Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

SANTANA

Rush zawahał się zanim otworzył drzwi. Rzucił mi nieodgadnione spojrzenie, zaciskając na moment usta w wąską linię. Cholernie nie podobało mi się to, że wychodził. I to, że niczego nie mógł mi powiedzieć. Nadal miałam mętlik w głowie po tym co między nami zaszło. I co gorsze miałam świadomość, że sama to zaczęłam. Kolejna gówniana decyzja do kolekcji.

- Nikomu nie otwierasz, jasne?

Wywróciłam wymownie oczami.

- Przypomnij mi jeszcze z pięć razy, bo jako że posiadam waginę, to nie posiadam mózgu.

- Santana - warknął ostrzegawczo, najwyraźniej nieźle zirytowany. Powstrzymałam się przed ponownym wywróceniem oczami.

- Dam sobie radę, Rush - zapewniłam, zaczesując za uszy rozczochrane włosy i tłumiąc złość w zarodku.

Rush westchnął cicho i skinął głową, jakby sam do siebie. Wyciągnął zza paska nóż myśliwski i mi go podał.

- W razie czego - powiedział, patrząc mi w oczy z jakąś dziwną mocą. Miałam ochotę zapytać jeszcze raz, co do cholery się działo w klubie i dlaczego dawał mi broń, ale zamiast tego zagryzłam wargi i pozwoliłam mu się pocałować w czoło. Ostry zapach jego perfum dotarł do moich nozdrzy, a za serce ścisnęła mnie dziwna tęsknota. Wiedziałam, że to co było między nami nie miała prawa bytu. Ja przysięgłam sobie, że nigdy nie skończę z kimś z Hellhoundersów, a on nadal zbierał kawałki swojego połamanego serca, po tym jak jego żona zmarła. Żadne z nas nie chciało wchodzić do tej rzeki, choć czasem miałam wrażenie, że oboje do niej skoczyliśmy tego parnego wieczora na obrzeżach Teksasu, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. A teraz nurt niósł nas na niezbadane tereny. I nie mogliśmy z nim walczyć.

Obserwowałam Rusha, który wyszedł na pogrążony w popołudniowym, ostrym słońcu parking.

- Zamknij te pierdolone drzwi! - wrzasnął, odwracając się w moją stronę. Dostrzegłam jeszcze jak wsiadł do taksówki, zanim spełniłam jego rozkaz. Zamknęłam drzwi na zasuwę i wzięłam głęboki oddech.

Pościel nadal była zmięta po seksie i moje serce wykonało dziwne salto. Sama się o to prosiłam. Sama do niego podeszłam, ściągając bluzkę. To była kolejna ze złych decyzji. Kolejny impuls. Nie chciałam, żeby traktował mnie jak dziwkę, a sama się tak zachowywałam. To miało być nasze pożegnanie. Nasz ostatni raz przed powrotem do rzeczywistości. Te dwa dni z Rushem były intensywne i jakby rozgrywane w bańce mydlanej. Jednak teraz wracaliśmy do domu i musiałam wziąć się w garść. Czekało mnie zakuwanie do egzaminów i powrót do mojego zwykłego, studenckiego życia. Nie mogłam nadal kręcić się przy Rushu. To nie było dla mnie. Już raz się sparzyłam zakochując się w jednym z ludzi mojego ojca. Tego błędu nie miałam zamiaru popełniać po raz drugi.

Pukanie do drzwi rozniosło się w przesiąkniętym seksem powietrzu. Westchnęłam cicho, odwracając się w stronę drzwi i odpinając zasuwę.

- Zapomniałeś...? - zapytałam, ale dalsze słowa utkwiły mi w gardle. Momentalnie oblał mnie zimny pot, kiedy spojrzałam na lufę pistoletu skierowaną prosto w moją stronę. Byłam idiotką. Najzwyczajniej w świecie byłam głupia.

Szeroki uśmiech mężczyzny z kutą Dust Devils na ramionach sprawił, że serce zamarło mi na moment, żeby zaraz potem rozpocząć szaleńczy bieg. Cofnęłam się odruchowo w głąb pomieszczenia, a uśmiech nieznajomego powiększył się jeszcze bardziej.

- Witaj ponownie, piękna - powiedział, a w moim umyśle pojawiło się jego imię. Skinner.

- Czego chcesz? - zapytałam, robiąc kolejny krok w tył. Skinner wszedł do środka pomieszczenia i zamknął drzwi kopniakiem. Trzasnęły, sprawiając, że podskoczyłam.

Skinner nadal wyciągał w moja stronę pistolet, rozglądając się jednocześnie po pomieszczeniu. Jego wargi drgnęły, gdy jego wzrok spoczął na rozkopanym łóżku. Gorący rumieniec wypełzł na moje policzki.

- Odłóż to - powiedział, wskazując pistoletem na trzymany w moich dłoniach nóż myśliwski. Zacisnęłam na nim na moment mocniej palce, próbując coś wymyślić. Panika powoli kąsała moje ciało, ale nie chciałam jej się poddać.

Spojrzałam na Skinnera. Nie miałam z nim szans. Był o ponad głowę wyższy ode mnie, szeroki w barach i dobrze wyszkolony. Przypomniałam sobie słowa ojca, który mówił, żebym nie miała przy sobie broni, której nie będę mogła wykorzystać, bo to jedynie dawało dodatkową broń mojemu przeciwnikowi. Zagryzłam boleśnie wnętrze policzka i rzuciłam nóż w stronę Skinnera. Złapał ją z zawodową wprawą, po czym położył ją na parapecie. Schował spluwę za pasek spodni i przechylił głowę, wpatrując się we mnie jak drapieżnik tuż przed skokiem na swoją ofiarę.

- Czego chcesz? - powtórzyłam pytanie. - To nie wasz pieprzony teren.

Uśmiechnął mrocznie, a mi dreszcz przebiegł po plecach. Nie miałam gdzie uciekać. Stał przed drzwiami, uniemożliwiając mi dotarcie na zewnątrz. Mogłam krzyczeć, ale po pierwsze czy ktoś by w ogóle zareagował? Czy wcześniej Skinner posłałby mi kulkę między oczy.

- Tak ci się zdaje, piękna.

- Śledziłeś nas? - pytałam dalej, próbując grać na czas. Wiedziałam jednak, że Rush nie wróci prędko, a JJ nie zdąży tu dojechać. Byłam zdana tylko sama na siebie i nie widziałam wyjścia z tej sytuacji. Może i ojciec nauczył mnie strzelać, ale teraz nie miałam nawet z czego.

- Tylko troszkę. - Puścił mi oczko, robiąc krok w moją stronę. Cofnęłam się automatycznie, aż natrafiłam na ścianę. Powietrze uszło ze mnie jak z pękniętego balonika, a panika chciała się wyrwać na zewnątrz. - Chciałem się upewnić jak daleko zajedziecie.

Otworzyłam szerzej oczy.

- Uszkodziliście samochód? - wyjąkałam, a serce zaczęło jeszcze głośniej dudnić w mojej piersi.

Roześmiał się ponuro, a jego wzrok padł na mojej sutki. Przeklinałam się w myślach za moją słabość do chodzenia bez staników. Skinner wyciągnął rękę i ujął moją pierś. Oddech ugrzązł mi w gardle i zacisnęłam z całej siły oczy, wbijając plecy w ścianę. Nie miałam już się gdzie odsunąć.

- Rush zaraz wróci - powiedziałam żałośnie. - A wtedy cię zabije.

Kącik ust Skinnera uniósł się w kpiącym uśmiechu.

- Wątpię. Postaram się być szybki - odpowiedział, ciągnąć za moją bluzkę. Krzyknęłam, kiedy materiał rozerwał się na szwie. - Chciałbym się trochę zabawić z suką Hellhoundersów. Słyszałem, że jesteście dobrze wyszkolone.

Coś niebezpiecznego zalśniło w jego oczach, a panika wystrzeliła w moje żyły, jak pokaz fajerwerków. Moje nogi automatycznie wystrzeliły, zbierając się do ucieczki, chociaż rozum podpowiadał mi, że nie miałam żadnych szans. Wielkie ręce Skinnera od razu złapały mnie za ramiona i na powrót przycisnęły do ściany. Przywarł do mnie mocno, unieruchamiając w pułapce między jego ciałem a ścianą.

Oddech miałam szybki, zupełnie jakbym przebiegła kilkanaście mil, a łzy wypełniały moje oczy.

- Puść mnie! - wrzasnęłam, wierzgając na wszystkie strony. - Puść mnie, ty sukinsynu!

Uderzył mnie w policzek, a moje usta zalała krew. Zamilkłam na moment, jednocześnie nieruchomiejąc. Skinner złapał mnie za przedramiona i szarpnął mną gwałtownie, popychając w stronę łóżka. W panice, zahaczyłam o własne stopy i potknęłam się. Moja głowa uderzyła o kant nocnego stolika i ostry ból przeszył całe moje ciało.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a kiedy zawroty głowy zniknęły uświadomiłam sobie, że leżałam na łóżku, a Skinner gwałtownym ruchem pozbawił mnie szortów.

Wrzasnęłam, na oślep kopiąc i uderzając rękami, ale złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił je nad moją głową. Panika wypełniła całe moje ciało, a krew zmieniła się w żywą adrenalinę. W uszach mi szumiało i musiałam zamrugać kilkanaście razy, żeby skupić wzrok na twarzy Skinnera. Jego granatowe spojrzenie lustrowało moje piersi, a wielkie łapy wsuwały się pod rozerwaną bluzkę. Oprócz niej i majtek nie miałam na sobie nic i głuchy szloch chciał wyrwał się w mojego gardła. Bezsilność zalała całe moje ciało i przez chwilę chciałam zamknąć oczy i pozwolić mu zrobić to po co tu przyszedł.

- Rush cię zabije - syknęłam, znajdując w sobie resztki odwagi. - Mój ojciec cię zabije.

Zaśmiał się cicho, przybliżając twarz do mojej. Jego oddech śmierdział fajkami i kawą. Żołądek ścisnął mi się w supeł.

- Twój ojciec jest starym, zardzewiałym sukinsynem - odpowiedział, uśmiechając się obleśnie. - Nic mi nie może zrobić.

Rozejrzałam się dookoła, szukając pod ręką czegoś, co mogłabym użyć do obrony, ale oprócz lampki nocnej nic nie dostrzegłam. Nóż myśliwski, który dał mi Rush leżał na wąskim parapecie, zdecydowanie poza moim zasięgiem. Moje ręce i tak były skrępowane jego wielką łapą. Próbowałam się kręcić i kopać, ale przygniatał mnie do materaca swoim ciężarem.

Odchylił się lekko, mocniej ściskając moją pierś. Krzyknęłam, gdy pociągnął mocno za mój sutek. Jego usta wykrzywiły się w tym samym zwierzęcym uśmiechu. Nie było w nim niemal nic ludzkiego. Pieprzony psychopata.

- Wiesz, odpuściłbym sobie - powiedział poważnym tonem. Podciągnął moją potarganą bluzkę tak, że moje piersi były w pełni widoczne. Serce galopowało mi tak mocno w piersi, że byłam pewna, że lada moment wyskoczy. - Ale widziałaś jego spojrzenie? Nie mogę przepuścić takiej okazji, piękna. Zabawić się z suką pierdolonego Hellhoundersa, kiedy tylko jest okazja? - Zagwizdał kręcąc głową.

Żołądek podszedł mi do gardła, kiedy uświadomiłam sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Moje oczy wypełniły się łzami i byłam o krok od tego, żeby go błagać o litość.

Odsunął się na moment, a nacisk jego ciała zniknął. Wciągnęłam głośno powietrze, znowu próbując się wyrwać, ale nie było mi to dane. Jego ręce zacisnęły się na moich biodrach i wsunął palce pod gumkę moich majtek. Z mojego gardła wyrwał się stłumiony, żałosny krzyk, a łzy zapiekły mnie pod powiekami. Próbowałam się przekręcić na brzuch i przeczołgać na brzeg łóżka, ale szybkim ruchem pozbawił mnie majtek. Zaplątały się na chwilę w moich kostkach, kiedy zaczęłam w panice kopać.

Zaczął rozpinać rozporek, klękając przede mną na materacu. Przełknęłam głośno ślinę, a moje ciało samo zareagowało. Kopnęłam go w szczękę najmocniej jak potrafiłam. Głuchy trzask uderzających o siebie zębów rozniósł się w pokoju.

Krew trysnęła z jego ust, ochlapując moją twarz i koszulkę, kiedy najszybciej jak potrafiłam rzuciłam się w stronę parapetu, gdzie leżał nóż myśliwski. Moje palce dotknęły rękojeści i w tej samej chwili, poczułam, jak zacisnął pięść na moich włosach.

Wrzasnęłam z bólu, czując jak łzy wypłynęły z moich oczu. Obraz rozmazał mi się przed oczami, ale nie zwolniłam zaciśniętych palców.

- Ty suko - warknął, rzucając mnie na podłogę. Siła uderzenia pozbawiła mnie powietrza z płuc. Oczy zaszły mi czarnymi plamami i musiałam zamrugać, próbując ze wszystkich sił zachować przytomność.

Zaczął mnie kopać na oślep, a ja mogłam tylko tłumić krzyk i zasłaniać twarz dłońmi. Przestał na moment, a ja zaczęłam się czołgać w panice w stronę drzwi. Czułam, jak stróżka ciepłej krwi spływała mi po brodzie. Nóż nadal zaciskałam w palcach, a Skinner jakby napędzany wściekłością, nawet tego nie zauważył.

- Ty pierdolona, mała kurwo - warczał nadal, chwytając mnie za kostki. Pociągnął mnie w swoją stronę, a szorstka wykładzina raniła mój i tak obolały brzuch. Pisnęłam, kiedy gwałtownym ruchem obrócił mnie na plecy. Czułam się, jak pieprzona szmaciana lalka. Panika wypełniła całe moje ciało.

Skinner wyciągnął ze spodni swojego sterczącego kutasa i brutalnie rozszerzył moje uda. Łzy płynęły po moich policzkach, a serce galopowało tak szybko, że nie słyszałam niczego oprócz jego bicia. Krew szumiała mi w uszach.

Poczułam jak czubek jego penisa napiera na moją kobiecość. Nachylił się nade mną, dusząc ciężko do mojego ucha. Prawą ręką nadal trzymał mój nadgarstek, ale druga przeniosła się na moją szyję, zaciskając na niej z całej siły palce. Czułam, jak zaczynało brakować mi powietrza, a ciemność tańczyła przed moimi oczami.

A potem zalało mnie morze czerwieni. Gorąca krew spłynęła na moją twarz, sprawiając, że niemal nie zwymiotowałam. Chlusnęła do moich na wpół otwartych ust. Zacisnęłam z całej siły powieki, wcześniej widząc malującą się panikę w granatowych oczach Skinnera.

Szach mat, skurwysynu.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro