Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Na lewym policzku, tuż po okiem miał małą, błyszczącą bliznę. Ledwo widoczną, nie dłuższą niż dwa centymetry. Przejechałam po niej palcem, czując na sobie jego uważne spojrzenie.

Powietrze było duszne i ciężkie. Zdawało się, że stoi nieruchomo, bez najmniejszego podmuchu wiatru. Było w tym coś hipnotyzującego, jak czekanie na burze, kiedy czarne chmury kłębią się i kłębią i człowiek mimowolnie zastanawia się, kiedy się zacznie.

W ogrodzie rozbrzmiewała spokojna muzyka, zmieszana z rozmowami i śmiechami gości weselnych. Rush przez całą ceremonię wyglądał na wyjątkowo spiętego. Patrzenie na niego było wręcz bolesne. Nie miałam pojęcia co się tutaj działo, ale podejrzewałam, że kryła się tu jakaś głębsza historia. Nie spodziewałam się, że Rush był chłopakiem z bogatej rodziny. To w ogóle do niego nie pasowało. W moich myślach zawsze był szorstkim Rushem, członkiem klubu motocyklowego. Zupełnie jakby jego życie zaczęło się dopiero, kiedy ubrał kutę. Jakby wcześniej nie istniało. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jednak zobaczenie tego wszystkiego było wręcz kuriozalne.

Przejechałam palcem po jego policzku. Był szorstki, pokryte krótkim góra czterodniowym zarostem. Przyjemnie mrowił w palce. Wypiłam więcej niż powinnam i powoli odczuwałam tego skutki, ale Rush zdawał się nie przejmować moim stanem. Nie opuścił mojego boku nawet na moment i miałam wrażenie, że byłam jego tarczą, buforem bezpieczeństwa między nim a jego rodziną. Nie przeszkadzała mi ta rola.

— Blizna pod okiem? — zapytałam, nie patrząc w jego oczy. Wiedziałam, że jeśli spojrzę przepadnę. Było coś w tych oczach. I nie byłam pewna, czy chcę odkryć tę tajemnicę.

Stał blisko mnie, oparty o drewnianą balustradę na werandzie, trzymając mnie tak blisko, jak tylko się dało. Czułam jego złączone dłonie tuż nad moimi pośladkami. Wokół nas kręciło się kilka osób, ale nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi.

Ciepłe światło lampek sprawiało, że twarz Rusha wydawała się miększa, traciła na swojej szorstkości, sprawiając, że był bardziej przystępny. A może to jedynie moje upojenie alkoholowe podsuwało mi takie myśli. Jednego byłam pewna – wyglądał cholernie dobrze w garniturze. Do tej pory nie potrafiłam sobie go wyobrazić w niczym innym, jak w podartych dżinsach i spranej koszulce, ale teraz... cholera.

— Siostra próbowała mi wydźgać oko. Miała może jakieś cztery lata. Wyjątkowo charakterna z niej kobieta.

Skinęłam głową, patrząc jak poruszały się jego usta. Alkohol krążył w moich żyłach, rozgrzewając moje ciało i dodając mi odwagi. Nie przeszkadzały mi już osądzające spojrzenia jego sióstr i rodziców. Dopóki Rush patrzył na mnie w taki sposób jak teraz, inni nie mieli znaczenia.

— Która?

— Lucy.

— Lucy... — powtórzyłam cicho, sunąc palcem po jego policzku, niżej i niżej, aż zatrzymałam się niemal na obojczyku w miejscu, gdzie skóra pod materiałem białej koszuli. Sama rozpięłam mu dwa guziki, kiedy dotarło do mnie, że co pięć sekund poprawiał sztywny kołnierzyk. Nie byłam wytworną damą z tego świata, więc mogłam sobie na to pozwolić.

— A ta? — zapytałam, obserwując kolejną bliznę. Była dużo większa i wyraźniejsza.

— Nie chcesz wiedzieć — odpowiedział cicho.

— Nie?

Pokręcił głową, odgarniając mi za ucho kosmyk włosów. W jego oczach lśniło coś miękkiego. Nie powinno tego tam być, a co gorsza nie powinno mi się to podobać. Musiałam się upomnieć, że był motocyklistą, jednym z chłopców mojego ojca. Kimś od kogo obiecałam trzymać się z daleka. Nie chciałam być jak moja mama, która skończyła z brzuchem i złamanym sercem. Mój ojciec nigdy nie zostawił swojej żony, nawet po tym jak zaciążył moją mamę. Nie chciałam być jak Tammy, płacząc w poduszkę po tym jak pieprzony Hellhounders zacznie puszczać się na mieście.

— Związana z klubem? — dopytywałam, badając na ile mogę sobie pozwolić. Miałam wrażenie, że stąpam po bardzo kruchym lodzie. Czułam, jak mięśnie Rusha się spięły.

Znowu pokręcił głową.

— Z moim poprzednim życiem.

— Oh...Czy... czy Celeste też ma związek z poprzednim życiem? — wymamrotałam, przypominając sobie tatuaż na jego sercu.

Drgnął, jakbym ukłuła go szpilką.

Spojrzałam na niego uważnie, czując jak dreszcz przebiega mi po kręgosłupie. Głupia Santana. Głupi alkohol.

Spojrzał gdzieś ponad moją głowę, a ja miałam wrażenie jakbym obudziła się z dziwnego letargu. Nagle znowu byłam świadoma, kręcących się wokół nas ludzi, a pijackie krzyki i śmiechy stały się wyraźniejsze. Wesele trwało w najlepsze.

— Przepraszam, Rush. — Serce waliło mi dziko w piersi, kiedy zacisnęłam palce na białym materiale jego koszuli.

Zagryzł dolną wargę i pokręcił głową, jakby do swoich myśli.

— O tym nie będziemy rozmawiać, dziecinko.

Przyjrzałam mu się uważnie, ale nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy. Zmieniła się w przystojną, kamienną maskę, przez którą nie przebijały się żadne emocje. Chciałam pytać dalej, ale ten dziwny błysk w jego oczach nakazywał mi zachować milczenie.

Stałam więc bez ruchu, nie mając pojęcia co powinnam zrobić. Zostawiłam następny ruch dla niego. Miałam niejasne wrażenie, że reguły naszej gry znowu zostały zmienione. I tak jak za każdym poprzednim razem, teraz również zapomniano mnie o tym powiadomić.

Z ust Rusha wydobyło się ciche westchnienie i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Położył dłoń na moim policzku, a ja przymknęłam powieki, delektując się ciepłem jego ciała. Kciuk delikatnie pogładził moją rozgrzaną skórę, a potem przeniósł się na usta. Rozchyliłam je mimowolnie.

— Jesteś tak kurewsko piękna, dziecinko — szepnął, sprawiając, że otworzyłam oczy. Omal nie wciągnęłam ze świstem powietrza, widząc jego intensywne spojrzenie. Nie miałam pojęcia jak nazwać skrywające się w nich emocje, ale miałam wrażenie, że szalała w nim burza stulecia. — Tak cholernie mieszasz mi w głowie.

Przełknęłam głośno ślinę, kiedy przysunął do mnie twarz. Jego dłoń dotknęła mojego karku, a druga nadal zaciskała się tuż nad moim tyłkiem.

— Chcesz mnie pocałować? — zapytałam, czując jego gorący oddech. Pachniał whisky i miętową gumą, tworząc ostrą orzeźwiającą mieszankę.

Zaśmiał się cicho.

— Tak, psujesz moment.

— Ok, już się zamykam — szepnęłam, przymykając powieki.

Serce tłukło mi się dziko w piersi, a całe ciało spięło się w nerwowym oczekiwaniu. Nie miałam pojęcia czym się stresowałam. Nie był to przecież nasz pierwszy pocałunek. Całował mnie wiele razy i to z większą pasją i siłą. A mimo to miałam wrażenie, że teraz coś było inaczej. Jakby ten pocałunek faktycznie był pierwszym. Jakby był podjęty w pełnej świadomości. Oboje wyrażaliśmy na niego pełną zgodę. Nie było w nim wściekłości. Nie miał być ucieczką od tłumiących się w nas negatywnych emocji.

Wargi Rusha były ciepłe i delikatne. Nie śpieszył się, zupełnie jakby dawał mi czas na zmianę zdania. Jego palce na moim karku zacisnęły się odrobinę mocniej, kiedy na mnie naparł. Wsparłam się na jego klatce piersiowej i stanęłam na palcach, chcąc być bliżej niego.

Serce biło mi tak szybko w piersi, że ledwo słyszałam muzykę. Rozchyliłam wargi, pozwalając jemu językowi wtargnąć do środka. Smakował wolnością i niebezpieczeństwem, a mimo to chciałam więcej. Mimowolnie zacisnęłam mocniej palce na materiale jego koszuli.

Omal nie jęknęłam, kiedy ktoś szturchnął mnie w plecy, sprawiając, że oderwałam się od ust Rusha. Rzuciłam spojrzenie za siebie, a Rush warknął jak wściekłe zwierzę. Mężczyzna, który nas potrącił uniósł w gorę ręce w obronny geście i mamrotając przeprosiny, zniknął w tłumie.

Poczułam, że paliły mnie policzki. Spojrzenie Rusha było cholernie intensywnie i zadrżałam pod nim, zupełnie jakby owiał mnie chłodny wiatr. Bałam się tego co mogłam mu powiedzieć.

— Przepraszam, muszę do toalety — szepnęłam cicho, czując pierwsze podrygi paniki. To zdecydowanie nie miało tak wyglądać. Miałam to zakończyć, a nie pozwalać mu się całować. Ten pocałunek podobał mi się bardziej niż powinien.

Przepchałam się przez tłum, czując na karku spojrzenie Rusha. Nie miałam jednak odwagi się odwrócić. Szybko znalazłam toaletę i opłukałam nadgarstki lodowatą wodą, bojąc się przemyć twarz, żeby nie zniszczyć makijażu.

— Weź się w garść, dziewczyno — szepnęłam do swojego odbicia w lustrze. Moje policzki były zarumienione, a oczy błyszczały w ciepły świetle lampy. Włosy miałam lekko rozczochrane od rąk Rusha i tańczenia na ustawionym w ogrodzie parkiecie, ale czerwona sukienka, którą pożyczyła mi Amber nadal leżała idealnie.

Nie miałam pojęcia, dlaczego ten zwykły pocałunek namieszał mi w głowie i rozpalił bardziej niż wszystkie razy z Rushem razem wzięte. To był jedynie delikatny pocałunek, cholernie powolny i budzący we mnie coś dziwnego. Nie podobały mi się te uczucia. Zdecydowanie nie powinnam ich czuć. Były niebezpieczne.

Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z łazienki. Serce powoli zwalniało, aby wrócić do swojego normalnego rytmu. I właśnie wtedy moje kroki zgubiły rytm i zatrzymałam się na środku salonu. Na białej ścianie znajdowały się ramki ze zdjęciami. Zajmowały prawie całą wolna powierzchnię. Podeszłam do nich bliżej, uważniej przypatrując się jednemu zdjęciu. Było czarno-białe i duże jak kartka z bloku. Zmarszczyłam brwi, a moje serce, które jeszcze nie zdążyło się uspokoić, znowu podjęło szybszy rytm.

Rush miał na sobie smoking a jego oczy, mimo iż nieruchome i pozbawione koloru, zdawały się być uosobieniem najczystszego szczęścia. Jednak to osoba stojąca przy jego boku, sprawiła, że serce podeszło mi do gardła. Miałam wrażenie, jakby nagle ktoś wylał mi na głowę wiadro lodowatej wody.

Kobieta miała na sobie białą suknię, a włosy upięte w elegancki kok. Jednak to nie jej wygląd sprawił, że mój żołądek związał się w supeł, ale jej pełne miłości spojrzenie. Patrzyła na Rusha z taką samą miłością, jak on na nią. Trzymała w ręku bukiet jasnych kwiatów, a na jej palcu lśniła obrączka. Powiodłam spojrzenie na zamkniętego w czasie Rusha i na jego dłoń. On również miał obrączkę.

Cofnęłam się o krok, a nogi miałam dziwne miękkie. Nieznane uczucie złapało mnie za serce i ścisnęło je brutalnie. Nie miałam pojęcia jak się z tym czułam, ale fakt pozostawał faktem. Rush miał żonę. Czyżby chodziło o Celeste?

Z szybko bijącym sercem ruszyłam w stronę ogrodu. To nie był dobry czas, aby o to pytać, ale kusiło mnie jak cholera. To nie była jednak moja sprawa. Jeśli Rush chciałby mi o tym powiedzieć, to by to zrobił. Nie byliśmy parą i nie mieliśmy nią być. Ten czuły, pełen uczuć pocałunek nic nie zmieniał. Sam Rush powiedział, że tylko okazjonalnie się pieprzymy. Taka była prawda i musiałam to zakończyć.

Zacisnęłam mocno ręce w pięści, a ból wbijających się we wnętrze dłoni paznokci trochę odwrócił moją uwagę od czarno-białego zdjęcia. Zeszłam z werandy i rozejrzałam się w tłumie. Na środku ogrodu ustawiono wielki, biały namiot z drewnianą podłogą. Okrągłe stoliki ustawione były w jego wnętrzu, zostawiając pośrodku miejsce dla tańczących gości. Wszystko sprawiało delikatne wrażenie, a subtelny zapach bladoróżowych kwiatów sprawiał, że miałam wrażenie, jakbym przeniosła się do innej krainy.

Szybko wypatrzyłam w tłumie Rusha i wiedziałam, że coś było nie tak. Stał naprzeciwko jakiegoś mężczyzny, a minę miał przy tym taką jakby lada moment miał wyciągnąć spluwę i strzelać na oślep. Ta mina bardziej pasowała do Rusha, którego znałam. Bardziej pasował do mojego świata, nawet jeśli garnitur był mylący. Mężczyzna powiedział coś do niego na co ręka Rusha wystrzeliła do przodu spotykając się z twarzą nieznajomego. Kilka kobiet krzyknęło głośno i nie minęła sekunda, a niemal wszyscy odwrócili się w ich stronę.

Przedarłam się przez tłum, torując sobie drogę łokciami i mając głęboko w poważaniu, wściekłe spojrzenia. Nie miałam znowu spotkać tych ludzi, nie musiałam się przejmować tym co o mnie myśleli. Szepty unosiły się w powietrzu.

Mężczyzna wyprostował się i splunął krwią. Powiedział coś do Rusha, ale nie dosłyszałam wyraźnie słów. Cokolwiek to było, nie mogło być przyjemne. Podziałało na Rusha jak płachta na byka. Niemal widziałam, jak coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. Pchałam się naprzód, rozpychając łokciami, choć sama nie wiedziałam co chciałam zrobić.

Kiedy udało mi się dotrzeć na tyle blisko, żeby ich słyszeć, dwóch mężczyzn złapało pod ręce nieznajomego, ale Rusha musiało przytrzymywać aż trzech, a mimo to nie przestawał się szarpać. Zupełnie jakby obudziło się w nim dzikie zwierzę. Wściekłość na jego twarzy była wręcz namacalna, a ja poczułam dziwną potrzebę, żeby go ratować. Miałam gdzieś zdjęcie. Miałam gdzieś Celeste. Nie było jej tutaj, a ja owszem.

— Olly, uspokój się do cholery! — krzyknął jeden z mężczyzn, trzymających Rusha i z opóźnieniem dotarło do mnie, że to jego ojciec. Rush nie miał jednak zamiaru spełnić jego prośby. Odniosłam dziwne wrażenie, że nie mógł tego zrobić, bo po prostu nie było tu żadnego Olly'ego. Był jedynie Rush i jako jedyna go znałam. Jedynie ja mogłam mu pomóc.

Szturchnęłam przez przypadek jakąś kobietę w bladoróżowej sukni, kiedy rzuciłam się w stronę Rusha. Rzuciłam nerwowe spojrzenie przez ramię na faceta z krwawiącą wargą, po czym stanęłam przez Rushem. Dłonie mi lekko zadrżały, kiedy położyłam je na jego klatce piersiowej. Wyraźnie czułam, jak mocno biło mu serce. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby w ogóle mnie nie widział. Wpatrywał się z furią w mężczyznę, dysząc przy tym jak dzikie zwierzę.

— Rush — powiedziałam cicho, a mój głos sprawił, że zamrugał jakby wyrwany z transu i spojrzał prosto na mnie. Przestał się szarpać, ale mężczyźni nie zwolnili uścisku, nadal przytrzymując go za ramiona. — Przestań. Już przestań, Rush. Cokolwiek powiedział – pieprzyć go.

Mimowolnie zacisnęłam mocniej palce na materiale jego białej, bawełnianej koszuli.

— Puśćcie mnie — warknął do mężczyzn, szarpiąc ramionami. Ci puścili go z niepewnymi minami, jednak nadal stali w miejscu, gotowi w każdej chwili zareagować. Rush jednak nie wydawał się skory do bójki, mimo że wściekłość w jego bladoniebieskich oczach nadal płonęła żywym ogniem. Nie odrywał jednak tego spojrzenia ode mnie. Poczułam, jak robi mi się gorąco.

— Chodź ze mną — szepnęłam cicho.

Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie w górę i w dół w rytmie wściekłych oddechów, ale przełknął ślinę i skinął lekko głową. Złapałam go za rękę i omal nie odetchnęłam z ulgą, czując na dłoni jego szorstkie palce. Bez protestów dał mi się poprowadzić przez tłum. Żadne z nas nie odwróciło się w tył, mimo szeptów i wyczuwalnych spojrzeń.

Czułam na sobie jego uważne spojrzenie, zupełnie jakby mogło prześwietlić mnie na wylot. Moje serce znowu zaczęło bić szybciej, a ekscytacja mieszała się we mnie z nerwowym oczekiwaniem. Rush był moją ucieczką, kiedy nie potrafiłam sobie poradzić sama ze sobą i w tej chwili byłam pewna, że mogłam być tym samym dla niego. Mogłam być jego ucieczką.

Oblizałam wargi i rzuciłam mu przez ramię szybkie spojrzenie, zanim otworzyłam drzwi łazienki i wciągnęłam go do środka.

Zamknął za nami drzwi i oparł się o białą futrynę. Nie miałam jednak zamiaru rozmawiać. Wiedziałam, że rozmowa nie byłam czymś czego teraz chciał i potrzebował. Miałam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy zechce mi powiedzieć co się wydarzyło. Czym tak bardzo się zdenerwował, ale wiedziałam, że to nie był ten czas.

W oczach Rusha lśniło pożądanie i to w pełni mnie zadowalało. Nie chciałam tego analizować. Nie chciałam myśleć o tym, jak bardzo popieprzona i łatwa byłam. Nie chciałam myśleć o tym, że zaczynałam coś do niego czuć. Że było to niebezpieczne i zbyt silne.

Wpiłam się w jego wargi gwałtownie, a on ujął w swoje ręce moją twarz. Całowaliśmy się gwałtownie, tak jak zawsze. Czułam w jego oddechu dym papierosowy i whisky, które wcześniej wypił, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Pozwoliłam mu przejąć kontrolę i poddałam się narzuconemu przez niego szybkiemu tempu. Podniecenie uderzyło w moje podbrzusze, sprawiając, że zaczęło mi pulsować między nogami. Wargi mnie mrowiły, a serce uderzało dziko w piersi. Czułam, że z każdym kolejnym pocałunkiem moje majtki robiły się wilgotne, więc naparłam na niego jeszcze mocniej, mnąc w palcach jego białą koszulę.

Sapnęłam cicho, kiedy Rush odwrócił nas, a moje plecy uderzyły w drzwi. Nie przerwał pocałunku ani na moment. Zarzucił sobie na biodro moją nogę i docisnął do mojej kobiecości swoją erekcję. Jęknęłam głośno w jego usta, czując coraz większe podniecenie. Jego ręka zacisnęła się pod moim kolanem i zaczęła sunąć w górę uda. Zahaczył palcami o koronkowy materiał moich majtek, a ja wciągnęłam ze świstem powietrze. Delikatnie odsunął majki na bok i przejechał palcem po mojej nabrzmiałej kobiecości. Zrobił to nad wyraz powoli, rozprowadzając wilgoć na całej mojej cipce.

— Kurwa, ale jesteś dla mnie mokra — szepnął w moje wargi, ale ugryzłam go mocno, skutecznie go uciszając. Zawsze byłam dla niego mokra. Warknął, wbijając się na powrót w moje usta. Jego palce zaczęły gładzić moją cipkę, a ja wiłam się pod jego dotykiem, jakby błagając o więcej. Wiedziałam, że chciał mnie doprowadzić do ostateczności. Jego palce poruszały się w idealnym rytmie, przejeżdżając po całej długości moich warg.

Moja potylica uderzyła w drzwi, a z mojego gardła wydobył się zawstydzający jęk. Wypięłam biodra w jego stronę, synchronizując ruchu mojej miednicy z jego palcami. Chciałam go błagać, aby wreszcie wsunął we mnie palce, ale żadne słowa nie chciały przejść przez moje gardło. Było mi tak cholernie dobrze, a jednocześnie było za mało. Chciałam więcej, potrzebowałam go, żeby wypełnić pustkę i dać upust pragnieniu.

— Co dalej, dziecinko? — szepnął zachrypniętym tonem, nie przestając gładzić mojej cipki. Zacisnęłam mocno wargi, starając się opanować drżenie całego ciała. Moje nogi były miękkie jak z waty. Miałam wrażenie, że za tym pytaniem kryło się coś jeszcze. Coś głębszego, ale poruszające się na mojej kobiecości palce utrudniały mi ocenę sytuacji.

Jęknęłam w jego usta, a w jego oczach zalśniło czyste pożądanie. Nie odrywał ode mnie spojrzenia, a ja nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy.

— Rush...

Oblizał wargi, przyśpieszając ruch palców. Miałam wrażenie, że zaraz oszaleję. Moje majtki były całkowicie przemoczone. Czułam wilgoć po wewnętrznych stron ud i desperacko potrzebowałam, aby pulsowanie ustało. Moja cipka zaciskała się boleśnie, odczuwając pustkę.

— Co dalej, dziecinko? — powtórzył pytanie, a intensywność w jego oczach sprawiła, że musiałam przymknąć na moment powieki. Miałam wrażenie, jakby był w stanie prześwietlić mnie na wylot. — Co mam z tobą zrobić?

Otworzyłam usta, chcąc odpowiedzieć na to pytanie, ale wydobywał się z nich jedynie mój przyśpieszony oddech. Jęknęłam, kiedy zatrzymał palce przyciskając je mocno do mojej łechtaczki. Tak niewiele potrzebowałam do spełnienia.

— Cokolwiek zechcesz — szepnęłam wyzbywając się wstydu i godności.

— Jesteś pewna, Santa? — zapytał niskim, gardłowym tonem, przechylając lekko głowę. Mocniej zacisnęłam nogę wokół jego pasa, jednocześnie dociskając palce do mojej pulsującej kobiecości.

— Tak — odparłam słabo, zamykając oczy i opierając głowę o drzwi.

.

Rush przestał mnie całować. Odsunął lekko głowę, tak żeby mógł na mnie patrzeć i nie przestawał pieprzyć mnie palcami. Wyciągał je niemal całe, żeby zaraz potem wsunąć je go środka jednym, gwałtownym ruchem. Z każdym pchnięciem wydawałam z siebie zawstydzająco głośny jęk, ale nie czułam wstydu. Rush patrzył na mnie z czystym głodem. Musiałam jednak zamknąć powieki, czując budującą się we mnie rozkosz. Rush przyśpieszył ruchy, ja doszłam wykrzykując jego imię. Zacisnęłam mocno palce na jego ramionach, wbijając w jego skórę paznokcie. Ruchy Rusha robiły się coraz wolniejsze i przycisnął dłoń do mojej łechtaczki, przedłużając mój orgazm.

Dyszałam ciężko, patrząc jak wyciągnął rękę z moich majtek i zlizał ze swoich palców moje soki. Nie odrywał przy tym ode mnie spojrzenia. Pożądanie w jego oczach było niemal namacalne.

— Na kolana — rozkazał, a kolejna fala podniecenia znowu uderzyła między moje nogi. Patrząc mu odważnie w oczy, spełniłam polecenie. Oparł się o drzwi i przymknął na moment powieki, kiedy rozpięłam jego pasek. Sprzączka zabrzęczała w ciszy. Odpięłam zamek i wyciągnęłam jego penisa z czarnych bokserek. Był nabrzmiały i wielki.

Krew szumiała mi w uszach, zagłuszając odgłosy zza drzwi. Świadomość, że od tłumu ludzi dzieliła nas jedynie cienka warstwa drewna, nie zmniejszała mojego podniecenia.

Przejechałam palcem po czubku jego kutasa rozmazując na nim preejakulat. Rush wciągnął głośno powietrze, kiedy przejechałam językiem po całej jego długości. Zamknął oczy, a ja odważyłam się wziąć go do ust. Stłumiony jęk rozkoszy wydobył się z gardła Rusha, kiedy zassałam go mocno. Jego ręka złapała mnie za tył głowy, zmuszając abym wzięła go głębiej. Obijał się o moje gardło, ale nie miałam zamiaru przestać.

Ciche, gardłowe jęki Rusha wypełniły łazienkę. Biodra Rusha zaczęły poruszać się rytmicznie, a palce na moich włosach zacisnęły się mocno. Zassałam go mocniej, czując, że nabrzmiewa jeszcze bardziej. Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby się odsunąć, gdy w końcu skończył w moich ustach.

Przełknęłam nasienie i otarłam usta wierzchem dłoni. Rush otworzył oczy, patrząc na mnie z góry z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Teraz, kiedy podniecenie opadło nie byłam już taka pewna swojej decyzji. To co zrobiliśmy nie miało mieć żadnego znaczenia. Nie byłam jego kobietą i nie chciałam nią być, a mimo to czułam niepewności. Chciałam, żeby coś zrobił, choć nie miałam pojęcia co miałoby to być. Nie chciałam zapewnień o miłości i oddaniu. Dlaczego więc mimo to czułam taką cholerną pustkę?

Rush wyciągnął dłoń, pomagając mi wstać w klęczek. Przyjęłam ją, zagryzając mocno dolną wargę. Nic nie mogłam wyczytać z oczu Rusha. Jego przystojna twarz zmieniła się w kamienną maskę.

Wychodząc z łazienki, czując jak jego palce splatają się z moimi, wmawiałam sobie, że nie ma najmniejszego znaczenia to, że podoba mi się trzymanie go za rękę. Wmawiałam sobie, że jutro Rush i ta dziwna fascynacja przestanie istnieć. Kiedy tylko dojedziemy do domu, wszystko się skończy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro