam cię, żebyś mnie przeleciał w kuchni mojego ojca — warczałam, mrużąc oczy. — Nie zrobiłam nic złego. Tak, upiłam się i poszłam z tobą do łóżka w tym cholernym motelu, ale miałam do tego pełne prawo. Za to ty nie masz prawa traktować mnie po tym, jak jakiejś idiotki!
— Jesteś idiotką, skoro przespałaś się z jednym z ludzi twojego ojca. — Jego wzrok wiercił mi dziurę w głowie. — Znowu.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. To było jak policzek.
— Słucham? Co powiedziałeś?
Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć jak szybko pozbierał informację. Ale to w takim razie znaczyło, że o mnie wypytywał, prawda?
— Dobrze wiesz co powiedziałem. To jakiś twój fetysz? Pieprzysz tylko bikerów? — Przekrzywił głowę, uśmiechając się przy tym kpiąco.
Z całej siły uderzyłam go w klatkę piersiową, po czym uniosłam kolano, celując w jego krocze, ale z łatwością złapał moją nogę. Przytrzymał ją, zarzucając ją sobie na biodro. Przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że nie dzielił nas nawet milimetr. Sapnęłam zaskoczona, kiedy nachylił nade mną i szepnął prosto do mojego ucha:
— Uważaj, dziecinko, bo zrobisz sobie tylko krzywdę.
Puścił mnie, unosząc w górę ręce i cofnął się o krok. Patrzyłam na niego spod łba, oddychając szybko, jakbym przebiegła kilka mil. Złość swędziała mnie pod skórą jak coś żywego. Miałam ochotę urwać mu łeb. I dać sobie w pysk, bo pomimo tego że tak bardzo działał mi na nerwy, nadal sprawiał, że moje głupie kobiece części ciała stawały w płomieniach.
Wyprostowałam się, zbierając w sobie. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, a długie różowe paznokcie wbijały mi się w ich wnętrze. Podeszłam do Rusha pewnym krokiem, nie odrywając spojrzenia od tych wściekłych, hipnotyzujących oczu. Niech mnie piekło pochłonie, jeśli z nim przegram.
— Może — syknęłam. — Ty za to lubisz pieprzyć nieznajome ledwo pełnoletnie blondynki, co? I wszystko jest w porządku?
— Przeginasz.
— Ty już dawno przegiąłeś. — warknęłam. — Nie martw się mój tata nie odstrzeli ci kutasa, byłaby wielka szkoda dla tych wszystkich małoletnich blondynek, prawda? Nie róbmy tego światu! — Wyrzuciłam ręce w górę. — Nic nie powiem ojcu. A ty trzymaj się ode mnie z daleka.
Skinął głową.
— Nie ma, kurwa, najmniejszego problemu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro